❤ Rozdział 12 ❤
POV Serbii
- Jеби га! - złapałem się za dłoń, którą przed chwilą nieumyślnie dotknąłem rozpalonej blachy. - Niech to szlag...
Szybko podbiegłem do zlewu i odkręciłem kran, by przepłukać ręce zimną wodą.
- Po co ja to właściwie robię...? - przemknęło mi przez myśl, podczas gdy czułem, jakby moje ręce były palone żywcem. Jednak po chwili sobie przypomniałem. - A no tak, przecież muszę się pozbyć tego całego żarcia, zanim minie termin ważności; zaczynając od ciast z proszku ze spożywczaka.
Jednak jedno zastanawiało mnie najbardziej... Kiedy ja to kupiłem?
- Pewnie Chorwacja zapomniał to zabrać, zanim się wyprowadził...
Włożyłem nową blachę ciasta i znowu włączyłem piekarnik. Mogłem sobie w końcu usiąść...
Wziąłem do ręki telefon i sprawdziłem wiadomości. Nic.
- Hmm... dziwne. Normalnie już ktoś by do mnie napisał, zazwyczaj byłby to Rusek... Zaraz - zdałem sobie z czegoś sprawę.
Sprawdziłem jego kontakt. No tak, zapomniałem.
"Ten wysoki pijak w uszance = kontakt zablokowany".
Odblokowałem go uśmiechając się przy tym pod nosem. Już się boję, jak on mnie nazwał w kontaktach.
S: Co robisz?
Nie odpisywał.
- Musi być zajęty...
Szczerze, naprawdę mnie ciekawiło jak mu szło śledztwo, po tym co mu naopowiadałem. Może już domyśla się kto jest oprawcą? Muszę go o to dopytać.
Jednak jedna rzecz mnie naprawdę niepokoiła: Jak bardzo ten Amerykańczyk mu przy tym pomaga? Jeszcze nikt, kto z nim obcował nie wyszedł na tym dobre, wątpię więc, że inaczej będzie z Ruskiem. Niby USA stara się zmienić i naprawdę to doceniam, ale nigdy nie można być co do niego pewnym. Jeżeli tylko coś spróbuje zrobić Русији, to osobie się upewnię, że za to zapłaci. Mam tylko nadzieję, że on zdaje sobie z tego sprawę i nie przywiązuje się do niego za bardzo.
Aż podskoczyłem, gdy zawibrował mój telefon.
- Czemu zawsze dzwonisz, gdy akurat nad czymś mocno myślę?! Chcesz żebym zszedł na zawał?! - wykrzyczałem do telefonu.
- Przepraszam, nie chciałem! - tłumaczył się Turcja. - Jesteś w domu?
- Tak, a co?
- Bo zaraz przyjdę do ciebie, za jakieś 20 minut. Nie masz nic przeciwko? - zapytał.
- Nawet gdybym miał, to i tak byś przylazł.
- To na razie, Serbuś!
- Pa... - lekko się zarumieniłem, gdy usłyszałem to zdrobnienie.
Nagle, od razu gdy skończyłem rozmowę, dotarł do mnie dźwięk dzwonka do drzwi.
- Łał. Szybki jest - stwierdziłem i podszedłem do źródła dźwięku. - To nawet nie było 5 sekund...
Otworzyłem drzwi i mojemu oku ukazał się...
- Witaj. Dawnośmy się nie widzieli, czyż nie?
Kuba.
- Y-yy... Tak. Wejdź proszę - wpuściłem go do środka.
On tylko cicho mnie minął i poszedł powoli w kierunku salonu, rozglądając się dookoła.
- Ładnie się tu urządziłeś. Jak długo już mieszkasz sam? - zapytał siadając na kanapie.
- Już jakiś miesiąc, sam nie wiem... - stanąłem obok niego i nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. - Zaraz, skąd o tym wiesz?
- Mam swoje źródła - uśmiechnął się tajemniczo, mrużąc przy tym oczy.
Przeszedły mnie ciarki. On potrafi jednak przerazić.
- Dlaczego tu jesteś? Nawet mnie nie uprzedziłeś, że przyjdziesz - spytałem mimo to.
