Rozdział 13

*prosi o bębny* NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE INDOMITABLE MA 9,86K  WYŚWIETLEŃ I 1,17K GŁOSÓW! Tak bardzo wam wszystkim dziękuję :) Nie sądziłam, że po tak długiej przerwie tutaj cokolwiek odżyje, a tu proszę! Jeszcze raz wszystkim dziękuję ☺❤❤💙💚

W kolejnym rozdziale (taką mam nadzieję) pojawi się rysunek Anny, o który poprosiłam moją osobistą artystkę ;) <3 Ponieważ jest to postać, którą wymyśliłam. 


Louis POV 

Idąc do pokoju Pana Malika od początku wiedziałem, że to nie najlepszy pomysł. Ale nie, że pchałem się tam tak jak Niall na darmowe śniadania w McDonald's. Właśnie... Niall... Od czasu jego wyznania stał się dziwnie nadpobudliwy. Zupełnie przypadkowo każdego popołudnia włamywał się do mojego domu i robił całkiem zjadliwy obiad by potem siłą wyciągać ze mnie informacje typu " Jaki miał na sobie dzisiaj garnitur?" "Wiesz co dzisiaj jadł na lunch? A może on je brunch? Jak mogłem o tym nie pomyśleć? Jestem głupi, Louis? Prawda?" " Ciekawe jakiego szamponu używa? Louis! Muszę to wiedzieć!" I podaję tutaj tylko te lżejsze pytania. Padały także pytania o... cóż. Nie będę się w to zagłębiał.

 Skręciłem korytarzem w lewo i szedłem lekkim krokiem delikatnie szurając podeszwą buta o szarą wykładzinę. Z każdym kolejnym przytłumionym stukotem moich obcasów mój żołądek skręcał się nieprzyjemnie. Bałem się, że zostanę przywitany krzykiem lub "przypadkowo" wylaną gorącą kawą na moją koszulę. Stanąłem przed drzwiami z matowego szkła i już miałem zapukać, gdy usłyszałem głos, którego się tam kompletnie nie spodziewałem. Zaciekawiony rozmową niezbyt kulturalnie nachyliłem się do drzwi. 

- Przychodzisz tu z czymś konkretnym, skarbie?- usłyszałem łagodny głos Pana Malika.

Uniosłem na to wysoko brwi i zmarszczyłem czoło. Nigdy nie słyszałem go w takiej odsłonie. Zawsze warczał na mnie lub jęczał jaką to ja nie jestem ciotą. Czy blondynka znajdująca się z nim w pomieszczeniu jest dla niego kimś ważnym?

- Chciałam tylko sprawdzić jak tam u ciebie. Ostatnimi czasy przychodzisz wyczerpany do domu- jej głos był wyraźnie zmartwiony. 

- Wszystko dobrze... Po prostu-

- Wyrzuć to z siebie, Zayney.

- Tu chodzi o tego Louisa- westchnął.

- Oh...- usłyszałem jak siada na skórzanym fotelu, który znajdował się w rogu pomieszczenia.- Co z nim nie tak?

- Przestań udawać, że nie wiesz o co chodzi!- warknął.- Robię to wszystko dla ciebie.

- A ja nie wiem po co! On mnie nie kocha i nigdy tego nie zrobi. Znasz go o wiele dłużej ode mnie i powinieneś o tym wiedzieć. 

Stałem pod drzwiami i z każdym ich słowem byłem coraz bardziej zagubiony. Kogo zna Zayn dłużej? Kto jej nigdy nie pokocha?

- Ty nadal nie rozumiesz. Te wszystkie zdarzenia cię niczego nie nauczyły? 

- Jakie wydarzenia, Malik?- można było usłyszeć jak dziewczyna się denerwuje.- Wyrzucił mnie z domu w środku burzy na zbity pysk! To nazywasz miłością?!

- To nie tak.

- A jak?- wysyczała.

- On nigdy nikogo nie kochał oprócz swojej matki! Wystraszył się tego.

- Dlatego zostawił ciężarną kobietę bez pieniędzy, bez mieszkania? Miałam tylko jego i kruszynę pod moim sercem, którą i t-tak strac-ciłam tego s-samego dnia...

- Oh, kochanie. Nie płacz proszę- słyszałem jak mulat podnosi się z krzesła i wykonuje kilka kroków.

