13

Xavier

- Laleczka może do nas dołączyć, stary. Nie krępuj się i ją przyprowadź.

Pokiwałem przecząco głową, zmierzając na górę.

Kiedy wróciliśmy po akcji do domu, Nixon zaproponował, aby urządzić alkoholową popijawę. Jutro mieliśmy dzień wolny, na który nie przewidywaliśmy żadnych morderstw ani tortur, więc trochę procentów nie mogło nam zaszkodzić. Wiedziałem, że alkohol ukoiłby moje nerwy i przynajmniej na jakiś czas mógłbym zapomnieć o wzroku właściciela sklepu z zabawkami erotycznymi, którego zabiliśmy. Nie mogłem jednak skazać mojej ukochanej dziewczynki na towarzystwo moich pijanych przyjaciół.

- Bawcie się dobrze. Odpocznę na swój sposób.

Nikt nie skomentował moich słów. Mogłem dostać żartem, że pewnie będę miał lepsze atrakcje od nich, bo mam panienkę, która czeka na mnie w sypialni. Całe szczęście, miałem tak lojalnych i w miarę ogarniętych przyjaciół, którzy wiedzieli, kiedy się zamknąć.

Zatrzymałem się przy uchylonych drzwiach sypialni. Usłyszałem rozmowę Fallon i Vitalego. Czułem się podle, że rankiem nie obudziłem dziewczyny i nie ostrzegłem jej, że przez cały dzień zdana będzie na towarzystwo naszego najlepszego strażnika. Nie miałem jednak sumienia przerywać jej snu. Zeszłej nocy zdarzyło się wiele i zasługiwała na odpoczynek.

-Nie wierzę w twoje słowa. Jak Xavier mógłby być księciem jakiejś mitycznej krainy? Naćpałeś się czy co?

Zacisnąłem dłonie w pięści, resztkami siły woli powstrzymując się od rozwalenia czegoś. Wiedziałem, że Fallon prędzej czy później dowie się o miasteczku Zariya i tym, co się w nim działo. Z jednej strony byłem wdzięczny strażnikowi, że powiedział jej to za mnie, ale z drugiej nie byłem gotów na pytania mojej ukochanej.

- Posłuchaj, kotku. Xavier niedługo przyjedzie i...

Zanim Vitale zdążył dokończyć, pojawiłem się w drzwiach. Wzrok Fallon spoczął na mnie. Czekałem na to, aż dziewczyna rzuci się na mnie z pięściami i wykrzyczy mi w twarz, że nie dość, iż jestem pokraką to jeszcze uważam się za księcia.

Ona jednak siedziała na brzegu łóżka i patrzyła na mnie ze złamanym sercem. Vitale odetchnął ciężko. Wstał z fotela i podszedł do mnie.

- Przepraszam, Xavier. Musiałem jej o tym powiedzieć.

Bez słowa skinąłem głową i pozwoliłem, aby mężczyzna mnie wyminął. Zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie i Fallon samych.

To miejsce dotychczas było moim schronieniem, ale teraz czułem się w nim jak wróg. Dobijało mnie to, że Fallon nic nie mówiła. Nie chciałem, aby mnie znienawidziła. Tak naprawdę nie powinienem się martwić, gdyż nie zrobiłem nic złego. To, że byłem księciem jakiegoś pieprzonego miasteczka wybudowanego z woli ojca Nixona, nie było tajemnicą. Owszem, wiedziały tylko o tym osoby do tego uprawnione, ale zdecydowanie ta informacja nie powinna spowodować, że dziewczyna mnie znienawidzi. W końcu dopiero się spotkaliśmy. Nie miałem obowiązku wykładać wszystkich kart na stół w jednej chwili.

Powoli podszedłem do fotela, na którym przed chwilą siedział Vitale. Mebel przysunięty był do łóżka tak, że dzielił je od niego niecały metr.

Zasiadłem w skórzanym fotelu i unikałem spojrzenia dziewczyny. Myślałem, że przebywanie z nią będzie łatwiejsze.

- Xavier.

Zamarłem, kiedy brunetka chwyciła mnie za dłonie. Spojrzałem na nią i kiedy zobaczyłem na jej twarzy uśmiech, rozluźniłem się.

- Dlaczego jesteś taki spięty? Akcja nie poszła tak, jak zakładaliście?

- Aniele, nie powinnaś się na mnie gniewać za to, co dowiedziałaś się od Vitalego?

- Pytam ciebie, Xavier. Najważniejsze jest to, jak ty się czujesz. Widzę, że coś cię męczy i chcę ci pomóc. O tym, co powiedział mi Vitale, możemy porozmawiać później. Ty jesteś tutaj najważniejszy.

Zrobiłem jedyną rzecz, którą mogłem, aby okazać mojej cudownej bogini hołd.

