2 | Imitacja szczęścia.

Też kiedyś naszły was takie myśli że jest dobrze? Że w końcu możecie się nazwać szczęśliwym człowiekiem a nagle to szczęście odeszło i okazało się być tylko imitacją szczęścia, czymś co istniało tylko po to żeby narobić wam nadziei na lepsze jutro, taki nieśmieszny żart.

Ja miałam tak wiele razy i już w sumie byłam do tego przyzwyczajona, zdawałam sobie sprawę z tego że zaraz znów będzie źle, już nawet się nie łudziłam że może być na prawdę dobrze... Aż pewnego dnia do mojego życia wkroczył Shawn, wtedy wszystko zaczęło być inne, lepsze, przy chłopaku zapominałam w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje, nie liczyło się nic tylko to że Shawn chce spędzać ze mną czas.
Lecz teraz nawet obecność Shawna nie może mi w żaden sposób pomóc, oczywiście kocham go ale czuję że mój problem nie jest na tyle lekki żeby sam chłopak mógłby mi pomoc, to nie jest coś co przejdzie poprzez rozmowę czy przytulenie. Czuje że w dawnym życiu zostawiłam pewna sprawę niewyjaśnioną, i to mnie strasznie martwi oraz nie pozwala przespać spokojnie nocy. 

**
Rano wstałam jak zawsze nie wyspana, Shawna już nie było w łożku a na jego miejscu zostało  tylko pomięte prześcieradło. Podniosłam się i pierwsze co to założyłam okulary ponieważ nadal bez nich niewiele widziałam.
W ślimaczym tempie udałam się do kuchni żeby zaparzyć sobie zielonej herbaty.

Byłam przekonana że Shawn poszedł do domu kultury gdzie uczył młodsze dzieci gry na gitarze dlatego bardzo się zdziwiłam gdy zauważyłam go siedzącego przy kuchennym stole. Jego włosy były w wielkim nieładnie co tylko potwierdzało fakt że niedawno wstał.

-Hej - powiedziałam i posłałam w jego stronę lekki uśmiech.
-Jak się spało? - spytał.
-Tak jak zawsze - odpowiedziałam.
-Mhmm, zaparzyłem ci herbatę.

Znowu popsułaś mu humor, brawo Madison, dziewczyna na medal normalnie...
-Dziękuje - odpowiedziałam i podeszłam do niego w celu dania mu buziaka w policzek, wiedziałam że go to uszczęśliwi a co do moich uczuć.. oh, zostawmy ten temat na inny dzień.

*
Shawn udał sie do domu kultury ponieważ jego ranne zajęcia zostały przełożone na popołudnie. Ja natomiast zostałam w domu kompletnie nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Nie mam tutaj żadnych znajomych a do tego nie jestem zbyt dobrym kompanem do rozmów. Nie mam tematów ze swoich chłopakiem to co dopiero z nieznajomymi?

Kto by pomyślał że moje życie tak się zniszczy? Przecież jest beznadziejnie, nie mam przy sobie kochających rodziców, ostatnia osoba z mojej rodziny którą znałam zostawiła mnie na pastwę losu, a ja? Nie potrafię docenić tego jak najbliższa mi osoba, czyli mój chłopak, mi pomaga, wypruwa sobie żyły żeby było dobrze i żebyśmy wiedli spokoje i dogodne życie. Po prostu siedzę w domu i narzekam. Najbardziej denerwujące jest to że ja nawet nie wiem czemu jestem smutna. Do cholery czy tak trudno to zdefiniować?

*

Shawn wrócił do domu o wiele pózniej niż powinien. Dochodziła godzina dwudziesta druga co oznaczało że chłopak spoźnił się aż siedem godzin.
Gdy usłyszałam skrzypienie drzwi zerwałam się z łóżka jak poparzona. W try migach znalazłam się na parterze gdzie jak się spodziewałam zastałam chłopaka.
Coś mi nie grało w jego postawie. Podeszlam do niego na tyle blisko żeby móc złapać jego podbródek w dłoń. Pociągnęłam go lekko w dół dzięki czemu miałam doskonały widok na jego twarz. Jego oczy były mętne a policzki zaczerwienione.

-Piłeś - osądziłam, mimo wszelkich starań w moim głosie dało sie wyczuć zdenerwowanie.

