8 | Mercy?

Otworzyłam oczy. Nie byłam pewna czy śnię czy też nie. Otaczała mnie ciemność, jedyne co byłam w stanie zauważyć to czyjeś  chude ramiona.  Moje serce zaczęło bić szybciej, teraz byłam przekonana, że na pewno to co sie teraz dzieje nie jest snem, a szkoda.
-Kto tam? - spytałam. W gardle zaschło mi zupełnie. Trudno było mi mowić.
Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, a postać która jeszcze nie dawno stała w drzwiach zniknęła, nie było po niej ani śladu. Zaniepokoiło mnie to.
Ogarnęła mnie wściekłość przez to, że ten ktoś sobie poszedł, czułam potrzebne rozmowny z tym kimś. Zwinęłam dłonie w pięść, czułam, że paznokcie powbijały mi się w skórę.

Jednym zwinnym krokiem wstałam z łóżka, ten nagły ruch sprawił, że zaczęło mi się kręcić w głowie. Potrzymałam się ramy łóżka, a gdy byłam pewna, że zaraz nie runę na ziemie, zaczęłam iść w stronę drzwi prowadzących do wyjścia z pokoju. Muszę porozmawiać z człowiekiem który przed chwilą mnie obserwował.

Pomieszczenie wychodziło na długi, czarny korytarz, na ten widok ciarki przeszły po moich plecach. Zanim strach całkowicie wziął nade mną władzę uspokoiłam się, i zdeterminowanym krokiem ruszyłam wgłąb ciemności. Co ma być to będzie.

Przeszłam kilka kroków i po chwili zauważyłam parę mieniacych się oczu, wpatrywały się we mnie. Czułam jak moje nogi miękną. Ręce zaczęły mi drzeć, a oddech uwięził się w gardle. Byłam przerażona.

-Przepraszam? - udało mi się wydusić. Mój głos brzmiał żałośnie.

Postać westchnęła i nawet nie omieszkała mi odpowiedzieć.

-Kim jesteś i dlaczego dziś mnie obserwowałaś?! - krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam. Dość patyczkowania się. Zadałam pytanie i wymagam odpowiedzi na nie, czy temu komuś to się podoba czy też nie.

Ponownie otworzyłam oczy. Całkowicie zdezorientowana podniosłam się z łóżka. Byłam w pokoju który w ani jednym procencie nie był podobny, do tego w którym znajdowałam się jeszcze chwilkę temu. Co jest grane? To wszystko jednak było snem?

Dopiero po dłużej chwili zauważyłam, że jestem w pokoju Shawna, a chłopak siedzi na krześle wpatrując się we mnie zdziwionym wzrokiem.

Momentalnie zrobiło mi się głupio.

-Shawn jak ja się tutaj znalazłam? - spytałam nadal nie do końca wiedząc co właściwie się dzieje, i czy to co się przed chwila działo, faktycznie miało miejsce.

-Wczoraj w nocy zadzwoniłaś do mnie, żebym po ciebie przyjechał - jego odpowiedz niezbyt dużo mi wyjaśniała. Byłam w kropce.

-Ale czemu ja tego nie pamiętam?

-A od kiedy pijani ludzie coś pamiętają? - spytał.

-Shawn, ja.. - próbowałam jakoś wytłumaczyć moje zachowanie.

-Daj sobie spokój - odpowiedział. Po jego tonie wnosiłam, że niezbyt mu się uśmiecha rozmowa ze mną. Szczerze mówiąc nie dziwiłam mu się. Skoro ja sama siebie nie znoszę to, co dopiero on musi czuć.

Pokiwałam głowa dając mu do zrozumienia, że dopóki nie będzie chciał ze mną rozmawiać, nie odezwę się.

Nastała między  nami cicha która była w rodzaju tych, które chcemy jak najszybciej przerwać. Ja miałam wzrok wbity w  ziemię, natomiast Shawn był wpatrzony w ekran swojej komórki.

W tym samym momencie, w którym Shawn wstał z krzesła, do pokoju weszła jego mama. Nie miała zbytnio ciekawej miny. Już na wstępie wiedziałam, że to co ma do powiedzenia nie będzie niczym miłym. Sprawmy aby ten dzień był jeszcze gorszy, a co tam.

-Madison ktoś na ciebie czeka na dole - pani Mendes zwróciła się do mnie.

Wystraszyłam się. Wiedziałam, że te odwiedziny niczego dobrego nie zwiastują... Tylko jedna osoba mogła mnie odwiedzić.



Nie przeżyłam wielkiego zdziwienia gdy przy kuchennym stole zauważyłam ciotkę Robyn. Oczywiście zdenerwowałam się, ale w jakimś stopniu, nawet najmniejszym, byłam gotowa na widok tej kobiety.

