25

Fallon

- Jesteś pewna, że sobie poradzisz, kotku?

Stałam przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Nixona. Serce podchodziło mi do gardła. Nie wiedziałam, dlaczego ten człowiek wywoływał we mnie tak wiele sprzecznych emocji. Będąc przy nim, czułam się bezbronna. Nie podobało mi się, że tak na mnie działał.

Postanowiłam jednak skorzystać z rady Vitalego i porozmawiać w cztery oczy z szefem mafii. Nie byłam pewna, czy poradzę sobie bez wsparcia Xaviera. Nie mogłam jednak dłużej wytrzymać niepewności. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Vitale spał na podłodze, a ja zajęłam jego łóżko. Przed pójściem spać musiałam długo przekonywać mężczyznę, że nie musi przykuwać mnie do łóżka.

- Dam radę - odparłam żałośnie, pocierając dłonie ze zdenerwowania.

- Spójrz na mnie, kotku.

Uniosłam głowę, aby spojrzeć w oczy blondyna.

- Nixon cię nie zje. Kocha Xaviera, a co za tym idzie, pokocha również ciebie. Nie obawiaj się go. Nie idziesz na skazanie. Będę tuż za drzwiami, w porządku? Kiedy uznasz, że masz dość, wyjdź. Obronię cię przed naszym groźnym królem.

Uśmiechnęłam się lekko, kiwając głową.

- W takim razie wchodzę.

Zapukałam dwukrotnie w drzwi. Nie usłyszałam ze środka odpowiedzi. Postanowiłam zaryzykować i otworzyłam drzwi bez pozwolenia. Wkroczyłam tym samym do komnaty króla zaginionego miasta i tym samym szefa mafii. 

Blondyn siedział za biurkiem. Był tak pochłonięty papierkową robotą, że zauważył moją obecność dopiero w chwili, w której zamknęłam za sobą drzwi. Początkowo Nixon obserwował mnie niczym ofiarę. Oblała mnie fala gorąca. Pożałowałam, że tutaj przyszłam. Mogłam siedzieć w pokoju Vitalego i czekać, aż dostanę zgodę na zobaczenie się z moim Xavierem.

Nerwowa atmosfera w jednej chwili mnie opuściła, gdy Nixon wstał. Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Miał na sobie rozciągniętą koszulkę z krótkim rękawem i dresowe spodnie. Nie miał butów, a jego wygląd prezentował się tak, jakby szef mafii dopiero co wyszedł z łóżka.

- Jak się ma moja mała laleczka? 

Mężczyzna rozłożył ramiona i uściskał mnie mocno. Zaskoczyła mnie jego czułość.

- Chodź, kochanie. Usiądziemy sobie wygodnie na kanapie.

Nixon objął mnie w pasie i podprowadził do kanapy. Usiadł na niej i poklepał miejsce obok siebie. Przełknęłam ślinę i usiadłam obok niego.

- O co chodzi, laleczko? Przyszłaś spytać o twojego chłopca?

Ogarniałam wzrokiem przestrzeń osobistą Nixona. Jego biuro wyglądało jak wyjęte z jakiegoś wysokobudżetowego filmu. Podobało mi się tutaj, ale przez cały czas nieodzownie towarzyszyło mi uczucie niepokoju.

Poskoczyłam w miejscu, gdy poczułam dłoń mężczyzny na udzie. Spojrzałam mu się w oczy. Biła z nich troska i zmartwienie.

- Rozmawiaj ze mną. Po coś tutaj przyszłaś. 

Pokiwałam głową. Wykręcałam palce dłoni. Nie chciałam zachowywać się tak żałośnie i niepewnie.

- Czy Xavier jest w domu? Jest bezpieczny?

Nixon gładził mnie po udzie, a jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mi przerwać z nim kontaktu wzrokowego.

- Tak, laleczko. Twój chłopiec jest w domu i ma się dobrze. Wybacz, że odizolowałem cię od niego. Xavier jest wrażliwym i delikatnym człowiekiem. Potrafi być bezlitosną maszyną do zabijania, która nie kieruje się uczuciami, ale jego przeszłość wciąż go dręczy. Czasami musi pobyć sam przez dłuższy czas, aby doszedł do siebie. Pomagam mu w tym. Jest moim przyjacielem i prawą ręką. Muszę o niego dbać. 

Na końcu języka miałam wiele pytań. Postanowiłam się przemóc i spróbować porozmawiać z tym tajemniczym mężczyzną.

- Vitale mi mówił, że jesteś dobrym psychologiem. Nie gniewaj się, ale nie wiem, czy to prawda.

Blondyn wolną ręką przeczesał palcami zmierzwione włosy. Uśmiech nie znikał z jego przystojnej twarzy.

- Moje metody leczenia są niekonwencjonalne. Jak się domyślasz, jako szef organizacji przestępczej nie mam wielu klientów. Korzystam jednak z dyplomu, pomagając moim podwładnym. Xavier jest jednym z nich.

- O co chodzi z niekonwencjonalnymi metodami? Co masz na myśli?

- Och, laleczko.

