Rozdział 21

Trochę słodyczy dzisiaj i duużo słów.
dacie radę trochę skomentować? bo jak zaczęłam znowu publikować mam wrażenie, że przestaliście czytać ❤️

Louis p.o.v

Jak codziennie w dni pracy obudził mnie dźwięk budzika. Z jękiem obróciłem się na bok przerzucając luźno rękę na drugą stronę łóżka. Zaraz jednak poczułem, że opuściłem ją na czyjąś twarz.

Podniosłem się i dostrzegając blond czuprynę przypomniałem sobie jak wczoraj Niall włamał się do mojego domu i nie wyszedł dopóki nie skończył opowiadać o swojej randce z Zayn'em. Z resztą już którejś z kolei. Z jego opowiadań mężczyzna wydawał się być na prawdę w porządku, jednak ciągle byłem do niego zrażony.

Wziąłem rękę z jego twarzy, a przełożyłem ją wkoło jego pasa i wtuliłem się w jego bok. Czułem, że dzisiaj mam jeden z moich "wrażliwych dni". Czyli takich, w których potrafiłem się rozpłakać bez powodu i miałem ochotę cały czas się przytulać. Zanurzyłem twarz w jego szyi i przymknąłem na chwilę powieki.

Moja drzemka jednak nie trwała długo bo już po chwili usłyszałem jak drzwi od mojej sypialni otwierają się cicho, a podłoga ugina się pod krokami.

- Louis? Co to ma znaczyć?- usłyszałem oburzony głos... Harry'ego.

- A co ma znaczyć? Śpimy- mruknąłem nie otwierając nawet oczu- I prosiłem cię już, tatusiu żebyś nie nachodził mnie bez zapowiedzi.

- Nie podoba mi się to- mogłem praktycznie usłyszeć jak skrzywiony był.

Harry p.o.v

Skrzywiłem się patrząc jak ciasno Louis obejmował przyjaciela, który nadal się nie obudził. Dziwnie było mi patrzeć na Louisa w jakiejkolwiek sytuacji intymnej z kimś innym niż ja. Zbyt przyzwyczaiłem się, że to ja jestem na tym miejscu.

- Jaki jest twój problem, Harry- uniósł się przekręcając się w moją stronę.

Dzięki temu mogłem zobaczyć, że był bez koszulki. Bez koszulki, z innym facetem w łóżku. To zdecydowanie mi się nie podobało. On był mój. Przynajmniej w ten sposób.

- Nie czuję się z tym komfortowo- popatrzyłem mu się prosto w oczy, które zaraz po przebudzeniu miały piękny  kolor morskiej głębi.- Poza tym, wstawaj już. Trzeba jechać do pracy- otrząsnąłem się z chwilowego zamyślenia.

- Dobrze, tatku- powiedział z przekąsem, którego nie trawiłem po czym wstał i nachylił się nad śpiącym blondynem i pocałował go w czoło.

No chyba sobie ze mnie jaja robi. Louis chyba musiał zauważyć moje intensywne spojrzenie, bo stanął z założonym dłońmi na biodrach i zrobił tę swoją minę "mam nadzieję, że żartujesz".

- No słucham, księżniczko- wywróciłem oczami.

- Nie zachowuj się tak, bo jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosny.

Prychnąłem na to. Jednak w środku poczułem jak coś ścisnęło się w moim żołądku. Ignorując to, jak zawsze w obecności szatyna założyłem ramiona na pierś i patrzyłem jak Louis szykuję się w swojej garderobie.

-Na dole spotkałem Marię- powiedziałem trochę głośniej, jednak nie na tyle by obudzić Niall'a.- Pytała się mnie kiedy ci się oświadczę- mimo wszystko zaśmiałem się pod nosem.

- Naprawdę? - wychylił głowę zza ściany.- Cóż, można powiedzieć, że wpadła w ślubny szał od kiedy cię pierwszy raz spotkała. Kiedy po latach udało mi się w końcu kogoś znaleźć nie daje mi spokoju. I jak widzę tobie też- wrócił do garderoby i z tego co słyszałem zaczął się ubierać.

