12

Fallon

Vitale popijał herbatę, uważnie mnie obserwując. Nie czułam się dobrze w jego towarzystwie. Kiedy kazał mi zejść na śniadanie i już zaczął ze mną żartować, naszła mnie nadzieja, że uda nam się dogadać. Nie chciałam robić sobie w tym domu niepotrzebnego wroga. Starałam się jak najszybciej przystosować do nowego życia, ale oceniający wzrok tego wytatuowanego faceta mi nie pomagał.

- Mogę iść do pokoju czy będziesz musiał mieć mnie na widoku?

Nie starałam się być wobec niego nieuprzejma. Domyślałam się, że Vitale dostał zadanie, aby mieć mnie cały czas na oku. Nie zdziwiłabym się opiekuńczości Xaviera. Jednak mimo początkowych chęci, aby lepiej zapoznać się z mężczyzną, już mi się zwyczajnie nie chciało.

- Wolałbym, abyś została ze mną. Xavier odciąłby mi głowę i rzucił ją na pożarcie wilkom, gdyby pod jego nieobecność coś ci się stało.

Skinęłam głową i wstałam od stołu. Podążyłam do drzwi wejściowych, aby dostać się na zewnątrz.

- Mogę wyjść?

Odwróciłam się w tył i ujrzałam kiwającego głową blondyna. Vitale sam otworzył mi drzwi i mnie w nich przepuścił, niczym prawdziwy dżentelmen. Gdy znalazłam się na zewnątrz, odetchnęłam czystym powietrzem. Byłam ciekawa, gdzie byliśmy, ale nie chciałam pytać o to strażnika. Czułam, że się nie polubimy.

Usiadłam na znajdującej się na tarasie huśtawce. Miejsce obok mnie zajął blondyn. Sądziłam, że stanie gdzieś w oddali, aby nie musieć często na mnie patrzeć, ale najwyraźniej traktował swoją robotę poważnie.

- Gniewasz się na mnie, kotku?

Pokręciłam przecząco głową, wbijając wzrok w ciągnącą się w głąb ogrodu ścieżkę. Gdy Xavier wróci, pociągnę go tam za rękę i odkryję, co znajduje się dalej. Na razie jednak utkwiłam z krnąbrnym facetem, który oceniał mnie za to, że nie opłakiwałam śmierci rodziców i utraconej wolności. On jednak nie wiedział przez co przechodziłam, będąc zamknięta w niewoli przez własnych rodziców.

- Nie chcę, żebyś źle mnie oceniał, Vitale. Nie jestem tutaj z własnej woli, to prawda. Nie mam jednak zamiaru się nad sobą użalać. Wiem, że nieraz pewnie będzie mi ciężko biorąc pod uwagę, kim jest mój ukochany, ale nie zrezygnuję z niego. Rozumiem, że możesz mnie nie polubić, bo wkroczyłam do tego domu z dnia na dzień, ale...

- Dziewczyno, za dużo mówisz.

Blondyn uśmiechnął się. Odchylił głowę do tyłu i głęboko westchnął.

- Nie mam zamiaru cię oceniać, kotku. To twoje życie. Sam nie płakałem, gdy moi rodzice zostali spaleni żywcem na moich oczach, kiedy miałem jedenaście lat. Trafiłem do domu dziecka, ale szybko zacząłem uciekać i kraść. Minęły trzy lata i znalazłem się w poprawczaku. Uciekłem z niego po kilku miesiącach i tak trafiłem pod skrzydła Nixona. Jestem więc ostatnią osobą, która mogłaby cię oceniać. Wybacz mi mój brak dobrych manier, ale nie zostałem wychowany na grzecznego chłopca. 

Spojrzałam w bok na Vitalego, ale mężczyzna zdążył zamknąć oczy. 

- Przykro mi. Musiało być ci ciężko.

- Było, ale dorosłem wystarczająco szybko. Po drodze popadłem jednak w nałóg. Kręciły mnie narkotyki i dziwki. Dopiero gdy nabawiłem się choroby wenerycznej musiałem przejść na odwyk seksualny. Dobrze, że akurat w tamtej chwili poznałem Nixona. Nie było mi dane dołączyć do mafii, ale zostałem strażnikiem. Wcale na to nie narzekam.

- Powiesz mi coś więcej o tym, gdzie jesteśmy?

- Nie sądzisz, że jest tutaj zbyt cicho?

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego pytania.

- Znajdujemy się daleko od cywilizacji. Najbliższej normalne miasto znajduje się pięćdziesiąt kilometrów stąd.

- Co masz na myśli mówiąc "normalne"?

- Kuźwa, nie powinienem był zaczynać. Xavier będzie na mnie zły, jeśli ci powiem.

- Nie, powiedz mi proszę, o co chodzi. Czuję, że coś jest nie tak.

