❤ Rozdział 6 ❤
15 VI 2019 r.
POV Serbii
Było wcześnie rano, gdy obudził mnie dzwonek telefonu.
- Jezu, kto może dzwonić o tej godzinie? - niechętnie przewróciłem się na bok i odebrałem. - Хало?
- Привет Serbia, tu Rosja. Nie przeszkadzam? - zapytała osoba po drugiej stronie słuchawki.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej dzwoni ktoś, kto mnie do reszty nie zanudzi.
- Nie, poza tym, że budzisz mnie o jakiejś 4 nad ranem, to nie. Nie przeszkadzasz - zażartowałem. - Pewnie dzwonisz w sprawie tego... no... - zawiesiłem się. - Tej całej sprawy z twoim ojcem, co nie?
Byłem prawie całkowicie pewny, że to o to chodzi. Czego innego chciałby od człowieka o takiej porze i do tego po tej gadce, co odstawił tydzień temu?
Rosja niezręcznie się zaśmiał.
- Jak ty mnie dobrze znasz. Czasami się zastanawiam, czy umiesz mi czytać w myślach... - zagaił.
- Słuchaj. Znam cię od jakiś 80 lat, więc już coś o tobie wiem - odpowiedziałem, po czym westchnąłem. - To co chcesz ode mnie wiedzieć, bo już chcę się położyć z powrotem spać?
- Wiesz mam właściwie całą listę pytań... Jakoś... z 50...?
Ja pierdolę. Jak on się uprze...
- Naprawdę, naprawdę nie mogłeś tego odłożyć na później...? No nie wiem... Po południu?
Nie uzyskałem od niego odpowiedzi. Pewnie się zastanawiał, lub się rozłączy-
- Ehh... Nie pomyślałem o tym... - wydusił zażenowany. - A nie masz planów na popołudnie?
- Poza gniciem w domu... Nie. Nie mam - odpowiedziałem. Chociaż teraz, gdy pomyślę, to wydaję mi się, że o czymś zapomniałem...
- To super! - rzekł entuzjastycznie. - To może za 2 godziny, bo muszę jeszcz-
- Spotkać się z Stanami, czyż nie? - zapytałem kąśliwie, przerywając mu w pół zdania.
Rosja westchnął przez słuchawkę. Zakryłem sobie usta ręką, by nie wybuchnąć śmiechem. Nie zdajecie sobie sprawy, jakie to zabawne, gdy się denerwuje z jego powodu. Gdy tylko o nim wspominam, to jemu całkowicie przechodzi chęć do rozmowy.
- Nie. Już wczoraj się widzieliśmy. Resztę powiem ci później. Pa! - rozłączył się najszybciej, jak to było możliwe.
Wczoraj? Hm... Ciekawe, czy któryś z nich był już po tym w szpitalu...? Może od razu odwiedziliby Japonię? ... Ale kim ja jestem, aby osądzać? Po prostu na niego poczekam i dowiem się wszystkiego na spokojnie.
Przewróciłem się na drugi bok i ponownie udałem się do krainy snów.
POV Rosji
Było kilka minut przed dziesiątą, kiedy zmierzałem do domu mojego bałkańskiego przyjaciela. Miałem nadzieję, że już się obudził, bo naprawdę nie miałem ochoty niszczyć mu drzwi.
Spojrzałem na ekran telefonu. Napisałem wczoraj do USA, w odnośnie następnego, że tak to ujmę "wypadu", ale nie odpisywał. Pewnie jest czymś zajęty. Tak jak zresztą przez cały zeszły tydzień.
Dostrzegłszy dom Serbii, a wcześniej i Chorwacji, podszedłem i zapukałem do drzwi. Naprawdę jestem ciekaw, jak tam wygląda po wyprowadzce jego brata. Pewnie jest syf jak cholera.
Stałem tak jeszcze przez 2 minuty, ale nikt nie otwierał. Zaczynałem się denerwować.
- Halo?! Jest tam kto? - zastukałem jeszcze raz, tylko tym razem głośniej.
- No już, już. Idę - usłyszałem przez drzwi.
