Rozdział 2

No i wracam... Dziękuję wszystkim za miłe komentarze, to na prawdę dla mnie szok. ;) Teraz nie będę dodawać przez dwa tygodnie, bo przyjaciółka wyciągnęła mnie na obóz na drugi koniec świata! XD Potem postaram się przepisać, tak by być na bieżąco. Od razu mówię, że dopiero w 6 rozdziale będzie pierwszy taki prawdziwy Larry moment (spojler!) !!

Hope you enjoy!❤💕😘

!rozdział niesprawdzony!

Wsiadłem do windy razem z kilkoma innymi osobami, które były zajęte swoimi telefonami. Po co Styles chce się ze mną widzieć? Nie widziałem go jeszcze ponieważ był zbyt zajęty by pojawić się na mojej rozmowie klasyfikacyjnej . Zatrzymałem się na kilku piętrach po drodze i po chwili znów stałem przy biurku Sophie.

- Cześć, możesz mi powiedzieć gdzie jest gabinet Pana Styles'a?

- Jasne, 3 drzwi dalej za twoimi.

- Dzięki.

Skierowałem się w kierunku podanym przez Sophie. Kiedy doszedłem do odpowiednich drzwi

, poprawiłem klapy czarnej marynarki, oczyściłem gardło i zapukałem niepewnie. Ze środka usłyszałem przytłumione "proszę". Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. pokój był urządzony raczej w ciemnych barwach. Na środku stało duże , mahoniowe biurko zawalone papierami. Przed biurkiem stały swa skórzane krzesła. Na ziemi leżał dywan, który wyglądał jak prawdziwa skóra zebry, chociaż może był prawdziwy, nie wiedziałem na co stać tego całego Styles' a. Skierowałem wzrok z powrotem na biurko, za którym stało czarny fotel, w tamtej chwili odwrócony do mnie tyłem. Osoba na nim siedząca wpatrywała się w widok zza panoramicznym oknem.

- Dzień dobry..- zacząłem niepewnie.- Wzywał mnie Pan.

Krzesło obróciło się,a moim oczom ukazał się przystojny, młody mężczyzna. Miał długie, kręcone włosy do ramion i mocno zarysowaną linię szczęki. Patrzył na mnie swoimi szmaragdowymi oczami i skanował moją sylwetkę. Po chwili przeczesał włosy swoimi długimi palcami ozdobionymi sygnetami i oderwał ode mnie spojrzenie. Wskazał dłonią na krzesło przed sobą więc posłusznie podszedłem do niego i usiadłem. Mężczyzna nadal milczał, a ja spuściłem głowę w dół i zacząłem bawić się moimi palcami.

- W jakiej sprawie chciał się Pan ze mną widzieć?- przerwałem niezręczną ciszę.

- Czyli to ty jesteś Louis Tomlinson?- zapytał.

- Tak, Proszę Pana..

- Cudownie!- brunet klasnął w dłonie, na co ja wystraszony podskoczyłem na krześle.

- C- cudownie?

- Tak.. Jak ci się pracuje z Liam' em?- dodał po chwili namysłu.

- Dobrze, tak myślę.

- W takim razie możesz już iść.

- Tylko po to mnie Pan wzywał?- spojrzałem na niego zdziwiony.

- Nie.

- W takim razie po co?

- Chciałem ponownie popatrzeć na twoje pośladki.

Wciągnąłem gwałtownie powietrze i zacisnąłem dłonie na oparciach krzesła.

- S- słucham? J-jak t-to ponownie?

Mężczyzna zaśmiał się gardłowo.

- Możesz już wyjść.

Wstałem na drżących nogach i skierowałem się do drzwi starając się jak najmniej kręcić biodrami. Za sobą usłyszałem chichot. Chwila, chwila! Chichot? Odwróciłem się d niego przodem.

- Tym razem nie kręcisz tyłkiem? Na parterze zdawałeś się tym nie przejmować.

Na parterze? O kurwa! Czułem jak moja twarz płonie. Obróciłem się na pięcie i jak najszybciej opuściłem pomieszczenie. Przemierzałem prędko korytarz chcąc znaleźć się już w moim pokoju. Jezu! Ale upokorzenie! Kręciłem wyzywająco tyłkiem przed moim szefem! I to jakim szefem! Bardzo przystojnym szefem. O czym ty myślisz Louis? Ugh! Wbiegłem do gabinetu zatrzaskując drzwi, na szczęście Liam' a nie było, więc nie musiałem mu się tłumaczyć dlaczego wbiegam do pokoju cały czerwony i zdyszany. Usiadłem za biurkiem i próbowałem złapać oddech. Słyszałem, że Styles ma cięty język i jest męską dziwką, ale aż tak? Pokręciłem głową i wróciłem do pracy.

