❤ Rozdział 7 ❤
POV USA
- Ej, a to gdzie? - zapytał się mnie, stojąc koło pudła, które leżało na barku w kuchni.
Odwróciłem się w jego stronę.
- Możesz to w sumie powiesić nad oknem... - zamyśliłem się. - Bo sam tam nie dosięgam...
Rusek się zaśmiał.
- Miło jest usłyszeć, jak nareszcie przyznajesz, że jestem od ciebie wyższy - powiedział z przekąsem w głosie.
Podszedłem do stolika w salonie i starając się nie dać wywrócić z równowagi, odpowiedziałem:
- Nigdy nie stwierdziłem, że jesteś ode mnie wyższy. Po prostu oznajmiłem ci, że nie dam rady tam dosięgnąć.
Chłopak parsknął. Co jak co, ale jednak nadal mnie irytuje.
- Wiesz o tym, że jesteś bardzo uparty? - bardziej stwierdził, niż zapytał. - Prawie tak bardzo, jak Serbia, jeżeli chodzi o niepodległość Kosowa.
- Możesz z łaski swojej nie porównywać mnie do tego kurdupla? Nie przepadam za nim. Dzięki.
Rosjanin nie odpowiedział. Pewnie się obraził. Jego to jednak łatwo wyprowadzić z równowagi.
- A kogo, w ogóle lubisz? - zapytał ozięble, przerywając przy tym ciszę.
Czy kogoś... lubię...? Szczerze to za nikim nie przepadam. Nawet jeżeli chodzi o moją własną rodzinę. Kanada przynudza... Australia i Nowa Zelandia... ich nie rozumiem... A ojciec... nawet nie chce mi się o nim myśleć...
Spojrzałem na niego.
- J-ja... - zająknąłem się. - Właściwie... to...
- Nikogo, prawda? - zapytał wcale się tym nie dziwiąc. - W sumie... Można było się tego po tobie spodziewać.
Poruszyło mnie to. Czyli tak o mnie myślisz?
- Słuchaj. Może i nikogo, ale mam ku temu swoje powody - starałem się mu to jakoś wytłumaczyć.
Odwróciłem się i powróciłem do grzebania w kartonie.
Nie minęło kilka sekund, gdy poczułem jak ktoś zaciska rękę na moim lewym barku. Poczułem jak siłą mnie odwraca w swoją stronę, jednocześnie zmuszając mnie do patrzenia prosto na jego twarz.
- R-ru-russia? - przestraszyłem się. - C-co si-
- Masz mnie za idiotę? Naprawdę myślałeś, że się nie domyślę?
O fuck. On wie. Spokojnie Ameryka, na pewno coś wymyślisz. Udawaj wyluzowanego.
- A-ale o co ci chodzi...? - próbowałem zachować spokojny głos.
Kurna. No to teraz już na 100% się domyśli.
Rusek westchnął i mocniej zacisnął dłoń na moim ramieniu. Żegnaj świecie. Dobrze, że na szczęście spisałem testament.
- O twoje "powody", które zabraniają ci przywiązywania się. Boisz się, że ktoś cię wykorzysta, jeżeli tylko spróbujesz się otworzyć na innych. Prawda?
Ja... nie wiem co powiedzieć. Spotykamy się jakieś dwa dni i już to potrafi wywnioskować z mojego zachowania? Muszę bardziej na niego uważać. Jednak dobrze, że zapytał o to, a nie o co się spodziewałem.
- Zaraz tam wykorzysta... - strzepnąłem jego rękę ze swojego ramienia. - Po prostu zachowuję pewny dystans...
- ...zachowując się jak chuj i wkurzając innych dookoła? - dokończył za mnie. - Wiem, że wśród innych osób jesteś chamski, wredny i naprawdę nie dajesz się lubić... - przewrócił oczami. - Jednak zauważyłem, że na osobności wcale taki nie jesteś... Dlaczego tak się zachowujesz?
- Wiesz naprawdę chętnie bym ci to powiedział, ale no... - złapałem go za kołnierz koszulki i zniżyłem do swojego poziomu. - Nie powinieneś na siłę starać się interweniować w sprawach, które i tak cię nie dotyczą - wycedziłem przez zęby wkurzony.
Rusek niebezpiecznie przybliżył swoją twarz do mojej tak, że mogłem poczuć jego oddech na swojej. Po czym zaśmiał się pogardliwie i szepnął:
- A to okej, gdy ty wpieprzasz się w życie innych? - znajdował się dosłownie kilka centymetrów od mojej licy. - Bliski Wschód..., budowa muru na granicy..., blokada importu z Chin..., atak bombowy na Serbię... Mówi ci to coś? Czy nadal mam wymieniać?
Byłem cały spocony. Chciałem się od niego odsunąć, ale ten blokował każdy mój ruch wskazujący na ucieczkę.
- W-wiem o co ci chodzi - on jest, kurna, za blisko! Byłem już tak zdenerwowany, że nie wiedziałem co mówię. - Jesteś prawie tak nachalny jak twój ojciec. Nic tylko starasz się utrudnić mi życie. Naprawdę nie spodziewałem się, że przejmiesz po nim tą pałeczkę, komunisto. Naprawdę cieszę się, że zdechł zanim zdążył zobaczyć jak wykańczasz innych.
Automatyczne jak to powiedziałem odsunąłem się od niego i zakryłem usta dłonią.
- Nie, nie, nie! To-
- Coś ty powiedział, kurwiu? - złapał mnie tym razem za szyję i jednym ruchem przyszpilił mnie do ściany. - POWTÓRZ!
Widać było, że był bardzo drażliwy, jeżeli chodzi o ZSRR.
Zajęczałem z bólu, gdy moje plecy zderzyły się z zimnym betonem.
- J-ja... przepraszam... - zająkałem się z trudem łapiąc powietrze. - Nie chc-chciałem tego powiedzieć...