Vitale wstał. Zaczął chodzić w kółko, przecierając dłońmi twarz. Słońce oświetlało jego jasne włosy i mężczyzna wyglądał niczym upadły anioł. Gdyby nie tatuaże pokrywające jego ręce, dłonie i szyję, mógłby wyglądać naprawdę bajecznie. Nie mi jednak pozostało oceniać faceta, skoro sama prosiłam, aby nie oceniał mnie. Sama zakochałam się w mężczyźnie pokrytym od stóp do głów bliznami, ze zmienionym przez poderżnięcie gardła głosem i jednym zdrowym okiem.

- Powiem ci wszystko, ale proszę, abyś nie wchodziła mi w zdanie i pozwoliła sobie wytłumaczyć krok po kroku. Wiele rzeczy może wydać ci się niejasnych i pozbawionych sensu.

Mężczyzna przysunął sobie jedno z krzeseł bliżej huśtawki. Usiadł na przeciwko mnie i splótł palce dłoni. Zmierzył mnie spojrzeniem jasnych oczu i zaczął mówić.

- Twój ukochany Xavier nie jest członkiem zwyczajnej mafii, które możesz znać z filmów. W Stanach znajduje się wiele odłamów włoskiej mafii, a każda stacjonuje w innym mieście. Najbardziej znane są te w Nowym Jorku i Chicago. W nocy zobaczyłaś jedną z sesji, ale czy coś cię nie zaciekawiło?

- Kości wymalowane na twarzach.

- Właśnie - odrzekł Vitale, pstrykając palcami. - Za każdym razem, gdy zabijają, malują sobie śmierć na twarzy. To wymysł chorego tatuśka Nixona. Facet kontynuuje spuściznę po ojcu i dalej bawi się w te przedstawienia. Mają symboliczne znaczenie, gdyż gdy Nixon każe swoim podwładnym namalować kościotrupa na twarzy, znaczy to, że zbliża się czyjaś śmierć. Oni nigdy nie zabijają w świetle dnia, kotku. To nocna sekta. Niosąca śmierć tylko nocami. Kiedy zabijają w dzień, nie malują twarzy. Nocami jednak są innymi osobami.

Na razie nie brzmiało to na nic zaskakującego. Część spraw się wyjaśniła, lecz czułam, że to dopiero początek tego, co chciał mi wyznać Vitale.

- Aby zabić ludzi, Nixon musi wyjeżdżać za miasto. Dlatego jego akcje trwają zazwyczaj dość długo. Przynajmniej kilka godzin. Nixon jednak jest diabelnie inteligentny. Po śmierci ojca mógł puścić życie w mafii w niepamięć, ale jedno zatrzymało go na miejscu. Wiesz, co to było?

Pokiwałam przecząco głową, zastanawiając się, do czego zmierzał. 

- Miasto powstałe czterdzieści lat temu. Znajduje się za murami. Jest odizolowane od reszty społeczeństwa. Ludzie, którzy mają szczęście lub nieszczęście tutaj mieszkać, są skazani na życie za murami do śmierci. Za czasów, gdy terenem rządził ojciec Nixona, ludzie ci byli regularnie prześwietlani pod względem dokonywanych przestępstw. Ci, którzy czegoś się dopuścili, byli zabijani na publicznym widoku. Te miasto miało być eksperymentem, ale stało się tak, że Nixon nie chciał się go pozbyć. Mieszkańcy są mu posłuszni niczym wytrenowane pieski. W jednej chwili na pstryknięcie palców dorosły facet może paść do jego stóp i zacząć lizać mu buty.

W mojej głowie kotłowało się coraz więcej pytań, ale Vitale kazał mi się nie odzywać.

- Kraina ta nazywa się Zariya. Brzmi niczym nazwa jakiegoś mitycznego miasteczka pełnego smoków. Xavier z pewnością niebawem zabierze się do centrum i pokaże, na czym polega życie mieszkańców. Będziesz skołowana i nie pojmiesz, jak ludzie, którzy niegdyś byli wolni, tak się zachowują. Pewnie spróbujesz namówić twojego chłopca na uwolnienie mieszkańców, ale dam ci radę. Nixon będzie cię szanował, lecz gdy tylko wejdziesz mu na głowę, każe cię zniszczyć. Nie rób sobie w nim wroga, kotku. Ten, kto ma szacunek Nixona, żyje jak w niebie. Widzę, jak szef cię traktuje i uwierz mi, że nie chciałabyś poznać jego ciemnej strony. 

Mężczyzna wstał. Uznałam, że skończył mówić o jakiejś dziwnej, mitycznej krainie o jakże idiotycznej nazwie. Kiedy się wypowiadał, brzmiał tak, jakbyśmy znaleźli się w krainie opanowanej przez jednorożce, tęcze i ślepo posłusznych niewolników.

Wstałam i na drżących nogach podeszłam do barierki oddzielającej mnie od ogrodu oświetlonego górującym na niebie słońcem. Wzięłam głęboki oddech i zerknęłam na bok. Vitale zaciągnął się papierosem.

