❤ Rozdział 11 ❤
POV Rosji
- Hm? Mówiłeś coś? - spytałem go, gdy już się trochę rozluźniłem.
On tylko westchnął cicho i powtórzył pytanie:
- Spytałem się, czy wiesz po co jedziemy?
Pokiwałem głową. Już zapomniałem, że miałem mu to powiedzieć.
- W tym mieście, w galerii, znajduje się pewien ciekawy sklep. Jest tam pełno antyków, zwłaszcza z XX wieku, więc na pewno znajdziemy tam coś przydatnego - wytłumaczyłem.
Chłopak lekko zadrżał. Pewnie się stresuje przed tym co tam znajdziemy. Nie powiem, sam się trochę denerwuję. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to coś okropnego w stylu... "Twój ojciec zniszczył kilkanaście państw, by potem zginąć zostawiając to wszystko swojemu synowi!" i tym podobne...
Ameryka ponownie zabrał głos:
- A-a będzie okazja, by potem łazić po sklepach...? Bo chyba wiesz, że lubię kupić sobie coś fajnego...
Zaśmiałem się. Czasami wydaje mi się, że on myśli tylko o jednym...
- Dziwię się, że lubisz akurat coś takiego. Posiadasz naprawdę, niecodzienne fetysze.
On tylko wzruszył ramionami.
- Jest to dla mnie pewna forma relaksu i ucieczki od życia codziennego - stwierdził. - A ty, co takiego robisz, by się tak trochę... jakby to ująć... rozerwać?
Cicho westchnąłem i podrapałem się w tył głowy. Dla relaksu? Kiedyś urządzałam dzikie imprezy alkoholowe ze znajomymi i do tego strasznie dużo piłem poza nimi. Wtedy to było dla mnie pewnego rodzaju "atrakcją". Jednak po tym, jak przeszedłem na odwyk, nie robię już tego tak często. Właściwie jedyna rzecz, która jest teraz jakakolwiek ciekawa to...
- Często rozmawiam i spotykam się z Serbią - zamyśliłem się. - Fajnie z nim pogadać na różne tematy. Jest też zabawny, rozumie mnie, potrafi mnie pocieszyć...
Okularnik parsknął śmiechem. Podnosiłem jedną brew.
- Coś nie tak?
Amerykańczyk tylko się na to zaśmiał i stwierdził:
- Nic, nic - nadal był rozbawiony. - Po prostu bawi mnie to, z jaką pasją o nim mówisz. Podoba się tobie, czy co? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
Zostałem jakby porażony piorunem i od razu zaprzeczyłem:
- N-nie to nie tak! Jesteśmy tylko przyjaciółmi!
Ameryka nadal się śmiał. Wyprostował się na siedzeniu i skrzyżował ręce na piersi.
- Wiesz, bardziej mnie byś do tego przekonał, gdybyś nie czerwienił się na twarzy - wskazał na mnie.
Dotknąłem wspomnianą przez niego część ciała ręką. Kuźwa.
Westchnąłem.
- Okej. Może masz rację. Chyba mi się podoba - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na niego. - Albo raczej podobał, bo w sumie teraz jest już zajęt- - nagle zdałem sobie sprawę, co właśnie wygadałem i urwałem w pół zdania. Cholera. Jednooki mnie za to zabije.
- Tak?~ - zapytał takim tonem, w jakim miał zwyczaj denerwować innych. - A przez kogo?~
- NIEWAŻNE. Nie było tematu - stwierdziłem.
USA tylko wzruszył ramionami.
- Bo wiesz... jakbyś chciał, to mógłbym pomóc ci go odbić...~
Przeraziłem się. On tak na serio?
- Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł - stwierdziłem. - To prawda, bardzo go lubię, ale myślę, że jest szczęśliwy z tą osobą z którą jest - nie ukrywałem już tego. - Naprawdę nie chcę mu psuć życia i niepotrzebnie go ranić.
Białoskóry aż zaniemówił.
- Wow - zdołał tylko wykrztusić. - Naprawdę musicie być dobrymi przyjaciółmi... - po czym dodał szeptem. - Poniekąd mu zazdroszczę...
- Co tam mamroczesz? - dopytałem, nie będąc zupełnie pewny co miał na myśli.
- Nic, nic! - szybko zaprzeczył. - Po prostu fajnie, że masz z kim sobie pogadać... - spojrzał w okno.
- On nie jest jedyny... Z tobą też się w miarę przyjemnie rozmawia - stwierdziłem.
Amerykańczyk się uśmiechnął.
- Thanks - podziękował, po czym cicho się zaśmiał. - Wiesz, gdybyś powiedział mi to parę dni temu, uznałbym, że się ze mnie nabijasz.
- Ja bym pewnie pomyślał tak samo - odpowiedziałem. Po chwili namysłu, postanowiłem jednak pociągnąć poprzedni temat. - A w sprawie tak zwanego: "crush'a", - zrobiłem cudzysłów rękoma. - też się tobie ktoś kiedyś podobał?
USA tylko odwrócił głową i lekko nią pokiwał.
