21

Fallon

- Nie...

Xavier położył głowę na moich kolanach. Odruchowo wplotłam palce w jego ciemne włosy, rozczesując je. Nie myślałam nad tym, co robię. Potrzebowałam zrobić cokolwiek, aby nie popaść w obłęd.

- Przykro mi, że nie powiedziałem ci o tym wcześniej. Nie byłem na to gotowy. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

Pochyliłam głowę, opierając czoło o głowę Xaviera, która dalej spoczywała na moich udach. Objęłam go, wypłakując wszystkie łzy, jakie w sobie miałam. Nie chciałam szlochać, ale nie mogłam tego powstrzymać.

Przez wiele nocy zastanawiałam się, co się stało z tym chłopcem. Chwila, w której nieznajomy wybiegł z domu, płonąc na całym ciele, prześladowała mnie miesiącami, jak nie latami. Ciągle miałam w głowie obraz ojca kopiącego własne dziecko, które z płaczem uciekło z płonącego domu.

Świat był tak cholernie mały. Nie przypuszczałam, że moje nerwy pewnego dnia zostaną ukojone. Bardzo chciałam dowiedzieć się, co stało się z tym chłopcem po tym, jak wyprowadził się z rodzicami. Obierałam najróżniejsze scenariusze, ale nie wpadłam na to, że rodzina mogłaby wyrzucić Xaviera na bruk, aby radził sobie sam. 

Do diabła, on był dzieckiem. Nie miał nawet dziesięciu lat, kiedy nabawił się pierwszych blizn w wyniku pożaru. 

- Pamiętałem cię, kochanie - wychrypiał bliski płaczu. - Wspominałem dziewczynkę, do której chciałem zagadać jako dzieciak. Nie miałem jednak na to odwagi. Ojciec zagroził, że jeśli znajdę sobie jakiegoś kolegę albo koleżankę, ukręci kark mojemu kotu. Zwierzak i tak spłonął w pożarze domu, ale chyba rozumiesz, że nie miałem wyboru.

Pokiwałam głową, mocząc łzami włosy Xaviera. Zsunęłam się na podłogę pozwalając, aby kołdra całkowicie mnie odsłoniła. Gdy przed obudzeniem Xaviera się rozebrałam, zrobiłam to z intencją sprawienia mu przyjemności. Gdybym przypuszczała, że czeka nas tak poważna rozmowa, ubrałabym się. 

On jednak nie zwracał uwagi na to, w jakim stanie byliśmy. Oboje byliśmy zniszczeni przez los. Moje serce, choć teraz rozdygotane, było spokojne. W końcu poznałam los chłopca, o którym nieustannie myślałam latami. 

Zarzuciłam ręce na szyję bruneta i wtuliłam się w niego całą sobą. Wstyd, który dotychczas w sobie nosiłam, całkowicie mnie opuścił. Może nie znaliśmy się "osobiście" długo, ale Xavier już zdążył mnie przełamać. Momentem kulminacyjnym była zabawa w odgrywanie ról. Dla niektórych mógł być to tylko dodatek do życia seksualnego, ale dla nas było to coś w rodzaju wyzwolenia.

- Już wtedy wiedziałem, że będziesz moja. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, aby cię odnaleźć. Nie stało się to tak, jak chciałem, ale to nieważne. Najważniejsze, że cię odnalazłem, aniele.

Odsunęłam się od Xaviera kiedy poczułam, jak drży. Sama nie byłam w najlepszym stanie. Widząc jednak jego zaczerwienione oko, które płakało, załamałam się. 

- Kochanie?

- Kuźwa, przepraszam - warknął, chowając twarz w dłoniach. - Nie płakałem odkąd wybiegłem z tego pieprzonego palącego się domu. Dasz wiarę?

Ponownie przytuliłam Xaviera. Kołysałam go na boki, aby się uspokoił. Bolało mnie, że czuł się taki słaby. Musiałam przy nim być, aby go wesprzeć. To, że płakał po raz pierwszy od tylu lat, musiało być dla niego oczyszczeniem.

- Fallon, możesz wyjść. Kiedy się uspokoję, przyjdę po ciebie.

- Zwariowałeś? - spytałam, sama nie powstrzymując łez i cichego łkania. - Nie ma mowy. Nie zostawię cię. Kocham cię i będę na ciebie patrzeć kiedy jesteś silny i kiedy potrzebujesz pomocy. Nie jestem tylko dziewczyną na dobre chwile, mój księciu. Bycie księżniczką wymaga dbania o swojego księcia.

