23
Xavier
obecnie
Nixon chodził po pokoju jakby był w transie. Trzymał w rękach list od chicagowskiego oddziału mafii. Patrzyłem na niego bezsilny. Nixon przeszedł piekło, gdy trafiłem w worku pod mury Zariya. Przez kilka tygodni musiał się mną opiekować jak dzieckiem. Moje ciało przypominało stylizację z horroru. Fizycznie może i wyzdrowiałem, ale psychikę miałem zrytą do dziś.
- Możemy otworzyć ten list?
Przeszkadzanie Nixonowi, gdy ten był w furii, nie było zalecane. Byłem jednak jedyną osobą, której szef ufał w stu procentach. Niejednokrotnie okazałem mu swoją lojalność. Każdego innego człowieka by wypatroszył i nakarmił własnymi wnętrznościami, gdyby ten mu przeszkodził, ale nie mnie.
Blondyn podał mi list. Ostrożnie rozdarłem kopertę i wyjąłem z niej kartkę papieru. Przełknąłem ślinę, po czym otworzyłem list. Czułem się, jakbym trzymał w ręku tykającą bombę. Ręce mi ścierpły na myśl, że wcześniej tego samego papieru mógł dotykać człowiek, który kazał zniszczyć mi uda, pierś i tyłek.
"Drogi Nixonie Navarra,
Zastanawiałeś się kiedyś, jak wielką siłę ma dominujący mężczyzna?
Nie mam na myśli tylko spraw łóżkowych, choć te też są ważne.
Wiem o tobie wiele, szefie. Wiem, kiedy pojawiasz się w ekskluzywnych klubach dla miłośników fetyszy. Wiem o twoich partnerkach, z którymi regularnie się pieprzysz. Mam Ci przypomnieć, że wiem również o twoim ulubionym Xavierze? Chłopcu, który kilka lat temu był moim psem i lizał mu buty na zawołanie?
Ty i ja mamy niewyobrażalną siłę. Oboje jesteśmy niezależnymi, silnymi i dominującymi mężczyznami. Pozwól, że złożę Ci tę propozycję tylko raz. Nie jestem człowiekiem cierpliwym, o czym przekonał się Twój drogi pomocnik, gdy chłostałem jego pierś i prowadziłem na smyczy.
Chcę zaproponować Ci współpracę. Potrzebuję informacji o tym, co dzieje się w Twoim tajemniczym miasteczku owianym tajemnicą w Salt Lake City. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że pomagasz ofiarom swojego szanownego tatusia, który na szczęście zdechł. Mogę Ci pomóc zamknąć interes w miasteczku szybciej, niż tego chcesz. Bo tego chcesz, prawda?
Pojaw się jutro w klubie nocnym Charlise. Wiesz, gdzie jest, bo tam się pieprzysz z dziwkami. Myślisz, że nie mam wszędzie swoich ludzi, Nixonie? Pracujące dla mnie dziwki mówią mi nie tylko o tym, jak mocno je przywiązujesz do łóżek, ale zdradzają nieco więcej szczegółów. Głównie na tematy, które bardziej mnie interesują.
Gdy zjawisz się na miejscu i podasz ochroniarzowi swoje dane, zostaniesz poprowadzony na spotkanie ze mną. Radzę Ci się stawić. Na miejscu możemy ponegocjować. Jeśli Cię nie zobaczę w klubie, zniszczę Cię.
Nie chcesz chyba, aby ktoś podzielił los Twojego Xaviera.
Choć nie ukrywam, że podobało mi się, gdy kajał się u moich stóp i błagał o łaskę.
Z poważaniem"
Przeczytawszy na głos list, opadłem na fotel przy biurku Nixona. Krew odpłynęła mi z twarzy. Wspomnienia tego, co zrobił mi ten bydlak, powróciły w jednej chwili i zrobiły to ze zdwojoną siłą.
Odłożyłem ostrożnie list na biurko i schowałem twarz w dłoniach.
Obiecałem sobie więcej nie płakać.
