17
Fallon
Po wizycie w sierocińcu potrzebowałam oddechu. Trudno było o to w mieście odizolowanym od społeczeństwa, ale Xavier znalazł na to sposób. Zabrał mnie do jednej ze swoich ulubionych restauracji. Mieszkańcy oczywiście padli przed księciem na kolana, gdy ten wchodził ze mną do lokalu. Społeczność obiegła wiadomość, że książę znalazł sobie księżniczkę i teraz wszyscy uśmiechali się do mnie życzliwie.
Kelner zaprowadził nas do osobnego pomieszczenia na tyłach restauracji. Nadszedł już wieczór, więc miło było siedzieć w ciepłym i przytulnym miejscu, z którego przez okno obserwowałam ludzi. Xavier wyznał, że jedynym powodem, dla którego nie usiedliśmy razem ze wszystkimi w głównym pomieszczeniu było to, że nie chciał, aby jego "poddani" źle się czuli w obecności księcia.
- Wszystko w porządku, aniele? Widzę, że coś cię męczy.
Kiedy kelner przyjął nasze zamówienie i nas zostawił, mój ukochany nalał czerwonego wina do dwóch kieliszków. Odstawił butelkę do wiaderka z lodem i wyciągnął do mnie rękę. Ujęłam ją i odetchnęłam, patrząc mu w oczy.
- Kiedy Vitale powiedział mi o istnieniu jakiegoś tajemniczego miasta, w którym działo się coś złego, nie chciałam mu uwierzyć. Brzmiał szczerze, ale nie pojmowałam tego.
Poczułam, jak Xavier gładzi kciukiem wierzch mojej dłoni. Dodało mi to otuchy i mówiłam dalej.
- Jak to możliwe, że nikt z zewnątrz nie wie, co tutaj się dzieje? Jakim cudem rząd nie zdaje sobie sprawy, że za murami mieszka tak wielu poszkodowanych ludzi? To nie ma sensu, Xavier. Nie chcę ci niczego zarzucać, ale to dla mnie niepojęte.
Mężczyzna wypił duszkiem kieliszek alkoholu. Wydawało mi się, że zrobił to, aby alkohol miał mu pomóc w wyznaniu mi kolejnych szczegółów tego chorego planu.
- Kochanie, rząd o wszystkim wie.
Spojrzałam na niego zszokowana. Xavier, jak zwykle gdy temat był dla niego niekomfortowy, odwrócił wzrok. Skupił spojrzenie na ludziach za oknem, którzy mimo tragedii, jaka im się przydarzyła, potrafili się uśmiechać. Sama nie mogłabym być tak beztroska, gdybym wylądowała na ich miejscu.
- Rząd wie o wielu sprawach, o których zwyczajni ludzie nie mają pojęcia. Mam na myśli tutaj broń nuklearną, ukryte wojny między państwami czy choćby istnienie tego miejsca. Luciano miał różne układy z rządem. Po jego śmierci Nixon zajął się wszystkimi sprawami i obiecał rządowi, że za czterdzieści lat wszyscy, którzy są zamknięci za murami, wyjdą na wolność. Stanie się to zapewne wcześniej. Żaden z nas nie ma ochoty żyć w mieście-więzieniu. Wypuścimy ludzi jednak dopiero, gdy każdy z nich będzie miał protezę i zapewnioną opiekę zdrowotną.
- Myślisz, że mieszkańcy się na to zgodzą? Nie wiesz, czy dadzą sobie radę za murami.
- Oczywiście, że tego nie wiem - rzekł, uśmiechając się lekko. - Wiem jednak, że każdy, kto był niegdyś zniewolony, musi w końcu wznieść się i odfrunąć. Zupełnie jak ptaki z gniazda matki. Zupełnie jak ty, aniele. Rzucimy ich na głęboką wodę, ale o nich nie zapomnimy. Przetransportujemy ich do bezpiecznych miast, w których pilnować ich będą nasi ludzie. Nie bój nic, Fallon. Być może już za kilka miesięcy Zariya zostanie zrównana z ziemią.
Cieszyłam się, że wszyscy, którzy od lat byli tłamszeni przez ojca Nixona, w końcu zaznają wolności. Martwiłam się o to, jak poradzą sobie w zwyczajnym świecie bez nadzoru "króla i księcia", ale Xavier miał rację.
Każdy w końcu musiał opuścić swoje gniazdo. Nie każdemu miało się to udać, ale życie nauczyło mnie, że jeżeli nie spróbuję czegoś zrobić, nigdy się nie przekonam, czy mogłoby mi się udać.