Zsunąłem się z fotela i uklęknąłem przed Fallon. Dziewczyna nie bardzo wiedziała, co robię. Patrzyła się na mnie skonsternowana. Dopiero gdy oparłem czoło o jej kolana i objąłem rękami jej łydki, wplotła palce w moje skołtunione po akcji włosy. Rozczesywała je palcami, a ja napawałem się jej niewinnym dotykiem.

- Czuję się źle nie z powodu zabójstwa, którego dzisiaj dokonałem. Jest mi wstyd, że nie powiedziałem ci wcześniej o krainie Zariya. Powinnaś wiedzieć, gdzie cię porwałem. 

- Kochanie, nie musisz mi się z tego tłumaczyć. Dalej nie rozumiem wielu rzeczy, ale przecież mamy czas, abyś wszystko mi wyjaśnił

Uśmiechnąłem się, wdychając jej zapach. Ta dziewczyna będzie powodem mojej śmierci. Lecz zanim ona nastąpi, moje serce złamie się na pół. Będę tak długo się samobiczował, że w końcu mój organizm tego nie wytrzyma. Nie uśmiechało mi się zostawienie Fallon na tym świecie samej, dlatego musiałem robić, co w mojej mocy, aby tak szybko nie kopnąć w kalendarz.

Uniosłem głowę, aby spojrzeć brunetce w oczy. Już się nie uśmiechała, ale patrzyła na mnie z tak silnym uczuciem, że rozwalało mnie to doszczętnie.

- Nie wiem, jak dużo powiedział ci Vitale.

- Tyle, że znajdujemy się za murami jakiegoś miasta, które stworzył ojciec Nixona. Mówił, że Nixon jest tutaj królem, a ty księciem. Chciałabym w to wierzyć, ale postanowiłam poczekać, aż wrócisz. Ty mnie nie okłamiesz, kochanie. Dlaczego czekałam na twój powrót.

Moje biedne serce znowu załomotało. Czułem się niegodny rozmawiania z Fallon twarzą w twarz, dlatego pokornie opuściłem wzrok i zacząłem mówić.

- Nikt na zewnątrz nie wie, co dzieje się w Zariya. Ojciec Nixona stworzył tutaj swoje własne państwo. Na początku służyło ono wystawiania mieszkańców na próby. Ojciec Nixona, Luciano, stwarzał sytuacje, w których ludzie okradali sklepy albo wplątywali się w bójki. Wówczas chcąc wymierzyć im sprawiedliwość, Luciano zsyłał te osoby przed oblicze sądu. On oczywiście decydował, co stanie się w takim delikwentem. Ci, którzy coś przeskrobali, ginęli bez śladu. Odnajdywali się dopiero po kilku miesiącach albo latach. Kiedy byli skazańcy wracali do rodzin, czegoś im jednak brakowało.

- Nie byli już tymi samymi osobami?

Och, gdyby życie było takie proste, moja droga Fallon.

- Oczywiście, że nie byli tacy sami. Nie tylko pod względem psychicznym, ale i fizycznym. Luciano bowiem każdego skazańca skazywał na odcięcie kończyny. Czasami odcinał przestępcom tylko palce, a gdy przestępstwo było poważniejsze, odcinał im dłonie, ręce, stopy lub nogi. Niekiedy potrafił doszczętnie zniszczyć człowieka, zabierając mu wszystko.

Podniosłem lekko wzrok, aby sprawdzić, jak trzymała się brunetka. Fallon była jednak silną dziewczynką i mimo szoku, jej wzrok prosił, abym kontynuował opowieść. 

- Trafiłem do tej krainy, gdy miałem osiemnaście lat. Byłem w szoku, widząc chodzących po ulicach ludzi, którzy byli tak oszpeceni. Przez chwilę czułem się jednak, jakbym znalazł się w idealnym dla siebie miejscu. Moje ciało wyglądało o wiele gorzej od tych kalek, ale pasowałem tutaj. Moja fascynacja Zariyą szybko zmieniła się w niezrozumienie. Nie pojmowałem, jak Luciano mógł być kimś tak okrutnym. Jak człowiek mógł celowo szkodzić innemu człowiekowi? Wiesz, co czułem, gdy patrzyłem na dzieciaki, które chodziły po ulicach bez rąk? Kiedy porozmawiałem z jedną dziewczynką, powiedziała mi, że Luciano odciął jej rękę, bo z głodu ukradła chleb z piekarni. Gdyby skurwiel żył, powiesiłbym go za jaja. 

Fallon gładziła moje dłonie. Myślami oderwałem się daleko stąd i łatwiej było mi wypowiedzieć wszystko naraz.