- Ale jednak to zrobiłeś! - był aż czerwony ze złości. - Nic cię teraz nie usprawiedliwi.
Do moich oczu napłynęły łzy.
- Prze-przepraszam... Naprawdę... - czułem jak strużki spływają mi po policzkach. Zaczynałem mieć mroczki przed oczami - Wybacz... - trzymałem go za podtrzymującą mnie rękę i starałem się uwolnić.
- Czemu niby mam to zrobić? - nadal był zły, jednak zauważyłem, że już się uspokajał. - Ty...
Reszty nie zdążyłem już usłyszeć.
POV Rosji
- Ty.. Ameryka?
Jego głowa powoli opadła w dół i tym samym rozluźnił uścisk na mojej ręce.
- O kurwa. Czy ja go właśnie zabiłem? - przeraziłem się nie na żarty.
Wypuściłem go i położyłem na podłodze. Nie ruszał się.
- O cholera. USA? Słyszysz mnie? - potrząsnąłem go za ramiona, jednak ten nadal nie reagował.
Odetchnąłem. Okej, spokojnie. Na pewno coś wykombinujesz.
Pochyliłem się nad nim i postarałem się wyczuć jego oddech. Nie byłem już teraz w ogóle pewny czy żyje. Ja nie chcę iść do paki!
Okej, to to trzeba zastosować metody, których nauczył mnie Jugosławia.
Wyprostowałem ręce i kładąc jedną na drugą położyłem je na jego klatce piersiowej. No to jedziemy.
Z całej siły nacisnąłem na jego tors, gdy nagle, niespodziewanie chłopak poderwał się łapczywie łapiąc powietrze.
- Jesus! - oddychał już, bez żadnych utrudnień. - Co się stało?!
Podrapałem się w tył głowy.
- Poddusiłem cię, po czym straciłeś przytomność i musiałem cię ratować - wytłumaczyłem mu najprościej, jak to było możliwe. - Poza tym... Należało ci się.
- Dz-dziekuję...
Co? Czy ja się przesłyszałem?
- Za co dziękujesz? Przecież prawie cię zabiłem! - niedowierzałem, że właśnie podziękował mi za coś takiego. Że w ogóle mi za coś podziękował.
- Za to, że mnie uratowałeś... po tym co ci powiedziałem...
Zakłopotałem się. Naprawdę jest za to wdzięczny, czy tylko udaje?
- Wiesz to co zrobiłeś nie było godne podziwu - ująłem. - Ale nie chciałem mieć trupa na podłodze, gdy przyjdą goście. Każdy by zrobił tak samo...
- Nie sądzę, że każdy... Dzięki jeszcze raz. Możesz iść jak chcesz. I tak już wystarczająco ci zatrułem życie - powiedział.
- Nie opłaca się już. Za jakieś pół godziny kraje już zaczną się schodzić - spojrzałem na ekran telefonu.
- Co?! - chłopak zerwał się jak oparzony. - Przecież nawet połowa nie jest gotowa! - zaczął w pośpiechu sprzątać. - Jeżeli nie idziesz to chociaż mi pomóż! - zarządził z drugiego końca pokoju.
Westchnąłem, po czym podreptałem w jego kierunku.
15 VI 2019 r. 17:00
- Iiiii... skończyliśmy! - stwierdziłem stawiając ostatni półmisek na stół. - I to w samą porę.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka było widać, że dekorowały go dwie osoby. Rozłożenie ozdób w żadne sposób nie wyglądało ani schludnie, ani symetrycznie. Ale dało się na to patrzeć... jakoś...
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Żadne z nas nie zareagowało. Właściwie to... USA gdzieś się zapodział. Pewnie poszedł do kibla... czy coś...
Zrezygnowany podszedłem do, tym razem, zamkniętych drzwi. Otworzyłem je.
- Hej USA, nie spóźniliśmy się? - zapytała osoba po drugiej stronie. - O Rosja? Ty tu? Myślałem, że olejesz sprawę...
Nie dziwię się, że przyszedł. Ma dobre relacje z osobą, z którą mnie wcześniej pomylił. Ale, że przyprowadził tego drugiego... Łał... Zdobył tym u mnie większy szacunek.
- Hej Chiny. Tak właściwie chciałem zrobić na początku, ale postanowiłem przyjść bo... - zamyśliłem się. - Trzeba się dowiedzieć czegoś więcej o swoim wrogu, czyż nie?
- Gdyby faktycznie był on twoim wrogiem już byś się nie patyczkował - zaprzeczył jego towarzysz.
- Tak samo jak ty Koreo. Naprawdę nie wierzę, że tu jesteś.
- I będę tu dopóki nie przybędzie mój pedalski brat - oznajmił i wszedł do środka z Chinami.
- Ale sam przecież jesteś gej-
- Nie musisz mi przypominać! - przerwał Chińczykowi. Westchnął. - To gdzie mamy iść, by ominąć tego "Wielbiciela Murów"?
Zaśmiałem się pod nosem. Może Północny jest wredny, ale czasami potrafi rozwalić swoimi tekstami. Często nieświadomie.
- Idźcie do salonu i się rozgoście - wskazałem w prawą stronę.
- Okej - odpowiedział Chiny, a Korea wyprzedził go ruszając do wskazanego przeze mnie pomieszczenia.
Podszedłem do Chin i szepnąłem do niego:
- Jestem naprawdę pod wrażeniem. Jak zdołałeś go namówić, by tu przyszedł? Myślałem, że to niemożliwe - zapytałem.
Chłopak się uśmiechnął.
- Może tego po nim nie widać, ale naprawdę nie jest taki chamski jak ci się wydaje. Jeżeli byś znał go tak dobrze jak ja, to zauważyłbyś, że naprawdę miły z niego chłopak.
Uśmiechnąłem się.