-Kochanie, nic nie piłem - powiedział ale ja mu nie wierzyłam. Czy on ma mnie za idiotkę?

-Oh.. Po prostu idź spać - powiedziałam po chwili namysłu, podarowałam sobie robienie mu wykładów czy też krzyk, to przecież do niczego konkretnego nie prowadzi.

-A ty? - spytał.

-Śpię na kanapie - odpowiedziałam nawet nie patrząc mu w oczy. Chłopak tylko pokiwał głowa i udał się na piętro gdzie znajdowała się nasza sypialnia. Ja natomiast podeszłam do kanapy i rozłożyłam koc który wcześniej tam zostawiłam. Na moje nieszczęście nie zostawiłam tutaj żadnej poduszki nie licząc małego "jaśka" który na ta noc musiał mi starczyć.

***

Rano obudził mnie ogromny ból w karku. Miałam wielkie problemy z podniesiem się z łóżka, na szczęście po którymś tam razie  mi się udało.

Pierwsze co to udałam się do łazienki żeby przemyć twarz, gdy już to zrobiłam poszłam do kuchni myśląc że tam zastane Shawna, stety lub niestety tak się nie stało, w kuchni zastała mnie kompletna pustka. Nie przyjęłam się tym zbytnio ponieważ byłam święcie przekonana że chłopak najnormalniej w świecie jeszcze śpi.

Odgoniłam natłok myśli i  zajęłam się robieniem kawy. W tym samym momencie gdy zaczęłam gotować wodę do pomieszczenia wszedł Shawn. O dziwo nie było po nim widać żadnych objawów kaca.

-Nie masz kaca? - buziaka którym chciał mnie obdarować uprzedziłam pytaniem.

-Super przywitanie - burknął.

-Przecież wczoraj dałem ci jasno do zrozumienia że jestem trzeźwy - powiedziałam a w jego głosie wyczułam ostrą nutkę irytacji.

-A-ale wyglądałeś jakbyś był pijany.

-Po prostu byłem przepracowany? Madison haruje cały czas a gdy wracam do domu panuje grobowa atmosfera i nieraz zastanawiam sie czy nie byłoby lepiej gdybym tutaj nie wracał - powiedział a po jego minie było widać że jest strasznie  szczery.

Nie miałam mu tego za złe ponieważ miał cholerną racje. To on nas utrzymywał, martwił się naszymi finansami a ja? Ja przecież żyłam i nadal żyje w swoich problemach których nawet nie mogę logicznie wyjaśnić.. Nie pokazuje mu tego że go kocham ponieważ zachowuje się jak obojętna suka. Nie mogę obwiniać nikogo innego tylko siebie, to ja tutaj jestem problemem i nie da się tego ukryć. Przez moje postępowanie oraz sposób bycia Shawn jest smutny a co najgorsze nie chce mu sie wracać do domu... Tak zdecydowanie nie miała wyglądać przyszłość naszego związku. Po naszym wyjeździe wszystko miało się ułożyć, mieliśmy być szczęśliwi ale najwidoczniej mi nie jest pisane życie usłane różami. Chłopak się tylko przy mnie meczy.

Przeraża mnie to jak bardzo beznadziejna jestem.

-Masz racje, przepraszam - powiedziałam, wstydziłam się tak bardzo że nawet nie zdobyłam się na to żeby spojrzeć mu w oczy. Nawet nie potrafię go przeprosić w taki sposób na jaki zasługuje.

-Ale będzie dobrze Madi, będziemy pracować nad naszym związkiem.. Oraz, nad twoim zachowaniem - ostatnie zdanie wypowiedział w taki sposób jakby nigdy nie miało opuścić jego ust.

Cóż, nie zostało mi nic innego jak starać się naprawić to co zepsułam.

__________
Hejka!

Cóż.. Nie ukrywam iż myślałam że odzew pod druga częścią będzie większy, niestety tak sie nie stało i mam wyraźenie ze nie potrzebnie zaczęłam pisać kontynuacje :(

ps. Zapraszam was serdecznie na profil xdallxas . Nicole pisze prace które warto przeczytać!


ps2. dziewczyna w multimediach to Madison, wstawiam tutaj to zdjęcie gdyby ktoś nie wiedział jak wygląda Maia która w tym opowiadaniu wciela się w rolę naszej Mad.

Miłego dnia!

Love ya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top