Ehhh... Kuba. Czasami z nim gadam, jak już nie mam z nikim innym, ale naszych relacji nie określiłbym inaczej niż tylko polegającej na zwykłych rozmowach, typu: "Co robisz?", bądź "Co tam u ciebie?". Gdybym pewnie miał szansę to bardziej bym się z nim zapoznał, ale słyszałem na jego temat parę, że tak to ujmę, "nieciekawych" plotek, dlatego też wolałbym zachować do niego pewien dystans.
- No wiesz, właściwie jest jedna rzecz, o której chciałem z tobą porozmawiać. Usiądź proszę - poklepał miejsce po swojej lewej.
- O-okejjj..? - zrobiłem to co mi kazał. Nie powiem, on jest czasami przerażający. Ciekawe o co mu chodzi.
- Tak więc... - zaczął. - Jak wiesz Rosja i Ameryka prowadzą to całe "śledztwo".
- T-tak...? - potwierdziłem.
- A ty tak samo jak ja nienawidzisz Stanów, czyż nie? - uśmiechnął się.
Nie podobało mi się, do czego to zmierzało.
- O co ci chodzi? - spytałem trochę zdezorientowany.
Zaśmiał się cicho.
- Pomyślałem więc, że można byłoby im pomóc przy tej "zagadce" - oparł się i wziął ręce za głowę. - Popchnąć ich w "odpowiednim" kierunku - zrobił gest rękom, jakby coś przesuwał. - i sprawa rozwiązałaby się sama - cała ta wypowiedź była przepełniona sarkazmem.
Naprawdę mnie to niepokoiło. Od razu było widać, że nie ma żadnych dobrych intencji. Mimo to drążyłem dalej:
- Co zamierzasz konkretnie zrobić?
Niebieskoskóry tylko parsknął śmiechem i się wyprostował.
- Zamierzasz?! Ja już zacząłem... - jego słowa aż ociekały jadem.
- Jak to? - przeraziłem się.
Mogłem nienawidzić Ameryki, ale także nienawidzę jak komuś dzieje się coś złego. Muszę coś zrobić.
- Powiedziałem mu... - przysunął się do mnie niebezpiecznie. - Że jeżeli nie zrobi tego co mu każę, to wyjawię mordercę Rosji... A oboje doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że mu to bardzo nie na rękę. Bo jak już wiesz... morderca jest bardzo blisko związany z Ameryczką...
Przełknąłem ślinę.
- Co takiego kazałeś mu zrobić? - spytałem.
Jego twarz spowił cień.
- Delikatnie "skrzywdzić" jedną osobę. Ale zapewniam cię... - podniósł rękę. - to nie ty.
- To w takim razie... - zawiesiłem się. - kogo Ameryka ma skrzywdzić, jeżeli już nawet przystał na twoje warunki?
Chłopak zaśmiał się cicho i wyszeptał do mojego ucha:
- Rusia.
Zmroziło mnie. Czyli tak chcesz się bawić? Kosztem mojego przyjaciela? Oj, popełniłeś ogromny błąd...
- Dlaczego akurat jego...? Przecież on go nawet nie lubi... To nie ma sensu - byłem zaskoczony.
- Naprawdę nie jesteś w temacie... - westchnął. - Rosja spędza z nim praktycznie cały czas od imprezy, bo z tego co zauważyłam nawet nie poraczył się, by wrócić do domu. Dziś nawet pojechali razem do centrum handlowego, nie przymuszając jeden drugiego. Do tego... - uśmiechnął się ponownie. - USA prawdopodobnie coś do niego czuje...
Oprócz tego, że byłem zdezorientowany, skąd on o tym wszystkim wie, to byłem totalnie zszokowany. Stany czuje coś do Rosji? A on spędza z nim dobrowolnie czas, bez żadnego przymusu? Kurde, już prędzej spodziewałbym się, że Watykan przejmie władzę nad światem, niż stanie się coś takiego.
Ale nawet, gdy już wiem, że się polubili, tym bardziej nie mogę pozwolić, by Kubańczyk to spieprzył. Nie, gdy ja o tym wiem.