- Jesteśmy dalej w Stanach?

Blondyn wypuścił w górę dym i pokiwał głową.

- Tak, Fallon. Jesteśmy w Stanach.

- Nie sprzedajesz mi jakiejś bujdy, aby później się ze mnie nabijać? Może jeszcze powiesz, że w tej mitycznej krainie macie smoki?

Wytatuowany facet zaśmiał się, patrząc na mnie z politowaniem.

- Nie musimy mieć tutaj smoków, abyś poczuła się zagrożona. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch i zostaniesz zmieciona z planszy. Bądź więc posłusznym pionkiem i trzymaj się reszty. Nie wychodź przed szereg. Bądź posłuszna swojemu chłopcu i korzystaj z tego, co masz.

Miałam w głowie mętlik. Czułam się skołowana. Czekałam, aż Xavier wróci i powie mi, że Vitale przez cały czas się ze mnie nabijał. Miałam nadzieję, że tak się stanie, bo nie widziałam innej możliwości. 

Historia Vitalego brzmiała jak jakaś baśń, w której władzę nad odgrodzonym od cywilizacji miasteczkiem przejmuje czarny charakter. Nie wierzyłam w słowa strażnika, choć wszystko brzmiało dość spójnie.

- Kim dla tych ludzi jest Nixon?

- Och, kotku. On jest ich królem. A twój chłopiec jest księciem. 

Xavier

Wyjechaliśmy za mury miasta. Od razu odetchnąłem z ulgą, znajdując się na zewnątrz.

- Czas zdjąć koronę, kochasiu. Teraz jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami. 

Za każdym razem, kiedy wyjeżdżaliśmy z miasteczka Zariya, czułem spokój. Wiedziałem, że niebawem przyjdzie mi pozbyć się kilku osób. Nigdy jednak nie stresowałem się zabijaniem. Tym, co najbardziej działało mi na nerwy, była moja pozycja.

Pieprzonego księcia.

Nie chciałem tłumaczyć tego Fallon. Wiedziałem, że dziewczyna zwyzywa mnie od wariatów i każe mi się leczyć. Jak bowiem człowiek, który został tak skrzywdzony przez życie i wyglądał jak potwór wyjęty z koszmaru, mógł być księciem? 

Oczywiście, nie nosiłem korony ani nie miałem pieprzonej obstawy. Mieszkałem w posiadłości znajdującej się w sercu miasta Zariya, lecz nie rządziłem mieszkańcami. Tą przyjemność zostawiłem Nixonowi. W końcu to plan jego chorego psychicznie ojca kontynuowaliśmy. Było tak wiele do wytłumaczenia, że rozbolała mnie głowa. Nie wierzyłem, że poprawnie przekażę Fallon informacje, które powinna przyswoić. Historia tego miejsca była złożona, a plan, w jaki zostali wciągnięci mieszkańcy, cholernie precyzyjny i niebezpieczny.

Wjechaliśmy na obrzeża Salt Lake City. Odetchnąłem z ulgą, widząc majaczące na horyzoncie wieżowce i znajdujące się za nimi góry. Dla amerykanów to miasto nie mogło być symbolem hazardu i śmierci czyhającej na ulicach. Wielu uważało to miasteczko położone w stanie Utah za spokojne, lecz byli w błędzie.

W każdym mieście bowiem funkcjonował podziemny świat skupiający się na hazardzie, narkotykach, dziwkach i morderstwach. Do tego świata wkroczyłem, gdy byłem nastolatkiem i wiedziałem, że do śmierci się z niego nie wydostanę. 

- Stary, wszystko w porządku?

Ocknąwszy się z letargu, odwróciłem się do Paxtona. Mój przyjaciel siedział na tylnej kanapie i poklepał mnie w ramię.

- Nie wiem, panowie. Czuję się przytłoczony.

- Może to dlatego, że wczoraj słyszałem twoje jęki dobiegające z sypialni? Tylko mi powiedz, że jej się odwdzięczyłeś.

Nixon się zaśmiał, ale gdy zrozumiał, że nie byłem w nastroju do żartów, położył mi dłoń na udzie. Spojrzałem się na niego rozbity.

- Xavier, słuchaj. Wiem, że boisz się wyznać Fallon, kim naprawdę jesteś i co cię spotkało, ale im szybciej to zrobisz, tym lepiej dla ciebie. Dziewczyna cię kocha, chłopie. Patrzy na ciebie jak niektóre patrzą na milion dolarów. Nie jestem ekspertem w związkach, ale Fallon cię potrzebuje. Nie oszukuj jej. Kiedy wrócimy do domu chcę, abyś wyznał jej prawdę. Teraz wyskakuj z samochodu. Musimy zabić pewnego gościa, który tak się składa, że jest właścicielem sklepu z zabawkami erotycznymi. Jestem pewien, że nieboszczyk nie będzie miał nic przeciwko, jeśli coś mu ukradniemy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top