Rozdział 40

No... To macie 😁

POV Harry'ego

Minęły cztery lata. Cztery lata poznawania się, miłości, namiętności, podróży i kryzysów. Trzy lata i jestem tutaj, w małym pomieszczeniu, które może z nerwów, ale wydaje się jeszcze bardziej pomniejszać i więzić mnie w środku pozbawiając oddechu. Skanuję swoją sylwetkę w podłużnym lustrze i próbuję się skupić na stojących wokół mnie kwiatach, tylko żeby nie myśleć o tym co ma za chwilę nadejść.

Kto by pomyślał, że to się tak skończy. Chociaż czy można nazwać to końcem? Raczej nowym początkiem, nowej drogi. Wygładzam klapy czarnej marynarki i prostuję kołnierzyk czarnej koszuli. Moje dłonie drżą, a przez głowę przelatuje milion myśli i wspomnień, wspomnień z Louis'em.

Światła miasta migotały na tle czarnego nieba, a do naszych uszu dobiegały hałasy nigdy nie śpiącego miasta. Nowy Jork nigdy nie był piękniejszy.

Ciepła woda otulała nasze ciała, gdy siedzieliśmy w panoramicznym basenie na tarasie naszego apartamentu. Decyzja o kupnie tego wspaniałego miejsca była spontaniczna, ale zdecydowanie trafna. Jeden z wyższych mieszkalnych wieżowców na Manhattanie. Piękny, przeszklony apartament z ogromnym tarasem z widokiem na Central Park i miasto.

Basen z przeszklonym ścianami, który wydawał się wisieć nad ogromną przepaścią był zdecydowanie głównym powodem, dla którego ostatecznie zdecydowaliśmy się na kupno pierwszego, wspólnego mieszkania.

Można było się zastanawiać czemu tak daleko, czemu w Nowym Jorku? Ale gdy pierwszy raz wspólnie odwiedziliśmy to miasto natychmiastowo zakochaliśmy się. W światłach, w ulicach i w ludziach. Mieliśmy także możliwość przeniesienia się tutaj na stałe w związku z otarciem nowego oddziału Business Styles' Express, ale nie chcieliśmy zostawiać naszych rodzin i przyjaciół za nami.

- Ten widok nigdy mi się nie znudzi- westchnął rozmarzony Louis.
Jego nagie, mokre ciało lśniło w blasku księżyca i jak zawsze nie mogłem oderwać od niego wzroku. Dzisiaj obchodziliśmy naszą pierwszą rocznicę i postanowiliśmy to uczcić lampką drogiego szampana i nagą kąpielą pod osłoną nocy.
- Oh, mi zdecydowanie też- mruknąłem i przyciągnąłem go bliżej siebie.
- A ty tylko o jednym- pokręcił pobłażliwie głową.
- Ja tylko okazuję moje uwielbienie dla ciebie.
- Chyba mojego ciała.
- Twoje boskie ciało jest tylko dodatkiem do twojej wspaniałej duszy, kochanie. Twoja osobowość dodaje ci seksapilu- zatopiłem nos w jego mokrej szyi.
- I czym ja sobie na ciebie zasłużyłem, co?
- Czym ja na ciebie zasłużyłem...

Nigdy też nie zapomnę momentu, w którym prawie się poddaliśmy.

Siedzieliśmy przy wspólnej kolacji, ale atmosfera wydawała się wyjątkowo ciężka. Wspólne wieczory po pracy stały się naszym rytuałem od kiedy Louis się do mnie wprowadził i sprzedał swój dom. Zwalnialiśmy wtedy Marię do domu, która zaczęła pracować tutaj i mieliśmy cały dom do swojej dyspozycji.

Ostatnio musiałem spędzić wyjątkowo dużo czasu w biurze, w tym kilka nocy. Louis nie był zadowolony, ale zdawał się to zrozumieć.

Ciszę w jadalni przerywał tylko trzask sztućców. Moje samopoczucie nie było za dobre, głowa bolała mnie z przemęczenia i jedyne czego chciałem to miłej, wspólnej kolacji i możliwości zaśnięcia przy Louis'ie. Jednak ten wydawał się naburmuszony i wyjątkowo drażniło mnie to. Nienawidziłem, gdy coś przede mną ukrywał.

