19 | Zniszczyłaś.

Byłam wściekała jak nie wiem co. Miałam ochotę rozszarpać Shawna.
Czy on naprawdę okłamał mnie w takiej sprawie?
Gdyby nie telefon Bradleya nie wiedziałabym o tym, że moja mama jest tak blisko mnie. Przecież powinnam wiedzieć o tym jako pierwsza. Ale oczywiście dowiaduje się jako ostatnia i co najgorsze,  przez przypadek ta informacja trafia do mnie.

-A powinienem mieć ci coś do powiedzenia? - spytał, a to jedno głupie pytanie sprawiło, że miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami. Chciałam się uspokoić jednak, za nic nie potrafiłam. Trzymanie nerwów na wodzy to naprawdę trudne zadanie, któremu, obawiam się, nie podołam.

-Nie wiem, może to że moja mama jest gdzieś tutaj?! - krzyknęłam, przy okazji podchodząc bliżej chłopaka. Moje serce biło jak oszalałe z nerwów i wściekłości. Złość wypełniała każdą cząstkę mojego ciała.

Moje słowa sprawiły, że twarz Shawna pobladła. Chyba nie spodziewał się tego, że jego kłamstwo tak szybko wyjdzie na jaw. Cóż za niespodzianka.

-S-skąd wiesz? - spytał, całkowicie ignorując to, co przed chwilą powiedziałam.

-Jaja sobie nie mnie robisz? Czemu mi nie powiedziałeś?! - cała aż się trzęsłam z tego wszystkiego. Miałam ogromną ochotę coś rozwalić. Musiałam jakoś wyładować tą złość.

-Nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować.

Zaśmiałam się bez krzty rozbawienia. Czy on sądzi, że jego wymówka jest dobra? Okłamał mnie i jeszcze śmie mówić, że nie chciał mnie denerwować? Chyba muszę go zawieść bo, teraz jestem dwa razy bardziej zdenerwowana, niż byłabym wtedy, gdybym od razu o wszystkim się dowiedziała.

-Nie chciałeś mnie denerwować? Jakiś ty wielkoduszny! Jeśli ktoś mi bliski umarłby to też byś mi nie powiedział? Też  nie chciałbyś mnie denerwować? - spytałam, już całkowicie wytrącona  z równowagi. Matko miałam taką  ochotę przywalić mu w twarz.
To co zrobił było perfidne. Potrafił patrzeć mi prosto w oczy, jednocześnie kłamiąc. Ta świadomość  dosłownie rozrywała moje serce. Jak on mógł?

Chłopak wstał z kanapy, a ja automatycznie zaczęłam się  wycofywać. Żadnych zbliżeń w tym momencie, bo naprawdę zaraz komuś stanie się krzywda.

-Madison...

-Nie Shawn. Zataiłeś przede mną bardzo ważny fakt. Darzyłam cię  wielkim zaufaniem, a ty to tak zrąbałeś!

Podszedł bardzo blisko mnie, a ja czym prędzej odepchnęłam go od siebie.

-Nie waż się mnie tykać - powiedziałam, i chociaż wiele to ode mnie wymagało, to musiałam potraktować go tak, a nie inaczej. Miałam ochotę go pobić, a on chciał mnie przytulić? Nasze odczucia zdecydowanie nie szły ze sobą w parze.
Ja dosłownie kipiałam ze złości, a on był cholerną  oazą spokoju.

Shawn przez dłuży czas nic nie mówił, więc odwróciłam się  od niego, zamierzając pójść znów do pokoju. Jednak ten w ostatniej chwili złapał mnie za rękę, z powrotem odwracając w jego stronę. To było złe zagranie z jego strony.

-Jasne obwiniaj tylko mnie, zawsze ci to najlepiej wychodziło. Robienie ze mnie kozła ofiarnego chyba ci się bardzo podoba. Już dawno wykreowałaś, siebie jako wiecznie pokrzywdzoną  przez los dziewczynę, a mnie jako jakiegoś debila , który wiecznie wszystko psuje. Szkoda, że ty nie pomyślałaś o tym, jak bardzo zniszczyłaś  moje życie! - słuchałam go, przy okazji powstrzymując łzy. Czułam się jak najgorszy śmieć. Nadal nie docierały do mnie jego słowa. Marzyłam o tym, żeby to jakoś  odkręcił, powiedział mi, że mnie kocha i wcale tak nie myśli. Jednak nic z tych rzeczy się nie stało. Chłopak stał przede mną, wgapiając się  we mnie pustym wzrokiem.
I w tym właśnie  momencie, wszystkie moje hamulce puściły. Nie panowałam nad tym, co robiłam. Podeszłam do niego i z całych sił uderzyłam go w twarz. Jego głowa odskoczyła, a on był tak zaskoczony, że się zachwiał. Nie przejęłam  się tym. Teraz zaatakowałam jego klatkę piersiową . Raz po raz uderzałem  w nią z otwartej dłoni. Shawn krzyczał coś do mnie, jednak teraz niewiele mnie to obchodziło. Chciałam zadać mu ból. Nie ważne czy fizyczny czy psychiczny, ma go boleć, tak jak boli to mnie.