Dopiero wstał. Czasami nie rozumiem jak można tak długo spać. Dobra, przyznaję się, że sam kilka lat temu spałem do południa. Jednak teraz wstaję przed 6 i jakoś nie widzę różnicy. Naprawdę nie rozumiem swojego ciała v2.
Do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi.
- No hej. Wchodź, bo przeciąg robisz - powiedział niższy, chowając się za drzwiami. Wpuścił mnie do środka.
- Dzięki, że mogłeś dziś porozmawiać - odwróciłem się w jego stronę. - Nie wiesz ile to dla mnie zna-
Nie wierzyłem oczom. Chłopak odwrócił wzrok zażenowany, albowiem ubrany w... kigurumi. Jednorożca. Nie powstrzymując się zacząłem się śmiać.
Serb przewrócił oczami.
- Ha, ha, ale zabawne - zamknął za mną drzwi. - Uważaj tylko żebyś płuc nie wypluł.
Już się trochę uspokajając, oparłem ręce na kolanach i stwierdziłem:
- Sorki, ale to bardzo niespotykane widzieć cię w czymś innym, niż w bluzie. Ale jednak przyznać muszę... Uroczo wyglądasz jako jednorożec - znowu się zaśmiałem.
Serbia ruszył do salonu już trochę poirytowany. Ah... jak ja uwielbiam go denerwować. Nie wyobrażam sobie bez tego naszej przyjaźni.
Idąc za nim zapytałem:
- A tak w ogóle od kogo to dostałeś? Bo na pewno nie kupiłeś sobie tego z własnej woli.
Serbia siadając na kanapie, spojrzał na mnie.
- Ależ oczywiście, że od Ameryczki - uśmiechnął się złośliwie.
Wtedy poczułem coś w rodzaju... zazdrości...? Pokręciłem głową i stwierdzając, że histeryzuję, usiadłem obok niego.
- Słuchaj... Naprawdę w wielu rzeczach jesteś dobry, ale akurat kłamanie ci nie wychodzi...
Chłopak odwrócił głowę zdenerwowany.
- A już myślałem, że dasz się nabrać - odparł niezadowolony.
- Tak, wiem. Ale naprawdę trudno uwierzyć komuś, kto twierdzi, że dostał "upominek" od osoby, która zbombardowała cały jego kraj...
- ...a potem twierdzi, że było to dla wyższych celów i nawet nie śmie przeprosić - dokończył za mnie i zacisnął dłonie na oparciu siedzenia. - Jak ja go kurwa, nienawidzę.
- Nie tylko ty... - westchnąłem. - Chociaż w sumie nie był aż tak zły, jak mi się wydawał.
Chłopak w onesie, przyjrzał mi się zdziwiony.
- Serio? Co się takiego wydarzyło, gdy się wczoraj z nim widziałeś? - zapytał nie ukrywając ciekawości.
- Wiesz... nie był taki zimny jak zazwyczaj i jakby to ująć... bardziej otwarty? - zacząłem się rozglądać po pokoju. - Może nie jest taki jak sądzimy?
- Może... kto wie... - odparł mój towarzysz, po czym wstał z kanapy i skierował się w stronę kuchni. - Chcesz coś do picia?
- Właściwie to-
- Nic alkoholowego. Bo nadal mam syf w kuchni po twojej ostatniej wizycie - krzyknął z innego pokoju.
Szczerze, ledwo co z tego pamiętam, jeżeli mam być szczery.
- To wtedy, gdy wywaliłem mikrofalówkę przez okno? - zapytałem. - Bo myślałem, że sam narobiłeś tu taki syf.
- Nie o to mi chodzi. Doskonale wiesz co mam na myśli - wrócił z wodą. - To jak się schlałeś, a potem... - podał mi szklankę.
Westchnąłem. Już wiedziałem o co mu chodzi. Jednak tego nie powiedziałem. Serb usiadł tym razem w fotelu i postanowił dokończyć za mnie wypowiedź.
- Ujmę to tak... Jeszcze chwila, a musiałbym pójść na policję i pozwać cię za gwałt.
- Ale chyba nie było tak źl-
- Źle?! Ty chyba nie wiesz jak to jest, gdy ktoś się do ciebie dobiera i to jeszcze po pijaku, czyż nie?!
