Rozdział 36

Hej! Przepraszam za taką przerwę, ale pisałam ważny egzamin i chciałam w ostani tydzień porządnie do niego przysiąść ;)

POV Harry'ego

- Więc, po co ta cała szopka?- odezwałem się, gdy cisza panująca w aucie stawała się zbyt przytłaczająca.

Zayn wydawał się odpłynąć i znajdować w swoim własnym świecie. Jego ruchy były automatyczne, ale i tak widziałem jak jego dłonie drżą.

- Zapytaj się Niall'a, nie planowałem zabierać cię na żadne „kumpelskie" piwo- oderwał ręce od kierownicy, by pokazać cudzysłów. Jego zegarek wydał głośny odgłos, gdy zderzył się z powrotem z kierownicą.

- To całkiem niezręczne.

- Przebywanie ze swoim rzekomym przyjacielem? Dzięki, Styles.

- Przyjacielem- prychnąłem.- Z tego co pamiętam od kiedy Anna pojawiła się w naszym życiu, to jej przyjacielem jesteś. Ja stałem się wielkim zagrożeniem dla twojej księżniczki i problemem. Po tym jak odeszła, ty już w ogóle przestałeś się mną interesować i zamiast mnie wspierać, tylko pogarszałeś sytuację swoimi niekończońcymi się pretensjami.

- Wyrzuciłeś ją z domu, Harry.

- Tak, zrobiłem to i wiem jak złe to było, ale ty dobrze wiedziałeś, że ja też byłem zraniony i powinieneś poświęcić mi choć odrobinę uwagi.

- Harry Styles zraniony?- wywrócił oczami.

- Jesteś dupkiem, Zayn. Traktujesz mnie dokładnie jak mój pożal się Boże ojciec i wuj, a wiesz jakie gówno zrobili z mojego życia- wbiłem wściekle palec w jego pierś.

- Ja jestem dupkiem?Ja?- zahamował gwałtownie i obrócił się w moją stronę. Auta za nami zaczęły trąbić, ale po chwili zaczęły nas omijać- Wiem, jak cię traktowali, ale w pewnym momencie z chłopca stałeś się dorosłym mężczyzną, który mógł podejmować własne, niezależne decyzje. To, że wybrałeś życie w luksusie na koszt swojej rodziny, zamiast podążania swoją własną ścieżką to nie moja wina.

- Nie miałem wyboru!

- Miałeś. Mogłeś odmówić przejęcia rodzinnego biznesu i zacząć żyć na własny kredyt, ale ty bałeś się życia w przeciętnych warunkach i postanowiłeś sprzedać siebie.

- Ty też pracujesz w tej firmie, nie rób z tego największego zła świata.

- Pracuję tam, ponieważ biznes jest moją pasją i gdy zaczynałem karierę chciałem mieć oko na mojego zniszczonego życiem przyjaciela, który beze mnie, by tam zginął. Od kiedy zaczęliśmy studia jedyną formą wspólnego spędzania czasu z tobą było chodzenie do klubów ze striptizem, ale znosiłem to, bo były to jedyne momenty, w których zdawałeś się być szczęśliwy. Może to było przez prochy jakie w siebie wrzucałeś, ale nie miałem zamiaru za ciebie decydować. Zanim się obejrzałem skończyliśmy uniwersytet, a ty już byłeś prezesem zarządu i zniknąłeś na zawsze. Widziałem się z tobą tylko na spotkaniach i stałem się tak samotny, że zacząłem się włóczyć bo londyńskich barach w poszukiwania nawet nie wiem czego- wyrzucił ręce w powietrze- Tam poznałem Annę i chcąc pogłębić nasze relacje zoorganizowałem imprezę, na którą cię zaprosiłem, ale ty musiałeś ją uwieźć i owinąć dookoła palca. Nawet nie sądziłem, że się tam pojawisz i może by było lepiej, gdybyś tego nie zrobił. Patrzyłem jak biedna dziewczyna całkowicie oddaje ci całe swoje życie i czas, by być potraktowana jak szmata. Więc, wybacz, że nie rzucam ci się w ramiona, przyjacielu, gdy jedyne co robisz to odtrącasz ludzi, którym na tobie zależy.

Przełknąłem ciężko, czując budujące się poczucie winy w moim żołądku. Czy wszystko w moim życiu teraz musi się wywracać do góry nogami?

- Zmieniłem się- popatrzyłem się w jego wzburzone oczy.

- Dobrze dla ciebie.

- Mam to na myśli, Zayn. Możemy jechać na to cholerne piwo i zapomnieć o wszystkim?

- Potrzebujemy czegoś mocniejszego.

***

- Harry... Harry, skarbie. Obudź się- jak zza grubej ściany docierał do mnie zmartwiony głos i delikatne szturchnięcia- Proszę, Harry musisz się obudzić.

- Oh, kurwa- usłyszałem gdzieś obok siebie jęknięcie.

Powoli docierały do mnie różne bodźce, począwszy od strasznego bólu głowy, skończywszy na twardym betonie wbijającym mi się w plecy. Otaczał mnie okropny smród potu i wymiocin i nie miałem zielonego pojęcia, gdzie się znajduję. Ostatnie co pamiętałem to moment, w którym wchodziliśmy z Zayn'em do jakiegoś obrzydliwego, śmierdzącego pubu z tanią wódką.

- Jak się za chwilę nie ogarniesz, Zayn to cię zabiję, rozumiesz?- znajomy głos zagrzmiał, a ja skrzywiłem się na to jak głośny był.