-Co się stało? - spytałam neutralnym głosem.


Posłała mi dziwny uśmiech.


-Mam ci coś ciekawego do powiedzenia.

***


* Wczorajsza noc / perspektywa Shawna *

Leżałem na łożku wyczekując telefonu od Madison. Ostatni raz widziałem ją dobre parę godzin temu, i byłem niezłe wystraszony. Nachodziły mnie najgorsze myśli.

Stwierdziłem, że nie mogę tak dłużej bezczynnie leżeć. Muszę coś zrobić, poszukać jej, cokolwiek.

Chwilę po tym jak pojawiłem się, na parterze przy moim boku dosłownie zmaterializowała się moja mama. Położyła mi dłoń na ramieniu, a gdy spojrzałem w jej stronę, posłała mi jeden z jej uśmiechów zarezerwowanych na okazje "musimy porozmawiać".


-Shawn, mam ci coś do powiedzenia.


-A czy to może poczekać? Właśnie jadę po Madison - odpowiedziałem, byłem coraz bardziej rozkojarzony. Liczyło się tylko to, żebym jak najszybciej znalazł się w samochodzie.

-Nie, ta rozmowa będzie dotyczyć właśnie jej.

Nie dało się ukryć, że skutecznie przykuła moją uwagę.

-Co masz mi do powiedzenia? - spytałem.

-Jesteś z nią z litości?

Przesłyszałem się czy ona na prawdę zadała to pytanie?

-Mamo....

-Nie Shawn, popatrz na to jak zmieniło się twoje życie przez nią. To jest miłość? Ona się gdzieś szlaja a ty jej szukasz. Pomyśl, czy to coś jest tym czego zawsze chciałeś? Masz z nią jakieś chwile spokoju? Kiedy ostatni raz  uśmiechałeś się dzięki niej? Kiedy nie uciekała przed rozmową z tobą? Kochanie pomyśl czy miłość nie zamieniła się w łaskę.

Jej słowa wywarły na mnie ogromne wyrażenie. Były czymś w rodzaju kubła zimnej wody. Stałem przed mamą kompletnie nie widząc co powiedzieć. Nie miałem nic na obronę Madison, to było dziwne. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że może moja mama ma racje.

Potrząsnąłem głowa wyrzucając wszystkie nachodzące mnie myśli.

-Ja.. Pojadę już - powiedziałem, i czym prędzej ubrałem buty, zaraz potem chwyciłem kluczyki, i wyszedłem z domu nawet nie dbając o zamknięcie drzwi.

W drodze do miejsca gdzie ostatnio się widzieliśmy zadzwoniła do mnie Madison.

-Shawn siedzę na ławce przy wejściu na festyn - powiedziała a ja od razu wyczułem, że nie jest trzeźwa.

Zdenerwowałem się przez co mocniej ścisnąłem kierownice.

-Festyn jeszcze trwa? - zadałem dość absurdalne pytanie.

-Już się zbierają, przyjedź po mnie - powiedziała. A ja nie wiem czemu chciałem zawróci. Po prostu odechciało mi się.

-Zaraz będę akurat jestem w drodze  - odpowiedziałem całkowicie ignorując moje wcześniejsze myśli.

Zapominam, że ja też się  tutaj  liczę.

Gdy przyjechałem w wyznaczone miejsce Madison siedziała na wcześniej wspomnianej ławce.

Kiedy dziewczyna mnie zauważyła czym prędzej wstała i chwiejnym krokiem rusza w moją stronę.

-Kochanie.. - zaczęła ale nie dane jej było dokończyć.

-Wejdź do samochodu - powiedziałem i w między czasie wsiadłem na miejsce kierowcy.

Z chwilą gdy drzwi od strony pasażera zamknęły się, czym prędzej ruszyłem.

Przez dłuższa chwilę siedzieliśmy w ciszy. A ja nie mogąc wytrzymać spytałem ją o to, co nie dawało mi spokoju od momentu, gdy wyszedłem z domu.

-Madison jestem z tobą z łaski? - spytałem.

-Mnie się o  to pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-Odpowiedz - nie miałem zamiaru ustąpić.

-Tak, nie oszukujmy się Shawn. Co ja ci ostatnio dobrego dałam?

Gdy to usłyszałem zrozumiałem, że ta rozmowa nie powinna się odbyć.

Dobrze, że nie będzie nic z tego pamiętać.

Take it easy on my heart, even though you don't mean to hurt me.

___________

hej!

Mercy zainspirowało mnie do napisania tego rozdziału i w  sumie to, podoba mi sie on. Jest taki inny nie sądzicie?

Shawn zaczyna mieć wątpliwości?

Zaniepokoił was początek rozdziału?

Miłego wieczoru!

Love ya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top