- A skąd mam wiedzieć?! - odparłem zdenerwowany. - Jakoś nikt się do mnie jeszcze nie przybliżał.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz - odburknął.
Zastanowiłem się, po czym powiedziałem coś, czego mogłem słono kosztować.
- Ale spójrz na to z innej strony. Jesteś jedyną osobą, z którą chciałem zrobić coś takiego. Może po pijaku, ale to już coś.
- Wiesz jakoś mnie to nie pociesza - westchnął. - Dobrze, że miałem wtedy przy sobie tą patelnię...
- Do dziś nie wiem skąd ją wytrzasnąłeś...
- Przezorny zawsze ubezpieczony - stwierdził. - A poza tym, chyba to trzaśnięcie poukładało ci pod sufitem. Dobra, koniec tego - wziął łyka wody. - To co chcesz wiedzieć?
Wziąłem głęboki oddech. No to jedziemy.
- Jak to było być Jugosławią? - zapytałem.
Może wytłumaczył mi to, gdy jeszcze tworzył jeden kraj z Czarnogórą, ale nigdy do końca nie wiedziałem jak to działało. Przecież sam nie tworzę z nikim żadnej unii.
- Wiesz co to Steven Universe? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ta bajka o lesbach, opiekujących się dzieckiem, z czego jedna z nich podkochuje się w martwej matce chłopaka? - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
- Yy... tak - odparł ledwo rozbawiony. - Oglądałeś?
- Trochę. A co to ma do rzeczy? - zapytałem, nie za bardzo rozumiejąc, co to ma oznaczać.
- Dużo - no to fajnie to ujął. - A wiesz kto to Granat?
Zastanowiłem się chwilę.
- Ta wysoka, stworzona z dwóch kochających si- - nagle do mnie coś dotarło. - Czy ty sugerujesz, że wy też tworzyliście Jugo z powodu miło-
- Chyba żartujesz?! Jesteśmy rodziną! - praktycznie to wykrzyczał. - Tworzyliśmy jeden kraj wyłącznie z powodów gospodarczych - jego twarz spowił cień. - Ale także z chęci posiadania większej władzy.
Przeraziłem się go. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał. Posiadanie władzy jest bardzo ważne, ale gdy cię zaślepi, może doprowadzić do okropnych rzeczy. II wojna światowa jest tego najlepszym przykładem.
- Wiesz, dla twojego ojca, było to bardzo istotne - stwierdził. - Też tworzył pewnego rodzaju unię.
- Co masz na myśli? - spytałem.
Serb westchnął.
- Jak wiesz, istnieją różne rodzaje rodzin w państwach - stwierdził.
Zamyśliłem się.
- Tak jak UK jest ojcem USA i Kanady? - spytałem.
- Dokładnie. A wiesz jak powstają takie rodziny? - dodał bardziej znudzony.
Pokręciłem głową na znak niewiedzy.
- Poprzez niewolnictwo.
- Co?
- Lata temu, Wielka Brytania podbił wiele terenów. Afrykę, Azję, a po odkryciu Ameryki nawet USA. Zmuszał go do niewolniczej pracy i torturował go, aż do czasu, gdy "syn" wypowiedział mu wojnę i uzyskał niepodległość - zrobił pauzę. - Tak właśnie powstają rodziny.
Ja... nie zdawałem sobie z tego sprawy. Wiedziałem, że wywalczył on sobie niepodległość, ale nie wiedziałem, że był torturowany... przez swojego własnego ojca. To naprawdę straszne. Zrobiło mi się go szkoda. Powoli zaczynałem rozumieć dlaczego jest taki oschły i zamknięty w sobie. Przemoc w dzieciństwie, udział w wielu wojnach, dużo pracy i obowiązków... pewnie nawet więcej ode mnie. Nie chcę tego przyznawać, ale poczułem, że muszę mu pomóc. Mogę z nim poprawić relacje jak zrobiłem to wczoraj (bynajmniej mi się tak wydawało), ale tak przecież, nie rozwiąże żadnego problemu. Nie wiem skąd ostatnio wiązał się u mnie taki entuzjazm do Ameryki, ale chyba nie powinienem tego rozkminiać. Po prostu chcę, by przestał ukrywać się pod maską i pokazał prawdziwego siebie. Wtedy na pewno zostalibyśmy przyjaciółmi.
