22 | Uszanuję to.

Znów powróciły spokojne i bezproblemowe dni. Codziennie wraz z Shawnem gdzieś wychodziliśmy, to do kina, na drugi dzień do kręgielni, następnie na basen. Zawsze było co robić. Chłopak w dość fajny sposób zagospodarował nasz wolny czas. W końcu już wiosna, czas się wreszcie bardziej rozruszać.
Mimo że tak mało czasu minęło od poprzednich, dość niefajnych zdarzeń, pozwoliłam im odejść w zapomnienie. Wolałam skupić się na tym co jest teraz. Wraz z Shawnem jestem szczęśliwa, co teraz jest najważniejsze, przeszłość odtrącam na najdalszy plan mojego życia.

Kolejnym plusem ostatnich dni bylo to, że postanowiliśmy na zawsze odciąć się od Bradleya. Z wielką przyjemnością usunęłam jego numer z kontaktów. Shawn natomiast zadeklarował mi, że już nigdy więcej nie będzie miał z nim nic do czynienia. I bardzo dobrze, chłopak więcej wniósł zła niż dobra do naszego życia, teraz niech się wynosi i nigdy nie wraca do nas. Kolejny zamknięty rozdział.

Minione wydarzenia można nazwać naszym nowym początkiem. Ja w końcu przestałam być taka samolubna, dostrzegłam wszystko, co robiłam źle, i po stokroć razy przepraszałam Shawna za wszystko co zrobiłam. Tworzyłam nową, bardziej wdzięczną, siebie.

Przez ostatni czas długo rozmawialiśmy. Chłopak szczerze opowiadał mi o jego dotychczasowych uczuciach, a ja nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tak bardzo go zaniedbałam. Dopadły mnie wielkie wyrzuty sumienia, ale dokładnie to było mi teraz potrzebne, musiałam żałować za swoje zachowanie.
Musiałam znaleźć sposób na wynagrodzenie mu tych szkód.

Dopiero teraz czułam, że wszystko idzie w dobra stronę. Miałam nadzieje, na lepsze jutro, a nawet więcej, wiedziałam, że ono nadzieje. Ta myśl nadawała memu życiu sens.

**

Wstałam rano bardzo wypoczęta. Shawna nie było przy moim boku, co oznaczało, że albo robi śniadanie, albo poszedł się przejść.

Zeszłam do kuchni, a do moich nozdrzy dotarł piękny zapach jedzenia.

Tak jak się spodziewałam brunet stał przy kuchence, i coś pichcił.
Wtuliłam się w jego nagie plecy. Były ciepłe od promyków słońca, które spoczywały na jego skórze.

-Dzień dobry pani - powiedział, po czym obrócił się w moja stronę i obdarował moje usta lekkim pocałunkiem.

-Witam moją gosposie - zażartowałam, następnie podchodząc bliżej kuchenki. Chciałam zobaczyć, co brunet dokładnie nam przygotowuje. Umierałam z głodu, więc miałam nadzieję, że to będzie coś pysznego.

Na patelni smażyły się filety z kurczaka w ziołach, a w garnuszku obok gotowały się brokuły.

-Gdzie chcesz się dzisiaj wybrać? - spytał, w momencie gdy zasiedliśmy do stołu.

-Nie mam pojęcia, a ty masz jakieś pomysły?

-Możemy wybrać się do zoo.

-Świetny pomysł - przytaknęłam, po chwili kończąc jedzenie. Zapowiada się dość fajnie spędzony dzień.

***

Po południu już byliśmy gotowani na naszą małą wycieczkę.
Pogoda dopisywała więc na zwiewną koszulkę narzuciłam tylko katanę, a spodnie pozwoliłam sobie zastąpić spódniczką.

Z świetnymi humorami opuściliśmy dom i zaczęliśmy nasza podróż do wcześniej wspomnianego zoo.

W drodze rozmawialiśmy i różnych błahych sprawach, jednak czułam, że atmosfera która panowała między nami była nieco napięta. Źle się z tym czułam, przez co korciło mnie, żeby jakoś podpytać Shawna. Z drugiej strony wiedziałam, że takie podejście u niego nie przejdzie. Kiedy będzie gotowy to ze mną porozmawia. Wystarczy poczekać.
Teraz chłopak jest na etapie przedłużania jak najbardziej się da.
I to jest okay, jeśli taka jest jego wola, uszanuję to.

-Więc jakie pierwsze zwierzątka zobaczymy? - spytałam, próbując rozluźnić atmosferę.