- ...a ja zamierzam to wykorzystać... by się zemścić - zrobił pauzę, po czym dodał już weselej. - Oczywiście to tylko część mojego planu, dlatego też przyszedłem do ciebie. Chcę, abyś się do mnie przyłączył. Wiem, jak bardzo nienawidzisz USA za to co ci zrobił, a jednocześnie masz dobre kontakty z Rosją... Więc pomyślałem-
- TO ŹLE POMYŚLAŁEŚ! - wykrzyczałem to ze złością. Miałem już zupełnie dość tych jego ciągłych przekrętów i manipulacji. To już naprawdę podchodzi pod III Rzeszę. - Nie mam zamiaru brać udziału w czymś takim!
- Niby czemu? - zapytał trochę zawiedziony.
Odetchnąłem. Jak słowo daję, zaraz wypierdolę go przez okno.
- Jeszcze pytasz czemu?! Hah! - zaśmiałem się. - Ameryka praktycznie nic ci nie zrobił, a ty bawisz się nim i jego uczuciami, jakby był jakąś pieprzoną zabawką! Do tego wplątujesz w to jeszcze Ruska, który niczym przeciwko tobie nie zawinił! Czy ty siebie słyszysz?!
- Czyli nie... - jego twarz spowił cień.
- Pff... - parsknąłem. - Jeżeli myślisz, że ktokolwiek by się na to zgodził, to musisz być mocno popierdolony! - nie wytrzymywałem ze złości.
Zadowolony, że popsułem mu jego plany, wziąłem ręce za głowę i oparłem się wygodnie na kanapie.
Jednak nie trwało to długo, bo w pewnym momencie Kuba, jak gdyby nigdy nic, rzucił się na mnie chwytając za moje nadgarstki. Przyszpilił mnie z całej siły do sofy, na której przed chwilą siedzieliśmy. Starałem się wyrwać, ale trzymał mnie strasznie mocno, nie pozwalając mi na ucieczkę.
- CO TY ODPIERDALASZ?! - krzyknąłem, lekko przy tym panikując.
- To proste - odparł bez jakichkolwiek uczuć. - Jeżeli nie jesteś ze mną, to jesteś przeciwko mnie - przewrócił oczami. - A wtedy muszę się upewnić, że te osoby pożałują, jeżeli nawet próbowały pomyśleć o zdradzie.
- Jesteś potworem. Obyś zdechł ty parszyw- - zakrył mi usta ręką, odbierając mi przy tym mowę.
- Cii... - wyszeptał pochylając się nade mną. - Zaraz będziesz miał naprawdę dużo czasu, aby się wygadać - mówiąc to, zabrał rękę z moich ust i włożył mi ją pod koszulkę.
Gdy tylko to zrobił, zacisnąłem zęby, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Dalej próbowałem się wyrwać; nie dawałem za wygraną. Jednak on, jak nie puszczał, tak nie puszczał.
Wtedy zdałem sobie sprawę z tego... że nie uda mi się uciec i on najprawdopodobniej...
- Nie, nie, nie! Czemu? - przemknęło mi przez myśl. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Nie mogłem pozwolić, aby mi to zrobił. Okropnie się bałem.
Do oczu napłynęły mi łzy.
- Błagam przestań - prosiłem, jednak przy tym nie okazywałem, że się go boję.
On tylko się uśmiechnął i powiedział:
- Oj, ależ to wszystko twoja wina, bo wiedziałeś co mogę zrobić jeżeli nie przystaniesz na warunki. Trzeba było się zgodzić. Niestety teraz będziesz się musiał się policzyć z konsekwencjami swojej niesubordynacji...
Zaczął mnie gładzić po torsie, przez co trudniej było mi się skupić na ucieczce. Mój oddech przyspieszył i poczułem jak spływa po mnie pot. Spojrzałem na niego. Uśmiechał się i najprawdopodobniej czerpał z tego wielką przyjemność. Byłem bezsilny. Z minuty na minutę myślałem coraz mniej raźniej i logiczniej, a najgorsze było to, że moje ciało pomału zaczynało mu się poddawać.
Jego ręka zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do mojego krocza. Jeżeli włoży ją do moich spodni, to już nie uda mi się od niego uwolnić.
Nagle, niespodziewanie usłyszeliśmy kroki, które w szybkim tempie zbliżały się do drzwi wejściowych.
Kuba też to zauważył, a jego uśmiech poszerzył się.
- Masz dzisiaj ogromne szczęście Serbio - jednak niespodziewanie urwał. - Chociaż... w sumie na twoim miejscu, ja bym go do siebie nie zapraszał...