- ...I dlatego twój ojciec to... Halo, Ziemia do Rosji. Słuchasz mnie? - Serbia wytrącił mnie z moich przemyśleń.
- Jaa... nie...? - odpowiedziałem niezręcznie.
Chłopak oparł łokcie na kolanach.
- O czym tak rozmyślałeś, gdy ja się tu tak produkowałem? - zapytał i spojrzał mi w oczy. - Coś ukrywasz?
Moją twarz zalał rumieniec.
- Ja... Nie, nie, nie. O niczym... A już na pewno o nikim - zaśmiałem się nerwowo i podrapałem się w tył głowy. No to się wrąbałem.
Niższy uniósł jedną brew.
- Czyżby? Bo umilkłeś, gdy tylko zacząłem mówić o USA - zrobił pauzę. - Do czego właściwie doszło między wami wczoraj co? - zapytał, o dziwo całkiem uprzejmie. Podziwiam go czasami, za umiejętność poszanowania cudzych uczuć. Czasami.
- Nic takiego. Przeglądaliśmy tylko książki...
Serbia się uśmiechnął.
- Wierzę ci, ale na twoim miejscu uważałbym na niego - po czym dodał szeptem. - Niby wiesz do czego jest zdolny, ale uwierz mi... życie potrafi zaskoczyć.
Nie wiem czemu, ale wezmę sobie to zdanie do serca. Przecież powiedziała to osoba, która została przez niego doszczętnie zniszczona.
Chłopak westchnął.
- Wracając. Wielka Brytania stworzył swoją rodzinę poprzez kolonializm. Ja razem ze swoimi braćmi stworzyliśmy Jugosławię, by mieć większe wpływy. A twój ojciec... - tu się zawiesił. - był jakby... czymś pomiędzy...
Totalny mindfuck. Odetchnąłem. Okej, nie wiem, czy to dobrze zinterpretuję, ale nie szkodzi zapytać.
- Czyli sądzisz... - zacząłem. - że ja i moi bracia, tworzyliśmy unię, której wynikiem był ZSRR? I do tego, w tym samym czasie, podbijał i torturował nas? - zastanowiłem się. - Przecież to nie ma sensu. Był on przecież przed nami i traktował nas dobrze.
- Jesteś tego taki pewien? - podniósł brew. - To dlaczego Ukraina go tak nienawidził?
Wszystko stawało się już tak poplątane, że nie byłem już w stanie się połapać.
- Nie wiem... Bo był inny... - nagle mnie olśniło. - A może... bo był... adoptowany?
Serbia pokiwał głową.
- Bingo. Dlatego był w stanie dostrzec więcej niż ty, i reszta twojego rodzeństwa - wziął wdech. - ZSRR zrobił to samo, co wcześniej UK. "Podbił" go, po czym przyłączył go do swojej "rodziny". A to wszystko w celach poszerzenia terytorium i władzy. Jak sam wiesz, Ukraina posiada całkiem niezły obszar ziemi, czyż nie?
- No tak, to prawda. Ale co to zmieni-
- Tak samo jak Litwa, Gruzja, Estonia, Azerbejdżan, Uzbekistan... - przerwał mi. - Te kraje istniały jeszcze długo przed nim, a gdy nagle pojawił się na ich terenach, bum! - klasnął. - Zniknęły. I nie pojawiały się, aż do jego śmierci. Wiesz co to oznacza?
Wiem. Ale wolałbym się mylić.
- Przyłączył ich do siebie i nie pozwalał na dojście do głosu... Tak jak wy tworzyliście Jugosławię. Tylko w tym przypadku polegało to na podbijaniu terenu, a nie na porozumieniach.
- Dokładnie. Czyli już wiesz, czemu wasza "rodzinka" nie była, taka radosna, jak mogłoby się wydawać?
- Tak. Ale to nadal nie wyjaśnia, czemu ja, Białoruś, Kazachstan i Ukraina nie "zniknęliśmy", jak było to w przypadku krajów bałtyckich i innych wchodzących w unię.
