Rozdział 35

*niesprawdzony*

POV Louisa 

Ostatni tydzień naszych wspólnych wakacji minął w zupełnie innej atmosferze, niż dwa poprzednie. Wypełniony był przez dziwną nerwowość, ale w jak najlepszym sensie. Razem z Harry'm zachowywaliśmy się odrobinę jak nastolatkowie, którzy dopiero poznają jak to całe bycie w związku działa. Wyszliśmy wreszcie na kilka randek, a nasza cała relacja wskoczyła na nowe tory. 

Przeskok był ogromny, nie ma co się oszukiwać. Przemiana Harry'ego była gwałtowna, a przez to wydawała się mało autentyczna. Cichy głosik w mojej głowie cały czas krzyczał, że powinienem zwolnić, przemyśleć to co się dzieje, czy intencje mężczyzny są szczere? Odpowiedź na to pytanie na pewno znalazłby Niall, czy nawet Zayn i brzmiałaby: "nie". Ale tak naprawdę skąd oni mają to wiedzieć? Skąd mam to wiedzieć ja? 

Jedyne co mogę zrobić to zaufać i powierzyć swoje serce Harry'emu. Postanowiliśmy zacząć w pewnym sensie od nowa, bez wcześniejszych gówien. Zgodziłem się na to, więc czemu mam teraz wypominać wszystkie krzywdy, które mi wyrządził? Jasne, nadal będą boleć, ale nie chcę sam pogłębiać tych ran. 

Przed nami nadal było dużo pracy. Harry starał się z powodzeniem, być mniej wybuchowy, ale nadal czasami wzdrygał się na czuły, niespodziewany dotyk. Ja swoją nadgorliwością potrafiłem czasami zepsuć dobry nastrój, ale daliśmy sobie na to wszystko czas. 

Z nostalgią wsiadaliśmy do samolotu, który miał nas zabrać z powrotem do Londynu, pracy i przyjaciół. Podróż minęła nam szybko, bo usnęliśmy od razu po wejściu na pokład. W Londynie przywitała nas lekka mżawka, co czuć było dobrze na opalonej skórze. Odebraliśmy swoje bagaże, których wydawało się teraz więcej i zapakowaliśmy się do auta Harry'ego czekającego na parkingu. 

- Jak się czujesz?- westchnął i położył dłoń na moim udzie.

- Nostalgicznie, tak bardzo nie chcę jutro wracać do pracy. Boję się tylko pomyśleć ile rzeczy spadnie mi na głowę.

- Wiesz, mogę dać ci jeszcze dzień wolnego. Jestem w końcu nadal twoim szefem.

- Nawet mi nie przypominaj, jestem ciekawy ile zasad łamiemy.

- Dopóki nikt inny nie wie o naszym związku, to ani jednej, więc nie zaprzątaj sobie tym swojej małej głowy.

- Ej! Nie jestem mały.

- Oczywiście, że nie, kochanie.

*** 

Kolejny tydzień minął mi jak z bicza strzelił. Zaraz po przekroczeniu progu "Business Styles' Express" na powrót uwięziony w garnitur wszyscy mieli do mnie jakąś sprawę. Wszystko trzeba było zrobić na wczoraj, ale czego się spodziewać po tym, jak wyjechałem z dnia na dzień. Jedynym wytchnieniem okazały się urodziny Liam'a, na które mnie nieoczekiwanie zaprosił. To mi przypomniało, jak dobrym kumplem jest i zanotowałem sobie na później, by spotkać się gdzieś poza pracą. 

Dopiero w weekend znalazłem chwilę czasu, by spędzić czas z Harry'm poza wspólnymi lunchami. To było takie dziwne, gdy zaczęliśmy się spotykać i funkcjonować jak normalna para, ale dość szybko przyzwyczaiłem się do tej nowej dynamiki. 

W sobotni poranek z lekkim kacem przez wczorajszą imprezę urodzinową zjawiłem się w progu willi Harry'ego. Na sobie miałem jakieś wytarte jeansy i zdecydowanie za dużą koszulkę. Brunet otworzył mi drzwi w niewiele lepszym stanie ode mnie. Poprzedni tydzień był dla niego jeszcze gorszy. Jego skóra mimo opalenizny zdawała się szara i oklapnięta, a oczy podkrążone. Martwiłem się o niego, ale wiedziałem, że to tylko chwilowy kryzys spowodowany nieobecnością. 

- Dzień dobry- uśmiechnąłem się i uniosłem na palcach, by cmoknąć go w usta. Czułem jak spina się odrobinę, ale nie trwało to długo. Odprężył się i przyciągnął bliżej do siebie. 

- Dzień dobry- wymamrotał w moje usta- Przygotowałem nam śniadanie.

- Nie musiałeś, wolałbym żebyś ten czas poświęcił na nadrabianie snu. Nie wyglądasz zdrowo, Harry.

- Huh, dziękuję za ten komplement, ale ty też wyglądasz jakbyś marzył o wróceniu do łóżka.