W tym ferworze emocji udało mi się wywołać uśmiech na jego twarzy. Nie pojawił się tam na długo, ale moje serce i tak drgnęło z radości, że udało mi się go choć trochę rozweselić.

- Kocham cię, Fallon. Nie bez powodu nazywam cię aniołem. 

Xavier się podniósł. Chwycił mnie w biodrach i ułożył na łóżku tak, żebym leżała na plecach. Sam ułożył się obok mnie i mocno objął. Pocałował mnie w czubek głowy.

Leżeliśmy nadzy, spleceni niczym jeden organizm. Oboje próbowaliśmy się nawzajem uspokoić. 

Niektórzy mawiali, że czas leczy rany. Mimo, że od pożaru domu Xaviera minęło kilkanaście lat, jego rany się nie zagoiły. Może potrzebował się komuś z tego wyspowiadać, aby mu się to udało. Być może przy mnie jego złe wspomnienia będą mogły zostać zastąpione przez nowe, lepsze.

Wierzyłam, że go odbuduję. Może nie byłam najlepszym przykładem siły, bo zamiast zbuntować się rodzicom, przez całe życie słuchałam się ich. Mogłam w każdej chwili opuścić dom i powiedzieć, że mam gdzieś ich pieprzone zasady, ale tego nie zrobiłam.

To jednak nie znaczyło, że nie mogłam spróbować być silna teraz. Już zrozumiałam, dlaczego Nixon prosił, abym pomogła Xavierowi się odnaleźć.

On naprawdę był zagubionym chłopcem.

Xavier 

Wieczorem zostawiłem Fallon z Vitale. Zauważyłem, że dobrze się ze sobą dogadywali. Było to dla mnie nie lada niespodzianką, biorąc pod uwagę, jak oschły wobec kobiet był nasz strażnik. Nie mogłem jednak powstrzymać uśmiechu, kiedy moja księżniczka chwyciła Vitalego pod ramię i poprowadziła go w głąb ogrodu.

Nie martwiłem się o nich i nie byłem zazdrosny. W pełni ufałem mojej ukochanej i wiedziałem, że nigdy by mnie nie zdradziła. Nie bez powodu bowiem czekaliśmy na siebie przez długie lata, aby teraz to zaprzepaścić.

- Powiesz mi w końcu, co się dzisiaj stało?

Pomieszałem w szklaneczce szkocką. Wypiłem ją do końca i odstawiłem szklane naczynie na dębowe biurko mojego szefa. Rzadko piłem. Prawie w ogóle. Dziś jednak tego bardzo potrzebowałem.

Po rozmowie z Fallon i wyznaniu jej prawdy, przytulaliśmy się w łóżku przez długie godziny. Po tym wzięliśmy kąpiel. Staraliśmy się więcej nie rozmawiać o wydarzeniach z przeszłości. Było to trudne, ale wytrwaliśmy do kolacji. Zjedliśmy ją razem z chłopakami w głównej jadalni. Po wszystkim Vitale zabrał Fallon do ogrodu, a Nixon zaprowadził mnie do swojego biura i poczęstował szkocką.

Odwróciłem się do Nixona. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem i obcisłe spodnie. Miałem nawyk noszenia takich ciuchów po nim. Traktowałem Nixona jak starszego brata i naśladowałem go w wielu kwestiach. Nigdy nie byłbym w stanie z nim konkurować, ale nawet tego nie chciałem. Był on bowiem moim mentorem. Moim królem.

Nixon siedział na brzegu szklanego stolika znajdującego się w części wypoczynkowej. Poszedłem do niego i usiadłem na podłokietniku skórzanego fotela, emanującego elegancją i szykiem. Nixon może i rzadko nosił garnitur, ale jego osobista przestrzeń była uosobieniem męskości i dominacji.

Mój szef rzadko rozmawiał ze mną na poważne tematy. Nasza pogadanki zwykle dotyczyły podbojów seksualnych Nixona albo interesów w mafii. Rozmowy o uczuciach były czymś rzadkim, prawie nieistniejącym. 