- Jaki masz problem, Louis?- odłożyłem sztućce na talerz i może zabrzmiałem odrobinę zbyt ofensywnie, ale naprawdę byłem zmęczony.
- Jaki mam problem?- wysyczał, a ja wywróciłem oczami, bo wiedziałem, że był o coś zły, a jego reakcja tylko to potwierdzała- Jaki mam problem?! Może taki, że mnie zdradzasz dupku!

Wstał gwałtownie od stołu, a mnie zamurowało. Że co?

- Nawet się nie bronisz! Czyli to prawda. Kurwa, nie wierzę, że byłem tak naiwny!- wplątał palce we włosy, a jego głos załamywał się- To ta suka Camille, tak? Asystentka- prychnął- Ta, jasne... Myślałeś, że się nie zorientuje, Harry?

Podszedł do mnie i nachylił się tak, że czułem jego szybki oddech na twarzy. Jego spojrzenie było mieszaniną smutku i gniewu, a ja byłem tak zaskoczony, że nadal nie byłem w stanie wykrzesać z siebie ani słowa.

- Wiesz co, ja byłem w stanie zrozumieć nadgodziny w firmie, w końcu jesteś szefem, ale żeby od razu dobierać się do majtek tej kurwie? Kiedy dobrze wiedziałeś, że czuję się przez nią zagrożony! I jak widać słusznie! Jak mogłeś mi to zrobić? Pieprzysz mi o tym jak dzięki mnie stałeś się lepszym człowiekiem, ale jak widać wcale. się. nie. zmieniłeś- cedził każde słowo- A teraz nie masz nawet odwagi się przyznać, ale nie martw się za chwilę mnie tu już nie będzie. Miałem cały dzień na spakowanie swoich walizek.

Z tymi słowami odwrócił się i sprintem wybiegł z salonu, a potem na górę po schodach. Wtedy dotarła do mnie powaga sytuacji i popędziłem za nim. Skąd takie oskarżenia? Czy naprawdę dałem mu do tego powody? Czy ktoś mu nagadał takich głupot?

Już w połowie schodów słyszałem ślizg kółek walizki po panelach.

- Zejdź mi z drogi, Harry- próbował wyminąć mnie na schodach, ale zastawiłem mu całkowicie przejście.
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym cię zdradzić?
- Prawdę mówiąc, nie wierzyłem w to, ale ktoś pomógł mi przejrzeć na oczy.
- Tak? I niby co cię przekonało? Bo o ile ja pamiętam nie zdradziłem cię z nikim, a tym bardziej z tą plastikową lalą- warknąłem. Mój ból głowy zaczął robić się przytłaczający i trudno było mi nawet utrzymać oczy otwarte.
- To jak wytłumaczysz to?- warknął i wsadził mi swój telefon w dłoń.

Przez zmrużone powieki próbowałem odczytać treść wiadomości.

- Co to kurwa jest?- nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem.
- Nie poznajesz? To wiadomości do twojej kochanki. O tym jak wspaniale się ją pieprzy i jak to nie możesz się doczekać, kiedy wreszcie ten „u- upierdliwy karzeł", jak to-o mnie nazwałeś, opuści biuro żebyście mogli  znowu t-to zrobić- po twarzy szatyna zaczęły spływać gęste łzy, a mi krajało się serce.
- Louis, to nie są prawdziwe wiadomości. Nie ja je napisałem. Przysięgam- chwyciłem jego twarz w dłonie i nakierowałem jego spojrzenie na siebie, musiał mi uwierzyć. Nigdy bym go nie zdradził- Kto ci przysłał to gówno?
- Camille- wyszeptał.
- Co za kurwa. Nigdy jej nawet nie dotknąłem!
- Harry... Czemu miałaby robić takie rzeczy? To nie ma sensu. Co ja miałem pomyśleć, gdy to zobaczyłem?
- Nie wiem, ale dowiem się. Kochanie, kocham cię tak mocno i nigdy bym ci tego nie zrobił. Jesteś tylko ty, rozumiesz? Musisz mi uwierzyć, błagam. Nie wiem co zrobię jak odejdziesz. Udowodnię ci, że to kłamstwo, ale musisz mi dać na to szansę!- moja głowa robiła się coraz cięższa, ale starałem się zbierać słowa w miarę logiczną całość. Louis nie mógł mnie zostawić.
- H-harry, ja nie wiem...
- Błagam, Louis, kochanie. Jesteśmy ze sobą już tak długo i chcesz poddać się tak łatwo?
- Jeżeli to co wysłała mi ta szmata to prawda, to ty się poddałeś. Nie ja.