- Bardzo chętnie, ale to z tobą i po śniadaniu. Głodny też jestem.

- Wszystko już czeka na stole, chodźmy. 

Przeszliśmy do jadalni, gdzie czekał na nas zastawiony jedzeniem stół, aż mi ślinka pociekła.

- To się postarałeś, jakaś okazja?- obejrzałem się siadając przy stole. 

- Zupełnie żadna, jakoś mnie natchnęło. Lubię od czasu do czasu posiedzieć w kuchni. Częstuj się- zachęcił kiwnięciem głowy. 

Z zachwytem w oczach zacząłem nakładać sobie jajecznicę, sałatkę oraz pieczywo. Ze skrzywioną miną ominąłem fasolkę w sosie i sięgnąłem po kolejną sałatkę, ale z owoców. Przy moim talerzu leżały dwa kubki, jeden z kawą, a drugi z herbatą. Harry musząc widzieć konsternację na mojej twarzy odezwał się.

- Herbata to Yorkshire- twoja ulubiona. Wiedząc jak zmęczony jesteś zrobiłem też kawę. Jakbyś też chciał w lodówce są jakieś soki-

- To i tak więcej, niż wystarczające. Dziękuję- sięgnąłem przez stół i ścisnąłem jego dłoń w swojej. Pozwoliłem sobie ją tak zostawić. 

- Jak tam u- Leeroy'a?- zapytał się na co parsknąłem o mało co nie opluwając się herbatą. 

- Liam'a i było super, szkoda, że nie mogłeś wpaść.

- Nie powiem, że mi jakoś szczególnie szkoda. Jakbym się tam pojawił, niezależnie czy jako twoja para, czy nie wywołałbym niemałe zamieszanie. Było dużo osób z biura?

- Nieszczególnie. Oczywiście Sophia Smith, od kiedy jest dziewczyną solenizanta i moja asystentka Emma. Reszta to byli znajomi Liam'a, którzy byli naprawdę w porządku. Jest naprawdę trudno znaleźć jakiś w fajnych ludzi w pracy. 

- Jakiś znajomy, który był szczególnie w porządku?- spytał z pozoru obojętnie, ale widziałem jak ciężko przełyka. 

- Nie, nikt mnie nie podrywał, bo wiem że o to pytasz. O moją wierność możesz być spokojny.

- Oh, tak. Wiem- odchrząknął- Po prostu...Wolałem się upewnić.

- Zdrada to największe gówno, jakie możesz zro- urwałem, gdy zorientowałem się, że nieświadomie wygrzebuję stare brudy- Znaczy się, zależy od okoliczności, czy coś.

- To, że zgodziliśmy się dać sobie świeży start, nie oznacza, że nie możemy o tym rozmawiać, Louis. Tak, zdrada to największe gówno jakie możesz komuś zrobić- zacytował mnie.

Uśmiechnąłem się do siebie będąc szczęśliwym, że Harry naprawdę się przede mną otwiera i zaczyna ufać. 

- No nie szczerz się tak- kopnął mnie pod stołem.

- Daj mi mieć swój moment, no- brunet pokręcił tylko z rozbawieniem głową i wrócił do jedzenia. 

Po dłuższym czasie skończyliśmy pyszne śniadanie, a ja czułem się przepełniony. Osunąłem się na krześle i poklepałem po brzuchu.

- Jestem teraz taki gruby- wydąłem wargi.

- Nonsens. 

- Tylko tak mówisz, zobacz tylko- wypiąłem jeszcze bardziej brzuch.

- Mówiłem ci jak niedorzeczny jesteś? Wydaję mi się, że tak- znowu się śmiał. 

- I to nie raz, jeszcze pomyślę, że mnie nie lubisz.

- Kolejny nonsens, chodź lepiej już do łóżka. Ta kawa w ogóle mnie nie obudziła. 

- Jestem za ciężki, żeby się ruszyć. Musisz mnie zanieść- stwierdziłem po udawanym zamyśleniu.

- Stałeś się tak kapryśny, nie wierzę- podszedł do mnie i z sapnięciem wziął mnie w ramiona. 

- A ty tym kaprysom się poddajesz, kochanie, więc nie wiem jaki jest problem.

W końcu weszliśmy do sypialni, gdzie Harry praktycznie rzucił mnie na łóżko. 

- Przesyłka dostarczona- otrzepał o siebie dłonie.

- Dupek- fuknąłem.

- Hola, hola- od razu znalazł się nade mną- Bez takich, nie podoba mi się to. 

- Twoja dominująca natura nie potrafi tego znieść, co?

- Wyobraź sobie, że ona nie zniknęła.

- Nie oczekuję tego, mogłaby po prostu czasami zrobić sobie przerwę. Krótką- pokazałem palcami mała odległość.

- Teraz obydwoje zrobimy sobie przerwę i idziemy spać- opadł obok mnie- Dobranoc.

Leżeliśmy chwilę tak obok siebie w ciszy, osobno.