- C-co masz na myśl-
W tym momencie chłopak agresywnie wbił się w moje usta. Próbowałem się wybronić, ale wszystko na marne. Zabrakło mi powietrza. Spróbowałem otworzyć usta, jednak on to wykorzystał. Wślizgnął się do środka językiem, przy okazji mnie całując. Już całkowicie straciłem oddech i szansę na ratunek.
Nagle, jakby ktoś usłyszał moją prośbę, do domu wyparowała osoba, która wcześniej tu zmierzała. Na pewno nie wiedziała co ją czeka, jak tu wejdzie.
- Hej Serbuś, gdzie jest- - dotarł do mnie dźwięk upuszczanych kluczy.
W tym momencie, Kuba się ode mnie odkleił, po czym lekko się podniósł i usiadł. Spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami i wytarł usta kciukiem, tak by Turcja tego nie zauważył. Zaśmiał się i wyszeptał:
- Tak właśnie, w ciągu kilku sekund, niszczy się relacje, budujące się między ludźmi przez lata. Mam nadzieję, że zapadnie ci to w pamięć...
Po tych słowach wstał i jakby nigdy nic, minął Turcję i wyszedł z domu.
Wstałem do siadu i spojrzałem na czerwonskórego. Po policzkach spływały mu łzy.
- Czemu...? - tylko tyle zdołał wydusić.
POV Rosji
- Czy ty dobrze się czujesz? - spytałem mojego "współpracownika", który już od pewnego czasu rozmasowywał sobie skronie i szedł za mną powoli. Nie odpowiedział.
Westchnąłem i stanąłem w miejscu. Chłopak na mnie wpadł, w ogóle niczego nie zauważając. Lekko się zachwiał. Chwyciłem go za ramiona i postawiłem do pionu.
- C-co się dzieje...? - zapytał, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- No nie wiem, ty mi powiedz.
USA odetchnął powoli i zamrugał kilka razy, by wyostrzyć wzrok. Co mu jest?
Jąkając się, z trudem spróbował sklecić zdanie:
- N-no bo... - przełknął ślinę. - Ja-a jak wiesz - wskazał na siebie. - w-wypiłem tego... - zawiesił się.
Minęło dobre 5 sekund, a on nadal się nie odzywał. Postanowiłem, że sam za niego dokończę.
- Sha- - przerwał mi, poprzez położenie mi palca na ustach.
- Shake'a - stwierdził dumnie. - Iii... chyba dopiero teraz - umilkł. - domyśliłem się, że był w nim alkohol.
Zszokowało mnie to. On naprawdę jest tak nieodpowiedzialny, że zamawia alkohol w środku dnia, nawet tego nie wiedząc?
- Zaraz - puściłem go, pozwalając mu stać samodzielnie. - Zrobiłeś to świadomie?
- Nie... - posmutniał. - Naprawdę nie chciałem tego zrobić, ale... - podrapał się w tył głowy. - prawdopodobnie nie doczytałem menu... - uśmiechnął się niezręcznie.
Boże, to musi być jakiś kiepski żart.
- Ale jakim cudem kelnerka nie kazała ci pokazać dowod- - jednak zaraz mnie olśniło. - A no tak. Jesteśmy krajami - zamyśliłem się. - A ty masz jakieś 400 lat.
- Właściwie to 400 od uzyskania niepodległości... - wskazał. - W zasadzie to mam jakieś 600 od mojego odkrycia...
Zamurowało mnie. Całe życie w kłamstwie.
- Czekaj... To czemu zawsze mówisz inaczej?
On tylko przewrócił oczami i cicho się zaśmiał, zasłaniając usta. Gdyby nie byłby pijany, to uznałbym, że było to co najmniej urocze.
- A ty byś się nie odmładzał, gdybyś miał szansę? - uniósł ciekawsko brew i ruszył powolnym krokiem przed siebie.
- W zasadzie to mógłbym, mam jakieś 90 lat, przejąłem po ojcu władzę w 1991 roku... więc... - pomyślałem chwilę, zanim powiedziałem, żeby nie wyjść na idiotę, który nie umie matematyki. - ... mogę równie dobrze mieć 30 lat...
- No i super - wyrzucił ręce w powietrze. - Przynajmniej nie będziesz się czuł jak staruch, gdy będziesz podawał innym swój wiek.