- Po  latach? Trudno uwierzyć, że taka osoba jak ty miała z tym problem.

- Taka czyli jaka? Poza tym przykre doświadczenia mnie zniechęciły.

- Jesteś seksowny i mądry, nie udawaj, że nie wiesz.

- Trudno o tym pamiętać, kiedy nikt ci o tym nie przypomina- mruknął wychodząc z garderoby siłując się z krawatem.

- Ja ci o tym mówię, gdy cię pieprzę- uśmiechnąłem się głupio czekając na jego reakcje, którą miało być wywrócenie oczami i rumieńce.

Jednak nie otrzymałem jej, a jedynie spuszczoną w dół głowę i westchnięcie. Uśmiech na mojej twarzy automatycznie zniknął.

- To nie to samo, mówisz to tylko dlatego, że pomaga ci to dojść, czy coś w tym stylu- wymruczał nadal szarpiąc z frustracją za krawat.

- Nieprawda- gestem dłoni przywołałem go do siebie i sam zacząłem wiązać jego krawat.- Może trudno w to uwierzyć, bo łączy nas ta umowa jednak przez ostatnie kilka tygodni naprawdę cię polubiłem, Louis. Stałeś się moim przyjacielem- spojrzałem w jego niespodziewanie zgaszone oczy, by upewnić się, że słucha.- Więc naprawdę mam na myśli to co mówię. Kiedyś na pewno znajdziesz osobę, która zauważy te cechy i pokocha cię i pobierzecie się i takie tam- znowu się skrzywiłem na nieprzyjemny ścisk w żołądku i wygładziłem jego zawiązany krawat.

- Dziękuję, Harry- powiedział cicho.- To naprawdę dużo dla mnie znaczy.

Uśmiechnąłem się krzywo nadal z dziwnie ciężkim żołądkiem i znowu bezmyślnie poprawiłem jego krawat. Usłyszałem jego chichot co sprawiło, że uniosłem spojrzenie na jego twarz. Była blisko.

- Myślę, że jest już zawiązany, dziękuję- kąciki jego oczu zmarszczyły się przez uśmiech jednak ja nadal się nie odsunąłem.

Błądziłem wzrokiem po jego twarzy, zauważając rzeczy, których wcześniej nie widziałem. Piegi na jego policzkach i nosie, małe pieprzyki,długie, ciemne rzęsy. Wąskie, ale nadal pulchne usta kuszące swoją barwą. Ostry, kilkudniowy zarost, który dodawał mu męskości. Poczułem znów ten cholerny skurcz żołądka jednak zepchnąłem to wgłąb mojego umysłu.

Nie zauważyłem nawet kiedy Louis zaczął się do mnie przybliżać. Nie minęło dużo czasu, gdy poczułem jego delikatne usta na swoich. Poruszył nimi powoli, a ja zamknąłem oczy czerpiąc przyjemność z tej pieszczoty. Pocałunki zawsze były moja rzeczą, od tych gorących ze śliną i zębami po te delikatne. Tych drugich z Louisem spróbowałem dopiero niedawno i nie mogłem powiedzieć, że nie żałuję.

Były zupełnie inne niż te z Anną, niż z kimkolwiek innym. Były... lepsze. Jego usta bardziej pasowały do moich i idealnie się z nimi ścierały. Delikatnie, ale jednak z lekkim zawahaniem. Zdecydowanie miłe rozpoczęcie dnia. Jednak nie mogło być idealnie bo w pokoju rozległo się zdziwione "oh" właśnie obudzonego Niall'a. Może to i dobrze, że nam przerwał bo nasz pocałunek stał się zdecydowanie za romantyczny jak na układ jaki nas łączy.

Louis zatrzepotał rzęsami po czym odwrócił się do blondyna. Ja za ten czas zrobiłem duży krok do tyłu.

- Dzień dobry, idioto- parsknąłem śmiechem na urocze powitanie Tomlinsona.- Maria pewnie przygotowała śniadanie, więc czekamy na dole.