- Przytulisz mnie?- wyszeptałem. 

- Oh...Jeśli chcesz- przysunął się i objął jednym ramieniem.

- Jeśli ty nie chcesz, to nie będę cię zmuszał przecież- odsunąłem się nie mogąc nic poradzić na to, że zrobiło mi się przykro.

- Nie, źle mnie zrozumiałeś. Z wielką chęcią cię przytulę, ale nie jestem przyzwyczajony, by to inicjować, rozumiesz?- z powrotem objął mnie i przyciągnął jeszcze bliżej. 

- Dobrze, okay... Dobranoc, Harry.

- Dobranoc, Lou. 

*** 

Obudził mnie głośny dzwonek telefonu. Na nieszczęście mojego. Z jękiem wyplątałem się z ramion mężczyzny i wyciągnąłem telefon z kieszeni od razu odbierając go. Nie chciałem obudzić Harry'ego. 

- Tak słucham?-wymamrotałem.

- Dzień dobry, Panie Ciplinson. Tutaj Niall Wpierdol Horan. Nie odzywał się pan do mnie już od tygodnia i nie raczył w jakikolwiek sposób poinformować o przebiegu pańskiego wyjazdu!- wykrzyczał Niall- Dzwonię, by zapytać się gdzie schowałeś swój tyłek, bo jestem pod twoim domem, a ciebie tu nie ma!

- Jestem u Harry'ego.

- Będę za maksymalnie pół godziny, z Zayn'em- nie dając mi szansy na odpowiedź rozłączył się. 

- Co się dzieje? Ktoś z pracy?- wymamrotał jeszcze nie do końca obudzony brunet. 

 - To Niall, jedzie tu z Zayn'em. 

- Mhm, a czemu?

- Przekonamy się. 

Ogarnęliśmy się trochę i czekaliśmy na parę w salonie. W końcu zapukali niezbyt delikatnie (podejrzewam Niall'a) w drzwi. Harry wziął na siebie otwarcie im i zanim się obejrzałem blondyn trzymał mnie w swoich ramionach.

- Tak tęskniłem, nie widziałem cię od miesiąca! 

- Ja też, Ni- ścisnąłem go mocniej.

- Musisz mi wszystko opowiedzieć.

- Oczywiście. Harry-

- A właśnie, Harry ma plany. Zayn!- zawołał.

- Tak, skarbie?- wychylił głowę z holu, gdzie stał z Harry'm.

- Weź kumpla na piwo, muszę nadrobić zaległości z Louis'em.

- Oh, ja- mulat był wyraźnie zmieszany.

- Jesteś zachwycony! Idźcie już, no.

Harry posłał mi pytające spojrzenie, ale tylko pokręciłem głową w odpowiedzi sam nie wiedząc co się dzieje. Brunet poszedł na górę, by się ubrać, a ja zostałem popchnięty na kanapę.

- Mów.

- Co?

- Wszystko! 

- Więc chyba najważniejsze jest to, że ja i Harry... jesteśmy parą.

- Co?!- Zayn i Niall jednocześnie zapytali.

- Pstro, to co usłyszeliście- prychnąłem.

- Ja pieprzę..- Zayn chwycił się za włosy- To niespodziewane.

- Co jest niespodziewane?- Harry wszedł do salonu.

- Pogadamy o tym przy alkoholu, Styles. Zbierajmy się, panienki potrzebują czasu na pogaduszki- Malik chwycił mężczyznę za ramię i wyprowadził z pomieszczenia, a potem z budynku.

- Naprawdę jesteście parą? Zmusiłeś go, czy coś?- zapytał od razu jak drzwi się zamknęły.

- Jesteś okropny... Sam się mnie zapytał i upewniłem się czy naprawdę tego chce.

- I chciał, wow. To naprawdę niespodziewane, Louis. Czy traktuje cię dobrze?- spojrzał mi w oczy tak, że nie byłbym w stanie go okłamać nawet jakbym chciał.

- Tak. Poznajemy się nawzajem, wszystko idzie powolnym, ale swoim tempem.

- To dobrze, naprawdę mi ulżyło. Szczerze myślałem, że jesteś tak załamany i dlatego nie dajesz znaku życia.

- Praca weszła mi na głowę, przepraszam. Ale powiedz mi- spoważniałem- Co z Anną?

- Z-z Anną? Co masz na myśli?- wyraźnie spiął się i odwrócił wzrok. 

- Co u niej? Zayn na pewno ma z nią kontakt, mieszkają razem.

- Cóż, już nie.

- Co?

- Anna wyprowadziła się, tak po prostu. Nie wiemy gdzie jest- przełknął ślinę.

- Jak to nie wiecie?- wydawało mi się to mało możliwe- Niall, mówisz mi prawdę?

- Tak, czemu tak drążysz? 

- Bo widzę jak się praktycznie pocisz- wywróciłem oczami. 

- Anna wyjechała, koniec kropka. 

- Dobrze, jak uważasz...




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top