4 | To był błąd.




* Perspektywa Shawna *

Siedziałem w domu nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Madison mi nigdy nic nie mówiła i tym razem nie było wyjątku. Po prostu wybiegła z domu tak jak to miała w zwyczaju. Bo po się przejmować mną?

Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak zachowanie dziewczyny mnie raniło. Czułem że z każdym dniem się od siebie oddalamy. Myślałem że po przeprowadzce będzie lepiej, że Madison się odetnie od cioci i smutnych wspomnień, marzyłem o tym żebyśmy byli szczęśliwi. Niestety nic nie poszło po mojej myśli. Niedługo po zmienieniu miejsca zamieszkania Madison zaczęło tak jakby "odbijać". Mało co przebywała ze mną, cały czas siedziała w tym cholernym lesie. Na początku spróbowałem to jakoś zrozumieć, przecież miała trudną przeszłość, ale chcąc czy nie chcąc ja też byłem dużą częścią tej "przeszłości" bardzo jej pomagałem i czy nie należy mi się chociaż chwila jej uwagi?


Jeszcze bardziej dobił mnie widok Mad z tym chłopakiem.. Poświęcała mu czas, tak cenny i nie osiągalny dla mnie. Czułem się osamotniony jak nigdy dotąd. Jedyne co mi zostało to rozmawianie ze ścianami... Wydaje mi się że moja dziewczyna nie przejmowała się mną ani trochę, czułem się jak piąte koło u wozu. Przecież kiedyś jej  pomogłem a teraz zostałem w jej życiu bo jest jej mnie szkoda?

Za każdym razem gdy mijamy się w domu bez słowa moje serce pęka coraz bardziej. Nienawidzę naszej relacji i oddałbym na prawdę wiele za to żeby wszystko naprawić. Kocham ją tak samo jak na początku, ale niestety nie mogę powiedzieć tego samego o jej uczuciach do mnie. Nie wiem czy mnie kocha czy też nie. Prościej byłoby się o to zapytać, jednak ja boję się odpowiedzi... Tak przyznaję jestem tchórzem i boje się usłyszeć że jednak jej uczucia do mnie przygasły.





Już coraz bliżej naszego wyjazdu do Toronto. Obawiam się że po tej wizycie jej stan się jeszcze pogorszy i już w ogóle nie będzie chciała przebywać w domu. A ja będę jeszcze bardziej samotny, o ile tak się w ogóle da. Może nie powinienem jej ze sobą zabierać jednak nic nie poradzę na to, że chcę ją mieć przy swoim boku. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Madison może obawiać się spotkania z ciotką, jednak nikt nas nie zapewnił że kobieta pojawi się w tym samym miejscu w którym my będziemy przebywać. Nie może żyć w wiecznym strachu przed ciotką.

Kiedy po długich przemyśleniach w końcu powróciłem do świata żywych zauważyłem że Madison nadal nie przyszła a do tego na dworze strasznie się rozpadało. Postanowiłem, że pójdę jej poszukać, zdawałem sobie sprawę z tego iż moje trudny w szukaniu jej mogą pójść na marne bo w końcu ona mi nigdy nie mówi gdzie dokładnie idzie, jedyne co wiem to, to że przechadza się po lesie.

Nie myśląc już dłużej o tym czy dobrze robię czy też nie, ubrałem się chwile potem zmierzałem w stronę pobliskiego lasu.

*
Przygotowałem się na błądzenie między  drzewami i inną roślinnością jednak nie wiedziałem że to będzie trwało tak długo. Miałem zły humor i do tego jak ostatni idiota szlajałem się po lesie w poszukiwaniu mojej dziewczyny.. Wyobraźcie sobie jaka to była żałosna sytuacja.

Bałem się że przez zdenerwowanie i zmęczenie które z każdą kolejną upływającą minutą coraz bardziej się we mnie zbierało gdy zobaczę Madison po prostu wybuchnę i zacznę na nią krzyczeć, a tego na prawdę wolałem uniknąć.

Gdy już miałem odpuścić i zacząć wracać się do domu zauważyłem dobrze mi znany płaszczyk należący do dziewczyny. Pewnie na ten widok odetchnąłbym z ulgą gdyby nie pewien dość istotny fakt. Mianowicie Madison nie była sama, siedziała na ławce a koło niej ten palant którego niedawno poznała, jak on się nazywał? Benjamin?