Niższy westchnął. Chyba zaczyna go ta cała sytuacja przytłaczać. Będę musiał potem rozluźnić atmosferę.
- Byliście tylko dziećmi. Poza tym, nie można stworzyć unii z państw, które wcześniej nie istniały - odwrócił wzrok. - Ukraina wprawdzie żył jeszcze przed ZSRR i mógłby być śmiało przyłączony do niego, ale jak wiesz... posiadał rozdwojenie jaźni. Twój ojciec był tego świadomy, więc postanowił tego nie robić i nie ryzykować wybuchem jakiejś rewolucji. Dlatego pozostawił go w formie "adoptowanego" brata - wypuścił powietrze. - Podsumowując: ZSRR, tak samo jak Anglia, zwiększał swoją władzę, poprzez poszerzanie terytorium i tym samym włączając inne kraje do swojej unii. Mam nadzieję, że to ci jakoś pomoże.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak byłem mu za to wdzięczny. Rozwiał wiele moich wątpliwości, jak i utwierdził mnie w paru kwestiach.
Wyprostowałem się.
- Właściwe to zadałem ci pytanie: "Jak to było być Jugosławią?", ale już wyprzedziłeś inne moje oczekiwania - zaśmiałem się nerwowo.
Serb przewrócił oczami i uznał:
- Widzisz? Ambitny jestem. Chcesz wiedzieć coś jeszcze? Bo widzę, że masz tam całkiem niezłą listę - wskazał na trzymany przeze mnie plik kartek. Po chwili podniósł szklankę i zaczął pić wodę.
Zacząłem szybko przeglądać wskazane przez niego kartki. Właściwie wszystko już stąd wiem... chociaż... mogę spytać o to jedno...
- A właściwe... jaka była twoja relacja z moim ojcem? - zapytałem. - Wiem, że byliście przyjaciółmi, bo sam mi to powiedziałeś... - zawahałem się. - ale zastanawiam się, czy nie było między wami coś większ-
Zanim skończyłem, moja twarz została opryskana zawartością ust chłopaka.
- JAJA SOBIE ROBISZ?! - starszy aż kipiał ze złości. Jego twarz zalał dorodny rumieniec. - Przecież nie dość, że byłem unią, to przecież każdy wie, że palił się do III Rzeszy!
Oniemiałem. Nie, to musi być jakiś nieśmieszny żart.
- Co?! Mój ojciec z tym potworem?! - gwałtownie wstałem i szybkim krokiem podszedłem do niego, łamiąc go za kostium pod szyją. - Powiedz, że żartujesz!
- Czemu miałbym żartować? Doskonale wiemy, że oboje nie byli "aniołkami", patrząc po tym co robili. Pasowali do siebie jak ulał...
Tu ma rację. Dla przykładu, oboje napadli na Polskę. Ale żeby byli aż tak zżyci? W życiu bym się nie domyślił.
Chłopak przewrócił oczami.
- Raz nawet "przyłapaliśmy" ich w dość niekomfortowej sytuacji. Do dziś żałuję z braćmi, że nie wydłubaliśmy sobie po tym oczu...
On chyba nie mówi o...
- "Niekomfortowej", czyli masz na myśli... - pokazałem rękami dość jednoznaczny gest. - Błagam powiedz, że nie...
On tylko odwrócił wzrok i delikatnie pokiwał głową.
Bez słów, już całkowicie zawiedziony moim ojcem i zmęczony ciągłym wiszeniem nad chłopakiem, usiadłem w rozkroczu na jego udach.
- A-ale spokojnie, nie jest tak źle - zaczął mnie pocieszać. - ZSRR, był na górz-
- JAKBY TO MIAŁO TERAZ JAKIEKOLWIEK ZNACZENIE! - schowałem twarz w dłoniach. - Ja już kurwa, nie mogę.
Gdy tak nad sobą rozpaczałem, poczułem nagle jak niższy mnie przytula i klapie po plecach. Po paru sekundach, odkleiliśmy się od siebie.