-Co powiesz na słonie? - spytał, a przez jego twarz przemknął lekki uśmiech.

-Wole żyrafy, wiesz przypominają mi ciebie - zażartowałam, jednocześnie wychodząc z samochodu.

-Co? Czemu? - zapytał, widocznie zdziwiony moim stwierdzeniem.

-Też jesteś taki wielki jak one - wytłumaczyłam, a on najwyraźniej rozbawiony moimi słowami, parsknął śmiechem.

-Jesteś niemożliwa.

*****

Przekroczyliśmy bramę zoo, po czym bezzwłocznie udaliśmy się do wybiegu dla żyraf.
Byłam tak podekscytowana, że nawet nie zauważyłam momentu, w którym wyrwałam dłoń z uścisku Shawna, cóż te długo szyjne zwierzęta zdobyły moje serce, uwielbiałam się im przyglądać.

Chłopak po chwili mnie dogonił. Zwolniłam kroku, dzięki czemu nie musiał już za mną biec. Nadal miał niemrawą minę, coraz więcej myślałam o tym, czy aby jednak nie spytać go o powód jego słabego humoru.

-Coś się dzieję? - jak pomyślałam, tak też zrobiłam, spytałam chłopaka, w duszy mając nadzieję, że to nic poważnego.

-Aż tak to widać? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Milczałam, czekając na dalszy ciąg.

-Powiem potem, dobrze?

Nie zostało mi nic innego jak przystać na jego warunki.

* Perspektywa Shawna *

Nie chciałem psuć naszego wyjścia, więc stwierdziłem, że załatwienie niektórych spraw zostawię na potem. Lepiej będzie gdy porozmawiamy później na spokojnie.

-Idziemy do moich przyjaciół? - spytałem, próbując rozluźnić atmosferę, oraz sprawić, żeby Madison niezbyt przejmowała się tym, co mam jej do powiedzenia. Znam ją wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że jedyne co teraz będzie się kłębić w jej głowie to domysły na temat moich słów. A tak być nie może, przyjechaliśmy tutaj, aby miło spędzić czas i wykorzystać śliczną pogodę.

-Jasne, napewno bardzo się ucieszą na twój widok - odpowiedziała, i pociągnęła mnie za rękę, przez co przyśpieszyłem kroku.


-A co to za piękne zwierzątka - powiedziała pieszczotliwym głosem, gdy podeszliśmy do wybiegu dla żyraf.

Ona naprawdę uwielbiała te stworzenia.

****

W zoo spędziliśmy naprawdę miłe godziny, odwiedziliśmy wiele przeróżnych okazów zwierząt. Madison była bardzo szczęśliwa. Beztroski uśmiech dosłownie nie opuszczał jej twarzy, co chwila się śmiała i żartowała. Cieszyło mnie to, bo taki był zamiar zabrania jej tu - miała się bardziej rozweselić. Następne dni mogą nie być takie kolorowe. Nazbierało się troszkę spraw, których rozwiązanie nie należy do najmilszych, więc trzeba się nacieszyć na zapas, jeżeli to w ogóle jest w jakiś sposób możliwe.


Już od dziesięciu minut byliśmy w drodze do domu. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że dziewczyna chciałaby, abym zaczął mówić o co mi chodzi. Jednak ja jeszcze nie czułem się do tego gotowy. Musiałem dokładnie, słowo po słowie, przemyśleć jak chcę jej to powiedzieć. Musze być pewny, że sposób w jaki jej to przekażę będzie trafny.


-Więc jak, o co chodzi? - spytała, a ja chociaż bardzo bym chciał, nie mogłem bez przerwy odkładać tego na następną chwilę. Co ma być to będzie, prawda?

-Wpadłem na pewien pomysł - zacząłem dość niepewnie. Madison spojrzała na mnie lekko zdziwionym wzrokiem.

-Kontynuuj.

-Reszty dowiesz się w swoim czasie - odpowiedziałem, kończąc naszą rozmowę w tym momencie. Tak będzie lepiej.

-Shawn.. W swoim czasie to znaczy? - dopytywała.

-Jutro wszystkiego się dowiesz - dodałem, po czym zacząłem nucić piosenkę, która właśnie leciała w radiu.

-Niech ci będzie.

Posłałem w jej stronę uśmiech, w głowie nadal planując przebieg jutrzejszego dnia.

__________
Hej!

Przepraszam, za moją długa nieobecność. Po prostu chyba potrzebowałam przerwy, a do tego miałam dużo nauki. Nie miejcie mi tego za złe.

Miłego dnia!

Love ya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top