- Można by nawet powiedzieć, że znasz go dogłębnie - podkreśliłem ostatnie słowo.
Chiny spojrzał na mnie mrużąc oczy.
- Błagam. Wiesz, że nienawidzę podtekstów - lekko się zażenował.
- Sorki, zapomniałem - zdenerwowałem się.
Czerwonoskóry powoli przeszedł obok mnie i podszedł do miejsca przesiadywania jednego z koreańskich braci.
POV USA
Gdy usłyszałem jak ktoś puka do drzwi, natychmiast zerwałem się i wyszedłem z mojego pokoju.
W korytarzu wpadłem na Ruska.
- Przyszedł już ktoś? - zapytałem go z rozpędu.
- Tak. Chiny i Korea Północna.
- Wow. Czyli jednak zdołał go namówić. Nice. A kto wtedy teraz dzwonił do- - zanim zdążyłem dokończyć, znowu rozległ się, wspomniany przeze mnie dźwięk. - To ja jednak, chyba pójdę otworzyć...
Po tych słowach, nawet nie pozwalając mu czasu na odpowiedź, poszedłem i otworzyłem drzwi.
- Hej, naprawdę... - zaniemówiłem.
- No cześć. Nawet nie myśl, że chciałem tu przychodzić - powiedział jednooki.
- A-
- I nie. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - przerwał Serb i wprosił się do środka.
Nadal ma mi za złe to co się stało 30 lat temu? W sumie... ja też bym miał.
- Szybko poszło - pomyślałem.
Już miałem zamykać drzwi, gdy nagle zauważyłem z daleka sylwetkę biegnąca i wykrzykującą coś w moim kierunku.
- Czekaj! - zdołałem zrozumieć.
Zaraz... Czy to...?
Kraj zatrzymał się gwałtownie, dosłownie 2 metry przede mną. Oparł ręce na swoich kolanach i łapczywie próbował złapać oddech.
- Naprawdę przepraszam za spóźnienie - zaczął mnie przepraszać.
- Nic się nie stało - podrapałem się w tył głowy. - Właściwie to jesteś dopiero piąta osobą. Chociaż wątpię, że przyjdzie więcej.
- A się zdziwisz... Właśnie widziałem Kubę, Laos i Wietnam jak do ciebie zmierzali - stwierdził Turcja.
- No to świetnie... Sama komunistyczna śmietanka pod moim dachem. Nie wierzę na kogo się stoczyłem - przemknęło mi przez myśl.
- Ale właściwie, jeżeli ich widziałeś... To po co się tak spieszyłeś? - spytałem wpuszczając go do środka.
- Serbia zatrzasnął mnie w kiblu; i straciłem rachubę czasu - westchnął.
Parsknąłem pod nosem.
- Nawet nie będę się pytał jak do tego doszło - zaśmiałem się. Nagle jednak coś do mnie dotarło. - Ale właściwie od kiedy wy się ze sobą zadajecie?
- Rosja zapytał dokładnie o to samo - uśmiechnął się. - Ale wystarczy, że wie tylko on. Nie chcę innym o tym rozpowiadać - poszedł do salonu.
No tak... Brak zaufania... Jak zwykle... Czego innego mogłem się spodziewać? Mam jednak cień nadziei, że cały ten pomysł z biesiadą, okaże się opłacalny. Chociaż gdzieś głęboko czuję, że nikt nie uwierzy w moje dobre intencje, po latach kłamstw i hipokryzji. Muszę się nauczyć płacić za własne błędy.
Poczekam jeszcze jakieś pół godziny i rozpoczniemy tą imprezę.
POV Rosji
Minęło trochę czasu. Ja siedziałam przy stole i od czasu do czasu odzywałem się do Serbii, czy Kazachstanu popijając sok jabłkowy.
A właśnie! Przyszło całkiem dużo osób. Oprócz Chin i Korei Północnej, przyszedł Korea Południowa, Wietnam, Laos, Kuba, Turcja, Serbia (o dziwo), Ukraina, Kazachstan, (oczywiście) Kanada, Włochy, Jamajka + Holandia (świetny zestaw), Irlandia, Monako, Kosowo, Rumunia, Pakistan, Estonia, Łotwa, Indie i wszystkie kraje skandynawskie. Mam nadzieję, że wszystkich wymieniłem.
Szkoda tylko, że Białoruś nie przyszedł... Cóż... To tylko kolejny przykład nienawiści do Ameryki.
Więc chyba można już powiedzieć, że impreza rozpoczęła się na dobre.
Nagle zagadała mnie osoba siedząca po mojej lewej:
- A więc powiedz Rosyjko? Co tam u ciebie? - zapytał Kuba.
Spojrzałem na niego i lekko się zaśmiałem.
- Bardzo dobrze. Nie narzekam - wziąłem kolejny łyk soku.
- A jak tam twoja sprawa z ojcem? - zapytał bez żadnych ogródek. - Bo bardzo mnie interesuje na jakim jesteś etapie...
Zamurowało mnie to.
- Co to znaczy: "Na jakim etapie"? - zapytałem zaskoczony.
- No wiesz, właściwie zastanawiamy się, czy znalazłeś cokolwiek, co doprowadziłoby cię na ślad mordercy - określił Laos.
- Tylko książkę w bibliotece... i to wszystko... Chociaż to i tak dużo, jak na 2 dni - stwierdziłem.
Kuba parsknął śmiechem.
- Naprawdę, dopiero wczoraj ten dupek miał czas? - zapytał. - Szczerze? Nie dziwię się. Przecież musiał jakoś przetrawić informację na temat współpracy z tobą.
Kiwnąłem głową na znak zgody. Po czym, zacząłem nowy temat:
- A w ogóle, co tu robicie? Przecież nienawidzicie USA.
Trójka siedzącą przy stole roześmiała się. Chociaż głównie był to Kuba oraz Laos, gdyż Wietnam zazwyczaj nie okazuje żadnych emocji.
