20 | Wszystko mi się uda.
Żaden z nas nie miał odwagi się wyprowadzić. Żyliśmy osobnymi życiami. Nikt nie wchodził sobie w paradę. Całkowicie jak obcy sobie ludzie.
Ja praktycznie nie opuszczałam sypialni, natomiast Shawn wiecznie siedział w salonie, teraz tam było jego miejsce.
Nie odzywaliśmy się do sobie dniami, potem tygodniami aż na końcu przekształciło się to w miesiąc. Całkiem spory szmat czasu.
* Miesiąc temu *
Nadal roztrzęsiona siedziałam na kanapie. Shawna nie było w domu od dobrych paru godzin. Teraz nie interesowało mnie to zupełnie. W sumie nawet się cieszyłam, że go nie ma. Ostatnią rzeczą jaką chciałabym teraz robić jest oglądanie jego zakłamanej twarzy.
Niestety musiał nadejść moment powrotu chłopaka. Jak się pewnie domyślacie, niezbyt mnie to cieszyło. Gdy go zobaczyłam, miał lekko rozciętą wargę i małego siniaka na policzku. Nawet się tym zbytnio nie przjełęłam. Pewnie znów zrobił jakieś głupstwo, lub pobił Bradleya. Może bójki to jego nowe hobby?
-Hej - powiedział, po czym przysiadł się koło mnie. Chyba zapomniał o tym, że nadal chcę, żeby trzymał się ode mnie z daleka.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Tak, czułam się winna za to, co mu niedawno zrobiłam, jednak to nadal nie stawiało nas w przyjaznych stosunkach.
-Madison, chyba potrzebujemy przerwy.
-Z tym się zgodzę - powiedziałam, następnie czym prędzej wyszłam z tego nieszczęsnego pomieszczenia. Im mniej czasu spędzonego w jego towarzystwie, tym lepiej dla mnie.
Parę godzin pózniej już wszystko było ustalone. Wiedzieliśmy jak chodzić po domu, żeby nie za dużo się ze sobą mijać. O dziwo nie było to wcale takie trudne.
W tym właśnie momencie zaczęło się nasze osobne życie.
***
Każdy dzień zlewał się w jeden, taki sam, czarno-biały obrazek. Wstawałam, jadłam śniadanie, potem obiad, spędzałam godziny w sypialni, szłam się myć, a potem zasypiałam. Niezła rutyna ogarnęła moje życie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszłam z domu. Dzisiaj miałam się przełamać i w końcu wyjść do ludzi.
Od samiutkiego rana miałam lepszy humor niż zawsze, to dobry znak. Bez zbędnego przeciągania wstałam z łóżka, ubrałam się i zrobiłam jeszcze milion potrzebnych rzeczy, po czym w końcu opuściłam ten nieszczęsny dom.
Pewnym krokiem ruszyłam prosto do mojej ulubionej kawiarni. Moje wymęczone ciało potrzebowało dużej dawki kofeiny, którą na szczęście dostarczy moje ulubione orzechowe cappuccino.
Wielki uśmiech nie opuszczał mojej twarzy. W końcu byłam rozpromieniona, pełna życia, taka jaką zawsze chciałam być, nie ważne, że ten stan będzie trwał tylko chwilę, ważne że chociaż na chwilę zagościł w moim ponurym życiu.
Teraz nic nie mnie interesuję. Mam gdzieś Shawna, moją mamę, Bradleya, kompletnie wszystkich. Ten dzień ma mnie uszczęśliwić, a na razie jestem szczęśliwa bez wyżej wymienioych ludzi, co oznacza, że dziś o nich zapominam. Na chwilkę przestają istnieć.
*
-Co pani podać? - do moich uszu dotarł melodyjny głos kelnera.
-Duże cappuccino orzechowe i jakieś dobre ciastko - złożyłam zamówienie, uśmiech nadal nie opuszczał mojej twarzy. Tak trzymać.
Podczas czekania na zamówienie nie miałam zbytnio co ze sobą zrobić, więc zaczęłam wgapiać się drzwi, które za chwilę się otworzyły i w środku pojawił się Shawn. Jeszcze go tutaj brakowało. Nie chciałam być przez niego zauważona, więc szybko zasłoniłam swoją twarz menu. Nie wiem, czy chłopak mnie rozpoznał czy też nie, ale w każdym bądź razie przeszedł koło mnie obojętnie. Odetchnęłam z ulgą.