Wzruszyłem ramionami i go dogoniłem.
- No w sumie.. - zgodziłem się. - Ale ty chyba nie możesz tego powiedzieć, bo 400 to i tak ogromna liczba...
Przez chwilę milczeliśmy, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Wydawałoby się, że jest to idiotyczny powód do śmiechu, ale serio mnie to nie obchodziło. Najważniejsze teraz było to, że mimo ile mnie z nim dzieli, nadal możemy się dogadać i miło spędzić czas.
- Hah... Dobre.. - wyprostowałem się. - A tak wracając... Nawet jeżeli już wypiłeś, to nie czujesz się jakoś źle? Bo wiesz, niektórym po tym, to totalnie odbija - przypomniała mi się ta jedna impreza z Serbią, na której oberwałem patelnią. - Tak, niektórym to nawet bardzo - dodałem już szeptem.
- Nie, nie co ty! - zaprzeczył, krzyżując przy tym obie ręce. - Ja tylko przez jakiś czas mogę palnąć jakieś głupoty, ale to rzadko, a potem po prostu chce mi się spać - postukał się w głowę. - Mogę mieć słaby łeb, ale za to nie cierpię z tego powodu.
Przytaknąłem, po czym przyśpieszyłem kroku. Szczerze? Chciałem mieć już to całe śledztwo za sobą. Wtedy mógłbym skupić się na innych rzeczach, typu...
- Polepszaniu relacji z Ameryką? - przemknęło mi nagle przez myśl, za co się skarciłem. - Nie, on jest tylko moim... przyjacielem...? - uśmiechnąłem się i mimo iż się starałem, nie mogłem temu zaprzeczyć. - Naprawdę nieźle mi ostatnio odbija, jeżeli coraz bardziej chcę spędzać z nim czas, bez żadnego przymusu, jak już wcześniej zdążyłem stwierdzić. I do tego jeszcze uznaję go za przyjaciela. Cóż, fajnie, że udało mi się z nim dogadać, bo naprawdę - i tu nie żartowałem. - jest osobą, z którą bardzo przyjemnie spędza mi się czas i chciałoby się spędzać jeszcze więcej...
POV USA
Dotarliśmy pod sklep i mimo iż delikatnie kręciło mi się w głowie, zdołałem dostrzec co było za szybą. Książki i parę innych rzeczy.
Westchnąłem.
- To co? Widzę, że czeka nas powtóreczka z biblioteczki, hm? - spojrzałem na niego kątem oka.
- Najwyraźniej. Chodź, nie marnujmy czasu - stwierdził.
Zdziwiłem się.
- Marnujmy? Śpieszymy się gdzieś? - spytałem, przechylając lekko głowę na jedną stronę.
Chłopak przez chwilę nic nie mówił, jednak po chwili odparł niezręcznie:
- Przecież chciałeś chodzić po sklepach czyż, nie? - umilkł, jakby już skończył mówić, jednak potem zapytał trochę poddenerwowany. - A pewnie też będziesz sobie życzył, abym ci przy tym doradzał - stwierdził.
Uśmiechnąłem się. Uroczy jest.
- Jak ty mnie dobrze znasz... Mimo iż spotkamy się dopiero parę dni... Naprawdę mi to imponuje - stwierdziłem, lekko go krępując.
- Oj daj spokój - machnął ręką i delikatnie się zarumienił. - Przecież mówiłem ci już: To oczywiste, że jesteś zakupoholikiem. Widać to po twoim zachowaniu... - wzruszył ramionami. - Wiem jak jest z kobietami, a ty jesteś do nich czasami BARDZO podobny.
Wszedłem za nim do sklepu.
- Wiesz, nie wiem, czy brać to jako komplement, czy raczej obelgę...
On tylko się zaśmiał i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Zdecydowanie jako komplement - na te słowa lekko się zarumieniłem.
Byliśmy już w środku. Przywitała nas kasjerka.
- Dzień dobry, w czym mogę... - zaniemówiła, po czym szybko powiedziała. - O mój Boże... czy wy?
Zaśmiałem się cicho. Czasami naprawdę bawią mnie reakcje innych osób, gdy zobaczą kogoś "popularnego".