- Co było w tym takiego śmiesznego?! - oburzyłem się.
Laos jako pierwszy zdołał się uspokoić.
- S-sorki. Po prostu bawi nas t-to... - nadal trudno było mu złapać oddech, jednak mimo tego, zaczął tłumaczyć spokojnym i przyjaznym tonem. - ...że pierwszy do niego przyszedłeś, a gardzisz nim równie bardzo jak my. Coś się wczoraj stało?
Zakłopotałem się.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która zadaje mi to pytanie... - stwierdziłem, po czym wyrzuciłem ręce w powietrze. - NIC! Pomógł mi szukać, matko... - zaczynałem się denerwować.
- Ej spokojnie - stwierdził Kuba. - Widzę, że po soczku już ci odbija - poklepał mnie po ramieniu.
Westchnąłem.
- A wtedy, co wy tu robicie? - zapytałem, nie ukrywając ciekawości. - Musieliście się nieźle nudzić, jeżeli nawet przyszło wam do głowy przyjście tutaj.
- Właściwie... - zaczął Kuba. - Mamy pewien plan - uśmiechnął się, odsłaniając swoje białe i ostre zęby, które do złudzenia przypominały te III Rzeszy. Był chyba jedyną osobą, nie licząc nazisty, które takie posiadała. Przerażało mnie to poniekąd.
Nie powiem, byłem ciekawy.
- Jaki?
- Jak dobrze wiesz, Amcia nienawidzi komunizmu...
- Właściwie t-
Nie miałem o tym pojęcia, ale biorąc pod uwagę to, że osoby siedzące ze mną przy tym stole, jak i Chiny z Koreą, są w niezbyt dobrych relacjach z USA, można było się tego domyślić. Może dlatego też przez to wybuchła ta cała Zimna Wojna? Z tego co wiem, mój ojciec uwielbiał komunizm... Muszę to jeszcze przeanalizować w domu. Teraz nie mam ochoty o tym myśleć.
- No właśnie - przerwał Kubuś (Puchatek). - Więc jasne jest także to, że nie zaprosiłby nas tu przy zdrowych zmysłach, czyż nie? - zapytał.
- No tak... - pokiwałem głową. - ...ale do czego zmierzasz?
- Do tego, że naszym zdaniem, coś nieźle tu śmierdzi. Na pewno nie zaprosił by nas, ZWŁASZCZA NAS - podkreślił. - i zamierzamy coś z tym zrobić i pokazać mu, co sądzimy o nim oraz jego nieczystych zamiarach, jak i kłamstwach.
Łał. Czemu sam na to wcześniej nie wpadłem? Ameryka nigdy, przenigdy, nie robi niczego, jeżeli nie miałby z tego jakiś korzyści. Teraz gdy Kuba i ta dwójka powiedziała mi co o tym sądzą, zaczynam bardziej zauważać, że coś jest nie tak. Ta impreza na pewno ma jakieś głębszy cel, niż tylko zabawienie nas. Tylko, że o jego prawdziwym przeznaczeniu nie wie nikt poza gospodarzem, któremu już nikt doszczętnie nie ufa.
- To ma sens - pokiwałem głową. - Ale jak chcecie mu o tym powiedzieć?
- O to już się nie martw - uspokoił mnie niebieskoskóry. - My już wiemy jak... - zrobił pauzę. - Zostaje jeszcze kwestia, czy chcesz się przyłączyć?
Ja? Przyłączyć? Przecież nie jestem krajem komunistycznym. Chociaż... mam WIELE USA do zarzucenia (w sumie jak każdy). Mam wielką ochotę mu dopiec, ale z drugiej strony... Muszę? Ostatnio gdy spędzałem z nim czas na osobności, zdążyłem go poznać z lepszej strony. Nie okazał się taki zły...
Nagle przypomniałem sobie coś. To jak zranił wiele krajów. Nawet bez skrupułów zbombardował mojego najlepszego przyjaciela... który po tym nie mógł wyjść z depresji przez jakieś trzy lata... NIE. Musi się nauczyć, że za swoje błędy trzeba płacić.
- Wchodzę - stwierdziłem z kamienną twarzą. - Pokażmy mu, kto tu rządzi.
POV USA
Rozejrzałem się po sali. Wygląda na to, że wszyscy dobrze się bawią. Każdy albo rozmawiał z innymi gośćmi lub po prostu jadł. Poszedłem do kuchni. Nie będę im przeszkadzał.
Wziąłem krzesło i spojrzałem w okno. Niebo się chmurzyło. Mam nadzieję, że się nie rozpada akurat, gdy skończy się impreza. Może to zepsuć całe dobre wrażenie.
- No, no, no, muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem - usłyszałem za sobą głos, którego skądś kojarzyłem, ale nie potrafiłem go dopasować do odpowiedniej osoby. A już na pewno do osoby przebywającej w tym domu. - Tylko powiedz mi, co chcesz tym osiągnąć?
- O co c- - obróciłem się i dosłownie odjęło mi mowę.
Osoba stojąca przede mną lekko się zaśmiała.
- Co się stało Ameryczko? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha...
- J-ja-ja myślałem, że nie żyjesz! - ręce zaczęły mi drżeć. - Albo przynajmniej nie w takim stanie...
- Tak się składa, że byłem tu przez ten cały czas! - uśmiechnął się, wyrzucając ręce na boki, jakby chciał się lepiej przede mną zaprezentować. Powoli do mnie podszedł. - To powiesz mi jaki masz cel w tym wszystkim, czy nie?
Westchnąłem. UPA. Drugie wcielenie Ukrainy, żyjące w czasach II wojny światowej. Odpowiedzialne za Rzeź wołyńską i śmierć tysięcy osób. Współpracował z III Rzeszą przeciwko ZSRR. Po kapitulacji opuścił Ukrainę... a przynajmniej tak nam się wydawało. Musiał nadal z nim żyć, tym razem jako rodzaj partii politycznej, lub innej pozostałej namiastki tego mordercy.
