Rozdział 4
Miał być jutro, ale jednak jest dzisiaj... ;)
Ze snu wybudziły mnie pierwsze dźwięki piosenki mojego ulubionego zespołu „The Fray". Cały czas z zamkniętymi oczami sięgnąłem po telefon leżący na szafce nocnej.
- Halo?- oczyściłem gardło z porannej chrypki.
- Louiii!
- Kto mówi?- odciągnąłem telefon od ucha i spojrzałem na ekran.
- Niall! Czego chcesz ode mnie- przerwałem by sprawdzić godzinę.- O 6 rano? Widzieliśmy się wieczorem.
- To sprawa najwyższej wagi!
- Jaka? Jeżeli taka jak wczoraj to się rozłączam.
- Nie! Teraz naprawdę.
- No dobra, czego chcesz?- westchnąłem.
- Kilka dni temu poznałem taaaką laskę!
- Mhm..- już wiedziałem co się szykuje.
Niall i jego polowania. Co tydzień miał inną dziewczynę, raz przyprowadził jedną aby nas poznać. Jak ona miała? Selena? Chyba tak... Była pierwszą dziewczyną, z którą wytrzymał miesiąc, aż miesiąc. Podczas trwania ich związku zarzekał się, że się jej oświadczy i będą mieli dużo dzieci i psa. Jednak nie wyszło, nie że spodziewałem się innego obrotu spraw.
- Louis William Tomlinson! Słuchasz mnie?!
- C-co?- zająknąłem się.
- Wiem co myślisz.
- Nieprawda!
- Taaa, posłuchaj.
- Okey.
- Musisz zarezerwować mi stolik w „The River Café"
- Co?!- wyprostowałem się gwałtownie- To jest najlepsza restauracja w Londynie!
- Wiem, ale ty pracujesz w najlepszej firmie w Londynie, jeżeli można firmę nazwać najlepszą... O czym to ja mówiłem? Ach, tak! No i jesteś tam ważnym pracownikiem.
- I tak nie dam rady, tam czeka się na stolik miesiąc albo nawet więcej! Sam Harry Styles musiałby ci to zarezerwować.
- To go o to poprosisz.
- Co? Nie, nie mogę.
Jak pomyślałem o rozmowie z moim szefem zrobiło mi się niedobrze.
- Czemu? Louis! To ważne, użyj swoich wdzięków, zamrugaj oczętami.
- Horan!
- No co! Słyszałem, że z tego twojego szefa niezłe ziółko.
- Już zdążyłem się o tym przekonać na własnej skórze...- wymamrotałem.
- To super! Muszę już kończyć. Nie zapomnij go poprosić o rezerwację. Cześć!
- Nie! Niall! Ty cholero! Zacze-
Przerwał mi dźwięk zakończonego połączenia. Zajebiście! Muszę mu zarezerwować ten stolik albo się na mnie obrazi, a tego wolałbym uniknąć. Kiedy się na mnie obraził nie odzywał się do mnie przez tydzień przez co myślałem, że umarł lub ktoś go porwał. Jęknąłem z rozpaczy i opuściłem stopy na podłogę. Wzdrygnąłem się na kontakt z zimną powierzchnią. Założyłem puchate skarpetki i ruszyłem do kuchni. Oprócz tego, że prawie zabiłem się na schodach i na zakręcie dotarłem tam bezpiecznie.
Ziewając załączyłem ekspres do kawy i usiadłem na stołku barowym stojącym koło wyspy kuchennej. W salonie cały czas walały się kartony, muszę poprosić Marię aby posprzątała. Upiłem kilka łyków kawy i z powrotem się podniosłem. Zacząłem robić jajecznicę, czyli jedyną potrawę, którą potrafię przyrządzić bez spalenia kuchni. Kiedy zgarniałem łyżką ostatnie porcję posiłku ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłem je i moim oczom ukazała się starsza pani.
- Lou! Nie powinieneś wychodzić na dwór w samej bieliźnie! Przeziębisz się jeszcze.- Maria wepchnęła mnie do holu i odwiesiła swój szary płaszcz na wieszak.
- Mario, właśnie miałem do ciebie dzwonić.
- Widzisz, kochanieńki, ma się ten kobiecy szósty zmysł.
Przeszła koło mnie i skierowała się do salonu. Poszedłem za nią tylko po drodze zboczyłem do kuchni. Usiadłem i zacząłem jeść jajecznicę i popijać trochę już zimną kawę. Kiedy skończyłem do pomieszczenia weszła Maria.
- Przepraszam, że nie zrobiłem ci śniadania, ale nie wiedziałem, że przyjdziesz- zasmuciłem się lekko.
- Oh, nic nie szkodzi, Boo. Idź już, bo spóźnisz się do pracy.
- Dziękuję!- cmoknąłem ją w policzek gdy wychodziłem z kuchni.