Nixon jednak najwyraźniej nie umiał przejść obojętnie obok moich opuchniętych oczu. Nigdy nie widział mnie płaczącego, więc musiał się domyślić, że coś było nie tak.

- Wyznałem Fallon prawdę. Powiedziałem jej, że to ja jestem tym chłopcem z domu na przeciwko, który kilkanaście lat temu spłonął. Opowiedziałem jej też historię swoich blizn i tatuaży. Nie chciałem płakać, ale tak jakoś wyszło.

Uśmiechnąłem się, próbując zamaskować cierpienie malujące się na mojej twarzy. Blondyn jednak nie dał się na to nabrać. 

- Jeśli mogę wam jakoś pomóc, Xavier, wystarczy słowo. Wiesz, że za ciebie wszedłbym w ogień.

Pokiwałem głową z wdzięcznością.

- Musiałem się wypłakać. To wszystko. Nie potrzebuję pomocy, ale dziękuję, że ją zaproponowałeś. Bez ciebie nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj, Nixon.

- Czyli bezlitosnym zabójcą z mianem Lucyfera?

Zaśmiałem się, odchylając głowę w tył.

- Dziwię się, że Fallon nie postrzega mnie jako potwora. Poznała mnie całego, a dalej mnie kocha. 

- Ciebie nie da się nie kochać, Xavier. Gdybym był gejem, już dawno związałbym cię i przeleciał.

Oczywiście. Nawet w rozmowie o uczuciach Nixon musiał rzucić jakimś seksualnym podtekstem. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. 

- Na szczęście dla mnie oboje wolimy kobiety.

- Nie martwisz się, że laleczka zbyt zbliży się do Vitalego?

Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc podłoża sugestii Nixona.

- Nie. Kocham Fallon, a ona kocha mnie. Ufamy sobie. Poza tym jest zamknięta w świecie, który stworzył twój ojciec i nie ma żadnych przyjaciół. Nie może mieć tutaj koleżanek, więc chociaż pozwól jej mieć kolegów. Vitale jej nie skrzywdzi, ani się do niej nie zbliży. To lojalny wobec nas człowiek. Ufam mu. Poza tym, on też potrzebuje się komuś wygadać.

Nixon pokiwał głową, choć wydawało mi się, że moje słowa nie zrobiły na nim większego wrażenia.

- Nie poczułeś niepokoju, kiedy gdy weszliśmy tutaj nad ranem, Vitale był owinięty kocykiem jak dziecko i spał na kolanach Fallon? 

Zaśmiałem się. Nixon nie miał w sobie dużych pokładów zaufania. Nie, żebym ja je miał. Musiałem jednak upewnić przyjaciela, że Fallon jest tylko moja.

- Nixon, ona należy do mnie. Na jej karku widnieje tatuaż, który jasno daje to do zrozumienia. Nie musisz się martwić problemami, które nie istnieją. 

Oboje odwróciliśmy głowy w stronę drzwi. Rozległo się za nimi pukanie, które mogło zwiastować nadejście tylko jednej osoby.

Paxton wkroczył do środka, unikając spojrzenia któregokolwiek z nas. Sam nie wierzyłem, jak taki zamknięty w sobie dzieciak mógł dostać się do mafii. Nixon widział w nim jednak potencjał, który szybko został wystawiony na światło dzienne. Paxton był perfekcyjny w odszukiwaniu naszych celów. Może dalej nie przywykł do mordowania, ale był genialnym, choć cichym strategiem. 

- Dostaliśmy list.

Mężczyzna wyciągnął rękę do Nixona. Ten zmarszczył brwi i przyjął kopertę. Paxton opadł na siedzisko fotela, na którego podłokietniku siedziałem.

Facet był cholernie blady. Szybko poznałem powód jego niepokoju.

- Kurwa! 

Wzdrygnąłem się, słysząc Nixona. Blondyn wstał i zrzucił ze stołu drogi wazon z kwiatami.

Kiedy szef był w furii, starałem się trzymać od niego z daleka. Widziałem jednak, że coś było na rzeczy. Nixon starał się zawsze zachowywać zimną krew. Było to niezbędne w naszym zawodzie, więc jeśli przeklinał i reagował nerwowo, powód musiał być słuszny.

- Co się stało, przyjacielu? - spytałem, siląc się na spokojny ton.

Nixon spojrzał na mnie, blady jak ściana. 

- Dostaliśmy list od oddziału z Chicago. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top