Odwrócił się na pięcie i mogłem przysiąc, że zobaczyłem zawód w jego oczach, gdy dostrzegł przestrzeń między nami. Nie skomentował tego jednak tylko od razu wyszedł z pokoju udając się schodami do kuchni.

Louis p.o.v

Po jakże miłym poranku oczekiwałem, że reszta mojego dnia minie w podobny sposób. Jednak nic bardziej mylnego. Zaraz gdy dojechaliśmy do biura wywróciłem się o próg zdrapując sobie skórę z dłoni do krwi  rozrzucając wszędzie dookoła papiery, które zebrałem moimi krwawiącymi dłońmi. Potem, gdy ogarnąłem się z tym podczas jazdy windą, ta tym razem naprawdę się zacięła  i straciłem cenne minuty mojej pracy. Już w tamtym momencie nie mogłem opanować łez spływających po moich policzkach. Technicy skomentowali to wyłącznie słowami : "To znów klaustrofobia, Panie Tomlinson?".

Przez kilka kolejnych godzin mojego "wrażliwego dnia" nic się nie wydarzyło i miałem już nadzieję, że to koniec, lecz znów się zawiodłem.

Gdy niosłem kawę dla mnie i Liam'a rozproszyłem się przez odmachiwanie Emmie (mojej asystentce) i wpadłem na kogoś rozlewając na nas (głównie na mnie) gorącą kawę. Tym kimś oczywiście okazał się Zayn Malik. Na uczucie palącej skóry i samego wyobrażenia krzyku wice-prezesa znowu rozpłakałem się jak małe dziecko. To musiało wyraźnie strącić z pantałyku mężczyznę bo ten tylko pokiwał na mnie głową i poszedł dalej odlepiając mokrą koszulę od torsu.

Załamany podniosłem kubki z resztą kawy i nadal zapłakany wszedłem do naszego gabinetu.

- Masz już naszą ka- Louis! Co ci się stało? Wszystko w porządku?- Liam wstał z krzesła i podszedł do mnie oglądając mnie uważnie.

- J-ja, n-nie wiem. Szedłem s-sobie, a t-tu nagle wpadłem na Z-zayna  i się oblałem k-kawą- wydusiłem przez szloch patrząc bezradnie na moją poplamioną koszulę.

- Trzeba to opatrzyć, Louis- przyjrzał się mojej klatce- Chodź ze mną.

Wyszliśmy razem z pomieszczania i udaliśmy się do aneksu, w którym znajdowała się apteczka. Liam usadził mnie na krześle, a sam zajął się wyciąganiem odpowiednich rzeczy z opakowania. Po chwili podszedł do mnie i uklęknął przed krzesłem.

- Musisz ściągnąć koszulę, Lou.

Pokiwałem głową i odpiąłem po kolei guziki, jednak kiedy chciałem ściągnąć mokry materiał syknąłem na palący ból w miejscu oparzenia. Liam spojrzał na mnie współczująco, ale wiedziałem , że muszę ściągnąć koszule, by mógł to opatrzyć.

Z nowymi łzami osiągnąłem swój cel i pozwoliłem blondynowi posmarować się maścią i nałożyć gazę przyczepioną plastrami.

- Dziękuję- pociągnąłem nosem.

- Nie ma za co, stary. Dasz już sobie radę?- stanął na równe nogi i wystawił do mnie dłoń w pomocnym geście.

- Tak, dzięki jeszcze raz.- wstałem i otrzepałem spodnie z niewidzialnego kurzu.

- Okay, to ja już będę wracał, a ty napij się herbaty, czy coś- poklepał mnie delikatnie w ramię i opuścił aneks.

Ja, z ciężkim wzdychnięciem i ponowną ochotą na płacz oparłem się o blat rozpaczając nad tym jak pechowy mam dzień. Wzdrygnąłem się, gdy ciszę w pomieszczeniu przeszył dźwięk nadchodzącego połączenia. Wyciągnąłem telefon i nie patrząc kto dzwoni odebrałem.

- Cześć, Louis- po drugiej stronie odezwał się chrapliwy głos Harry' ego- Mógłbyś przyjść do mnie do gabinetu?