W końcu udało mu się nade mną zapanować. Odepchnął mnie lekko od swojego ciała.
Spojrzałam na jego twarz. Miał łzy w oczach, nie wiedzieć czemu dotknęłam moich policzków. Były całe mokre od łez. Nawzajem doprowadziliśmy się do łez.
Nie potrafiłam oderwać wzroku od Shawna. Wpatrywaliśmy się w siebie wzajemnie. Chyba do żadnego z nas nie docierało to, co się właśnie  stało.
Niemal od razu dopadły mnie wyrzuty sumienia.
Co ja do cholerny zrobiłam? Czemu go uderzyłam?

Upadłam na kolna, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Tak zanosiłam się szlochem, że aż  nieraz brakowało mi powietrza. Wina dosłownie przygwoździła mnie do tej podłogi. Nie potrafiłam się podnieść. Byłam zbyt bezsilna.
Moje życie po raz kolejny legło w gruzach.

Mój chłopak.. Właśnie czy aby jeszcze mogę go tak nazywać? Wyszedł gdzieś, a ja zostałam całkiem sama z tym całym syfem. Musiałam się jakoś ogarnąć i to szybko, ale nie potrafiłam. Każda cześć mojego ciała odmawiała  posłuszeństwa.

Jestem skończoną  idiotką.


* Perspektywa Shawna *

Żałowałem wszystkiego co powiedziałem i wiem, że nic z by się  dzisiaj nie wydarzyło gdyby nie ten sukinsyn Bradley. Zawsze musi zrobić coś nie tak. Czy on może przestać wtrącać się w życie moje i Mad?

Bez większego zastanawiania się, ruszyłem do jego domu. Czas załatwić pewne sprawy raz na zawsze.

Gdy tylko znalazłem się koło bramy jego domu,  zauważyłem, że nie ma samochodu na podjeździe. Lepiej dla mnie.

W bardzo szybkim tempie  znalazłem się przy drzwiach wejściowych do domu.
Nie musiałem długo czekać na otwarcie.

Ledwo co drzwi się otworzyły, a ja już zdążyłem wejść do domu. Złapałem chłopaka za koszulkę i popchnąłem go w głąb domu.

-Pożałujesz, za to co się dzisiaj stało - powiedziałem, po czym uderzyłam go w twarz. Chłopak lekko się zachwiał, ale po chwili odzyskał równowagę i oddał mi. Nie był to zbytnio trafny cios. Szybko się  po nim pozbierałem. Zaraz potem byłem gotowy na kolejne uderzenie. Zacząłem na oślep okładać chłopaka pięściami. Słyszałem jak syczał z bólu, i oto mi chodziło. Miało go zaboleć. Spaprał mi wszystko, a ja mu się teraz odwdzięczam. Bicie go w jakiś sposób przynosiło mi ulgę.

-Wynoś się stad! - krzyknął, a ja nie przejmując się niczym, znów zrobiłem wymach pięścią. Tym razem trafiłem w ścianę. Zacząłem kląć pod nosem. Ta chwila nieuwagi dała Bradleyowi chwile przewagi, którą wykorzystał i wyrzucił mnie z domu.

Jak gdyby nigdy nic zacząłem iść w stronę domu. Musiałem na jakiś czas wyłączać moje uczucia. Moje całe życie właśnie  się sypie. Gdybym zaczął się za bardzo przejmować, złamałabym się, a na to nie mogę sobie pozwolić. Jakoś to będzie,  mam nadzieję. Wszystko wróci do normy. Wszystko MUSI wrócić do normy.  Postaram się to jakoś naprawić. Na razie mam się nie przejmować. Muszę do końca ochłonąć, przemyśleć co chcę nadal robić i zacząć porządkować cały ten syf.

Po pierwsze i najważniejsze muszę odzywać Madison.

______________
Hejka!

A macie dramę, bo doczytałam się w jakiś komentarzu, że za mało dram haha x

Miłego dnia!

Love ya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top