- Moim celem jest wbrew pozorom poprawienie relacji z innymi krajami - rozłożyłem ręce. - Moje intencje są w 100% czyste - strasznie się denerwowałem gdy to mówiłem.
Mogę od niego o wiele potężniejszy i wpływowy, ale jednego nie prześcignę... A mianowicie jego psychopatycznych zapędów, jak i bardzo niestabilnej i kruchej psychiki. Jeden zły ruch, a mogłem skończyć martwy. Tu, na tej podłodze.
UPA otworzył usta ze zdziwienia.
- Naprawdę? Jak niby mam mieć pewność, że nie kłamiesz?
Odetchnąłem z ulgą. Chociaż on nadal mi nie ufał.
- Może ty nie będziesz jej mieć - stwierdziłem, próbując odpowiednio dobierać słowa. - Ale Ukrainy nigdy bym nie okłamał. I ty dobrze o tym wiesz, bo spędzasz z nim cały czas - tym razem tylko zgadywałem.
Kraj, a raczej jego alter ego, uśmiechnęło się.
- Masz rację. Dziękuję ci za to.
C-czy właśnie jeden z największych zabójców mi podziękował? Lekko zadrżałem.
- A-ale za co? - zapytałem, jąkając się.
- Za upewnienie - stwierdził. - Po prostu, nie chcę pozwolić, by cokolwiek złego stało się mojemu partnerowi - uśmiechnął się odsłaniając swoje białe zęby.
Po tych słowach upadł na podłogę mdlejąc. Złapałem go i obserwowałem jak jego skóra ponownie zmienia barwy z czerwono-czarnych na niebiesko-żółte.
POV Ukrainy
- C-co się stało? - czułem jak ktoś pomaga mi wstać. Był to Ameryka. - USA, co ty tu ro- - nagle mnie olśniło. - Chyba tego nie zrobiłeś - spojrzałem w kierunku lewitujące obok mnie osoby, którą śmiało można by nazwać duchem. Zignorowałem fakt, że stoi obok mnie Amerykańczyk i patrzy się jak gadam ze ścianą.
- No przecież, że to zrobiłem! Musiałem! - wykrzyczał. - Nie chciałem, aby ten pajac cię na coś narażał!
Posłałem mu blady uśmiech. Naprawdę uwielbiam to, jak się o mnie troszczy, ale chyba tym razem przesadził, ryzykując ujawnieniem jego obecności.
- USA... Widziałeś go prawda? - zapytałem pocąc się ze strachu.
Chłopak pokiwał głową.
O nie. To koniec.
- Błagam nie mów nikomu! - czułem jak w oczach zbierają mi się łzy. - Jeżeli inni się dowiedzą, to na pewno mnie wyślą do jakiegoś psychiatryka lub zaczną na nas jakieś eksperymenty! Mogą nas też zapuszkować! - zaczynałem panikować. - To nie skończy się dob- - Ameryka przerwał mi, zakrywając mi usta swoją dłonią.
- Spokojnie. Nie pianę ani słowa - powiedział poważnym tonem, chociaż widziałem, że był blady.
- J-ja... Naprawdę? - zabrałem jego rękę. - Ale przecież UPA zabił wiele niewinnych osób, dlaczego więc ni-
- Bo jeżeli będą chcieli jego zapuszkować, to automatycznie zamkną i ciebie. Z tego co widzę to żyjecie w jednym ciele, czyż nie?
- T-tak - łzy zaczęły mi spływać po policzkach. - Dziękuję - zawahałem się. - Ale na pewno nic nie powiesz? Obiecujesz?
- Obiecuję - stwierdził. - Ale moim zdaniem powinieneś sam o tym powiedzieć innym - zamyślił się. - Oczywiście jak będzie cię na to stać i będziesz wiedział jak.
- Dziękuję. Naprawdę - powtórzyłem.
Wyższy podrapał się w tył głowy.
- Słuchaj... Właśnie przed chwilą zemdlałeś... Może już chcesz iść do domu? Nie trzymam cię - zapytał uprzejmie.
- Nie, nie, nie - zaprzeczyłem pośpiesznie. - To normalne, gdy UPA przyjmuje kontrolę nad ciałem. Czuję się dobrze - zapewniłem. - A poza tym bardzo starałeś się, by impreza wypadła, więc nie zmarnuję twojego wkładu włożonego w jej przygotowanie.
- Właściwie to... - zawahał się. - Rosja mi pomógł to wszystko przygotować...
Westchnąłem. Z całego "rodzeństwa" nienawidziłem go najbardziej. No ale...
- Oh... Okej... - powiedziałem z niechęcią. - Tylko się za bardzo do niego nie przywiązuj - rzekłem wychodząc z kuchni. - Ja tego bardzo pożałowałem.
Kiedy byłem w drodze do salonu, podleciał do mnie UPA i powiedział:
- Jakby co... On nas nie oszukał. Naprawdę się stara i ma bardzo czyste intencje...
Zaśmiałem się cicho.
- A nie mówiłem? - spojrzałem na niego. - USA to naprawdę fajny gość. Szkoda tylko, że nikt tego nie zauważa...
POV Turcji
- Chcesz już wyjść? - spytałem. - Przecież widzę, że się nudzisz.
- Wcale nie! - zaprzeczył niższy. - Czy ja wyglądam jakbym się nudził?
Spojrzałem na stół.
- Złożyłeś łabędzia z serwetki... A nie umiesz nawet złożyć karki równo na pół - stwierdziłem.
- Wcale ż- O kurde, faktycznie - chwycił origami w ręce. - Ale przyznaj, wyszło całkiem nieźle.
Posłałem mu łagodny uśmiech.