Nixon wstał. Naszła mnie ochota, aby czym prędzej uciec i poprosić, aby Vitale zabrał mnie jak najdalej stąd. Szef coraz bardziej mnie przerażał. Nie wiedziałam, co planował.

Śledziłam go wzrokiem, gdy podążył do biurka. Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej przedmiot, który schował za plecami. Powoli podszedł do mnie, obserwując mój niepokój.

- Musisz przestać się mnie bać, laleczko. Nie zrobię ci krzywdy. Nie podoba mi się to, jak drżysz, kiedy jesteś przy mnie. To musi się zmienić. 

Mężczyzna usiadł na miejscu, które zajmował wcześniej. Dalej nie widziałam przedmiotu, który wyjął z biurka.

- Chciałbym, abyś przede mną uklękła. 

Spojrzałam wielkimi oczami na Nixona. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Zastąpiła go surowa obojętność. 

- Nixon, ja nie...

- Spokojnie, kochanie. Zaufaj mi. O wszystkim powiem później Xavierowi, zgoda?

Nie wiem, co mną kierowało. Dalej czułam niewyobrażalny strach. Dłonie mi drżały. 

Spuściłam wzrok i zsunęłam się z kanapy. Nixon rozchylił nogi i położył między nimi poduszkę. Uklękłam na niej, a wtedy blondyn chwycił w palce mój podbródek i zmusił, abym na niego spojrzała.

- Mówiłem ci, że moje metody są niekonwencjonalne. Stosuję terapię szokową. Nie wiem jeszcze, jak mógłbym pomóc tobie, ale z pewnością prześwietlę twój profil i cię uratuję. W tym domu nie wstydzimy się prosić o pomoc. Każdy członek mafii wie, że zawsze może do mnie przyjść z każdym problemem. Nawet najbardziej intymnym czy wstydliwym.

Nixon pogładził mnie po policzku. Jego usta drgnęły, wyginając się w prawie niewidoczny uśmiech.

- Jestem dominujący, laleczko. Moich pacjentów traktuję jak swoich uległych.

Wtedy wyciągnął zza pleców tajemniczy przedmiot, którym okazała się być czarna, skórzana obroża z kółeczkiem doczepionym z przodu. Zwisała z niego prowizoryczna, dość krótka smycz. Na moich policzkach pojawiły się czerwone plamy gorąca. Nie musiałam na siebie patrzeć w lustrze, aby wiedzieć, że się zarumieniłam.

- Pozwolisz mi, abym założył ci obrożę? Tylko na czas tej rozmowy, dobrze?

Zacisnęłam dłonie w pięści. 

- To nie manipulacja? Nie próbujesz mnie przekonać, abym zdradziła z tobą Xaviera?

Nixon zaśmiał się wniebogłosy. Musiał otrzeć łzy z kącików oczu.

- Moja słodka, niewinna dziewczynko. Jesteś niezwykle urokliwa i śliczna, ale wolę inny typ kobiet. Bez urazy, jasne? Poza tym, należysz do Xaviera. Nigdy bym mu ciebie nie odebrał. Nie jestem takim skurwielem. Chcę ci pomóc, a żeby to się udało, musisz wykonywać moje polecenia. To jak będzie? Zakładamy obrożę?

Pokiwałam głową. Zamknęłam oczy, gdy poczułam, jak blondyn zaciska obrożę na mojej szyi. Kiedy uchyliłam powieki ujrzałam, że Nixon trzyma w garści smycz.

- Jak się teraz czujesz, laleczko?

Po moich dorodnych rumieńcach musiał się domyślać, jak się czułam.

- Gdybym znajdowała się w takiej sytuacji z Xavierem, czułabym się podniecona - wyznałam, starając się pozbyć wstydu. Może wkrótce pożałuję, że przyszłam do Nixona z prośbą o pomoc, ale postanowiłam dać mu szansę. Nie miałam nic do stracenia. Najwyżej będę do końca swojego życia żyć pod jednym dachem z facetem, który powalił mnie na kolana i zrobił ze mnie swoją zabawkę.

- Chciałabyś, aby Xavier cię zdominował?

- Tak.

Nie musiałam zastanawiać się nad odpowiedzią.

Od Xaviera bił niepowtarzalny urok. Miałam ochotę wiecznie go przytulać i pozwalać mu, aby sprawiał mi rozkosz. Kochałam go i chciałam, aby był szczęśliwy. Nie mogłam jednak zapomnieć o wieczorze, kiedy weszliśmy w role pana i jego niewolnicy. Tych kilka chwil odcisnęło na mnie piętno. Nie mogłam wyrzucić z głowy tego, jak Xavier doskonale wcielił się w swoją rolę. 

- Laleczko, przez lata żyłaś zamknięta w domu. Wiesz, na czym polegają takie relacje? Łączące pana i uległą?

Musiałam odwrócić wzrok, aby nie spłonąć burakiem. Ta rozmowa schodziła na coraz dziwniejsze tory. Czułam się niekomfortowo. 

