Rozdział 25

POV Louisa
*niesprawdzony*
Obudził mnie delikatny dotyk na łopatkach. Czując przyjemnie otulające mnie ciepło i ramiona próbowałem ponownie zapaść w sen, ale nie miałem tyle szczęścia.
- Wiem, że nie śpisz, Louis- odezwał się nade mną Harry.
Czułem jak moje ciało przeszedł dreszcz na jego zachrypnięty od snu głos. Mruknąłem niezadowolony i wcisnąłem twarz w jego pierś.
-Nie chce mi się...- jęknąłem.
- Musisz wziąć prysznic, wczoraj cię nieźle wymęczyłem.
Zarumieniłam się mimowolnie na wspomnienie wczorajszej nocy. Oczywiście nie skończyło się na jednym stosunku w salonie. Potem przenieśliśmy się do kuchni chcąc coś przekąsić, ale skończyło się to zgoła inaczej. Jeszcze później przenieśliśmy się do sypialni, gdzie Harry jak nigdy wcześniej wypieścił każdy kawałek mojego ciała zostawiając po sobie bolące znaki w postaci malinek, czy nawet ugryzień.
- Może weźmiesz prysznic ze mną? - uniosłem na niego spojrzenie napotykając jego przenikliwy wzrok.
- Podziękuję, wykąpię się później sam.
Jego słowa znowu wyrwały mnie z mojej bańki. No tak...
- Dobrze, w takim razie wezmę szybki prysznic i już mnie nie będzie- szybko podniosłem się nie zważając na ból w dolnych partiach mojego ciała.
- Możesz zostać na śniadanie, nie wyganiam cię przecież- podparł się na łokciu i zaczął uważnie śledzić moje ruchy.
- Nie, pójdę bez śniadania- mówiłem wstając z łóżka- Poza tym mam plany.
- W sobotni poranek?
- Tak, dokładnie. Wyobraź sobie, że mam życie towarzyskie poza tobą- prychnąłem i szybkim krokiem opuściłem sypialnie bruneta.
Prawdę mówiąc wcale nie miałem żadnych planów, ale małe kłamstewko pozwalające mi się wyrwać z tego domu nie zaszkodzi. Szczególnie gdy takie plany można szybko stworzyć.
Zbiegłem na dół po schodach i wyciągając po drodze telefon z kieszeni spodni leżących na ziemi zamknąłem się w łazience. Odkręciłem wodę pod prysznicem, by zagłuszyć to co naprawdę robię. Wykręciłem numer do Niall'a i niecierpliwie podrygując nogą czekałem, aż odbierze.
- Halo?
- Hej, Niall! Co robisz?
- Um... Aktualnie jestem z Zayn'em na śniadaniu, a co?
- Kurde- wymamrotałem pod nosem.
Musiałem zdecydować czy wolę zostać na śniadaniu z Harry'm i umrzeć z dyskomfortu tworzonego przez drugiego mężczyznę, czy spędzić ten czas w towarzystwie mojego najlepszego przyjaciela i jego pożal się Boże chłopaka. Wybór był prosty.
- Mogę się do was dołączyć?
- Jesteś pewien, Lou? Nie chcę cię do niczego zmuszać, wiem że nie przepadasz za Zayn'em- przy ostatnim ściszył głos.
- Jestem pewien. Proszę, będę grzeczny- praktycznie zajęczałem, ale w tej samej sekundzie znieruchomiałem słysząc szelest za drzwiami.
- Dobrze- westchnął.- I tak prędzej, czy później musielibyście się pogodzić.
- Kto powiedział, że się pogo-
- Jesteśmy na Oxford Street, tam gdzie zwykle jadam. Pośpiesz się, Louis.
- Dobrze, tatusiu- wywróciłem oczami- Będę do pół godziny.
Niall rozłączył się, a ja odłożyłem telefon na szafkę. Zanim wszedłem do kabiny wydawało mi się, że usłyszałem kroki oddalające się spod drzwi, ale musiało mi się wydawać.
