already gone

Założyłem garnitur jak w amoku. Nawet nie pamiętam, jak dojechałem na cmentarz, nie powodując żadnej kolizji. Nie docierały do mnie słowa mojej żony ani gaworzenie córeczki. W głowie pozostała pustka. 

To takie dziwne, kiedy uwalniasz wszystkie myśli i nic ci nie przeszkadza. Wcześniej nie wiedziałem, że można to w jakiś sposób wyłączyć. A jednak. Czułem się jak wolny ptak, uwolniony od rzeczy, które zaprzątały mi głowę. 

Teraz stoję na cmentarzu. Patrzę na trumnę, która znajduje się tuż nad dołem, w który zaraz powędruje. Ksiądz wymawia ostatnie modły. Unoszę głowę i wpatruję się w niebo. Lecą z niego płatki śniegu. Piękna aura. Thorsten uwielbiał śnieg. Zima była jego ulubioną porą roku. Spuszczam wzrok. Patrzę, jak jeden płatek rozbija się o moje zmarznięte dłonie i rozpada na dwa kawałki. 

Rozglądam się po zebranych. Przybyło naprawdę wielu ludzi. Widzę, jak Walter Hofer wpatruje się w dębową trumnę. Wśród tłumu dostrzegam również Borka Sedlaka. Tego, który pozwala skoczkom na skok podczas zawodów. Chowa twarz w dłoniach. Nie. To nie była jego wina. Nie możemy go winić o to, co się stało. Nie potrafił przewidzieć, że akurat w tym momencie wiatr zawieje aż tak mocno. Thorsten na pewno nie chciałby, abyśmy wieszali na nim psy. 

Wędruję wzrokiem dalej. Widzę płaczącego Stefana Horngachera. Trenera, który mógł zapewnić Thorstenowi rozwój, o jakim świat by nie pomyślał. Obok niego stoją pozostali skoczkowie z naszej drużyny. Karl Geiger, Markus Eisenbichler, Richard Freitag, Stephan Leyhe, Constantin Schmid, Pius Paschke, Andreas Wellinger. Pojawili się nawet młodsi zawodnicy, którzy startowali z Thorstenem w Pucharze Kontynentalnym. Nie zabrakło również skoczków z innych nacji. Zjawili się między innymi Kamil Stoch, Stefan Kraft, Gregor Schlierenzauer, Simon Ammann, Daniel Andre Tande, Peter Prevc. Legendy skoków narciarskich, które już na zawsze zapisały się na kartach historii. Przybyli, aby pożegnać chłopaka. Chłopaka, który mógł jeszcze osiągnąć tyle, co oni, a nawet więcej.

W końcu mój wzrok zatrzymuje się na rodzinie Thorstena. Widzę jego matkę, ocierającą lecące ciurkiem po policzkach łzy. Widzę jego ojca, podtrzymującego swoją żonę, żeby nie zasłabła. Widzę jego siostrę, która co chwilę wyciera nos. Widzę jego brata, który tępo wpatruje się w trumnę załzawionymi oczami. Czuję promieniujące od nich cierpienie. Stracili kogoś, bez kogo życie nie będzie już takie samo. Jak mają nauczyć się funkcjonować bez Thorstena? Już nigdy go o nic nie poproszą, nie pochwalą, nie pojadą na skocznię, aby mu kibicować. Wszystko ma się zmienić. I to o sto osiemdziesiąt stopni. Każdy musi nauczyć się żyć dalej, ale bez niego.

Została tylko ona. Marlis. Zapłakana dziewczyna, z którą Thorsten chciał w przyszłości założyć rodzinę. Teraz ona straciła partnera. Wiedziałem, że Marlis kochała Thorstena na zabój. Zrobiłaby dla niego wszystko. Była gotowa zrezygnować z własnych przyjemności, żeby przyjechać do niego i poprawić mu humor, gdy czuł się źle. Kiedy był chory, opiekowała się nim najlepiej, jak tylko umiała. Z kolei Thorsten również potrafił się dla niej poświęcić. Gdyby tylko poprosiła, rzuciłby dla niej skoki. To była silna i nierozerwalna miłość, mimo ich dość młodego wieku. Czy Marlis będzie w stanie pokochać kogoś tak mocno, jak kochała Thorstena?