- Słuchaj... wiem, że masz ciężko, ale spójrz na to z innej strony... Ja nigdy nie miałem ojca i naprawdę zazdroszczę ci, że mogłeś spędzić dzieciństwo w gronie kochających cię osób. Nie żebym miał to samo powiedzieć o moich braciach... Cały czas się kłócimy... - westchnął. - Jedyne co mnie pociesza, to to, że chociaż teraz, po tylu latach, znalazłem sobie chłopa- - nagle przerażony, zakrył sobie usta rękoma. - Kurwa.
- Czyli miałem rację! - zerwałem się i prawie podskoczyłem z radości. - Ooo tak!
Serbia zażenowany schował twarz w dłoniach. Szybko podbiłem do niego.
- Kto to jest? Z jakiego jest kontynentu? Jaki ma charakter? Jesteś na górze, czy na do- - zanim zdążyłem dokończyć, zakrył mi twarz dłonią, zarumieniony.
- To ostatnie nie powinno cię w ogóle obchodzić...
Parsknąłem śmiechem.
- Aaa, czyli to drugie... - stwierdziłem. - Co jak co, ale musi być to naprawdę potężny kraj, jeżeli udało mu się ciebie zdomin- - nagle, bez ostrzeżenia oberwałem w twarz poduszką. Czyli powtórka z zeszłego tygodnia?
Kucnąłem i podniosłem wcześniej rzucony przez niego przedmiot.
- Powiem, że tym razem udało ci się mnie tym zaskoczyć - stwierdziłem, podrzucając przedmiot. - Ale był to ostatni raz - odrzuciłem go kanapę. - I tak docieknę do kogo się, jakby to ująć... - zamyśliłem się. - ...palisz...
- Nie powiem ci i do tego osobiście dopilnuję, byś nigdy się nie dowiedział - mój rozmówca parsknął poirytowany.
Nagle nasze spory przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałem w stronę z której doszedł dźwięk.
- Kogoś jeszcze dzisiaj zaprosiłeś? - zapytałem. - Bo sam mi przecież mówiłeś, że nie masz dziś nic do roboty...
Chyba, że sam o czymś zapomniał. Czasami zdarza się, że wyleci mu jakaś informacja z głowy, ale staje się tak naprawdę rzadko. Nie powiem, nie spodziewałem się tego.
- Też mi się tak wydawało... - odpowiedział, dalej siedząc. - Chyba, że...
Nagle, w dosłownie ułamek sekundy, pobladła mu twarz. Po czym zapytał mnie z pośpiechem:
- Ej, który właściwie jest dzisiaj?
- 15 czerwca, godzina 11:48, a co? - sprawdziłem na telefonie, już kompletnie nie rozumiejąc o co może mu chodzić.
- O kurwa - powiedział przerażony. - Kompletnie o tym zapomniałem...
Czy tylko ja już nie ogarniam co tu się wyprawia?
- Ale właściwie o czym? - zapytałem podchodząc do drzwi. - Olśnisz mnie w końcu?
Lecz zanim zdążył odpowiedzieć, osoba stojąca po drugiej stronie drzwi, znowu zadzwoniła.
- Może po prostu otworzę, bo chyba sam nie masz zamiaru tego zrobić... - oznajmiłem i przekręciłem zamek od drzwi, otwierając je.
- NIE RÓB TEGO! - powiedział zrywając się z fotela.
Ale było już za późno.
- Hej Serbia, czemu nie otwiee.. O cześć Rosja... Co ty tu robisz...? - powiedział trochę zaskoczony, ale jednocześnie zachowując przy tym przyjazny ton.
To chyba jest jakiś żart. Odwróciłem głowę i spojrzałem na Bałkana. On jednak zażenowany uciekał wzrokiem.
Przyjrzałem się osobie przed sobą. Turcja. Turcja przyszedł w odwiedziny do domu Serbii. O ile to zdanie wydaje się nienormalne, to bardziej nienormalne jest to, że to się dzieje naprawdę. Na moich oczach. Dosłownie, kilkadziesiąt centymetrów ode mnie.
- Lepszym pytaniem byłoby: "Co TY tutaj robisz?" - odpowiedziałem i wpuściłem go do środka, zamykając za nim drzwi.
- Właściwie to umówiłem się z tym panem - wskazał na chłopaka. - na wyjście na miasto, ale chyba o tym zapomniał.