- Po pierwsze: tak, jesteśmy prawdziwi. Po drugie: tak, to dotyczy tej sprawy, o której wszyscy teraz trąbią - odpowiedział za mnie Rusek.
Kobieta tylko przewróciła oczami i powiedziała:
- Cóż, w takim razie, czego potrzebujecie? - spytała.
- Chyba sami poszukamy. Niech mi pani uwierzy, już i tak dużo osób jest w to wplątane - stwierdziłem.
Ona tylko przytaknęła głową i z powrotem usiadła za ladą.
- Jakby coś, niech panowie pytają! Pomogę! - wróciła do przeglądnięcia czegoś w komputerze.
Rozejrzałem się wokół. Tak jak stwierdziłem: pełno książek. Podszedłem do półki i zacząłem lustrować ją wzrokiem. Niestety obraz zaczął mi się trochę rozmazywać.
- Fuck - chwyciłem się za głowę. - To bardzo źle.
To co powiedziałem Rosji było poniekąd prawdą. Ogólnie nie odbija mi po alkoholu, jednakże tylko raz zdarzyło się, że miałem podobne zawroty głowy, po czym urwał mi się film. Potem jedyne co pamiętam, to to, że leżałem w samych bokserkach na balkonie. Do dziś nie rozwijałam tej sprawy... Mam tylko nadzieję, że dzisiaj nie stanie się to samo.
- Spójrzmy co tu jest... - jednak, po chwili zrezygnowałem, bo dostrzegłem coś lepszego. - Czy to...?
Na stole, obok książek leżała figurka jakiegoś bóstwa. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie była cała wykonana ze złota. Zaraz. Ze złota?
Wziąłem ją do ręki i lepiej się jej przyjrzałem. Nie no, nie wierzę. Odwróciłem ją spodem do góry.
"Przynależność Laosu. Nie dotykać.".
Była to figurka Buddy, która należała do Laosu. I to ta, która została mu niedawno skradziona. Ciekawe jak się tu znalazła? Zabije mnie, jeżeli jej nie zwrócę.
- Wait - przemknęło mi przez myśl. - Wcale nie muszę jej zwracać... Mogę ją przecież wykorzystać...
Jeżeli dobrze mi się wydaje, to Lao ma dobre relacje z Kubą, biorąc pod uwagę to, że jest komuchem. A wszyscy z dzisiejszych 5 komunistów, może i na nieszczęście, się ze sobą nawzajem przyjaźnią. Wydaje mi się nawet, że Kuba przystawia się do Azjaty, do którego należy owy przedmiot.
Uśmiechnąłem się wrednie. Postanowiłem, że wykorzystam ten fakt i porozmawiam o tym z Laosem. Jeśli zaproponuję mu figurkę w zamian za rozmowę z Kubą, to będę miał go w garści! Spojrzałem na telefon. Zero wiadomości. Ha! Tak zapatrzył się na rezultaty swojej gry, że zapomniał dopracować zasady...
Dumnie idąc z bóstwem podszedłem jeszcze raz do półki, by oglądać książki, gdy nagle coś we mnie pękło. To, co zamierzam zrobić, wydaje się nieodpowiednie. Laos nie zrobił mi nic złego, do tego jeszcze mnie przepraszał za siebie, Kubę i Wietnam, po tym wszystkim, co mi zrobili. A teraz chcę go jeszcze wykorzystać... Pewnie nawet sam wie o przekręcie niebieskoskórego... i nie sądzę, że mu się to podoba. Powinienem odpuścić, jednak... to co robi Kuba, wychodzi poza wszelkie granice.
Westchnąłem. Okej. Zrobię tak; postaram się go namówić na negocjacje z tą gnidą, a jeżeli to nic nie da, to zaproponuję mu zwrot jego wartości. W innym razie oddam mu ją bezinteresownie.
Uśmiechnąłem się. Podoba mi się, jakim człowiekiem się stałem.
POV Rosji
- Nic. Nic. Po kij tu waza. O, to jest ciekawe - mówiłem sam do siebie. - "Podboje Ottomanów"... - przeszły mnie ciarki i upuściłem książkę, jakby to było najgrosze zło na świecie.
Zamyśliłem się. Turcja był kiedyś potworem, które nosiło imię: Imperium Osmańskie. Może to zabrzmieć dziwnie, ale nie był to jego ojciec, ani nikt bliski, tylko on sam. To dosłownie, jakbym ja był wcześniej ZSRR, a potem złagodniał i stał się Rosją, którą jestem dzisiaj. Nieważne.