- Kochanie, nie będę cię oceniał. Jestem tutaj po to, aby wam pomóc. Bądź ze mną szczera, dobrze? Potrzebuję poznać prawdę.

- Wiem, na czym to polega.

- Opowiedz mi o tym.

- Przecież ty wiesz, o co chodzi. Jesteś dominujący.

- Chcę poznać twój punkt widzenia, laleczko. Muszę cię prześwietlić. Nie kwestionuj moich poleceń, dobrze? W tej chwili przede mną klęczysz. Na czas rozmowy oddałaś mi nad sobą kontrolę, pozwalając założyć sobie obrożę. Przypominam, że cię nie oceniam. Nie jestem taki.

- Nixon, chyba muszę stąd wyjść...

Mężczyzna gwałtownie szarpnął smycz, gdy chciałam wstać. Powalił mnie na powrót na klęczki. Spojrzałam na niego zszokowana.

- Kiedy jesteś w obroży, mężczyznę, który ci ją założył, nazywasz swoim panem. Nie ważne, czy będę to ja, czy będzie to Xavier. Oczekuję od ciebie szacunku.

- Mam nazywać cię panem?

- Właśnie tak, laleczko. Sama przyznałaś, że chciałabyś zostać zdominowana przez Xaviera. Kto wie? Może przypadnie mi zaszczyt wyszkolenia cię na jego uległą? Powiedz mi proszę, co wiesz na ten temat. 

Zamknęłam oczy. Poczułam się przytłoczona. Cholernie żałowałam, że tutaj przyszłam. Martwiłam się o Xaviera i chcąc wybadać, czy był cały i zdrowy, wplątałam się w pułapkę zastawioną przez tego niebezpiecznego mężczyznę. Wiedziałam, że dopóki nie uzna naszej sesji za skończoną, nie zdejmie mi obroży i nie pozwoli odejść. 

Poczułam, jak Nixon gładzi mnie po policzku. Otworzył dłoń, a ja wtuliłam w nią policzek. Uznałam, że skoro nie kazał mi otworzyć oczu, nie będę ich otwierać, gdy zacznę mówić. 

- Dominujący bierze w posiadanie uległą, panie - zaczęłam, krępując się do granic możliwości. - Ich relacja, wbrew opinii wielu, nie polega na wykorzystywaniu seksualnym. Pan dba o swoją uległą. Wymierza jej kary za niesubordynację i daje nagrody za dobre zachowanie. Relacja łącząca pana i uległą jest silną podstawą ich miłości.

Nie wierzyłam, że mówiłam to na głos. Moja twarz płonęła rumieńcem, ale Nixon tego nie skomentował. W jednej ręce trzymał smycz, a drugą obejmował mój policzek.

- Dokładnie, laleczko. Lepiej ująć tego nie mógłbym. Powiedz mi o swoich potrzebach. Jak widzisz swój związek z Xavierem w najbliższej przyszłości? Myślisz, że wystarczy wam taka słodka, niewinna miłość? Czy potrzebujesz czegoś potężniejszego?

Otworzyłam oczy, patrząc w ślepia Nixona.

On mnie nie oceniał.

Obiecał, że nie będzie tego robił.

- Nigdy nie myślałam o swoich potrzebach seksualnych. Żyłam z dnia na dzień, mając marzenia. Wiele marzeń. Największym z nich było poznanie Xaviera. W moich fantazjach zawsze był facetem bez twarzy. Nie chciałam go sobie wyobrażać jak nie wiadomo jakie bóstwo. Wiele razy zdradzaliśmy w wiadomościach nasze fantazje. Xavier pisał, że chciałby zobaczyć mnie związaną i zdaną na jego łaskę.

- Spodobała ci się ta wizja?

- Kiedy to napisał, natychmiast doszłam.

Nixon uśmiechnął się. Pogładził mnie po głowie, niczym dumny właściciel ze swojego pupila.

- Uważasz, że takie związki są uwłaczające? 

- Nie wiem, panie. Nie zastanawiałam się nad tym.

- Teraz czujesz się upodlona?

Ku mojemu zdziwieniu, wcale tak nie było.

- Bałam się, kiedy założyłeś mi na szyję obrożę. Poczułam ekscytację i podniecenie, ale starałam się nie pozwolić tym doznaniom przejąć nade mną kontroli. Bałam się, że się zatracę i zdradzę ci, czego potrzebuję. Oczywiście, że chciałabym, aby Xavier mnie kochał, wielbił i szanował. Nie jestem jednak pewna, czy taka urokliwa miłość nam wystarczy. Skoro on potrzebuje poczucia, że ma nade mną władzę, chcę mu to dać.

Nixon obserwował mnie uważnie. Patrzył mi w oczy, jakby próbował wyczytać w nich to, czego nie powiedziałam na głos.

- Zobaczysz się z Xavierem jutro, laleczko. Dziś potrzebuje odpocząć po sesji, którą przeszliśmy. Kiedy następnym razem się spotkamy, oboje będziecie przede mną klęczeli z obrożami na szyjach. Otworzę was na to doznanie. Pomogę wam stać się tym, kim w głębi serca pragniecie zostać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top