- Raz mi się zdarzyło, okej?! - powiedział zdenerwowany. - Mogłeś przecież zadzwo-
- Okej, okej rozumiem - szybko mu przerwałem, zanim znowu zacząłby jakąś kłótnię. - Ale od kiedy, do cholery, wy się ze sobą spotykacie? - zapytałem ich obojga.
Nie było jeszcze takiego wydarzenia w historii, żeby nawet słowo ze sobą zamienili. Czasami myślałem, że ich relacja, jest jeszcze gorsza od mojej z Ameryką. A tu proszę! Nagle gadają ze sobą i wychodzą razem na miasto! Albo ja jestem jakiś zacofany, albo oni mnie w coś wkręcają.
Turcja zaśmiał się pod nosem i postanowił odpowiedzieć:
- No nie wiem może od jakiegoś... miesiąca?
- Co? Ale jak? Wy się przecież nienawidzicie! Chyba, że... - spojrzałem na Serbię. Czy on jest tą osobą, o której miałem się nie dowiedzieć? - ...ze sobą chodzicie...? Błagam powiedzcie, że to nie-
Oboje odwracając wzrok kiwnęli głową.
O. Mój. Boże. To się nie dzieje naprawdę.
- CO?! JAK?! CZEMU?! - podbiegłem do niższego. - Kiedy i dlaczego? Czemu mi nie powiedziałeś?!
Serb westchnął.
- Gdybym ci powiedział, to wszyscy by się dowiedzieli, a jeżeli mam ci opowiedzieć jak do tego doszło... - zamyślił się. - ...to jestem pewien, że byłoby to takie długie, że śmiało można by napisać o tym książkę, której i tak nikt nie będzie chciał czytać.
- Łał.
Nadal to do mnie nie docierało. Jak dwóch największych wrogów, może się w sobie od tak, zakochać? To dosłownie gdybym ja się podkochiwał w... Wzdrygnąłem się. Nie. Nie ma nawet takiej opcji, by to się ziściło.
- Wiecie naprawdę się po was tego nie spodziewałem. Zwłaszcza po Serbii - wskazałem na niego, na co on przewrócił oczami. - Ale tak, czy siak jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy. Skoro wytrzymaliście ze sobą... miesiąc... to może być tylko lepiej.
Podszedłem do drzwi.
- To ja wam nie będę przeszkadzać, bo mam już wszystko co chciałem... - spojrzałem na kartki. - A! Jeszcze jedno! Turcja.
- Hm?
- Podziwiam cię za to, że tobie się udało. Ja niestety oberwałem patelnią.
- Ale o co cho- - zapytał.
- Nieważne! - podbiegł do niego Bałkan. - Powiem ci później... - spojrzał na mnie. - A ty chyba już wychodziłeś.
- No tak! Na razie! Przecież nie będę wam przeszka-
Niższy, już nieźle zdenerwowany wypchnął mnie za drzwi.
- Pa! - odpowiedział, po czym zatrzasnął za mną drzwi. Naprawdę mnie ciekawi, jak wytłumaczy mu to z patelnią.
Stałem jeszcze przez chwilę pod domem, po czym ruszyłem przed siebie.
Jak ja im zazdroszczę. Już w dzieciństwie straciłem jedną z osób, której najbardziej na mnie zależało. Mogę tylko pomarzyć, o kimś, kto faktycznie poczuje do mnie coś więcej, niż tylko przyjaźń.
POV USA
Iii... Wysłane. Schowałem telefon znowu do kieszeni.
Rozejrzałem się po salonie. Nie ma szans, bym z tym wszystkim skończył. Zaczynam żałować, że w ogóle zgodziłem się na pomysł tego Chińczyka. Podszedłem do kanapy i podniosłem leżące na niej serpentyny.
- Tyle powinno wystarczyć...
Odwróciłem się i już miałem zmierzać w stronę stojącej na środku pomieszczenia drabiny, gdy nagle... wyrąbałem się.
- Wiedziałem, że trzeba było kupić te krótsze... Fuck me.