- Nixon jest członkiem mafii. Nixon zabija. Nixon torturuje. Mało kto jednak widzi, jaki jest w rzeczywistości dobry. Po śmierci Luciano Nixon zafundował skrzywdzonym przez jego ojca ludziom opiekę. Kontynuował dzieło ojca jeśli chodzi o mafię, ale zrezygnował z tego paskudnego eksperymentu, który diabeł jeden wie, co miał na celu. Dzięki zabijaniu i handlem narkotykami można zarobić niezłą kasę, aniele. Większość pieniędzy, które Nixon zarobi na interesach, przeznacza na protezy dla pokrzywdzonych ludzi. Niektórym nie da się pomóc, bo protezy nie chciały się przyjąć, ale Nixon robi, co może, aby nie czuć się jak syn potwora. Daje pieniądze na rehabilitację dla ofiar swojego ojca i z dumą patrzy, jak wiele osób dzięki mechanicznym protezom odzyskuje sprawność i może prawie normalnie funkcjonować. Nixon chciał zamknąć Zariyę i zwrócić mieszkańcom wolność, ale wiesz co wtedy się stało?

Dziewczyna pokiwała przecząco głową, słuchając z zainteresowaniem mojej opowieści.

- Ludzie nie chcieli opuścić tego miejsca. Ukształtowała się tutaj tak silna więź społeczna, że mieszkańcy pragnęli tu pozostać. Nixon obiecał im, że następne pokolenie, jakie przyjdzie na świat, będzie żyło za murami. To był jego jedyny warunek, jeśli wszyscy chcieli tu zostać. Za sto lat nikogo już tu nie będzie, aniele. Zariya przestanie istnieć, a wraz z nią wszyscy, którzy zostali ofiarami Luciano.

Czułem, że Fallon powoli przetwarza te informacje. Nie wierzyłem, że udało mi się o tym powiedzieć, nie uroniwszy ani jednej łzy. Czułem się silniejszy, gdy miałem ją przy sobie.

Miałem nadzieję, że od teraz nie będzie postrzegała mnie wyłącznie jako potwora, który torturuje i zabija. Nigdy nie skrzywdziłbym niewinnego człowieka. Gdy włącza się we mnie tryb zabójcy, zawsze wiem, kogo morduję. Ludzi, którzy komuś zawinili. Ja jestem tylko egzekutorem wymierzającym sprawiedliwość. Przy okazji dostaję kasę za dobrze wykonaną robotę i przeznaczam ją dla tych, którzy potrzebują jej o wiele bardziej ode mnie.

- O co w takim razie chodzi z królem i księciem? Vitale mówił, że Nixona postrzega się tutaj jako króla. 

Postanowiłem wstać, gdyż cholernie bolały mnie już kolana. Usiadłem na przeciwko Fallon, moszcząc się wygodnie w fotelu. Bawiłem się jej dłońmi, aby jakoś uspokoić nie tylko ją, ale i siebie.

- Luciano, gdy zamknął za murami wszystkich nieszczęśników, ogłosił się ich królem. Kazał mieszkańcom Zariya padać przed nim na twarz i zwracać się do niego z należytym szacunkiem. Pewnego razu w centrum miasteczka zwołał spotkanie, na którym musieli stawić się wszyscy. Wówczas ogłosił, że kiedy on umrze, Nixon zostanie królem. Zgromadzeni nie mogli zareagować inaczej niż wiwatując. W innym wypadku spotkałaby ich kara. Kiedy w końcu Luciano umarł, Nixon musiał wybrać kogoś na księcia. To tylko nic nie znaczący tytuł, ale dla mieszkańców jest wszystkim. Luciano zrobił im takie pranie mózgu, że gdy tylko wychodzę na ulice, wszyscy padają przede mną na kolana. Zobaczysz, o czym mówię, gdy wyjdziemy na zewnątrz.

- Xavier, to takie dziwne - odrzekła dziewczyna, błądząc wzrokiem po sypialni. - Jak coś takiego mogło zdarzyć się w cywilizowanym świecie? 

Uniosłem dłoń Fallon do ust i złożyłem na niej pocałunek.

- W naszym świecie ciągle żyją potwory, aniele. Nie ważne, że świat idzie do przodu. W każdej chwili naszym życiem może zawładnąć potwór, który będzie miał nad nami bezgraniczną kontrolę.

- Możemy iść na zewnątrz? Chciałabym zobaczyć to miasteczko.

Warknąłem cicho.

- Co powiesz na to, że zanim wyjdziemy, odwdzięczę ci się za noc? 

Policzki brunetki pokrył rumieniec. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie, bawiąc się kosmykiem włosów.

- Nie musisz tego robić, Xavier. 

- Ależ muszę. Jako książę, muszę traktować swoją księżniczkę z należytym jej szacunkiem, nie sądzisz?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top