Poprzysiągłem, że zniszczę drania, który oszpecił moje ciało.
- Xavier?
Usłyszałem łagodny głos Nixona przepełniony troską. Poczułem jego dłoń na ramieniu, ale nie odważyłem się ruszyć. Bałem się, że gdy spojrzę na mojego mentora, łzy poleją się niemiłosiernie. Odkąd uzewnętrzniłem się przed Fallon i pokazałem jej swoją prawdziwą twarz, nie hamowałem łez. Myślałem, że wszystko wypłakałem, gdy wyznałem jej historię swoich blizn i tatuaży, ale okazało się, że nie miałem racji.
Dokładnie pamiętałem, do czego byłem zmuszany w posiadłości mafii z Chicago. Do dziś nie poznałem imienia ich szefa, a mojego oprawcy. Przez kilka miesięcy po uprowadzeniu śniły mi się koszmary z udziałem Włocha, który mnie katował i uczynił ze mnie swojego posłusznego psa. Niejednokrotnie kazał mi lizać swoje buty. Pieprzył przy mnie prostytutki, które po sesji ze swoim panem i władcą, wiązały mnie i katowały. Nawet kobiety nie miały dla mnie litości.
Tylko Nixon wiedział o tym, jak pewnego dnia mój oprawca kazał mi sobie obciągnąć. Byłem już tak zepsuty i zniszczony, że działałem jak marionetka. Kiedy myślałem, że po wszystkim pozwoli mi odejść, ten przywiązał mnie do swojego łóżka i wypieprzył. Nie mówiłem o tym Fallon, bo nie chciałem, aby widziała we mnie słabeusza. I tak wystarczająco się przed nią otworzyłem, opowiadając swoją historię.
- Paxton, mógłbyś wyjść, proszę?
- Tak, szefie.
Rozumiałem, dlaczego Nixon wygonił Paxtona. Mój mentor wiedział, że potrzebowałem spokoju i towarzystwa tylko jednej osoby.
Gdy usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, moje ramiona bezwiednie opadły. Nixon chwycił mnie za nadgarstki, a ja posłusznie odkryłem twarz.
Mężczyzna siedział na przeciwko mnie na przysuniętym przez siebie wcześniej fotelu. Gładził opuszkami palców moje nadgarstki, które uwięził w kajdanach ze swoich dłoni. Łzy spływały swobodnie po mojej twarzy. Nie hamowałem ich, ale też nie szlochałem.
Czułem się pusty. Wybrakowany. Dogłębnie zniszczony.
- Nie powinienem był kazać ci czytać tego listu, Xavier. Bardzo cię za to przepraszam.
Nikt oprócz nas nie wiedział, w jaki sposób Nixon pozwolił mi dojść do siebie po upokarzających i bolesnych torturach, jakich doznałem ze strony mojego włoskiego oprawcy. Nixon był cholernie dobrym mordercą, ale nikt oprócz mnie nie wiedział, że był też pieprzonym psychologiem. Znał się na ludziach, jak mało kto. Może i pieprzył panienki na prawo i lewo, dając upust swoim seksualnym popędom, ale miał swoją drugą stronę.
Nixona nie bez powodu nazywałem swoim mentorem. Gdy bowiem wróciłem do domu i wyleczyłem rany fizyczne, pozostało zająć się tymi psychicznymi. Szef zdecydował, że podziała na mnie terapia szokowa. Byłem gotów poddać się wszystkiemu, aby wyjść na prostą i znów móc stać się choć trochę wartościowym człowiekiem.
Gdy moje rany były już na tyle zabliźnione, że mogłem swobodnie chodzić, Nixon zabrał mnie do lochów. Tak potocznie nazywaliśmy pokój znajdujący się w piwnicy. W tym domu było bowiem kilka pomieszczeń, w którym mogliśmy spełniać nasze seksualne fantazje. Kilka z nich znajdowało się na wyższych piętrach, ale ten do ekstremalnych zabaw był położony najgłębiej, w samych piwnicach.