- Wyszło ślicznie - stwierdziłem. Po czym westchnąłem i powróciłem do poprzedniej kwestii. - Jednak możesz mi powiedzieć, kiedy będziesz chciał wyjść...
- Spoko, spoko... - Serbia zaczął składać drugą chustkę. - Jednak możemy jeszcze posiedzieć. Przecież wcale nie jest tu tak źle, czyż nie? - zapytał. - Nawet fajna to odmiana od tych dzikich imprez, które zwykle urządzają...
- To prawda...
Nagle zauważyłem, że zmierza w naszym kierunku pewna osoba. Była wyjątkowo niska, więc pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że jest to Watykan. Ale to nie ma sensu. Przecież on to jest jakimś kosmitą. To na pewno nie on, więc kto w takim razi-
- No hej Turcja, cześć Serbia.
O nie. To się nie skończy dobrze.
- Turcja, możesz mi przypomnieć od kiedy ja sam się sobie witam? - zapytał Serb, nawet nie podnosząc wzroku znad składanki.
Kosowo podszedł do stołu i z hukiem położył dłonie na stole.
- Słuchaj no uważnie, bo mam do ciebie ważną sprawę - stwierdził poważnie.
Jednooki przyłożył rękę w miejscu, gdzie powinno się znajdować ucho.
- Czy ty też słyszysz jakieś głosy? - zwrócił się do mnie. - Bo wydaję się słyszę w głowie swój.
- SŁUCHAJ NO! ŻARTY SIĘ SKOŃCZYŁY - był bardzo wkurzony. - Zacznij mnie traktować poważnie!
Serbia wstał. O nie, Muszę go jakoś uspokoić, bo inacze-
- Ależ traktuję cię wystarczająco poważnie - wycedził przez zęby. - Na tyle, ile traktuję swoje dzielnice.
Najmłodszy westchnął.
- To super. Tyle mi wystarczy - stwierdził podenerwowany. - Chcę ci złożyć coś w rodzaju propozycji...
- Słucham.
Było czuć aż na kilometr, że wystarczy jeden niewłaściwy ruch, a on wybuchnie.
- Chcę abyś nareszcie mi przyznał, że jestem niepodległym krajem.
- Hahahaha! Nie wierzę! - zaczął się krztusić przez śmiech. - Czy ty to słyszałeś? - spytał mnie. Po czym postukał się w głowę. - Zapomnij konusie. Wydawało mi się, że wyraziłem się o tym jasno.
Twarz Kosowa spowił cień.
- Czyli wolisz ten trudniejszy sposób, huh? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Oświeć mnie proszę - Serbia nie brał go na poważnie.
Na jego twarz wpłynął wredny uśmiech.
- Myślicie, że nie wiem, że ze sobą chodzicie? Macie mnie za idiotę?
Sparaliżował mnie strach. On żartuje, nie? Przecież nie może wiedzieć! Nikt mu tego nie powiedział.
- A-ale o czym ty mówisz? - zapytałem, paląc głupa.
Chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Nie zgrywaj idioty Turcja. Byłem kiedyś częścią Serbii. Domyślnie się co do ciebie czuje było bardzo proste - uśmiechnął się triumfalnie.
- Posłuchaj no, czego ty właściwie od nas chcesz? - spytał Serbiak.
- Przecież ci mówię: Albo przyznasz, że jestem niepodległy, albo powiem wszystkim jakie macie między sobą relacje - ledwo powstrzymywał śmiech. - A to chyba wam się nie spodoba.
Nie. On nie może tego zrobić. Bo...bo...
- Możesz powiedzieć, ale wątpię, że ktokolwiek w to uwierzy - powiedziała osoba wchodząca do pomieszczenia.
- Kto d-
Do pomieszczenia wszedł USA. No i tyle z prywatności. Spojrzałem na Serbię. Zaczął się gotować ze złości.
- No po prostu zajebiście! - wskazał na osobę w okularach. - Jeszcze ciebie brakowało! Nie masz własnych spraw do załatwienia?!
- Właściwie to mam - stwierdził podchodząc powoli do Kosowa. - Ale tak się składa się przechodziłem i przez przypadek usłyszałem waszą rozmowę.
- Ta, na pewno "przypadkiem" - szepnął mój chłopak.
Amerykańczyk zwrócił się do Kosowa.
- Zamierzasz szantażować Serbię kosztem Turcji? Niezbyt mi się to podoba - postawił swoje stanowisko w tej sprawie.
Najniższy się oburzył.
- A to niby czemu?! Turek był jedną z pierwszych osób, które uznały moją niepodległość!
- Ale czy jest to od razu powód, żeby go wyzyskiwać? Bo ja tak nie uważam - stwierdził. - W ten sposób wykorzystujesz jego uprzejmość.
Jedynastoletni kraj oburzył się i spojrzał spod byka na starszego od siebie.
- Obiecałeś przecież, że zapewnisz mi niepodległość!
- Ale w nie taki sposób! - zaprzeczył USA. - Przez szantaż nic nie osiągniesz. Uwierz mi, sam przez to przechodziłem... - zamyślił się. - Musisz po prostu być cierpliwy. Czasami zajmuje to lata, ale naprawdę się opłaca! - stwierdził. - Myślę, że powiedziałem wystarczająco dużo.
Niebieskoskóry spojrzał na kraj od którego wiadomo miał się uniezależnić.
- Tym razem ci się udało. Ale nawet nie myśl sobie, że odpuszczę.
Po tych słowach sfrustrowany wyszedł z pomieszczenia.
Spojrzałem na chłopaka przez którego podległy kraj zrezygnował z szantażu. Powolnym krokiem podszedł do stołu przy którym siedzieliśmy. Byłem mu naprawdę wdzięczny, że wykaraskał nas z tej sytuacji, ale jednocześnie wiem, że może to wygadać innym. I sądzę, że Serbia myśli o tym samym. W końcu to Ameryka, czyż nie?