Szybko ogarnąłem się w łazience, ale gdy chciałem się ubrać zorientowałem się, że mam przy sobie tylko wczorajsze ubrania, które zdecydowanie nie nadawały się na śniadanie z przyjaciółmi w centrum miasta. Może Harry mi coś pożyczy.
Nago wyszedłem z łazienki i skierowałem się w kierunku kuchni, z której wydobywały się dźwięki wyciąganych garnków.
- Złożyłem twoje ubrania i włożyłem do torby. Na kanapie położyłem ci nowy zestaw. Możesz się ubrać i iść- powiedział chłodno Harry i nawet się nie odwrócił w moim kierunku.
Skamieniałem. Co się stało?
- Harry-
- Myślałem, że ci się spieszy.
Przygryzłem wargę znowu czując się na pograniczu łez. Czemu znowu traktował mnie ten sposób? Bez słowa przeszedłem do salonu i rzeczywiście zobaczyłem tam torbę i bieliznę, jasne jeansy i czarną, za dużą na mnie bluzę. Szybko ubrałem na siebie wszystkie rzeczy i jeszcze raz tęsknie zerknąłem w kierunku kuchni. Niestety Harry nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem i dalej przygotowywał dla siebie śniadanie.
Założyłem torbę na ramię i przeszedłem do holu, by założyć buty. Sprawdziłem czy wszystko mam i z ciężkim sercem rzuciłem ciche do zobaczenia. Jedyne co mi odpowiedziało do głośniejszy trzask z kuchni.
Po okropnie długiej drodze przez zakorkowane centrum i jeszcze dłuższym szukaniu miejsca parkingowego wysiadłem z samochodu niedaleko kawiarenki.
Jak najszybciej, potrącając kilka ludzi po drodze, szedłem w jej kierunku i w końcu z lekką zadyszką usiadłem przy stoliku zaraz obok Niall'a.
- Cześć- wysapałem.- Przepraszam, że tak długo, ale wiecie jak wygląda dojazd.
- Hej, Louis- uśmiechnął się do mnie miło blondyn i widziałem jak pod stolikiem szturcha Malika łokciem.
- Ta...Cześć, Lewis- uśmiechnął się złośliwie, na co odpowiedziałem mu tym samym.
Przy stoliku zapanowała niezręczna cisza. Bawiłem się nerwowo dłońmi, kiedy Niall się odezwał.
- Nie zamówiliśmy jeszcze nic oprócz kawy, więc zjemy razem. Pójdę zamówić- wstał z krzesła.- Jakieś konkretne życzenia?
- Jajecznicę ze szczypiorkiem i grzanki.
- Jajecznicę ze szczypiorkiem i grzanki.
Odezwaliśmy się jednocześnie z Zayn'em i zmroziliśmy się spojrzeniami.
- Dobrze. Za chwilę będę z powrotem, a wy postarajcie się nie zabić- widząc nasze krzywe miny dodał- Dla mnie.
Ostatni raz przed odejściem od stolika uśmiechnął się słodko, a ja nadal bacznie obserwując Malika widziałem jak jego oczy dosłownie topnieją. No nieźle.
- Widzę, że noc z tatusiem minęła obficie- prychnął taksując mnie wzrokiem na pewno zauważając bluzę Harry'ego.
Skrzywiłem się bo doskonale wiedziałem, że nie  wszystko przebiegło po mojej myśli, ale nie mogłem mu dać tej satysfakcji. Szybko zatuszowałem chwilowy spadek nastroju.
- A żebyś wiedział, Malik. Bardzo owocnie- podkreśliłem słowo patrząc na niego z wyzwaniem.
- Obrzydliwe. Zawsze mówiłem mu, że ten fetysz jest zwyczajnie niepoprawny.
- Znalazł się przedstawiciel cnot Arystotelesa- prychnąłem.