Uśmiechnęłam się, kiedy kelner przyniósł nasze jedzenie. Pachniało wyśmienicie. Gdy mężczyzna wyszedł, od razu rzuciłam się na jedzenie. Moja radość jednak szybko przeminęła, gdy w mojej głowie pojawiła się pewna niepokojąca myśl.
- Co wtedy będzie z nami, Xavier?
- Co masz na myśli? - spytał, pałaszując swój stek. Kiedy jadł, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Może był zabójcą i w morderczym szale go nie poznawałam, ale zdarzały się również urocze momenty, kiedy jedyne, na co miałam ochotę, to wejść mu na kolana i go wycałować.
- Kiedy Zariya zostanie zrównana z ziemią, co stanie się z tym miejscem? Gdzie będziemy...
- Mieszkać? - dopytał widząc, jak się mieszam. - O nic się nie martw, aniele. Nixon ma wiele posiadłości w różnych stanach. Nasza mafia przeniesie się wówczas do innego miejsca i zaczniemy wszystko od początku. Bałaś się, że cię zostawię, prawda? Dlatego tak się jąkałaś?
Zarumieniłam się ze wstydu, że mnie przejrzał, ale skinęłam głową. Nie było sensu kłamać. Nic nie umknęłoby uważnemu spojrzeniu Xaviera Bartellego.
- Po prostu ostatnio tak wiele się dzieje, że czuję się przytłoczona.
- Nie ma w tym niczego złego, Fallon - wyznał, chwytając mnie za rękę. Czyli jednak był w stanie przerwać jedzenie steku, aby zwrócić na mnie uwagę. Sama chyba nie byłabym do tego zdolna. - I tak jestem z ciebie cholernie dumny. W ciągu kilkudziesięciu godzin przeszłaś wielką przemianę. Wiedziałem, że jest w tobie potencjał, ale nie sądziłem, że tak szybko przywykniesz do życia tutaj. Dlatego jestem ci za to cholernie wdzięczny, aniele. Ułatwiłaś mi sprawę. Bałem się, że aby cię do siebie przekonać, będę musiał przykuć cię do łóżka i siłą cię karmić.
Zaśmiałam się z zażenowaniem.
- Wiesz, że nie miałabym nic przeciwko temu. Kiedy nocami pisałeś mi, co chciałbyś ze mną zrobić, jeszcze bardziej mnie rozpalałeś.
W oku Xaviera zapłonęło pożądanie połączone z fascynacją. Czułam gorąc, kiedy tak na mnie patrzył. Miałam rumieńce na policzkach i moje dłonie zaczynały drżeć. Pewnie rozmawiając z każdym innym facetem na temat przywiązywania do łóżka poczułabym się niezręcznie, ale taka rozmowa z Xavierem wydawała mi się naturalna. Może nasza znajomość nie rozpoczęła się w tradycyjny sposób, ale przez to wiele mieliśmy już za sobą.
Wszystkiego o sobie dowiedzieliśmy się przez aplikację. Miało to swoje plusy i minusy. Nie chciałam jednak się nad tym rozwlekać, gdyż wciąż mieliśmy wiele przed sobą.
- Aniele, gdy tylko wrócimy do domu, zabawimy się po ciężkim dniu. Teraz jednak proszę, zjedzmy te cholernie dobre jedzenie, bo umieram z głodu.
Czyli jednak jedzenie ze mną wygrało.
Xavier
Przez cały dzień nie mogłem się doczekać, aż zabiorę Fallon do mojej ulubionej restauracji. Ślinka ciekła mi na myśl o soczystym steku. Chciałem się tym również odwdzięczyć dziewczynie za to, że poradziła sobie z wizytą w sierocińcu. Widziałem, jak wiele kosztowało ją spotkanie poturbowanych przez los dzieciaków. Przez drogę powrotną z parku do miasta przez cały czas milczała.
Kochałem ją za tą bezinteresowną dobroć, którą w sobie nosiła. Bolało mnie, że czuła się bezsilna wobec tych dzieciaków. Wiedziałem, że gdy wyjdą za mury za kilka miesięcy, odnajdą kochające rodziny. Gdybym mógł, przygarnąłbym je wszystkie do siebie. Nie mogłem jednak skazywać niewinnych istot na życie z trzema diabłami pod jednym dachem. Nawet jeśli wyprowadzimy się za mury Zariya, wciąż będziemy musieli mieszkać we trójkę.
Król, giermek i książę.
Nixon, Paxton i ja.