- Niech zgadnę... Teraz się będziesz z nas naśmiewał? - powiedział Serb, dosłownie jakby mi czytał w myślach. - Też mi niespodzianka...
- Nie mam takiego zamiaru - odpowiedział.
Co? Naprawdę?
- Wiecie... - zaczął. - Naprawdę nie ma ochoty pogarszać naszych relacji bardziej, niż do tej pory - stwierdził całkiem wiarygodnie.
Zdumiałem się. Szczerze nie jestem do niego tak źle nastawiony, ale za to Serbia... uważa go za najgorsze ścierwo jakie był w stanie stworzyć świat (jednakże, kiedyś ja byłem godny tego tytułu).
- A co cię nakłoniło do tak nagłej zmiany swojego nastawienia? - spytałem, nie próbując bardziej pogorszyć atmosfery.
- Nie wiem może odizolowanie...? Samotność...? - westchnął. - Słuchajcie, naprawdę mam już dość byciem uważanym za chama i skurwysyna. Możecie mi nie wierzyć, ale naprawdę nie mam złych zamiarów - powiedział wychodząc z pomieszczenia.
To co właśnie powiedział naprawdę mnie ruszyło. Jeżeli Ameryka posunął się do takiego stopnia, byle tylko się z kimś dogadać, to nie ma opcji, by nie brał tego wszystkiego na poważnie. Spojrzałem na jednookiego.
- Co o tym sądzisz? - zapytałem, chociaż byłem pewny, że nie zmienił zdania.
- Sam nie wiem... - zawahał się. - Jeżeli naprawdę mu zależy, to myślę, że warto by spróbować.
POV Rosji
- I dlatego nienawidzę być małym państwem - określił Monako.
- Haha - zaśmiałem się. - Zdajesz sobie sprawę, że rozmawiasz z największym krajem na świecie?
- No przecież! - wykrzyknął. - Zazdroszczę ci, że masz tyle zasobów, podczas gdy ja mam... - zagestykulował rękoma. - ...port.
Uśmiechnąłem się. Naprawdę potrafi mnie czasami rozbawić. Najpierw wyglądem podobnym do Indonezji, teraz wielkością...
- Hej Rosja, podałbyś mi tą butelkę leżącą na barku? - zapytał podchodząc do mnie Finlandia. - Jesteś bliżej.
- J-jasne - odpowiedziałem, dając mu zażądaną rzecz.
Nigdy nie wiedziałem czemu, ale miałem przed nim pewną rodzaju traumę. Może było związane z przeszłością, której nie pamiętałem. Dobrze, że rozwiązuję tą sprawę. Wtedy na pewno wyjaśni się więcej, niż tego oczekuję.
- Dzięki. Ej, mam taką prośbę.
- Jaką? - spytałem.
- Wiesz może, która z osób znajdujących się w tym pomieszczeniu to Estonia? Bo miałem jemu to zanieść, a zapomniałem jak wygląda...
Otworzyłem usta ze zdziwienia.
- Mówisz poważnie? Naprawdę? - nie dowierzałem.
Finlandczyk westchnął.
- Tak. Serio. Słuchaj, nie jestem taki światowy jak ty, nie ogarniam wszystkich. A zwłaszcza tak mało znaczącego kraju jak Estonia - powiedział.
- Okeeej... W takim razie to ten typo siedzący przy tej roślince - wskazałem ręką w tym kierunku. - Tylko nie zapomnij po drodze jak ma na imię - zażartowałem.
- Okej. Postaram się - wziął to na serio. On naprawdę ma takie problemy z pamięcią? Jeny, współczuję mu.
Nagle zauważyłem kątem kontem oka jak do pomieszczenia wchodzi Ameryka. Pewnie sprawdzał jak czują się inni. Nie powiem, sam nie bawiłem się źle. Miło rozmawiało mi się z innymi i atmosfera była dosyć przyjemna. Nie mam nic przeciwko, by częściej urządzać takie przyjęcia, może następnym razem u kogoś innego.
Kiedy Stany wszedł, automatycznie zauważyłem jak wstają kraje, z którymi rozmawiałem na samym początku. A mianowicie: Kuba, Wietnam i Laos. Zapewne chcą wcielić swój plan w życie. Mimo iż zgodziłem się na dołączenie, niezbyt chciałem to robić. Nie było przecież tak źle. Ameryka pewnie miał jakiś swój tylko mu znany mu cel, ale straciłem zapał, by psuć wszystko co tu zorganizował, poprzez pokazanie jego zamiarów innym. Jednak komuniści byli na to zdecydowani.
- Patrzcie kto tu idzie! - zaczął jak zwykle Kuba, zwracają na siebie uwagę innych.
Ameryka, jakby się spodziewając, że się na to zbiera, westchnął.
- W czym macie problem? - zapytał spokojnie.
Chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Naprawdę myślałeś, że nikt się nie domyśli, co takiego tu planujesz? - spytał się wyspiarski kraj. - Doskonale wiemy, że nami manipulujesz.
Łał. To mu powiedzieli. Ciekawe jak Amerykanin się przed tym obroni?
- Niby w jaki sposób? - spytał całkiem spokojnie.
- Ha, serio? - wtrącił Laos, który zazwyczaj nie uczestniczy w takich akcjach, jednak tym razem chciał pokazać swoje pazury. - Wyprawiasz imprezę, na której w ogóle się nie udzielasz, a tylko łazisz po domu rozmawiając z każdym po trochu, by się przypodobać - zrobił pauzę, lekko dumny z siebie.
- Przy okazji wyciągając z nas informacje - dokończył za niego Kuba i rozejrzał się po pomieszczeniu. - I sądzę, że inni myślą podobnie.