Tego dnia Nixon wystawił mnie na próbę. Kazał mi opowiedzieć o wszystkim, co zrobił mi włoski oprawca. Byłem przestraszony, gdy szef kazał mi się rozebrać i przykuł mnie do krzyża. Rany, które dopiero co się zagoiły, zostały na nowo otwarte. Nixon uderzał mnie pejczem, chłostając do krwi. Nie miałem w ustach knebla, więc krzyczałem wniebogłosy.
To był dopiero pierwszy element jego terapii. Nixon nie chciał wystawić mnie na upokorzenie. Chciał zatrzeć złe wspomnienia nowymi.
Przez kilka dni, a może i tygodni, Nixon trzymał mnie w lochach. Karmił mnie, mył i opatrywał rany. Był dla mnie czuły, ale i brutalny. Szybko mu uległem, podobnie jak oprawcy z Chicago. Pozwoliłem sobie nawet założyć obrożę i lizałem buty Nixona. Wstyd mnie całkowicie opuścił. Byłem gotów zrobić wszystko dla mojego pana.
Nixon tym sposobem nie tylko próbował zatrzeć przykre wspomnienia z chicagowskiej niewoli, ale również nauczył mnie sobie ufać. Oboje byliśmy dorosłymi mężczyznami, Nixon tylko kilka lat ode mnie starszy. Zaufanie mu kosztowało mnie wiele odwagi i wyrzeczeń. Nie tylko pokazałem mu się nago, ale również wykonywałem uwłaczające ludzkiej godności czynności.
To, co stało się w lochach, zostało między nami. Kiedy moje rany psychiczne zostały wystarczająco wyleczone, Nixon pozwolił mi wrócić na górę.
- Xavier, jesteś ze mną?
Pokiwałem głową, wracając do rzeczywistości. Skupiłem się na jasnych oczach Nixona. Próbowałem się do niego uśmiechnąć, ale jeszcze bardziej się rozpłakałem.
- Uklęknij przede mną, Xavier.
Bez słowa wykonałem jego polecenie. Padłem na kolana przed Nixonem, a ten mocniej rozstawił nogi, abym znajdował się między nimi. Z szuflady znajdującej się w biurku mężczyzna wyjął obrożę. Nie nosiłem jej od pamiętnej sesji w lochach. Przywołała wiele wspomnień. Ucisk na gardle był wyczuwalny. Pewnie wielu facetów, a nawet kobiet wyśmiałoby mnie, gdyby zobaczyli mnie w takiej sytuacji, ale ja nie czułem się ze sobą źle. Nixon wcielił się w rolę mojego pana, a ja ze spokojem przyjąłem rolę jego uległego.
- Jestem z tobą, Xavier. Przy mnie nic ci nie grozi, rozumiesz?
- Tak, panie.
Moje słowa może brzmiały słabo i bezbronnie, ale silnie w nie wierzyłem.
- Kiedy twój pan jest przy tobie i mówi ci, że będzie dobrze, nie myli się. Zareagowałem gwałtownie na wieści o liście z Chicago nie dlatego, że się ich obawiam. Pamiętam, co zrobili tobie.
Nixon chwycił w palce mój podbródek. Uniósł moją głowę tak, abym patrzył mu się w oczy.
- Nie pozwolę, aby Chicago zrobiło krzywdę tobie ani komukolwiek z nas. Stawię się w klubie i dowiem się, czego chce szef. Nie zabiorę cię ze sobą. Wezmę ludzi z Salt Lake City. Paxton zostanie z tobą, a Vitale zajmie się Fallon. Nie chcę, abyś przez najbliższą dobę się z nią kontaktował. Wiem, że będzie to trudne, bo ją kochasz, ale twój pan wie, co dla ciebie najlepsze. Potrzebujesz spokoju, abyś mógł wrócić do siebie. Myślisz, że dasz radę bez laleczki, Xavier?
Pokiwałem głową. Silnie wierzyłem w jego słowa.