- T-tak, oczywiście. Już idę- odparłem i od razu się rozłączyłem.

Prawdę mówiąc nie miałem w ogóle ochoty na igraszki ze Stylesem, a jestem prawie pewny, że po to mnie wezwał. Jednak ospale odbiłem się od blatu i udałem się do Harry' ego.

Po przekroczeniu progu pomieszczenia zostałem przywitany uśmiechem, który zniknął zaraz po tym jak mężczyzna zobaczył moje zapewne czerwone oczy, spuchnięte usta i zrujnowaną koszulę.

- Co się stało?- zapytał, gdy ja pokonałem drogę do krzesła na przeciwko jego biurka.

- Cóż, najpierw przewróciłem się i zraniłem w dłoń, rozwaliłem papiery po całym holu, zaciąłem się w windzie, a niedawno oblałem się gorącą kawą- uśmiechnąłem się ironicznie jednak czułem jak nowe łzy torują sobie drogę w dół mojej twarzy.

To był naprawdę niedobry dzień na takie przygody.

-Oh, Lou...- Harry odsunął się od biurka i zachęcił gestem, bym usiadł na jego kolanach.

Potrzebując bliskości szybko wstałem i niemal rzuciłem się na jego podołek. On za to objął mnie ramionami i zaczął delikatnie kołysać.

- Już, tatuś jest blisko- wyszeptał do mojego ucha, a ja poczułem jak się rozluźniam.

Byliśmy w takiej pozycji przez kolejne kilka minut, dopóki się nie uspokoiłem.

- Czemu przeżywasz to tak bardzo?- nadal wyszeptał Harry.

- To głupie- oparłem brodę na jego ramieniu i zacząłem się intensywnie wpatrywać w ścianę za nami.

- Powiedz mi proszę, może jakoś ci pomogę- nalegał.

Westchnąłem.- J-ja... Po prostu mam takie dni, w które jestem ekstremalnie wrażliwy, każda rzecz jest w stanie wytrącić mnie z równowagi i potrzebuję bliskości drugiego człowieka cały czas...

Harry wydawał się przetwarzać w ciszy informacje, jakie mu przekazałem.

-  W takim razie co powiesz na to, że zwolnimy się wcześniej z pracy i pojedziemy do mnie? Tam zrobię ci masaż i może, jak będziesz miał ochotę spędzimy miło czas?- przy ostatnim przygryzł płatek mojego ucha na co westchnąłem.

- Brzmi dobrze- przymknąłem oczy i zaciągnąłem się jego zapachem.

-  W takim razie chodźmy, ale najpierw przebież się w moją koszulę- pocałował mnie w policzek i podniósł nas z fotela.


