22

Xavier

7 lat wcześniej

Czułem otępiający ból głowy. Tył mojej czaszki potwornie pulsował, jakby ktoś uderzył mnie jakimś metalowym prętem. I tak dziwiłem się, że dalej żyłem. Choć biorąc pod uwagę siłę bólu, chyba wolałbym wykitować niż dalej użerać się ze swoimi demonami.

Ostatnim, co pamiętałem przed utratą świadomości, było wyjście poza mury Zariya. Chciałem odpocząć od przebywania w tym dziwnym światku przez ostatnie dwa miesiące. Nie potrafiłem przejść do porządku dziennego po tym, jak niemal umarłem w zaułku. Gdyby nie pomoc Nixona, nie przeżyłbym. Dzięki jego pomocy byłem zdrowy i powoli wracała moja zdolność mowy. Na razie nie chciałem nadwyrężać gardła, choć szwy zostały ściągnięte tydzień temu. Miałem bowiem nauczkę, żeby nie zadzierać z niewłaściwymi ludźmi.

Próbowałem poruszyć rękami, ale były unieruchomione. Moja głowa zwisała bezwiednie. Chwilę zajęło mi otwarcie oczu. Powieki były sklejone po pewnie dość długim śnie, więc uniesienie ich było trudne. Kiedy to się stało, rozejrzałem się po otoczeniu.

Znajdowałem się w jakiejś piwnicy, albo co gorsza, w lochach. Jedynym źródłem światła była samotna żarówka zwisająca z sufitu. Oprócz konstrukcji, do której byłem przykuty, nie znajdowało się tutaj absolutnie nic.

Gardło miałem wyschnięte na wiór. Nie miałem nawet siły kaszleć. Ramiona potwornie mnie bolały od bycia podwieszonym w tak niewygodnej pozycji. Nogi miałem przykute w kostkach do drewna krzyża, na którym wisiałem. Dopiero po jakimś czasie od przebudzenia dotarło do mnie zimno panujące w pomieszczeniu. Moje ciało pokryło się gęsią skórką. Nie mogłem sobie w żaden sposób pomóc. Zostałem nawet pozbawiony ubrań, zostając w samych bokserkach.

Nie wiedziałem, gdzie byłem ani jak się tutaj znalazłem. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może Nixon poddawał mnie jakiejś próbie. Już kilka razy widziałem, jak maluje sobie kości na twarzy. Początkowo uznałem to za fanaberię. Dopiero po kilku tygodniach od wstąpienia w szeregi mafii zrozumiałem, że kryło się za tym coś więcej.

Próbowałem poruszyć nadgarstkami, ale usłyszałem tylko szczęk łańcucha kajdanek. Ręce płonęły mi żywym ogniem. Nie było szans, abym w tak słabym stanie się uwolnił. Mogłem próbować w nieskończoność, ale prędzej bym stracił przytomność niż wyswobodził się z kajdan.

Po czasie, który zdawał się płynąć kurewsko wolno, otworzyły się drzwi. Zmrużyłem oczy, spodziewając się zobaczyć jasne światło, które mogłoby mnie oślepić. Na moje szczęście nic takiego się nie stało.

Kiedy drzwi zostały zamknięte, uniosłem powieki. Moim oczom ukazał się kilka lat starszy ode mnie mężczyzna. Miał opaloną skórę i ciemne, zaczesane do tyłu włosy. Jego oczy były koloru jasnego brązu, a jego brodę pokrywał kilkudniowy zarost. Mężczyzna przypominający Włocha miał na sobie drogi garnitur i wypolerowane na błysk buty. 

Brunet podszedł do mnie. Zmierzył mnie od stóp do głów. Dopiero teraz w jego prawej dłoni dostrzegłem butelkę wody. Spojrzałem się na nią, jakby miała być moim jedynym wybawieniem. Włoch odkręcił butelkę i wylał mi wodę na twarz. Zlizałem tyle, ile mogłem. Byłem spragniony i wyczerpany. Czułem, że nie wyjdę z tej sytuacji bez szwanku. Jeśli po tym, co dla mnie tutaj zaplanowano dalej będę żył, nazwę się wielkim szczęściarzem. 

Nie miałem siły mówić. Wiedziałem, że prędzej czy później facet powie mi, o co chodzi. Cierpliwie więc czekałem, nie chcąc go denerwować. Żyjąc na ulicy nauczyłem się, że czasami należy powstrzymać się przed złośliwościami.

- Co ci się stało w oko?

Cóż, nie spodziewałem się, że takie będzie pierwsze pytanie Włocha.

- Wypalili mi je, gdy miałem dwanaście lat.

Mój głos był ochrypnięty i słaby. Pewnie było to spowodowane odwodnieniem, ale również tym, że mój głos wciąż nie doszedł do siebie po tygodniach milczenia. Nie mogłem nadwyrężać gardła, aby rana mogła się ładnie zagoić. Wiedziałem, że do końca życia będę szpetny, ale najważniejsze było to, abym mógł dalej mówić. Potrzebowałem głosu. Było moim narzędziem pracy.