Przyspieszyłem kroku i w paręnaście sekund znalazłem się naprzeciwko rozmawiającej dwójki.

-Aa, czyli to u ciebie oznacza "muszę pobyć sama" ? - spytałem nawet nie patrząc w stronę chłopaka.

Miałem ogromną ochotę go pobić. Przysięgam musiałem się bardzo powstrzymywać żeby nie rozwalić mu twarzy.

-Shawn, ja..

-Gościu kim tym w ogóle jesteś? - wypowiedź Madison przerwał ten cały Benjamin czy jak mu tam było, mało istotne.

-Tak. Się. Składa. Że. Jestem. Jej. Chłopakiem. - odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby.

Podszedłem do niego bliżej, złapałem go za kołnierzyk kurtki i lekko podniosłem go z ławki. Nie panowałem nad sobą. Chęć solidnego przywalenia mu była silniejsza ode mnie. W końcu.. sam się o to prosił. Równie dobrze mógł trzymać język za zębami i nie podnosić mi bardziej ciśnienia.

-Masz coś do dodania? - spytałem.

-Owszem. Jesteś dupkiem - powiedział i posłał w moją stronę uśmiech. W tym momencie moje wszystkie hamulce puściły.

To był błąd. Wielki błąd z jego strony.

Puściłem jego kołnierz a on momentalnie upadł na ławkę uderzając głowa o drewniane oparcie. Ledwo co ponownie odwrócił się w moją stronę a już został obdarowany ciosem w szczękę. Momentalnie z jego nosa poleciała stróżka krwi. Zdecydowanie czułem satysfakcję.

-Ty.. - zaczął ale zamknąłem mu twarz kolejnym ciosem.

-Po prostu stąd spierdalaj bo w innym wypadku cię po prostu zajebie - powiedziałem śmiertelnie poważnym głosem.

Chłopak podniósł się z ławki i posłał w stronę Madison uśmiech.

Niech on odejdzie, bo zaraz nie skończy się tylko na rozwalonej twarzy.

Po lekkim ochłonięciu dotarło do mnie że przez całe zdarzenie które miało przed chwilą miejsce Madison siedziała dziwnie cicho.

Parę razy wziąłem głęboki wdech i wydech. Gdy byłem pewny, że już się w miarę uspokoiłem usiadłem koło dziewczyny. Zostawiłem między naszymi ciałami paru centymetrową przerwę.

-Mi nie mogłaś się wygadać? - spytałem nawet na nią nie patrząc. Po prostu nie potrafiłem.

-Byłam tu sama przysięgam - powiedziała, jej głos był roztrzęsiony. Momentalnie narodziła się we mnie chęć przytulenia jej. Musiałem się powstrzymać, nie mogę teraz ulec. Ona musi zrozumieć że nie zawsze będę jej momentalnie wybaczać.

-A on co? Przyfrunął za tobą na miotle? - spytałem z kpią w głosie. Ta sytuacja to jakiś absurd.

-To był zbieg okoliczności że on akurat też tutaj przyszedł. Ja na prawdę przez dłuższy czas kiedy tutaj byłam siedziałam sama - powiedziała patrząc w moja stronę. Chciała nawiązać kontakt wzrokowy co chyba oznaczało że nie kłamała.

-Shawn..  Nie powinieneś go bić - przerwała chwile ciszy która miedzy nami powstała.

-Sam wiem co powinienem a czego nie - odpowiedziałem, niezbyt przejmując się tym co powiedziała.

-On nie jest niczemu winny - nie dawała za wygraną.

-Przestań go bronić! Albo za nim leć! Może on jest lepszym chłopakiem! - krzyknąłem a z tym nerwów aż wstałem z ławki.

Już mi się nie chciało z nią rozmawiać.

-Idę do domu, a ja ty chcesz to tutaj siedź - powiedziałem nawet nie odwracając się w jej stronę.

___________
Hej!

Jeszcze nigdy nie byłam taka smutna pisząc rozdział.

Szkoda mi Shawna ale niestety na ten czas musi tak być.

Mam nadzieje że rozdział wam sie spodobał i nie zabijecie Madison przez jej zachowanie hahah

Love ya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top