- J-jak o-on mógł t-to zrobić? T-to w-wszystko pr-rzez niego!

- Nie przejmuj się tym, nie teraz. Masz mnie- jego głos został stłumiony prawdopodobnie przez to, że przytulał do siebie drugie ciało. 

- K-kocham Cię, Z-zayn.

- A ja ciebie mocniej, Anna.

Z tymi słowami trzymane przeze mnie dokumenty wypadły mi z rąk rozlatując się po całym korytarzu. W pokoju zapanowała na chwilę cisza, po czym można było usłyszeć kroki zbliżające się do drzwi. Roztrzęsiony zacząłem je zbierać i zostawiając za sobą kilka fruwających kartek uciekłem. Dosłownie. Zatrzymałem się zaraz za rogiem i nasłuchiwałem czy ktoś postanowił iść za mną. Na szczęście (prawdopodobnie) Zayn otworzył tylko drzwi, rozejrzał się i wrócił z powrotem do środka. 

Automatycznie moje ramiona opadły, a oddech zaczął wracać do normy. Anna i Zayn są w związku. I się kochają. On się o nią troszczy. I może uprawiają seks. Jęknąłem i schowałem twarz w wolnej dłoni. Co będzie jak Niall się dowie? Przecież on teraz żyje ze stalkowania tego faceta! A on okazał się zajęty i to przez kobietę! Jednak to nie jest to co mi nie daje spokoju. Kim jest ten mężczyzna, który zostawił Annę samą i to w dodatku z dzieckiem? Wiem, że Zayn zna go już od całkiem dawna i teraz próbuje sprawić by pokochał blondynkę. Ale jak do tego mam się ja? A Harry? Przecież wyraźnie było widać, że coś do niej miał. Czy Zayn będąc przyjacielem Stylesa i wiedząc, że coś czuje do Anny umawiałby się z nią? W ogóle czemu się z nią umawia skoro chce, by jakiś mężczyzna ją pokochał.

Spojrzałem w dół na wykresy, które miałem dostarczyć Zaynowi. Nadal musiałem to zrobić, ale jeżeli tam teraz wrócę zorientują się, że to byłem ja. Westchnąłem ciężko i wróciłem na korytarz wyłożony wykładziną. Trudno, będę musiał po prostu udawać, że nic się nie stało. Podszedłem jeszcze bardziej niepewnie niż wcześniej do drzwi i zapukałem w nie. 

- Proszę- westchnął zza drzwi. 

Nacisnąłem klamkę, pchnąłem drzwi i postawiłem pierwszy krok w gabinecie Zayna, który był o wiele bardziej przytulny niż Harry' ego.  Podłoga, tak jak na korytarzu była wyłożona puchatą, jasnoszarą wykładziną. Ściany były ciemno zielone, a za jego ogromnym biurkiem pokrywała ją tapeta w kwieciste wzory. Meble były z ciemnego, matowego metalu i poustawiane było na nich dużo roślin i kwiatów doniczkowych. Zayn w swoim gabinecie nie posiadał w prawdzie okna panoramicznego, jak Harry, ale na bocznej ścianie znajdowało się wysokie i długie okno, otoczone bluszczem, co nadawało pomieszczeniu specyficzny klimat. Jedynym nie-metalowym meblem w tym gabinecie był czarny, skórzany fotel, który stał pod przeciwległą ścianą. 

To na nim siedziała teraz nieco zapłakana Anna. Jej włosy związane w koński ogon były delikatnie zmierzwione, a jasna pomadka na ustach rozmazana. I tak nadal wyglądała pięknie. Idealnie się dobrała z Zaynem. Obydwoje są niesamowicie atrakcyjni. 

- Czego potrzebujesz, Lewis?- powoli oderwałem wzrok od kobiety i przeniosłem go na bruneta siedzącego za biurkiem.

- Zayn! Bądź miły, skarbie- uśmiechnęła się do niego, a potem do mnie.- Wybacz mu Louis, ma dzisiaj gorszy dzień... Czemu przyszedłeś?

- Um... Przyniosłem wykresy z tego miesiąca z działalności mojego działu- położyłem kartki na biurku Zayna i szybko zabrałem rękę jakby był on niebezpiecznym zwierzęciem w zoo.