- Ja przynajmniej nie sprzedaję się jak kawałek mięsa.
- Chyba kurwa przesadzasz- wysyczałem nachylając się w jego kierunku. - Waż słowa bo inaczej wyrwę ci te twoje cnotliwe jaja i włożę głęboko do gardła. Szczególnie, gdy skrzywdzisz Niall'a. Rozumiesz? Wypłacze przez ciebie choć jedną łzę, a tego pożałujesz.
- Nie mieszaj Niall'a w twoje chore fetysze- także nachylił się w moim kierunku, tak że nasze twarze dzieliła mała odległość i wyszeptał- Nigdy go nie skrzywdzę. I tak bardzo jak tobą gardzę, możesz być o to spokojny. Traktuję go bardzo poważnie.
Chciałem odpowiedzieć, ale przerwało nam wołanie Niall'a o pomoc przy noszeniu talerzy. Zayn odrazu zerwał się i praktycznie pobiegł mu pomóc. Patrzyłem, jak delikatnie chwyta go za biodro i prowadzi do stolika w drugiej ręce trzymając swoje śniadanie. Ich oczy świeciły się i mieli te głupie wyrazy twarzy, jakie mają zakochane pary. I znowu ten skręt żołądka.
- Zazdrość dupę ściska- Malik poruszył tylko ustami w moim kierunku.
Para usiadła w końcu przy stoliku i pod moim nosem wylądował talerz z pysznie pachnącą jajecznicą.
- Smacznego, kochanie- Niall pocałował Zayn'a w policzek.- Smacznego, Lou.
- Dziękuję.
- Dziękuję.
Znowu powiedzieliśmy naraz.
***
- To było dobre- blondyn poklepał się po brzuchu- Jakieś plany?
Milczałem wpatrując się w mała dziewczynkę siedzącą przy stoliku obok. Kawiarnia była dosyć zatłoczona.
- Myślałem, czy nie odwiedzić domu dziecka na przedmieściach- powiedziałem w końcu.
- Domu dziecka?- wyraźnie zainteresował się Niall.
- Tak, wspominałem ci na pewno o słodkiej Chloé. Obiecałem jej już kilka dobrych tygodni temu, że ją odwiedzę, ale zupełnie o tym zapomniałem.
- Ach tak, rzeczywiście. Co sądzisz, Zee?
Skrzywiłem się na słodkie przezwisko.
- Myślę, że to całkiem dobry pomysł. Można się pobawić z dzieciakami.
- Dobrze, w takim razie chodźmy.
Zapłaciliśmy za śniadanie zostawiając napiwek i wyszliśmy na ruchliwy chodnik.
- Wyślę wam adres SMSem, okay?- nałożyłem kaptur bluzy czując mocniejszy powiew wiatru.
- Jasne, do zobaczeniu na miejscu- Niall uśmiechnął się swoim charakterystycznym szerokim uśmiechem i razem z milczącym Zayn'em odeszli w kierunku jego auta.
Ja zrobiłem to samo i po kolejnej długiej jeździe znalazłem się pod znanym już ceglanym budynkiem. Po chwili za mną zatrzymało się auto Malika.
Wysiadłem z auta i udałem się w kierunku wejścia do budynku po drodze zrównując krok z parą. Zadzwoniłem dzwonkiem obok drzwi i niecierpliwe czekałem na jakąkolwiek odpowiedź. Teraz się dopiero zorientowałem, że nie mam żadnego upominku dla dziewczynki, ale było już na to za późno bo drzwi otworzyła mi jedna z opiekunek.
- Tak?
- Dzień dobry! Przyszedłem się spotkać z Chloé- dopiero po chwili dotarło do mnie jak głupio zabrzmiałem. Z opresji wyratował mnie Zayn.
- Kolega kilka tygodni temu miał przyjemność zapoznać się z dziewczynką o imieniu Chloé z państwa ośrodka i obiecał ją odwiedzić.