Leżałem zaplątany na podłodze i ze wszystkich sił próbowałem rozwiązać oplatające mnie węzły. Niestety, każda próba kończyła się jeszcze gorszym i mocniejszym sposobem umocowania linek.
Już całkiem zrezygnowany, zacząłem przegryzać kawałek papieru zębami, gdy nagle w domu rozszedł się znajomy dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - krzyknąłem.
W głębi serca, modliłem się, żeby ta osoba nie skierowała tu swych kroków i znalazła mnie w tej niekomfortowej sytuacji.
- Hej... Czemu jeszcze nikogo tu... - nie widziałem osoby mówiącej, ale wiedziałem, że musiał mnie zobaczyć. - Możesz mi wytłumaczyć, jakie właściwie rytuały tu odprawiasz? - zapytał.
Spojrzałem na osobę stojącą przede mną. Super. Widać szczęście mi dzisiaj nie sprzyja.
- Słuchaj Ruski, to nie to na co wygląda - wytłumaczyłem. - A co ty tu robisz tak wcześnie? Przecież dokładnie napisałem na zaproszeniu, że zaczyna się o 17.
- Co jak to? Przecież... - spojrzał na ekran telefonu. - Aha. No faktycznie - powiedział. - No dobra, to ja wrócę za 2 godziny. Na raz-
- CZEKAJ! - krzyknąłem zanim wyszedł. - Może łaskawie pomógłbyś mi się rozplątać, bo sam nie potrafię...
Kurna. Mogłem to jakoś inaczej ująć.
- Ooo... naprawdę?~ - zaczął się ze mną drażnić. - Nie spodziewałem się, że taki potężny kraj, jak Ameryka, poprosi mnie o pomoc? - zaśmiał się. - To naprawdę wielki zaszczyt.
- Lepiej już nic nie mów, tylko tu chodź - powiedziałem zażenowany. - Im szybciej to zrobisz, tym lepiej.
Rusek, odłożył na ziemię trzymane przez siebie rzeczy. Po czym podszedł i ukląkł obok mnie.
- Wiesz to naprawdę rzadkie widzieć cię w takiej pozycji... - zaczął kpić. - Muszę powiedzieć, że czuję się zaszczycony.
- Zamknij się - odburknąłem, bo tylko na tyle było mnie stać.
Rosja zaczął rozplątywać supeł koło mojej szyi. Widać było, że ma wprawę.
Po chwili ręce miałem już wolne. Został tylko dół. Chłopak złapał za jeden z supłów.
- Tylko uważaj żeby nie... - pociągnął z całej siły. - Ah!~
Rosja odskoczył, gdy usłyszał mój jęk.
- Co się dzieje? - zapytał przerażony.
Pociągnąłeś za mocno i ścisnąłeś moje... - odpowiedziałem dysząc. - Sam wiesz co.
Chłopak zarumieniony odwrócił wzrok.
- Przepraszam. Postaram się to zrobić najdelikatniej jak mogę... - spróbował z innej strony. - Iii... już!
Zaciągnąłem z siebie resztki papieru i usiadłem na podłodze.
- Dzięki - powiedziałem. - Wiesz muszę jeszcze przygotować parę rzeczy na przyjęcie, więc jak chcesz to możesz już iść. Nie trzymam cię.
Russia wstał i pomógł mi zrobić to samo. Rozejrzał się po pokoju.
- Nie. Wiesz jakoś nie mam ochoty. Zanim wrócę do domu, będę się znowu musiał wracać tutaj - podniósł z ziemi serpentyny. - Jak chcesz, to mogę ci pomóc.
Wait hold up. Czy ja się przesłyszałem?
- Ty - wskazałem na niego. - Chcesz pomóc mi? - wskazałem na siebie. - Wszystko dobrze Rosyjko?
Russia uśmiechnął się.
- Wiesz pewna ważna dla mnie osoba powiedziała kiedyś: "Pomagając innym pomagasz i sobie". Więc szkoda byłoby nie wcielić tego w życie po tylu latach, czyż nie? - podszedł do leżącego nieopodal kartonu i wyciągnął balon.
Kurde. Im więcej czasu z nim przebywam, tym bardziej się do niego przywiązuję. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób mu powiem to, co faktycznie się stało 30 lat temu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top