Jego słowa dźwięczały mi w głowie i wydawały się głośne jak dzwon. Przed oczami pojawiały mi się mroczki, a nogi zrobiły się wyjątkowo słabe.

- Harry? Co się dzieje? Jesteś tak strasznie blady- odłożył walizki na bok i chwycił mnie za ramiona, ale to i tak nie powstrzymało mnie od upadku w tył, gdy całkowicie już straciłem kontrolę nad swoim ciałem.

Obudziłem się wiele godzin później. Pierwsze co zobaczyłem to beżowe ściany i białą pościel, w której leżałem. Potem dopiero zobaczyłem Louis'a, który siedział na krześle, ale głowę miał położoną obok mojego uda i chyba spał.

- Lou, Louis- szturchnąłem go, ale moje ciało było tak otępiałe, że pewnie nawet tego nie poczuł.

Mimo to od razu poderwał się do góry i gorączkowo zaczął skanować moje ciało w poszukiwaniu jakichkolwiek urazów.

- Harry, obudziłeś się- odetchnął z ulgą- Jak się czujesz?
- Co się stało? Jesteśmy w szpitalu?
- Straciłeś przytomność, gdy... się kłóciliśmy. Lekarze nie mogli mi wiele powiedzieć, bo nie jestem nikim z rodziny, ale podobno twój organizm był wycieńczony. Dodatkowo spadłeś ze schodów i się nieźle potłukłeś. Masz złamaną rękę i potłuczone żebra, nie licząc wszystkich siniaków. Boże... tak bardzo się bałem- chwycił mnie mocno za dłoń- Czemu nie powiedziałeś mi, że się źle czujesz?
- Nie myślałem o swoim samopoczuciu, gdy groziłeś, że mnie zostawisz.
- Oh, Harry... Ty nigdy nie wiesz kiedy powiedzieć „stop". Nie wiedziałem, że praca aż tak cię męczy. Mogłem ci jakoś pomóc...
- Louis, to nie twoja wina. Przeprowadzamy ogromną transakcję i musiałem po prostu do tego przysiąść.
- Ale nie takim kosztem! Twoje zdrowie jest najważniejsze.
- Przepraszam, że dodaje ci zmartwień.
- Harry... Jedyne co się dla mnie teraz liczy to to, że jesteś pod opieką lekarzy i z tego wyjdziesz. Nigdy nie będziesz dla mnie ciężarem.
- Czyli- zawahałem się bojąc zadać się tego pytania- Zostajesz? Nie opuścisz mnie?
- Sam się rozmówię z tą lalą, bo ty teraz musisz odpocząć i się nie stresować.
- Ale- próbowałem usiąść, ale powstrzymała mnie dłoń Louis'a na piersi i ostry ból w klatce.
- Niczym się nie przejmujesz. Zayn wszystkim się zajmie w firmie, już to załatwiłem, a Camille pozna gniew wkurwionego Louis'a Tomlinson'a.
- Wierzysz mi- odetchnąłem.
- Za szybko podjąłem decyzje. Oczywiście, że ufam osobie, którą kocham ponad jakiejś zdesperowanej żmii.
- Kocham cię- znowu spróbowałem się podnieść, by go pocałować, ale jęknąłem głośno na kolejną falę bólu.
- Ja ciebie też, ale leż spokojnie, głupku.