Może nie mogłem bezpośrednio pomóc tym dzieciakom, ale obiecałem sobie, że osobiście dopilnuję, aby odnalazły kochający dom. Każde z nich na taki zasługiwało. W szczególności Brantley, który tak boleśnie przypominał mi samego siebie z przeszłości.
Gdy wyszliśmy z restauracji, na zewnątrz panowała ciemność. Luciano, ojciec Nixona, kilka lat lat temu ogłosił godzinę policyjną rozpoczynającą się o dwudziestej. Większość mieszkańców, mimo śmierci byłego "króla", dalej respektowała ten zakaz. Nie podobało mi się to, ale umysły niektórych z tych ludzi były do reszty wypaczone przez chore ambicje Luciano. Dlatego też kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, wielu mieszkańców szło już w kierunku domów.
Mimo sprzecznych emocji buzujących w mojej głowie po tym ciężkim dniu, nie mogłem się doczekać jego finału. Fallon obiecała, że pozwoli mi się związać. Starałem się nie być tak spaczony seksualnie jak Nixon i Paxton, którzy mimo swoich różnych charakterów traktowali kobiety przedmiotowo, ale nie potrafiłem. Może moi przyjaciele nie byli zdolni do miłości, ale ja miałem w sobie choć to.
- Jesteś pewna, że masz ochotę się jeszcze zabawić po tym, co się dzisiaj stało?
Fallon spojrzała na mnie oburzona. Nie chciałem jej urazić.
- Xavier, kiedy wejdziemy do domu, staniemy się kimś zupełnie innym. Co powiesz na odgrywanie ról?
Mój kutas drgnął. Na szczęście byliśmy już blisko domu, więc nie musiałem się martwić, że ktoś zobaczy moją erekcję. Musiałem założyć te nieszczęsne obcisłe spodnie. Jakbym sam prosił się o problem.
- Kim chcesz, abym był? - spytałem, modulując swój głos, aby stał się jeszcze bardziej ochrypnięty. Nixon niegdyś powiedział, że takim głosem mógłbym omamić wiele panienek, ale byłem szczęśliwy, że zachowałem go dla jednej.
- Będziesz moim oprawcą - wyszeptała, przylegając do mojego boku. Może i próbowała wprowadzić mnie w mroczny nastrój swojej fantazji, ale ciemność panująca wokół nas dała jej się we znaki. Fallon potrzebowała bezpieczeństwa. Objąłem ją więc ramieniem i przyciągnąwszy do siebie, słuchałem dalej. - Będę przed tobą uciekać, a gdy mnie złapiesz, ukarzesz mnie za nieposłuszeństwo.
Może i jej fantazja nie była zbyt wymyślna, ale zdecydowanie na mnie podziałała. Wolną ręką musiałem poprawić kutasa w spodniach.
- Dobrze. Chcesz ustalić hasło bezpieczeństwa?
- Nie - odrzekła zbyt szybko jak na moje oko. - Ufam ci, Xavier. Wiem, że nigdy celowo być mnie nie skrzywdził.
Poczułem dumę, ale i strach. Bałem się, że nie spełnię jej oczekiwań i wpadnę w podobny szał, który ogarniał mnie, gdy mordowałem. Nie chciałem, aby Fallon stała się moją ofiarą. Postanowiłem jednak spróbować. Najwyżej gdy poczuję, że nie dam rady, wyjdę z pokoju, aby ochłonąć.
Wyjąłem z kieszeni spodni telefon i zadzwoniłem do Nixona.
- Co jest, bracie? Zabalowałeś z laleczką i wrócicie późno?
Uśmiechnąłem się lekko, słysząc pijany głos mojego przyjaciela. Nixon często topił smutki w alkoholu, ale nie oceniałem go. Każdy z nas miał swoje demony, z którymi musiał sobie jakoś radzić. Dopóki Nixon nie pił zbyt wiele, pozwalałem mu na to. W każdej chwili byłem jednak gotów wkroczyć do akcji, aby go ratować. Nie był tylko królem Zariya, nie był tylko moim szefem, ale przede wszystkim był moim bratem.
- Kiedy wrócimy do domu z Fallon, możecie słyszeć krzyki. Wszystko, co się wydarzy, będzie działo się za zgodą moją i mojej księżniczki. Także gdybyście słyszeli błagania o pomoc, nie szukajcie nas.
- Kuźwa, Xavier! Omamiłeś swoją piękną laleczkę do reszty! Życzę dobrej zabawy. Nie martw się. Nikt z nas wam nie przerwie.
Czułem, że to będzie dobra noc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top