Tak czy inaczej, podbijał i niewolił wiele krajów bałkańskich, typu Grecję, Węgry, oraz oczywiście Serbię. Jednakże dzięki Polsce i jego husarii, udało się ogarnąć sprawę pod Wiedniem, co powoli doprowadziło do upadku żądnego krwi Ottomana, a powstania Turcji, którą znamy dzisiaj.
Jednakże niektóre rany zostają na zawsze. Trochę mi zajęło, ale w końcu Serbia powiedział mi, że to własne Turcja pozbawił go oka, jako skutek jedynego z jego powstań, w nadziei na odzyskanie niepodległości. Do dziś dziwię się, że mu wybaczył i udało im się poprawić relacje w taki sposób, na który nigdy bym nie wpadł. Jak już mówiłem, cieszę się ich szczęściem i mam nadzieję, że w tej chwili nic nie może tego zepsuć.
Odłożyłem księgę i wróciłem do poszukiwań. Po paru minutach uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie nie znajdę nic ciekawego w tym dziale i powoli przeszedłem do następnego.
To co tam zobaczyłem, dosłownie wywaliło mnie w kosmos.
- Ej Ame, pozwolisz tutaj? - spytałem chłopaka, który najprawdopodobniej był niedaleko.
On tylko podszedł i już zaczął się ze mną droczyć.
- "Ame"? Oj, Russia. Naprawdę polubiłeś zdrabnianie mojego imienia, co? - spytał.
Ja tylko obróciłem głowę lekko zażenowany i odpowiedziałem:
- Może - nie chciałem się z nim przekomarzać. - Spójrz na to. Pomożesz mi?
On tylko stał nieruchomo i powoli przesuwał wzrok z książki na książkę. Do tego strasznie pobladł. Zacząłem się niepokoić.
- Heejjj...? Wszystko dob-
- Taktak - szybko potwierdził. - Everything is fine.
Pokiwałem głową na znak, że na pewno wiem co mówi po angielsku. Haha, dobre...
- To czemu ty... - znowu nie było dane mi dokończyć.
- No bo nie spodziewałem się, że cały dział poświęcą twojemu staremu! Like, wow.
Pokiwałem głową.
- To może pomożesz mi wybrać coś co faktycznie mi się przyda. Bo wiesz, masz w końcu 600 lat - stwierdziłem.
- 400 - poprawił mnie. - No okej. Przecież po to tu jesteśmy, co nie?
Znajdowało się tutaj wiele książek na jego temat. Od zwykłych, opisujących XX wiek, po praktycznie opis życia prywatnego ZSRR. Trochę to przerażające.
Zadowolony, sam wybrałem jakąś opisującą wojny, w których brał udział, jedną o jego relacjach z innymi, oraz oczywiście tą o życiu prywatnym. Reszta była praktycznie taka sama.
- Co o tym sądzisz? - spytałem okularnika.
On spojrzał najpierw na swoje, potem na moje tomy, po czym stwierdził:
- Chyba te ci wystarczą, ale możesz wziąć jeszcze to - podał mi księgę w brązowej okładce. - Dokumenty, które zawarł. Może wydawać się to nieciekawe, ale uwierz mi, naprawdę się przyda.
Otworzyłem ją i szybko przejrzałem. Zauważyłem, że brakowało jednej strony.
- Ej, ale tu nie ma jednej karki. Ostatniej...
Spojrzał mi zza ramienia i zamarł ze zdziwienia. Po czym szybko wydał z siebie dźwięk zrozumienia.
- Aaaa... Wiem o co chodzi...
Czekałem, aż powie coś dalej, ale on milczał. Zapytałem więc:
- No o co? Oświecisz mnie?
Białoskóry, dotknął palcem wyrwanej kartki, nadal stając za mną. Był niższy, przez co praktycznie na mnie leżał, a ja nie mogłem zrobić nic innego jak tylko stać i poczekać, aż ze mnie zejdzie. Jednak moja twarz musiała dodać do tego jeszcze rumieniec, co dodawało mi jeszcze większego doła.