***

Leżałem w bokserkach na łóżku w sypialni Harry' ego, gdy ten ugniatał moje spięte mięśnie na plecach tłustymi od oliwki dłońmi. Mruczałem cicho pod nosem na to jak wielką przyjemność mi sprawiał. Od każdego ruchu jego dużych dłoni po moim ciele przechodził dreszcz.
Jego ciężar na lędźwiach przyjemnie przytwierdzał mnie do łóżka. Jedynymi dźwiękami jakie nas otaczały to nasze oddechy i płonąca świeczka, która stała na szafce.
Czułem się niemal jak w domu, co sprawiło, że po mojej klatce rozprzestrzeniło się ciepło.
Nagle przestałem czuć dłonie mężczyzny na sobie, więc zdezorientowany podniosłem się na dłoniach patrząc do tylu.
- Spokojnie, jest mi po prostu gorąco- powiedział po czym zaczął rozpinać swoją koszulę w taki sposób, że nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Przesuwałem wzrokiem za jego dłońmi i pochłaniałem każdy kolejny skrawek skóry jaki odkrywał. Jego ciało za każdym razem odbierało mi dech w piersiach. Było piękne.
Po chwili wreszcie zsunął materiał ze swoich ramion i mogłem już w pełnej okazałości podziwiać jego klatkę. Odrzucił koszulę na ziemię po czym rozgrzewając ponownie dłonie położył je na mnie.
Jęknąłem na to doznanie i opuściłem głowę na materac. Gdy myślałem, że już usnę od stałych ruchów dłoni na moich plecach poczułem jak Harry nadal mnie masując zsuwa swoje biodra i powoli ociera się swoim zakrytym bokserkami kroczem o mój tyłek.
Jęknąłem cicho pod nosem.- H-Harry- mężczyzna otarł się ponownie i dokładnie poczułem, że robi się powoli twardy.
- Co o tym sądzisz kochanie?- nachylił się do mojego ucha.
- Hmpf- wydusiłem z siebie na przyspieszające się ruchy mężczyzny nade mną.
- Wezmę to za tak- straciłem jego ciężar z ud, jednak po chwili obrócił mnie na plecy i opierając się na rękach zawisł nade mną.
Wpił się w moje usta, a ja oplotłem ramiona wokół jego szyi przechylając głowę. Poczułem jak jego język rozdziela moje wargi na co westchnąłem w jego usta. Nasz pocałunek z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej rozpalony.
- Teraz czas zabawy dla tatusia- uśmiechnął się półgębkiem i sięgnął dłonią do moich bokserek, jednak zatrzymałem go chwytając za nadgarstek.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie złość się proszę, ale-
- Nie masz ochoty na seks- przerwał mi.
- Nie, mam. Ale po prostu czy moglibyśmy dzisiaj... - zawahałem się.- Zrobić to inaczej?
- Co masz na myśli?- przekrzywiło głowę, tak jak zawsze gdy był czymś zaciekawiony.
- M-moglibyśmy się... kochać?- ostatnie praktycznie wyszeptałem.
Moją odpowiedzią była cisza, więc zrezygnowanie osiadło na moim sercu.
- Nie ważne, zapo-
- Nie- tym razem to Harry mi przerwał.- Możemy, jeśli to jest to czego potrzebujesz. Jednak musisz wiedzieć, że... nigdy tego nie robiłem- przełknął głośno ślinę.
Poderwałam gwałtownie głowę.
- J- jak to?
- Nie wiem, po prostu... Nikt nigdy tego ode mnie nie chciał- spuścił głowę, a moje serce ścisnęło się z bólu na ten widok.
- Tak mi przykro, Harry- ułożyłem dłoń na jego policzku.- Nie musimy się kochać, rozumiem, że chciałbyś zrobić to z osobą, którą kochasz.
Na te słowa serce zacisnęło się boleśnie, tylko czemu?
- Nie, ja mogę zrobić to z tobą, ja chcę zrobić to z tobą. Tylko musisz mnie poprowadzić.
Spojrzałem mu się głęboko w oczy, a gdy nie dojrzałem żadnych wątpliwości pokiwałem powoli głową.
- Dotknij mnie teraz- szepnąłem.
Harry po chwilowym zawahaniu zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi co chwilę ją przygryzając. Przeniosłem dłonie na jego nagie plecy i zacząłem nimi je gładzić. Przez moje ciało przechodziły dreszcze z każdym pocałunkiem, pierwszy raz doświadczyłem czegoś takiego.
Po dłuższej chwili poczułem jak Harry powoli zsuwa ze mnie moje bokserki, później robiąc to samo ze swoimi.