- Oh, rozumiem, ale nie mogę panom tak po prostu się z nią spotkać. Macie państwo jakieś papiery?
- Nie, ale jestem pewny, że jak dziewczynka mnie zobaczy to mnie rozpozna. Proszę ją tu sprowadzić. Nie muszę nawet wchodzić- spojrzałem na nią błagalnie.
Opiekunka przypatrywała się nam uważnie.
- Jestem pewny, że to nie będzie żaden problem dla takiej pięknej Pani- Zayn znów wszedł do akcji korzystając ze swojej przeklętej urody i wdzięku.
Widziałem jak kobieta rumieni się i już wiedziałem, że się zgodzi.
- Dobrze, myślę że mogę ją tu sprowadzić.
- Dzięki, ślicznotko- mrugnął do niej.
Zaraz gdy opiekunka się oddaliła Niall mocno uderzył tyłem dłoni potylicę swojego chłopaka.
- Co to miało być, hm?- syknął.
- Spokojnie, kochanie- chwycił go za dłonie- Chciałem pomóc twojemu przyjacielowi, który sam nie umie załatwiać swoich spraw.
Prychnąłem na ten komentarz, jednak nie skomentowałem go w żaden sposób bo mimo wszystko byłem wdzięczny Malikowi. Para nie miała więcej czasu na sprzeczki, ponieważ w drzwiach pojawiła się dziewczynka, z którą tak chciałem się zobaczyć. Przypatrywała mi się przez chwilę, a po chwili jej buźkę rozświetlił bialutki uśmiech.
- Lou!- rzuciła się na moje nogi.
- Witaj, Chloé- schyliłem się, by przytulić dziewczynkę.
- Chodź, chodź do środka, proszę. Pani opiekunka uszyła dla Harry'ego sukienkę! Musisz ją zobaczyć!- rozemocjonowana Chloé zaczęła ciągnąć mnie za dłoń, a ja zbyt oszołomiony podążyłem za nią.
Przez to nie zauważyłem bacznego spojrzenia, którym obdarzał mnie Zayn.
Po godzinie zabawy w jej pokoju, który dzieliła z innymi dziećmi dostaliśmy pozwolenie zabrać dziewczynkę na plac zabaw. Postanowiliśmy z tego skorzystać bo niedawno zza chmur wyszło słońce.
Ubraliśmy ją w lekką kurteczkę i po kilku minutach spaceru za ręce przechodziliśmy przez skrzypiącą furtkę.
- To co, kochana? Od czego zaczynamy? - kucnąłem tak, by być na jej poziomie.
- Hmm- zamyśliła się przykładając palec do ust.
Sparaliżowało mnie na moment bo w tym momencie wyglądała dokładnie jak Harry. Dopiero skrzypienie żwiru obok nas wytrąciło mnie z transu.
- Chloé, czy to w porządku jak porwę Louisa na chwilę? Z tobą pobawi się na Zayn, co?- Niall także kucnął koło dziewczynki kładąc dłoń na jej ramieniu.
Chloé przeniosła wzrok z blondyna na wyjątkowo uśmiechającego się mulata i od razu pokiwała głową.
- Super, to lećcie się bawić- wstał i pociągnął mnie w kierunku nieopodal znajdującej się ławki.
W tym czasie Malik poderwał dziewczynkę z ziemi i udając samolot „przeleciał" z nią do zjeżdżalni. Chloè chichotała tak głośno, że dokładnie to słyszałem nawet z ławki. Z szokiem malującym się na twarzy patrzyłem na to jak twarz mulata łagodnieje z każdym kolejnym spojrzeniem na dziecko, a twarz rozświetla szeroki uśmiech.
Zayn pomagał jej wspinać się na drabinki i popychał ją na huśtawce. Wszystko robił z wyczuciem i niespotykaną u niego delikatnością. Co się stało z Zayn'em dupkiem, którego poznałem. Może wcale nie jest taki zły- pomyślałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top