Spojrzałem na twarze innych. Odwracali wzrok. Na pewno myślą o jednym: USA nas oszukał. Chociaż sam nie widziałem, by faktycznie rozpytywał o coś prywatnego. Może komuchy trochę przesadzają...? Sam już nie wiem...
- To wcale nie tak! - zaprzeczył. - Nic takiego nie robiłem, ja tylko... - spojrzał na Ukrainę, po czym na Serbię i Turcję. O czym on z nimi rozmawiał?
- Tylko co? - cisnął Kuba.
Gospodarz nie miał jak się obronić. Nikt inny też nie chciał tego robić za niego, żeby nie narobić sobie większych problemów. Został przyciśnięty do muru. Nie miał nic na uzasadnienie. Żaden z obecnych nie chciałby znaleźć się w jego sytuacji.
- Nic... - rzekł niemrawo.
- Jak widzicie... - oprawca zwrócił się do tłumu. - Nasz "gospodarz" nie ma nic innego na celu, jak tylko przeprowadzenie zbiorowej indagacji. Myślę, że tyle wam wystarczy.
Część ludzi się oburzyła i zaczęła wychodzić z budynku, w tym prowokująca trójka. Jednak zanim opuścili, podeszli do mnie.
- Szkoda, że się nie przyłączyłeś... - powiedział Kuba. - Byłem pewny, że wyłożysz coś swojego.
- Właściwie to... -zacząłem, po czym spojrzałem na Amerykę, który usłyszał co powiedział do mnie komunista. - O nie...
Był jednocześnie i wściekły, i bliski płaczu. Był pewny, że jak pomogłem mu z tym wszystkim, to nie zrobię mu czegoś takiego. Wykorzystałem go. Dlatego się odizolowuje od innych, aby się nim potem nie posługiwali, tak jak wcześniej podejrzewałem. A ja właśnie to zrobiłem. Czuję się z tym okropnie.
- To na razie, Ruski - pożegnali się, w tym Wietnam tylko kiwnął głową, jak zwykle nie używając słów.
Słyszałem jak inni powoli się wychodzili. Były to też osoby, które (niby) miały duże zaufanie do USA. Niektórzy coś do mnie mówili, ale ja słyszałem wszystko jak przez mgłę. Skupiłem się tylko na Ameryce i obserwowałem jak powoli odchodzi i zamyka się w swoim pokoju. Naprawdę nie chciałem, by tak to wyszło.
POV USA
- Jak oni mogli mi to zrobić?! - wykrzyczałem w myślach. - Wiedziałem, że tak będzie!
Nagle usłyszałem jak ktoś puka do drzwi od mojego pokoju. Ktoś jeszcze został?
- Kto to?! - krzyknąłem.
Przez chwilę nikt się nie odzywał, jednak po paru sekundach dotarł do mnie znajomy głos:
- Ameryka? To ja Rosja. Mogę wejść?
- Po tym co usłyszałem?! - zapytałem, nie oczekując odpowiedzi. - Odpieprz się!
Odwróciłem się od drzwi i wtuliłem twarz w poduszkę. Nie minęło parę sekund, a usłyszałem jak wchodzi on do środka, po czym siada do mnie plecami po drugiej stronie łóżka.
- Przepraszam. Naprawdę mi przykro - zaczął. - Nie chciałem, by tak to wyszł-
Nie wytrzymałem.
- A JAK CHCIAŁEŚ?! - wykrzyczałem podrywając się. - JESZCZE BARDZIEJ TO SPIEPRZYĆ NIŻ BYŁO TO MOŻLIWE?! - odetchnąłem. - Naprawdę spodziewałem się po tobie czegoś lepszego...
Rusek westchnął, po czym położył mi swoją dłoń na ramieniu. Czułem jak mu drżała, gdy to robił.
- Słuchaj, nie byłem świadomy, że odpalą coś takiego... - chyba jednak naprawdę żałował. - Gdybym to wiedział, na pewno nie wziąłbym w tym udziału.
Lekko pokiwałem głową.
- J-ja po prostu chciałem... - głos zaczął mi drżeć. - ...chciałem pokazać innym, że jestem inny, niż im się wydaje...
- Wierzę ci - stwierdził.
Że co?
- Serio? - nie dowierzałem.
- Przez te, w sumie, dwa dni dałeś mi się pokazać z innej strony i naprawdę nie widzę powodów, by ci nie wierzyć - zapewnił mnie.
- P-pewnie mówisz mi to tylko, by mną manipulować, czyż nie? Tak samo jak ja to "robiłem"... - wyżaliłem mu się.
Rusek zacisnął swoją rękę na moim ramieniu.
- Przepraszam, że ci to powiem, ale musisz być cierpliwy... - zaczął. - Zajmie to trochę czasu zanim ci zaufają, po tych złych czynach, których dokonałeś... - zawahał się zanim zaczął dalej mówić. - Uwierz mi, nikt cię nie rozumie tak jak ja. Sam przez takie rzeczy przechodziłem.
Spojrzałem na niego.
- N-naprawdę? - zapytałem, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy.
- Naprawdę - potwierdził. - Może tego nie widać, ale pomimo tylu różnic... jesteśmy tacy sami - zrobił pauzę. - Nie zostałem dlatego, że czuję się winny, ale to na pewno też gra dużą rolę, lecz również... - bardzo się wahał. - ... wiedziałem dokładnie jak się czujesz...
- J-ja - czułem jak szarpią mną emocje. - Dziękuję.
Po tych słowach przytuliłem go. Rusek był na początku zdezorientowany, ale potem odwzajemnił uścisk i po chwili zaczęła gładzić po plecach, podczas gdy ja wypłakiwałem mu się w koszulę. Mocniej wtuliłem się w jego tors, znajdując w tym otuchę.
Szczerze, gówno mnie obchodziło co sobie o mnie pomyśli. Najważniejsze było teraz to, że nareszcie znalazłem osobę, która będzie w stanie mi pomóc i zrozumieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top