Nie minęło nawet pięć minut, a do lokalu wpadł Bradley. Znów zasłoniłam twarz, i tak samo jak w poprzednim przypadku, zostałam zignorowana. Nie miałam zielonego pojęcia, co oni tutaj robią, ani co knują, ale muszę to jak najszybciej rozgryźć.
Bylam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam kelnera, który stał koło mnie z moim zamówieniem.
-Można jednak prosić na wynos?
Mężczyzna obdarował mnie zdenerwowanym wzrokiem.
-Ależ oczywiście, ciasteczko też zapakować? - spytał, a w jego głosie moża było wyczuć, jak moje niezdecydowanie wytrąciło go z równowagi. No cóż, co a mogę poradzić na to, że nie chce przebywać w tym samym miejscu, co Shawn i Bradley. Dziś mam się trzymać jak najdalej od nich.
-Nie, nie trzeba.
Gdy tylko kelner wrócił z kawą i ciastkiem, zabrałam to i czym prędzej wyszłam.
Lekko zdenerwowana zaczęłam wracać do domu. Ci dwaj kompletnie zniszczyli moje plany na dalszy dzień. Miałam od tego wszystkiego odpocząć, a teraz i tak będę cały czas myśleć, o tym czemu się spotkali. Myślałam, że Shawn dostał nauczkę po tym, jak Bradley mi wszystko powiedział, jednak bardzo się myliłam. Nadal brał go za jakiegoś rodzaju kumpla od brudnej roboty. Wszystko jak zawsze nie miało sensu.
* Perspektywa Shawna *
Nie miałem pojęcia czy po tym co zrobiłem, kiedyś Bradleyowi chłopak będzie chciał mnie jeszcze widzieć. Jednak po długich prośbach, udało mi się go przekonać do spotkania ze mną.
Miałem pewien genialny plan, a udałby się tylko i wyłącznie wtedy, gdy Brad zechciałby mi pomóc.
Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłem, gdy, zauważyłem go, wchodzącego do kawiarni. Niby zgodził się na spotkanie, ale po nim nigdy nic nie wiadomo. W końcu mógł się rozmyślić i mnie o tym nie powiadomić, a to bardzo by mi się nie spodobało ponieważ, był moją ostatnią deską ratunku.
Przysiadł się do mnie z nieciekawą miną.
-Czego ode mnie chcesz?
-A więc...
*
-Najgorszy pomysł jaki kiedykolwiek usłyszałem - podsumował, gdy skończyłem mu wszystko dokładnie tłumaczyć.
-Nieprawda! To może wypalić, wystarczy, że mi pomożesz i powiesz wszystko, co wiesz na ten temat.
Westchnął ale i tak zaczął mowić. Słuchałem bardzo uważnie, a informacje które były mi przydatne zapisywałem w telefonowym notatniku. Na razie wszystko szło jak po maśle. Dowiedziałem się wszystkiego, co chciałem wiedzieć, a do tego jest nadzieja, że odzyskam Madison.
-Naprawdę wielkie dzięki Bradley, dosłownie ratujesz mi życie.
-Nie ma sprawy, ale wiesz nadal nie przeprosiłeś mnie za ten cyrk, który zrobiłeś w moim domu.
Powinienem przepraszać skoro nawet nie żałuje?
-Masz racje.. - powiedziałem po chwili.
-Przepraszam, wydajesz się być spoko gościem - dodałem i czym prędzej opuściłem lokal.
Jak najszybciej udałem się do domu. Muszę zacząć planować przebieg mojego pomysłu. Wszystko musi stać się w jak najszybszym czasie. Nie ma co zwlekać. Chcę już mieć to wszystko za sobą. A przede wszystkim chcę, aby wszelka niepewność poszła w niepamięć.
Boje się, że jeśli będę realizacje tego odkładać na potem, to się rozmyślę. Bo jednak muszę przyznać, że mój pomysł jest troszkę szalony i ryzykowny, a przede wszystkimi nie wiem jak wpłynie na Madison.
W głębi duszy wierze, że wszystko mi się uda i znów będę w pełni szczęśliwy.
_________
Hejka!
Za niedługo Secret (dla niewtajemniczonych pierwsza cześć tego ff) osiągnie liczbę wyświetleń równą 100 tysięcy! Dacie wiarę? Bo dla mnie to nadal coś nierealnego.
Z tej oto okazji, chcę zrobić małe Q&A, tak żebyście mnie lepiej poznali. Zadawajcie pytania w komentarzach pod tym rozdziałem, a ja na wszystko odpowiem w notce pod następnym rozdziałem.
Jesteście najlepsi!
Miłego dnia!
Love ya!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top