Nasz związek był tylko silniejszy od tego czasu. Ufaliśmy sobie jeszcze bardziej i trudno było nas ze sobą skłócić. Niedługo po sfinalizowaniu tej transakcji, gdy sprawy się uspokoiły otrzymaliśmy wspaniałe wieści. Zayn i Niall mieli stać się państwem Malik.

Nie zdziwiło nas to, bo miłość praktycznie z nich kipiała, ale i tak wywołało to silne emocje, a szczególnie u Louis'a. Obydwoje zostaliśmy poproszeni o zostanie świadkami młodej pary i wtedy Louis całkowicie przepadł dla ślubnej gorączki.

Miałem wrażenie, że bardziej się przejmuje uroczystością, niż narzeczeństwo. Katalogi ślubne zawaliły nasz dom już na długo przed  planowaną ceremonią. Gdy nie poświęcałem przygotowaniom więcej niż 2 godziny dziennie, dostawałem reprymendę i musiałem wysłuchiwać jak nieodpowiedzialnym świadkiem jestem i jak zawiodę mojego najlepszego przyjaciela.

W dzień ślubu praktycznie chodził po ścianach. Nie wiedziałem, czy był bardziej podekscytowany czy zestresowany. Jedyne czego byłem pewny to to, że wyglądał niesamowicie gorąco w szarym garniturze, który idealnie opinał go we wszystkich właściwych miejscach.

Ślub i wesele były naprawdę wspaniałe i poruszające, nawet dla mnie. Para praktycznie promieniała szczęściem. Ich przysięgi były indywidualne i to uczyniło je
pięknymi. Wesele minęło na tańczeniu z każdym możliwym członkiem rodziny i piciu ze świeżo upieczonym małżeństwem.

Dopiero po kilku godzinach mogłem spędzić odrobinę czasu z Louis'em. Może to ta atmosfera, ale wtuleni w siebie przetańczyliśmy każdą możliwą wolną piosenkę i moja miłość do niego wydawała się mocniejsza niż kiedykolwiek. Potem nie zawahałem się okazać tej miłości w naszym pokoju hotelowym i to więcej niż raz.

Te wszystkie wspomnienia spowodowały, że zapomniałem o nerwach i uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Wszystko dzisiaj jest takie jakie powinno być. Jestem w tym miejscu co trzeba i z tą szczególną osobą. Z nikim innym nie chciałbym być. Mój umysł wrócił do dnia, który bezpośrednio doprowadził nas do tego miejsca, dzisiaj.

Znowu wracałem zmęczony po pracy do domu, ale mimo wszystko z uśmiechem na twarzy. Louis dzisiaj obiecał zabrać mnie na randkę. Zaraz po przekroczeniu progu zostałem przywitany przez radosną twarz mojego chłopaka.

- Dobry wieczór, kochanie!
- Cześć- nachyliłem się po pocałunek, który od razu otrzymałem- Wezmę prysznic i już będziemy mogli iść.
- Dołączyłbym, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Tajemniczo, panie Tomlinson- wymruczałem żartobliwie.
- Lepiej pędź pod prysznic, Sherlocku.

Nie mogąc doczekać się wspólnego wyjścia rzeczywiście pospieszyłem się i już po 15 minutach ubierałem się po prysznicu.

- Jakiś dress code na dzisiaj, Lou?- krzyknąłem z piętra.
- Ubierz się ładnie- odkrzyknął.
- Świętujemy coś dzisiaj?
- Nie możesz się ubrać ładnie dla swojego chłopaka?- nagle Louis wychylił się zza progu.
- Oczywiście, że mogę, ale zazwyczaj wybieramy nieformalne wyjścia.
- W życiu potrzebne są urozmaicenia, więc nie narzekaj i się ubieraj.

Będąc już przyzwyczajonym do jego zuchwałości wywróciłem tylko oczami i założyłem na siebie według polecenia białą koszulę z ozdobnym kołnierzem i czarne, garniturowe spodnie.

Gdy zszedłem gotowy na dół, Louis czekał już na mnie w holu i wyglądał zjawiskowo. Czarna koszula opinała się na jego bicepsach i szerokiej piersi, a czarne spodnie wydłużały optycznie jego nogi. W rękach trzymał ogromny bukiet najrozmaitszych kwiatów, co mnie zaskoczyło.