- Tak, panie. Poradzę sobie bez Fallon. Dla niej to również będzie najlepsza możliwość. Nie chcę, aby widziała mnie w takim stanie.
- O nic się nie bój - ciągnął Nixon, gładząc mnie po głowie. - To zostanie między nami. Ty ufasz mnie, a ja ufam tobie. Zawsze będę dla ciebie przewodnikiem, Xavier. Gdy się zagubisz wiesz, gdzie mnie znaleźć. Twoja obroża się za tobą stęskniła, nie sądzisz?
Uśmiechnąłem się, widząc uśmiech na twarzy Nixona. Skinąłem głową, gdy ten otarł łzy z moich policzków czułym gestem.
- Ja również za nią tęskniłem, panie.
Fallon
Siedziałam z Vitale na huśtawce w głębi ogrodu. Dziwiłam się, że Xavier wcześniej nie pokazał mi tego urokliwego miejsca. Ogród, mimo swojej wielkości, był wypielęgnowany. Ktoś pewnie musiał tutaj pracować. Członkowie mafii raczej nie zajmowali się kwiatkami i nie dokarmiali ptaków.
Poruszyłam się nerwowo, gdy usłyszałam szelest dobiegający z odległości. Vitale chwycił mnie za nadgarstek, aby powstrzymać mnie przed czymś głupim.
- To Nixon, kotku.
Mężczyzna miał rację. Zza drzew wyłonił się Nixon. Nie uśmiechał się, co miał w zwyczaju.
- Widzę, że odnaleźliście miejsce schadzek. Kiedyś biegałem tutaj za pewną uroczą blondynką. Dziewczyna skończyła z odciętą głową, bo mnie zdradziła, ale nie o tym.
Dobrze, że Vitale mnie trzymał, bo inaczej nie ręczyłabym za ucieczkę.
- Posłuchaj, Fallon - rzekł spokojnie, ale dominująco Nixon. Blondyn ukucnął przede mną i pogładził mnie po kolanie. - Przez następną dobę nie zobaczysz się z Xavierem.
- Co takiego? Coś mu się stało?
- Nie, laleczko - odparł, uśmiechając się łagodnie. - Xavier jest wrażliwym chłopcem. Nie kłamałem, kiedy mówiłem ci, że potrzebuje pomocy. Ty nie jesteś jedyną osobą, która stara się wyciągnąć go ze stanu, w jaki popadł. Muszę zaopiekować się Xavierem. Poza tym on też prosił, abyś odizolowała się od niego przynajmniej na dobę.
Poczułam ukłucie w sercu. Spuściłam wzrok, nie chcąc pokazywać mężczyznom, jak bardzo ubodły mnie te słowa.
- Laleczko.
Nixon chwycił w palce mój podbródek i nakierował moje spojrzenie na siebie. Mimo, że przede mną kucał, czułam się przez niego zdominowana. Roztaczał wokół siebie potężną aurę stanowczości.
- Xavier bardzo cię kocha - rzekł, zbierając kciukiem łzę, która spłynęła po moim policzku. - Ten chłopak przeżył wiele tragedii. Nie powiedział ci o wszystkim, co go spotkało. Ja, jako jedyny wiem, jak mu pomóc. Nie gniewaj się na niego ani na mnie, że cię od niego izolujemy. Wiem, co zrobić, aby twój ukochany książę poczuł się lepiej. Rozumiesz, laleczko?
Skinęłam głową, choć nie byłam przekonana co do prawdziwości jego słów.
- Na ten czas chciałbym, aby zaopiekował się tobą Vitale. Zajmiesz się naszą księżniczką?
- Z przyjemnością - odrzekł strażnik, chwytając mnie za rękę, aby dodać mi wsparcia.
- Jesteś pewien, że z Xavierem wszystko w porządku? - spytałam Nixona, który teraz trzymał moją twarz w dłoniach. Ogarnęło mnie gorąco, które jednak nie było spowodowane podnieceniem. Wynikało raczej z aury, jaką roztaczał wokół siebie szef mafii.
- Tak, laleczko. Zaopiekuję się nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top