- Jesteś tutaj kierownikiem działu? Nie wiedziałam. Gratulacje!- wstała i podeszła do mnie z wyciągniętą ręką. 

Uścisnąłem jej dłoń i odwzajemniłem uśmiech. Jak tak miła i kochana osoba może umawiać się z takim dupkiem jak Malik? 

- Przytuliła bym cię, ale nie chciałabym zabrudzić twojego ładnego garnituru. Czy to Anderson & Sheppard*?

- Tak, masz rację- zmierzyłem wzrokiem Anne i dopiero teraz dostrzegłem jej ubiór. 

Na pewno nie był dobrany dobrze do pogody panującej na zewnątrz. Miała na sobie białą, luźną koszulkę z długim rękawem z dwoma różami rozciągniętymi na ramionach. Na to luźno zarzucone wisiały dżinsowe szelki, które były częścią poszarpanych ogrodniczek. Zaraz pod podwiniętymi nogawkami, na jej stopach były pełne botki na grubym obcasie całe w kwiaty. Niestety, ten z pewnością oryginalny strój był pokryty w niektórych miejscach błotem.

- Plewiłaś kwiaty w ogródku?- zapytałem zaciekawiony, ale równocześnie rozbawiony.

- Nieeee, ale przydałoby się to w końcu zrobić- zaśmiała się.- Byłam na spacerze z moim psem, Maximusem. Nadal jest tam gdzieś na dole i recepcjonistka próbuje nad nim zapanować. 

- Sophia?

- Nie, nie. Na parterze. Tak szczerze to nie mam zielonego pojęcia jak ma na imię- zachichotała.

- W sumie też nie zwracałem na to uwagi- czując na sobie uważne spojrzenie obróciłem się do Zayna i aż mnie zmroziło gdy spojrzałem mu w oczy. 

W tym momencie wcale nie przypominały gorącej czekolady, tak jak opisywał to Niall tylko przemarznięte lody czekoladowe. Tak zamarznięte, że pękające. Czyżby był zazdrosny o swoją dziewczynę?

- M-miło się rozmawiało, a-ale będę musiał się już chyba zbierać- przeniosłem spojrzenie z powrotem na Lynx i uśmiechnąłem się przepraszająco. 

- Szkoda... Ale jak rozumiem obowiązki wzywają.

- Tak wła-

- Tak, Tomlinson musi już wracać do pracy- przerwał mi Zayn i ponownie zmroził mnie spojrzeniem.

- J-ja... Tak. Do widzenia Panie Malik- skinąłem do niego głową.- I cześć Anne- do niej uśmiechnąłem się szeroko. 

Patrząc pod nogi wyszedłem z gabinetu i już na pamięć wracałem do swojego. Byłem już na zakręcie kiedy usłyszałem jak ktoś trzaska drzwiami i zaraz po tym ciężkie kroki. Po chwili ktoś poklepał mnie delikatnie w ramię , na co obróciłem się. Koło mnie stała lekko zdyszana i uśmiechnięta Anna. Na ręce miała zawieszoną zieloną kurtkę z puchatym kapturem. 

- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.

- Okey?- spojrzałem na nią zdziwiony.

- Kończysz teraz pracę, prawda?

- Tak, chciałem ci powiedzieć, ale-

- Zayn- wywróciła oczami.- Nie bierz na poważnie cokolwiek ci powie. Wiem, że wydaje się strasznym dupkiem, ale tak na prawdę jest niesamowitym facetem. Bardzo mnie wspiera- szturchnęła mnie przyjacielsko w ramię.

- Dzięki za radę. Czy jest jakiś konkretny powód dlaczego biegniesz za mną?

- Tak w sumie... Pomyślałam, że skoro kończysz już pracę moglibyśmy przejść się razem na spacer. Póki pogoda dopisuje- wskazała na okno w korytarzu, za którym przez szare chmury przebijały się promienie słońca.

- Hmm... Myślę, że to niezły pomysł. Musiałabyś tylko poczekać na mnie chwilę, zabrałbym swoje rzeczy. 

- Jasne, nie ma sprawy. Będę czekać przy windzie- znów poklepała mnie po ramieniu i zostawiła mnie w tyle idąc w kierunku przedsionka. 