- Wyglądasz pięknie- zeskanowałem go jeszcze raz wzrokiem chłonąc każdy centymetr.
- I mówi to najprzystojniejszy facet na świecie. To dla ciebie, skarbie- wręczył mi bukiet.
- Oh, to pierwszy raz, gdy dostałem kwiaty. Dziękuję.
- Mam nadzieję, że ci się podobają.
- Są piękne.

Szybko odniosłem je do jadalni, gdzie włożyłem je do wazonu. Już wtedy byłem pewny, że ten wieczór będzie wyjątkowy, ale nie wiedziałem dlaczego. Czy o czymś zapomniałem? Wróciłem do holu, gdzie ubraliśmy się w grube kurtki. To już nasza trzecia wspólna zima.

Louis nadal zachowując się tajemniczo wsadził mnie do auta i przez całą drogę nie chciał zdradzić gdzie jedziemy. Po 20 minutach podjechaliśmy pod znajomą restaurację. Spojrzałem szybko na szatyna.

- To restauracja, gdzie zabrałeś mnie prawie 4 lata temu- odpowiedział na moje nieme pytanie.
- Gdy zarezerwowałem stolik dla Niall'a- uśmiechnąłem się na wspomnienie. Wydawało się jakby to było wczoraj- Co dzisiaj tak sentymentalnie?
- Czemu nie? Chodźmy do środka, robi się zimno.

Louis szybko wyszedł z auta i zanim się zorientowałem był przy moich drzwiach i je otwierał.

- Jak szarmancko.
- Wystarczyłoby dziękuję, wiesz?
- Wiem, ale lubię się z tobą droczyć.
- Oh, wiem.

Chwyciłem Louis'a za dłoń, gdy przebijaliśmy się przez śnieg do wejścia i zmarszczyłem brwi jak poczułem, że była drżąca i spocona z nerwów. Nie zadawałem jednak żadnych pytań, wiedząc że nic z niego nie wyciągnę.

Od razu po wejściu do środka zalała nas fala ciepła i pyszne zapachy. Jak poprzednim razem podbiegł do nas szatniarz i siłą ściągnął z nas płaszcze. Podeszliśmy do kontuaru, gdzie stała kelnerka.

- Stolik dla dwojga na nazwisko Tomlinson- wymamrotał Louis i brzmiał jakby miał za chwilę zemdleć.
- Proszę za mną- kobieta wykonała gest dłonią i zaczęła prowadzić nas do stolika.
- Ostatnim razem podrywałeś kelnerkę- szatyn uśmiechnął się, ale i tak nie udało się mu zamaskować zdenerwowania w oczach, znałem go zbyt długo i dobrze.
- Nie przypominaj mi, to było niewłaściwe i obrzydliwe- prychnąłem.
- I tak sobie z nią szybko poradziłem.
- Oj tak, panie Styles- poruszyłem zaczepnie brwiami, ale Louis praktycznie się potknął na moje słowa.
- Tak- zachichotał nerwowo.

Usiedliśmy przy stoliku, a kelnerka od razu przyjęła od nas zamówienie. Kilka minut później cieszyliśmy się już wytrawnym winem.

- Jak minął dzień w pracy?- Louis zaczął rozmowę.
- Był zwyczajny, dopóki nie złożyłeś mi wizyty w gabinecie- ułożyłem jego dłoń w swojej na stoliku- Zawsze wiesz jak poprawić mi humor.
- Ty także nie jesteś w tym najgorszy.
- Nie najgorszy? Jestem najlepszy ze wszystkich, których miałeś i których będziesz miał.
- Nie planuję już żadnych kolejnych- spojrzał na mnie tym miękkim spojrzeniem, od którego topniało mi serce.
- To obietnica?
- Ty mi powiedz, Harry- wstał od stolika, a mnie zmroziło, gdy patrzyłem jak w zwolnionym tempie klęka na jedno kolano.