Ta kobieta była dla mnie jak babcia, której nigdy nie miałem. Oprócz wykonywania swoich obowiązków dbała o mnie jak o własnego wnuka. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Wbiegłem do swojej garderoby i włożyłem na siebie mniej oficjalny strój niż wczoraj. Białą, luźną koszulkę, czarną, sportową marynarkę i do tego czarne rurki. Zgarnąłem aktówkę z biurka i zbiegłem na dół. Maria sprzątała salon z naszych wczorajszych podbojów z Niall'em. Opatuliłem się szarym płaszczem i opuściłem dom wcześniej żegnając się z Marią.
Dotarcie do pracy zajęło mi około 20 minut, przez co byłem na miejscu za trzy ósma. W pośpiechu wyszedłem z auta i pobiegłem do windy o mało co nie zapominając zamknąć Range Rover' a. Wjechałem na górę i przywitałem się wesoło z Sophią, czuję, że możemy się zaprzyjaźnić. Poszedłem do gabinetu, w którym pracował już Liam.
- Cześć!
- Już jesteś?
- Mhm, coś nowego dzisiaj?- usiadłem przy biurku i włączyłem laptopa.
- Nie, na razie nie.
- Widziałeś dzisiaj już Styles' a, znaczy się Pana Styles' a?- poprawiłem się szybko.
- Spokojnie..- zaśmiał się- Wszyscy tak na niego mówią. A wracając do twojego pytania to nie widziałem się z nim dzisiaj. Potrzebujesz coś?
- Nic ważnego, mój przyjaciel poprosił mnie o coś.
- Ni chcę być wścibski, ale o co?
- Chciał żebym zarezerwował mu stolik w „The River Café"
- Co?! Przecież to najbardziej oblegany lokal w mieście!
- Też mu to mówiłem- westchnąłem.
Liam pokiwał głową w zrozumieniu i odwrócił się z powrotem do swojej pracy, więc zrobiłem to samo. Dzisiaj miałem mieć pierwszy obchód po moim oddziale i pierwsze spotkanie. Mój oddział zajmował się reklamą firmy „Buisness Styles Express". Nie mogę wyjść z podziwu, że firma dorobiła się całego takiego działu. Uważam się za kreatywną osobę więc nie było dla mnie problemem od czasu do czasu dorzucić jakiś pomysł lub uwagę. Miałem głównie tym zarządzać. Po godzinie papierkowej roboty postanowiłem udać się na obchód. Wjechałem windą na wyższe piętro (nie rozumiem czemu nie mogę mieć tu gabinetu, tylko blisko Harry' ego) i znalazłem się w długim czerwono- czarnym korytarzu. Dotarłem do szklanych drzwi i popchnąłem je zdecydowanie. Kiedy tylko je przekroczyłem wszystkie pary oczu skierowały się na mnie i zapanowała cisza.
- Dzień dobry!- powiedziałem głośno, mając nadzieję, że wszyscy mnie usłyszą.
Przez chwilę czułem na sobie jeszcze ich spojrzenia, ale w końcu wrócili do pracy. Nagle podeszła do mnie dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Miał krótkie, jasnobrązowe włosy i sarnie oczy, które były wbite w moją sylwetkę. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Dzień dobry, Panie Tomlinson! Nazywam się Emma Watson i od dzisiaj będę Pana osobistą asystentką- powiedziała pewnie, poczym mocno uścisnęła moją dłoń i potrząsnęła nią energicznie.
- Cześć! Nie musisz mówić mi „Pan", bez przesady, jesteśmy w podobnym wieku.
- Tak, jasne. Za niedługo masz spotkanie, na którym musisz zatwierdzić nowy spot.
Ruszyła przodem i zaczęła mi opowiadać o moich nowych obowiązkach i ostrzegać przed wrednymi pracownikami. Szedłem za nią i rozglądałem się po dziale. Za każdym gdy się odwracałem była w innym miejscu. Była bardzo rozgadana i energiczna, pasowałaby do Niall' a.
- Louis? Słuchasz mnie? Już jesteśmy- Emma pomachała mi dłonią przed oczami.
- Tak, tak. Gdzie jesteśmy?
- Pod salą konferencyjną.
- Mam zatwierdzić nową reklamę?
- Spot- poprawiła mnie.
- Ok., to wcho-
- Louis!- ktoś za mną zawołał.
Odwróciłem się. W naszym kierunku szła Sophie.
- Słucham.
- Pan Styles cię do siebie wzywa. Podobno to pilne- powiedziała.
- Musi teraz?- jęknąłem.- Mam spotkanie.
- Tak, mówi że to sprawa najwyższej wagi. Musisz przełożyć spotkanie.
- Jeśli tak mówisz... Emma przeproś ich ode mnie i powiedz, że spotkanie będzie za godzinę.- powiedziałem do dziewczyny.
- Jasne-odwróciła się i weszła do pomieszczenia.
- Wiesz może o co chodzi?- zapytałem się Sophie.
- Nie, nic nie powiedział.
Przełknąłem głośno ślinę. Wcale nie uśmiechało mi się iść do Styles' a. Myślałem, że spokojnie po pracy do niego wpadnę i załatwię rezerwację... Obawiałem się czym może być ta sprawa najwyższej wagi, na pewno nie dotyczyła pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top