- Wiesz, dlaczego cię porwaliśmy, chłopcze?

Pokiwałem przecząco głową.

Mężczyzna podszedł bliżej. Zamknąłem ze strachem oczy, kiedy ostatnim, co zobaczyłem, była jego ręka zbliżająca się do mojej szyi. 

Ku mojemu zdziwieniu, brunet jedynie pogładził moją świeżą bliznę. Czekałem na to, aż z kieszeni wyciągnie nóż i poderżnie mi gardło. Wówczas cały wysiłek, jaki włożyłem w pielęgnowanie blizny, poszedłby na marne.

- Nie skrzywdzę cię, chłopaczku. Widzę, że wiele przeszedłeś. Jeśli będziesz ze mną współpracował i wyśpiewasz mi prawdę, puszczę cię wolno. 

Pokiwałem głową, choć za bardzo nie rozumiałem, czego ten gość ode mnie chciał.

Facet odszedł na bok. Obszedł mnie i stanął za moimi plecami. Nie mogłem mu ufać. Rozumiałem, że chciał mnie zachęcić do rozmowy, żeby nie musiał się za bardzo wysilać w wyciąganiu ze mnie informacji. Nixon może nie był moim mentorem długo, ale nauczył mnie, że nie mogłem ufać ludziom, którzy byli dla mnie uprzejmi. Zaufanie kreowało się miesiącami, jak nie latami. Nixona nie znałem długo, ale mu ufałem. Był moim władcą. Moim królem. 

Kiedy mężczyzna wrócił przede mnie, dostrzegłem w jego ręku bicz. Trzasnął nim o podłogę, a ja otworzyłem oczy, patrząc na niego z przerażeniem.

- Mówiłem, że cię nie skrzywdzę. Będę zadawał ci pytania i oczekuję na nie szczerej odpowiedzi. Jeśli uznam, że kłamiesz albo w ogóle nic nie wyśpiewasz, uderzę cię. Wątpię, żebyś chciał mieć na ciele jeszcze więcej ran, więc proszę, abyś współpracował. Pierwsze pytanie dotyczy tego, jak trafiłeś do miasteczka za murami noszącego nazwę Zariya.

Moje ciało ogarnęła fala gorąca. Chłód panujący w lochach przestał mieć znaczenie. 

Gdy Nixon wziął mnie pod swoje skrzydła, wpoił mi pewną zasadę. Z nikim nie mogłem rozmawiać o tym, co działo się za murami. Szef wspominał, że rząd wiedział, co się tam działo, ale nikt ze zwykłych zjadaczy chleba nie mógł się tego dowiedzieć. Każde działanie ojca Nixona, Luciano, trzymano w ścisłej tajemnicy. Nie rozumiałem celu tych popieprzonych eksperymentów, ale wiedziałem jedno. 

Nigdy nie zawiodę Nixona. Choćbym miał przypłacić to życiem.

Poczułem uderzenia bicza na udzie. Moje gardło rozdarł krzyk.

- Nie będę czekał w nieskończoność, chłopcze. Albo mówisz prawdę, albo zarabiasz uderzenie. Kim dla ciebie jest Nixon Navarra? 

Otworzyłem usta, aby wyznać, że był moim szefem, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Włoch uderzył mnie w drugie udo. Zapłakałem wniebogłosy, odchylając głowę w tył.

- Jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem. Wiesz, co się dzieje z takimi, jak ty?

Nie próbowałem odpowiedzieć. Włoch nie dowie się ode mnie niczego. Może złamie moje ciało, ale nie złamie mojej duszy.

W moje usta został wsadzony knebel. Jęknąłem i próbowałem wypluć to ustrojstwo, ale nieznajomy facet zapiął to gówno z tyłu mojej głowy. Zacisnąłem zęby na miękkiej kulce.

- Widzę, że jesteś nieposłuszny, chłopcze. Mam nadzieję, że po tym, co zaraz ci zrobię, zaczniesz mówić.

Wystarczyła chwila, abym zrozumiał, po co mężczyzna wepchnął mi knebel w usta. Kiedy biczem zaczął smagać moją pierś do krwi, jedyne co mogłem robić, to zaciskać zęby na kneblu. Z moich oczu raz po raz wypływały łzy, kiedy facet bił mnie niemal do nieprzytomności. Myślałem, że tortury trwały w nieskończoność. Gdy w końcu skurwiel przestał sprzedawać mi razy, usłyszałem dźwięk odrzucanego na podłogę bicza. Uniosłem powieki i przez załzawione oko spojrzałem na rozgniewanego gościa.

Moje rany zostały opatrzone dopiero po kilku godzinach. Pewien mężczyzna przyszedł zmyć ze mnie krew i odkazić rany zadane biczem. Facet nie zadawał pytań. Zajął się swoją robotą, a gdy skończył, wyszedł bez słowa.