Musiałem wyglądać jak jeleń w świetle reflektorów, ale czy to się działo naprawdę? Czy Louis właśnie miał mi się oświadczyć? Serce biło mi tak mocno i szybko, że zagłuszało wszystkie inne dźwięki, a dłonie zacisnąłem na stoliku tak mocno, że zbielały mi kostki. Czułem jak zaczynam się pocić, a żołądek podjechał mi do gardła. Dlatego Louis był taki zdenerwowany.

- Harry, jesteśmy ze sobą już trzy lata, ale tak naprawdę od początku wiedziałem, że to z tobą chcę spędzić całe moje życie. Nasze początki nie były kolorowe, ale dzięki nim jesteśmy teraz tak silni i zżyci. Jesteś najwspanialszą osobą, którą kiedykolwiek poznałem i jestem tak szczęśliwy, że mogłem być przy tym jak z gąsienicy przeistaczałeś się w najpiękniejszego motyla. Nikt nigdy wcześniej nie kochał mnie tak jak ty, a ja nigdy nikogo nie kochałem jak ciebie i już nigdy nie pokocham. Czynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i chciałbym żeby tak było do końca naszego wspólnego życia. Dlatego- jego słowa docierały do mnie jak zza ściany- Wyjdziesz za mnie, Harry?

Moja szczęka opadła, by zbierać kurz z ziemi, a myśli pędziły tak szybko. Znałem odpowiedź na to pytanie, bo ja także myślałem o tym w ostatnim czasie, ale nie mogłem wykrzesać z siebie jakiejkolwiek reakcji.

- Harry?- oczy Louis'a przygasły, a ton stał się na powrót niepewny- Jeżeli masz zamiar powiedzieć „nie" zrób to od razu, ale błagam nie trzymaj mnie w niepewności.
- Tak- wykrztusiłem wreszcie z siebie, gdy mężczyzna już się podnosił- Tak, zostanę twoim mężem- Louis upadł z powrotem na kolano śmiejąc się przy tym z ulgą.

Nadal oszołomiony patrzyłem na piękny sygnet, który wyciągnął z zamszowego pudełeczka. Spojrzał na mnie sugestywnie i wysunąłem drżącą dłoń przed siebie.

- Boże, kochanie- chwycił moją dłoń i próbował powstrzymać jej drżenie- Myślałem, że to ja byłem zdenerwowany.

Wsunął sygnet na mój palec serdeczny i wreszcie miałem szanse mu się przyjrzeć. Przez środek srebrnego pierścienia biegł ciemniejszy pasek wysadzany pięknymi kryształkami, które mieniły się w blasku świateł.

Louis wstał i od razu przyciągnął mnie w swoje ramiona.

- Kocham cię, Harry.
- Kocham cię, Louis... Wow, to było niespodziewane.
- Nie mogłem czekać, aż ty się do tego zbierzesz- zachichotał.
- I jestem za to wdzięczny. Nie mogę w to uwierzyć, właśnie się zaręczyłem. Nie sądziłem, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie- ekscytacja zalała moje ciało.
- Oh, Harry- spojrzał się na mnie spod grzywki i pocałował delikatnie.

- Harry! Harry!- z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Zayn'a- Musimy już iść, jesteś gotowy?

Odwróciłem się tyłem do lustra i zobaczyłem mulata, który wsadził tylko głowę do pomieszczenia. Gdy pytanie do mnie wreszcie dotarło obejrzałem się ostatni raz w lustrze i poprawiłem butonierkę. Podszedłem do Zayn'a i wziąłem głęboki oddech.

- Można być gotowym?- spojrzałem mu się głęboko w oczy.
- Sam dobrze pamiętasz, że ja byłem jeszcze bardziej nerwowy- uśmiechnął się pobłażliwie- Jedyne czego musisz być pewnym to to, że nie jesteś w stanie wyobrazić sobie kogokolwiek innego na miejscu Louis'a dzisiaj.
- Oczywiście, że jestem.
- Więc nie masz się czym przejmować. Chodźmy, goście już czekają.

Kiwnąłem tylko głową i podążyłem za Zayn'em.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top