Ja nie chcąc dać jej czekać długo szybkim krokiem doszedłem do mojego pokoju. Zebrałem wszystkie moje rzeczy do teczki i zgarnąłem jasnobrązowy płaszcz z wieszaka. Pożegnałem się krótko, ale serdecznie z Liam'em, który zawsze zostawał po godzinach i popędziłem do windy. Jednak jak się okazało Anna stała przed oknem wpatrzona w szaroburą panoramę Londynu. Było popołudnie więc światło z zewnątrz nie wpadało już tak intensywnie do środka, przez co w pomieszczeniu panował półmrok. Dzięki temu profil kobiety był ładnie zarysowany. Jej włosy opadały na jej twarz, tworząc tak jakby aureolę. Jej usta w słabym świetle wyglądały jakby były całkowicie sine, co dodawało jej na swój sposób seksapilu i aż się chciało je pocałować. Lekko niechlujny ubiór teraz nie robił żadnej różnicy. Gdybym  był malarzem na pewno pobiegł bym teraz po swoją sztalugę i nie zważając na nic rozłożyłbym ją tutaj, na środku i zaczął malować. Jednak nie byłem  i w tym momencie zacząłem  tego żałować. 

Poruszyłem  się odrobinę co chyba zwróciło uwagę blondynki, bo powoli z odwróciła się w moją stronę. To mnie ocuciło. 

- Już jesteś- powiedziała delikatnie, wytrącona z zamyślenia.- Chodźmy.

- T-tak, jasne- dałem sobie mentalnego liścia, by powrócić choć odrobinę do rzeczywistości.

Pierwszy raz zdarzyło mi się zapatrzeć na dziewczynę i myśleć o niej w taki sposób. Jednak po chwili uspokoiłem się, to było tylko jednorazowe. Stwierdziłem, że  Anna jest po prostu  tak śliczna i wyjątkowa na swój sposób, że  nawet ja, będąc gejem prosto mówiąc zagapiłem się na nią. 

Wsiedliśmy razem do windy i w ciszy zjechaliśmy na dół. Zaraz gdy drzwi na dole rozsunęły się usłyszałem głośne szczekanie i pisk. Potem coś dużego rzuciło się na dziewczynę obok mnie, tak że się przewróciła na plecy. Dopiero po chwili zobaczyłem, że jest to wielki, smukły, biały pies. Lizał i piszczał na zmianę leżąc cały czas na swojej właścicielce. 

- Max!- śmiała się.- Aż tak się za mną stęskniłeś? Też cię kocham, ale może byś ze mnie zszedł, hmm?

W końcu po kilku kolejnych prośbach pies zsunął się z Anny i usiadł przed nią merdając ogonem. Ona z moją lekką pomocą podniosła się i otrzepała z kurzu. Po tym jak uśmiechnęła się do mnie w podzięce nachyliła się do psa i podrapała go za uchem. 

- Wybacz za to zamieszanie, ale jest bardzo do mnie przywiązany i za każdym razem gdy go zostawiam dzieje się... tak- zachichotała nerwowo.

- Rozumiem, co to za rasa?

- Hart perski. Od dziecka marzyłam o takim- spojrzała na niego z miłością. 

- Ja zawsze marzyłem o Bernardynie- westchnąłem.

- Nie udało ci się go mieć?- spojrzała na mnie z dołu.

- Niestety nie. Nie chciałbym żeby męczył się sam w domu, gdy ja będę w pracy. To duży pies i potrzebuje jeszcze więcej ruchu.

- To bardzo odpowiedzialne z twojej strony- wyprostowała się i ścisnęła mój biceps w pocieszającym geście- A teraz Panie Tomlinson, chciałby się Pan wybrać ze mną  i z tym...- spojrzała z radosnymi iskierkami w oczach na czworonoga- szlachetnym stworzeniem na spacer zwany w naszym języku taplaniem się w błocie?

- Cóż...- popatrzyłem w dół na swój strój.- W sumie, raz się żyje! Chodźmy, Panno Lynx- oddałem jej piękny uśmiech i ramię w ramię z Maxem kręcącym się między naszymi nogami wyszliśmy z "Buisness Styles Express"

*brytyjska, pracownia krawiecka charakteryzująca się szyciem garniturów



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top