- Chodzi pewnie o dokument potwierdzający jego śmierć. No wiesz, musiał być usunięty z tej książki, bo pewnie wyjawiał mordercę, a my postanowiliśmy zachować go anonimowym, jak już ci wspominałem. Łapiesz? - zapytał, gdy skończył mówić.
Przytaknąłem głową i trochę się od niego odsunąłem. Czyli istnieje jakiś dokument, lub bardziej "testament", mojego taty. Że też musieli go ocenzurować. No cóż, w życiu nigdy nie było łatwo...
Miałem już 4 książki i jeszcze jedną w domu. Jednak nadal czułem, że czegoś brakowało. A! No przecież!
- USA, masz może coś o Zimnej Wojnie? Bo wiesz, zanim zacznę o niej z tobą rozmawiać, to muszę coś wiedzieć, prawda? - spojrzałem na niego.
On jakby zesztywniał ze strachu, przez co z trudem powiedział:
- Tak, tak, okej... - rozejrzał się. - Nic nie widziałem - uśmiechnął się. Kątem oka zdążyłem dostrzec, jak coś chowa za plecy.
Westchnąłem znudzony.
- Ameryka, wiem, że coś masz. Odpuścić i po prostu mi to daj - wystawiłem rękę w jego stronę.
- Nie wiem o czym mówisz... - stwierdził niewinnie.
Okej. To zaczyna mnie już denerwować.
- Słuchaj, daj ją i nie kłóć się.
Ameryka po tych słowach, przybrał jeden z tych swoich wrednych uśmieszków i iście przesłodzonym głosem, wypowiedział tylko dwa słowa:
- Zmuś mnie~
Poczułem jak się rumienię i już nie byłem w stanie stwierdzić czemu dzieje się tak, a nie inaczej. Dlaczego Ameryka działa na mnie w ten, a nie w inny sposób? Dlaczego mi się to podoba? Dlaczego mnie to... podnieca?
Zdenerwowany własnymi myślami, nie wytrzymałem i wypaliłem:
- Okej, sam tego chciałeś...
Rzuciłem się na niego i objąłem go ramionami. Dla jakiejś osoby przechodzącej obok, wyglądałoby to na co najmniej jakiś pseudouścisk, ale ja miałem inny zamiar. Wziąłem ręce pod jego pachy i zacząłem go łaskotać.
- C-co ty k-kuźwa robisz? Hahaha! - dławił się własnym śmiechem, po czym, już nie wytrzymując, wypuścił z rąk książkę.
Zostawiłem go i biorąc księgę w dłonie, krzyknąłem:
- Zwycięstwo!
Ameryka uspokoił oddech, po czym dodał już spokojniej:
- Tą rundę wygrałeś panie Russia. Ale to będzie mi ostatni raz, kiedy mnie pokonałeś!
Uśmiechnąłem się.
- Ooo?~ To oznacza, że masz ochotę na więcej?~ - ruszyłem sugestywnie brwiami.
On tylko strzelił buraka i szybko odparł:
- Cóż, przemyślę tą sugestię...
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Teraz już byłem w 100% pewny, że podoba mi się jego towarzystwo. Otarłem łzę.
- O-okej, ale tak na serio - uspokoiłem się i zmieniłem temat. - Czemu nie chciałeś mi jej dać?
On gdy się skapnął, że jestem w posiadaniu książki, niespodziewanie posmutniał. Po czym zaczął mówić drżącym głosem:
- S-słuchaj - podszedł do mnie bliżej. - Zimna W-wojna to dla mnie naprawdę ciężki temat. Nie chciałem, byś ją przeczytał, bo będzie tam wiele nieprzyjemnych dla ciebie rzeczy zarówno o twoim ojcu, jak i o mnie. A ja... - spojrzał mi prosto w oczy. - naprawdę nie chcę byś się do mnie ponownie zraził.
Lekko się uśmiechnąłem.
- Naprawdę ci tak na mnie zależy? - spytałem. - Myślałem, że zachowujesz dystans, gdy nawiązujesz nowe znajomości.
On tylko objął mnie rękoma i wtulił się w moją pierś. Odwzajemniłem uścisk. Chłopak zaczął coś szeptać w mój tors, a ja nastawiłem się, by wyłapać jego słowa. Usłyszałem tylko:
- Dla ciebie już całkiem go porzuciłem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top