Zatrzymaliśmy na chwilę wszystkie nasze ruchy , tylko po to by patrzeć się na siebie. Tak bardzo chciałbym wiedzieć o czym teraz myśli.
- Jesteś piękny- wyszeptałem.
Zielonooki nic nie odpowiedział, jedynie patrzył na mnie dalej. Trwaliśmy tak przez kilka sekund, minut, może godzin. Nie wiem.
Nagle jego ciężki głos przeciął powietrze.- Co mam robić dalej?
- Pocałuj mnie.
Tak zrobił. Czułem jak się starał, by uczynić nasz pocałunek delikatnym i romantycznym. W moim brzuchu po raz pierwszy, albo raczej pierwszy raz gdy nie bałem się do tego przyznać, wybuchło stado motyli. Wiedziałem, że nie powinno tak być, ale nie mogłem się mniej przejmować, gdy poczułem jak nadal nawilżony palec bruneta wchodzi powoli do mojej dziurki.
Stęknąłem prosto w jego usta przygryzając wargę. Zaczął poruszać nim w stałym tempie, badając moją reakcję.
- Kolejny- jęknąłem.
Zacisnąłem palce na pościeli, gdy jego dwa palce zaczęły mnie rozciągać. Nie mogłem zapanować nad głośnymi westchnięciami i stękami, które wychodziły z moich ust. Czułem jakby całe moje ciało płonęło.
- Mogę już kolejny?- odgarnął grzywkę z mojego czoła, przykładając do niego usta.
- W- wejdź juz we mnie, nie potrzebuję więcej- wysapałem.
- Na pe-
- Na pewno, Harry- ścisnąłem jego biceps.
- Dobrze, t- tak, tak- patrzyłem jak siada na swoich piętach i nachyla się by wziąć prezerwatywę z szafki.
Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się jego erekcję, na którą właśnie naciągał lateks.
- Wejdź już we mnie- jęknąłem ponaglająco.
- Spokojnie, mamy dla siebie mnóstwo czasu- uniósł kąciki warg do góry i pogłaskał mnie delikatnie po udzie.
Mimo to szarpnąłem zniecierpliwiony biodrami, na co Harry przygwoździło je dłońmi do materaca.
- Już, kochanie, już.
Wreszcie poczułem jego główkę przy wejściu, jednak nie spodziewałem się, że wejdzie we mnie jednym, szybkim ruchem. Jęknąłem niekoniecznie z rozkoszy i wbiłem paznokcie w jego biceps.
- Przepra- nie dałem mu dokończyć.
- Nachyl się nade mną i daj mi swoją miłość, Styles- spojrzałem mu się prosto w oczy rzucając nieme wyzwanie.
Wiedziałem, że to na niego podziała i się nie myliłem. Harry zaczął poruszać się we mnie już za trzecim razem trafiając w moją prostatę, co wyrwało krótki krzyk z mojego gardła. Z każdym moim jękiem przyspieszał swoje ruchy, momentami zbyt szybko, jednak od razu go spowalniałem. Słyszałem jego szybki oddech przy uchu.
- Harry, spróbuj być delikatniejszy- jęknąłem na końcu swojej wypowiedzi.
Znowu nic nie odpowiedział, ale poczułem jak zwalnia swoje ruchy nie zmniejszając ich siły.
- Oh, tak... Właśnie tak- jęczałem, gdy wbijał się we mnie.
Z każdym ruchem czułem zbliżający się orgazm. Penis Harry' ego rozpychał mnie od środka idealnie mnie wypełniając. W pokoju rozchodził się dźwięk uderzania się skóry o skórę i moje coraz głośniejsze jęki zmieniające się w krzyki. Także Harry zaczął coraz głośniej jęczeć przy moim uchu co próbował zatamować wgryzając się w moją szyję.
- J-jestem uh blisko.
- Ja też skarbie- przyspieszył swoje ruchy.
Nie potrzebowałem długo by dojść na nasze brzuchy. Krzyczałem głośno, gdy czułem jak penis Harry' ego zaczął pulsować w moim wnętrzu. Zacisnąłem się na nim i poczułem jak dochodzi w prezerwatywę.
Dokładnie obserwowałem każdy szczegół jego twarzy. To jak zaciskał mocno oczy, a rzęsy rzucały cień na lekko spocone policzki. Na jego rozchylone w rozkoszy usta, z których wypływały ciche jęki, gdy ujeżdżał swój orgazm. To jak jego czekoladowe loki przykleiły się do jego czoła, które było teraz zmarszczone. To jak jego szczęka odznaczała się na tle reszty. To jak piękny był, to jak blisko był. Tak blisko, a jednak nie mój.
I w tamtym momencie zorientowałem się jak bardzo myliłem się myśląc, że utrzymam swoje uczucia na wodzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top