👯👯👯

Trzy godziny później opuszczałem budynek "Buisness Styles Express" z kubkiem zimnej kawy w ręce i nadgryzionym ciastkiem. Schodząc na podziemny parking wyciągnąłem mojego I' Phone'a i wykręciłem numer do jedynej osoby, która mogła mi dzisiaj poprawić humor. Po kilku sygnałach po drugiej stronie usłyszałem śmiechy i muzykę.

- Niall? Halo? - mówiłem na tyle głośno, żeby mnie usłyszał.

- Hej!- usłyszałem damski głos.

- Kim jesteś? daj mi Niall' a.

- Oj, no dobrze.

Słyszałem jakieś szmery, aż w końcu głos mojego przyjaciela, a raczej jego czkawkę.

- Niall! Gdzie jesteś?

- Louis? LouLou! Jak dobrze cię widzieć!

- Nie widzisz mnie idioto!

- Jak to? Lou- bear, musisz mi odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie- udawał jak może pijany poważnego.

Wywróciłem oczami, czy on nawet w środku tygodnia nie może oszczędzić alkocholu?

- Słucham cię..- zaśmiałem się pod nosem.

- Ej, ja jestem poważny! Dobra, słuchaj. Przygotuj się na szok życia!

- Mhm- chwyciłem teczkę w zęby, żeby otworzyć drzwi auta.

- Czy pingwiny mają kolana?

- Nie wiem , Ni.

- I ty niby jesteś mądry?!- prychnął.

- Dobra, słuchaj mnie uważnie. Masz 0,5 godziny żeby znaleźć się u mnie w domu.

- Nie chce mi się..

- Mam pizzę i piwo.

- No nie wiem..

- Mam pizzę, chinszczyznę i FIFĘ.

- Yeey. Będę za pięć minut- rozłączył się.

Zaśmiałem się, jedzenie zawsze działa. Odpaliłem silnik i wyjechałem na drogę. Normalnie w domu byłbym po 15 minutach ale londyńskie korki przedłużyły to dwukrotnie. Rzuciłem klucze na szafkę i poszedłem do kuchni się czegoś napić. Potem poszedłem pod prysznic i przebrałem się w dresy i rozciągnięty tank top. Zamówiłem dwie duże pizze i trzy kubełki chinszczyzny. Piętnaście minut po wyznaczonym czasie do mojego domu wczołgał się Niall.

- Koleś, masz te żarcie?- wybełkotał.

- Za chwilę będzie, a teraz idź się wykąpać bo śmierdzisz.

- Nie prawda!

- Mhm, a teraz spadaj.

Chwyciłem go za ramię i zaciągnąłem do łazienki. Poszedłem do kuchni i naszykowałem dwie zgrzewki piwa. Po kilku minutach usłyszałem za sobą kroki i odwróciłem się, czego od razu pożałowałem.

- Niall! Ble! Ubierz się!

- No co? Nie podobam ci się?

Zaczął trząść tyłkiem i przy okazji czymś innym.

- Czemu chodzisz nagi po MOIM domu?

- Wrzuciłem swoje ubrania do wanny, bo myślałem, że jak wrzucę czarne spodnie do wody to ona zrobi się czarna!

- Ty idioto! Odwróć się do mnie tyłem, idź do mojego pokoju i się ubierz!

- Ale nie podobam ci się?

- Oczywiście, że tak, a teraz spieprzaj. Za chwilę będzie pizza.

- Pizza?- zaklaskał w dłonie jak małe dziecko.- Już pędzę ubranka Lou- bear' a!

Wybiegł z kuchni i wreszcie mogłem odetchnąć. Pijany Irlandczyk to nieobliczalny Irlandczyk. Poszedłem do salonu i włączyłem grę. Jedzenie przyszło minutę później. Ni sturlał się ze schodów (dosłownie) i usiadł koło mnie na kanapie wyrywając mi kawałek pizzy z ręki, który zjadł w mniej niz 5 sekund. Po 10 minutach cała chinszczyzna i jedna pizza była pochłonięta przez Niall' a. Ledwo co zachowałem dla siebie dwa kawałki. Po skończeniu jedzenia zaczęliśmy grać w FIFĘ pijąc przy tym piwo. Gdy już miałem strzelić mu bramkę ktoś zadzwonił do drzwi, a Niall zapauzował grę.

- Niall, idź otworzyć.

- Ale mi się nie chcę..

- Idź!

- No dobrze..

Podniósł się niezgrabnie z kanapy i poszedł wolno do drzwi.

- Louis!- zawołał po chwili blondyn.

- Co?!

- Jakiś Pan do ciebie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top