Patrzę na księdza, który wyciąga w moją stronę mikrofon. Biorę urządzenie do ręki. Występuję krok do przodu, żeby choć trochę wyróżnić się w tłumie. Spoglądam na trumnę, w środku której znajduje się ciało Thorstena. Ciało. Nie on. Ciało. Biorę głęboki wdech i zaczynam przemawiać.

— Thorsten Taube — mówię cicho. — Znał mnie dłużej niż połowę swojego życia. Ja poznałem go, gdy był jeszcze dzieciakiem. Już wtedy zapadł mi w pamięć, przewidując, że wiele osiągnę. Skromność. To go wyróżniało. Nie prosił mnie o autograf czy zdjęcie, chciał po prostu porozmawiać. Później, kiedy zacząłem pomagać mu w treningach, uważnie wysłuchiwał moich rad, starał się poprawić to, co jeszcze mu nie wychodziło. Cierpliwie dążył do celów, które po kolei sobie wyznaczał. Na początku były to starty w FIS Cupie. Później w Pucharze Kontynentalnym, a na końcu w Pucharze Świata. Na początku tego sezonu powiedział mi, że chciałby znaleźć się na podium klasyfikacji generalnej tego cyklu. Niestety nie dotarł do tego celu. — Mój głos zaczyna się łamać. — Poza skocznią również był bardzo wartościową osobą. Stał się moim przyjacielem. Robiliśmy razem wszystko. Miał wspaniałą rodzinę, którą kochał całym swoim sercem. Poznał także dziewczynę. Myślał z nią o wspólnej przyszłości. Kolejne niespełnione marzenie. — Czuję, jak po moim policzku powoli ścieka pierwsza łza. — Został nawet ojcem chrzestnym. Mojego dziecka. Był inteligentnym i bardzo pracowitym człowiekiem. Zawsze się uśmiechał. Nawet gdy nachodziły go chwile zwątpienia, on po chwili znów promieniał. Jego życie, tak krótkie, obfitowało w wiele sukcesów. Przeżył je bardzo dobrze i na pewno nie ma czego żałować. To, co się stało, na długo zostanie w naszej pamięci, ale musimy wiedzieć, że Thorsten też o nas pamięta. Ciągle będzie wśród nas, mimo że go nie zauważymy. Żyjmy tak jak on. Ciesząc się z małych rzeczy. 

Oddaję księdzu mikrofon i wracam na swoje miejsce. Wyjmuję chusteczkę z kieszeni płaszcza, ocieram oczy oraz nos. Patrzę, jak trumna powoli znika w dole wykopanym w ziemi. To nieopisany ból. Chcę rzucić się na krawędź tej dziury, ale wiem, że nie wypada. Nie mogę, bo zaczynam sobie coś uświadamiać. 

Czy Thorsten chciałby, abyśmy za nim płakali? Rozpaczali? Był szczęśliwym i radosnym człowiekiem. Napawał się daną chwilą, nie myślał pesymistycznie, zawsze uważał siebie za optymistę. Potrafił rozweselić każdego. Nawet gdy byłem w dobrym humorze i choć na chwilę uśmiech znikł z mojej twarzy, on od razu robił coś głupiego, abym znów się uśmiechnął. Thorsten zdecydowanie nie chciałby, żebyśmy smucili się z powodu jego odejścia. Na początku był to cios, ale trzeba pomyśleć o tych dobrych chwilach, które z nim spędziliśmy. Wystarczy przypomnieć sobie jego charakterystyczny śmiech, aby od razu humor się poprawił. 

Odszedł młody człowiek. Odszedł przede wszystkim mój przyjaciel. Gdy przydarzają się takie momenty, trudno się z nimi pogodzić. Pojawiają się różne pytania. Dlaczego? Dlaczego właśnie on? Tego nikt nie wie. 

Patrzę, jak wokół dołu zbiera się coraz więcej białych róż. Kwiat, który ma wiele symboli. Oznacza niewinność, czystość, pokorę, piękno, radość, mądrość, wrażliwość, wieczność. Wszystko to, co wiąże się z Thorstenem. Jednak po chwili widzę, jak ktoś kładzie różę, lecz nie białą. Jest ona cała ze złota. Spoglądam na osobę, która już odchodzi. To Marlis. Marlis kupiła złotą różę, symbolizującą niepowtarzalną i niezniszczalną miłość. 

I nagle rozumiem, że ta miłość była naprawdę nierozerwalna. Nadal jest. Jak wszystkie relacje, które łączyły nas z Thorstenem.

Ale jego już nie ma.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top