- Harry, jesteś tu? Obudź się- rozpoznałem spokojny głos Louis'a, który mnie znowu szturchnął.

Powoli uchyliłem powieki, od razu tego żałując, gdy ostre światło jarzeniówki oślepiło mnie. Podjąłem próbę jeszcze raz, która się powiodła. Nad sobą zobaczyłem zmartwioną twarz Louisa, który siedział obok mnie na betonowej ławie.

- Obudziłeś się, wreszcie- złapał i ścisnął za dłoń, co poczułem jakby miażdżył mi kości.

- Co się dzieje?- podniosłem się szybko do siadu, ale nie przewidziałem tego, że od razu po tym zwymiotuję na podłogę i kogoś buty.

Mój żołądek ściskał się niemiłosiernie boleśnie, a moim ciałem wstrząsały torsje. Przełyk palił, gdy Louis masował mnie po plecach.

- Styles!- powoli uniosłem wzrok i zobaczyłem, że właścicielem zarzyganych butów był Niall, którego twarz miała śmiesznie czerwony odcień- Odkupisz mi te buty!

- Uspokój się Niall, nie widzisz jak źle się czuje?- pouczył go szatyn, gdy pomagał mi usiąść.

- I bardzo dobrze, ty i Zayn dokładnie na to zasłużyliście. Jak można być tak nieodpowiedzialnym?! Dwójka dorosłych facetów na izbie wytrzeźwień po tym, jak mieli grzecznie wypić jedno piwo!

- Niall, skarbie- przeniosłem wzrok na Zayn'a z wielkim wysiłkiem, czując jak najmniejszy ruch gałkami ocznymi pogarsza tępy ból głowy.

Sam Zayn nie wyglądał najlepiej. Jego włosy były wyjątkowo rozczochrane, a twarz blada. Jego koszulka była poplamiona i nie chciałem wiedzieć czym.

- Żadne "skarbie". Wyobraź sobie co ja i Louis musieliśmy czuć, gdy cały dzień i noc nie odbieraliście od nas telefonów i nie dawaliście znaku życia, a nad ranem w internecie ukazały się wasze zdjęcia, gdzie zalani w trupa próbujecie pobić się z dziennikarzami. Nawet nie będę przytaczał tych wszystkich tytułów, jesteście prawdziwą sensacją. Dobrze, że Louis zdobył informację, gdzie was przewieźli. Nie chcę was martwić panowie, ale czeka was 48 godzin odsiadki za wasze wczorajsze wyczyny. Napaść i opór funkcjonariuszom, to usłyszeliśmy od miłych panów w recepcji.

- Kurwa mać- czułem jak znowu zbiera mi się na wymioty.

- Nie martw się Harry, wpłaciłem za was kaucje. Możecie iść bez żadnych większych konsekwencji, ale i tak zadzwoniłem do twojego prawnika. Powiedział, że się tym zajmie- wtuliłem się w bok mężczyzny chłonąc uspakające wiadomości. Zapach Louis'a był kojący dla mojego niespokojnego żołądka.

- Ratujesz mnie, jak zawsze kochanie. Dziękuję- nawijałem czując, że nie wytrzeźwiałem do końca.

- Bo się zerzygam, opuśćmy do przeklęte miejsce jak najszybciej- blondyn podszedł do swojego chłopaka i pomógł mu wstać wyprowadzając z małego pomieszczenia.

- Chodźmy, Harry- westchnął szatyn i objął ramieniem w pasie.

- Jesteś na mnie zły?- wymamrotałem walcząc z silnymi zawrotami głowy, gdy wstaliśmy.

- Nie, Harry. Byłem przerażony, gdy nie wiedziałem co się z tobą dzieje. Potem te artykuły, nie byłem pewny w jakim stanie cię tu znajdę- pokręcił głową- Nie rób tego więcej, dobrze?

- Oddam ci pieniądze, nie martw się.

- Mam w dupie pieniądze, Harry. To ty się liczysz i nie wiem co bym zrobił, gdyby coś ci się stało- wyszliśmy na świeże powietrze i z zaskoczeniem stwierdziłem, że musiało być bardzo wcześnie rano, bo słońce dopiero co wyłaniało się zza horyzontu.

- Dziękuję, ale czy możemy wrócić do domu?

- Oczywiście, ale i tak dzisiaj nie odpoczniecie za dużo.

- Czemu?- zajęczałem w sprzeciwie.

- Gdybyś odebrał telefon dowiedziałbyś się, że dzisiaj wieczorem Niall ma przyjęcie urodzinowe, na które nas zaprosił.

- Błagam, daj mi zostać w domu.

- Nie ma mowy, musisz mi jakoś to wynagrodzić, a co jest lepszego, niż pochwalenie się swoim wspaniałym chłopakiem?

- Przed kim niby tak ci zależy, żeby się pochwalić?

- Cóż, tak właściwie to... Nie denerwuj się, ale wiesz, że przyjaźnię się z Niall'em od dziecka i nasze rodziny są naprawdę blisko- z każdym słowem czułem jak stres i mdłości na nowo wzbierają w moim żołądku- Więc nie jest to dziwne, że Niall zaprosił także moją rodzinę na swoje urodziny, prawda?- zaśmiał się nerwowo.

- Mam poznać twoich rodziców?- wyszeptałem.

- I rodzeństwo, tak.

Zanim zdążyłem wymyśleć jakąkolwiek odpowiedź znowu zgiąłem się w pół i przez kilka kolejnych minut wydalałem swoje wnętrzności na chodnik.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top