Zostałem ściągnięty z krzyża i uwolniony z kajdan po niewiarygodnie długim czasie. Być może minęło dopiero kilka godzin od mojego uwięzienia, ale czułem, jakby minęły lata. Dlatego gdy Włoch, który wcześniej mnie katował, uwolnił mnie z kajdan, padłem do jego stóp pokonany. Leżałem na brzuchu, choć pierś bolała mnie niemiłosiernie. Płakałem jak rozwydrzony bachor. Od spalenia mojego domu, gdy byłem dzieckiem, nie płakałem ani razu. Obiecałem sobie, że gdy wyjdę z tego żywy, zapomnę o tym dniu. Uznam, że ostatnim razem, gdy płakałem, miało to miejsce w moim "rodzinnym domu". 

- Pocałuj moje buty, gówniarzu.

Mężczyzna podsunął mi pod usta swoje wypolerowane skórzane buty. Pocałowałem je bez wahania. Jeśli to upokorzenie miało mnie przybliżyć do końca tortur, byłem w stanie tak się poniżyć.

Kiedy wykonałem zadanie, poczułem na szyi ucisk. Nie miałem siły podnieść ręki, aby sprawdzić, co to było. Mój oprawca był na tyle uprzejmy, aby poinformować mnie, co mi zrobił.

- Masz na szyi obrożę. Będę prowadził cię po domu na smyczy, jak na psa przystało. Jeśli myślisz, że to koniec tortur, jesteś w błędzie. Sprawię, że wyśpiewasz mi wszystko, mała cholero. Złamię cię tak, jak złamałem wszystkie swoje poprzednie ofiary. Będziesz po wszystkim błagał o śmierć.

Jęknąłem boleśnie, gdy facet pociągnął za smycz. Zacząłem kroczyć za nim na czworakach. Dalej płakałem. Nie kontrolowałem łez. 

Bolało mnie tylko ciało, ale i umysł. Mogłem zapewnić sobie lepsze warunki, mówiąc wszystko, co wiem o miasteczku położonym za murami, odgrodzonym od reszty społeczeństwa, ale nie chciałem zdradzać Nixona. Gdy kazał mi złożyć mu przysięgę lojalności, zrobiłem to bez wahania. Padłem przed nim na kolana i przy wszystkich członach mafii stacjonującej w Salt Lake City zrobiłem, co do mnie należało.

Włoch wprowadził mnie do pokoju, w którym siedziało kilku zamaskowanych mężczyzn. Na ich widok poczułem strach. Chciałem zwalczyć w sobie to uczucie, ale nie potrafiłem. Wciąż byłem tylko dzieciakiem, który za szybko został rzucony na głęboką wodę w brutalny i mroczny świat dorosłych.

Zobaczyłem przed sobą drewniany stół. Nie był to jednak zwyczajny stolik, na którym można było postawić kawę i zjeść ciasto. Znajdowały się przy nim kajdany, aby unieruchomić niewolnika.

Nim właśnie się przecież stałem. Byłem niewolnikiem.

Nie miałem siły, aby się stawiać. Dlatego też pozwoliłem, aby mój oprawca rzucił mnie na stół. Gdyby nie opatrunki, rany sprzed kilku godzin by się otworzyły. I tak poczułem kurewski ból. Nie tamowałem łez ani jęków pełnych agonii. 

Moje ręce zostały rozciągnięte na boki i przypięte w nadgarstkach do stołu. Nogi zostały rozszerzone i również przypięte kajdanami. Moją głowę wygięto do tyłu i za pomocą smyczy unieruchomiono mnie w tej niewygodnej pozycji. Głowę mogłem jedynie wygiąć jeszcze bardziej w tył. Obroża wżynała mi się w bliznę na gardle. Starałem się nie ruszać i dzielnie znieść tortury.

- Chłopaczek zacznie nam śpiewać po tym, co dla niego przygotowaliśmy. Panowie, zaczynamy.

Bokserki, które były moją ostatnią ochroną, zostały brutalnie ze mnie zerwane. Chwilę później poczułem na tyłku metalowe pręty, które były rozżarzone. Krzyknąłem, jakby obdzierano mnie ze skóry.

Jakby tego było mało, ktoś zajął się moimi udami. Spadały na nie uderzenia pejczem. 

Agonii, w której byłem, nie dało się opisać słowami. Cierpiałem katusze, które były nieporównywalne ze wszystkim, co przeszedłem w przeszłości.

Życie nie lituje się nad cierpiącymi. Niszczy ich jeszcze bardziej, aż nie zostaje z nich nic. Czułem się jak eksperyment Boga. Nie, żebym w niego wierzył. 

Byłem cierpiętnikiem. Byłem męczennikiem. Byłem skazany na życie w piekle, bo na nic innego nie zasłużyłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top