- Uuu~ A kim jest ten szczęściarz... - po chwili namysłu jednak zmieniłem zdanie. - ...albo raczej nieszczęściarz?
- Oj daj spokój... - machnął ręką. - Nawet jeżeli bym ci powiedział, to i tak byś mi nie uwierzył, a potem byś mnie pewnie zamordował.
- Tak...?~ - podniosłem ciekawsko brew.
Chłopak zawahał się chwilę, po czym spojrzał na mnie. Nie dawałem za wygraną.
- ZSRR - wydusił tak szybko i cicho, na ile pozwalały mu płuca.
POV USA
No i poszło. Już widzę moją krew rozbryzgującą się po tym wagonie, oraz ludzi wyskakujących przez okna tylko po to, by nie zostać kolejną ofiarą przemocy Ruska.
Nagle ciszę tą przerwał śmiech. Szczery, głośny śmiech. Rusek śmiał się, jakby nigdy nic nie zaszło. Czasami zastanawiam się, czy aby na pewno ten alkohol co kiedyś przyswajał w ogromnych ilościach, nie zaszkodził mu na późniejsze lata. Ale raczej nie wziął mojego wyznania na poważnie.
- D-dobre - zdołał wykrztusić. - Tym razem z-zdołałeś mnie nabrać - wydusił pomiędzy przerwami w śmiechu.
Zaśmiałem się niezręcznie.
- Tak, haha... - kuźwa. - A wiesz co by byłoby jeszcze śmieszniejsze?
- Hm?
- Gdybym faktycznie cię okłamał - dopowiedziałem.
Czerwonoskóry zaniemówił.
- To też jest żart, tak? - zapytał już zupełnie nie wiedząc jak ma na to zareagować. - Pewnie zaraz wyjdzie jakiś facet i krzyknie mi prosto w twarz "Mamy cię!", czy coś w tym stylu i okaże się to częścią jakiegoś programu, mam rację? - wyrzucił ręce w powietrze.
Pokiwałem przecząco głową.
- Nie, mówię prawdę - stwierdziłem poważnym tonem.
Russia odetchnął i oparł się na siedzeniu. Przez chwilę nie powiedział ani słowa, zapewne nadal trawił tą sytuację. Kurde, niezręcznie.
Nagle odezwał się niespodziewanie:
- Okej, spoko, rozumiem - nie wiedział co ma powiedzieć. - Ale powiedz mi tylko: "Jakim cudem?". Przecież była ta cała wojna nuklearna! Do tego kochał ustrój, którego ty nienawidziłeś! Jak?!
Odetchnąłem.
- Słuchaj, podczas II wojny światowej był bardzo wpływowym i potężnym krajem. Naprawdę dobrze walczyło się z nim ramię w ramię przeciwko III Rzeszy. Nie powiem, strasznie mi to imponowało - zrobiłem pauzę. - Jednak po tym, gdy pokonaliśmy tego nazistę, pokazał swoją prawdziwą naturę...
- Okupacji, władzy i zaciekłej konkurencji? - dokończył za mnie. - W sumie, jak to stawiasz w takim świetle, to naprawdę się tobie nie dziwię - zamyślił się. - Ale to oznacza też, że gustujesz w krajach bardziej "władczych".
- Można tak ująć - przewróciłem oczami. Cieszę się, że jakoś przyswoił tą informację.
Wtedy na twarz Ruska wpłynął wredny uśmiech i spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
- O co ci...? - zacząłem, ale on zaraz mi przerwał.
- A jest ktoś, kto ci się aktualnie podoba? - zapytał ruszając sugestywnie brwiami.
Spojrzałem na niego, lekko się rumieniąc.
- Właściwie to tak... - wyszeptałem. - Ale nie chcę ci mówić, bo pewnie dobrze znasz tą osobę, a nie chcę byś jej coś wygadał.
- A możesz dać chociaż jakieś wskazówki? Jakiekolwiek?
- Ta osoba jest dobrze umięśniona, wysoka, jest Słowianinem, do tego nosi uszankę i siedzi obok mnie. Mam dalej wymieniać? - opisałem go sobie w myślach, o mało nie mówiąc tego na głos. Nie mogłem mu jednak powiedzieć, co naprawdę odczuwam, bo pewnie uznałby, że jestem wariatem, a do tego sam nie jestem pewny, czy moje uczucia do niego są prawdziwe, czy jestem tylko po prostu skołowany.
- Jest to kraj słowiański. Tyle powinno ci wystarczyć - próbowałem zakończyć temat.
Chłopak w czapce się zaśmiał.
- Chyba masz jakieś fetysze do krajów słowiańskich - bardziej stwierdził, niż zapytał. - Próbowałeś szukać w innych grupach językowych?
- Nie - zaprzeczyłem. - To raczej przychodzi samo.
- Rozumiem - pokiwał głową.
Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Już chciałem wyciągnąć telefon, gdy nagle mój towarzysz wstał. Odwrócił się do mnie i powiedział:
- Chodź już, za dwie minuty nasza stacja.
POV Rosji
- Kraj słowiański, tak? Ciekawe o kogo chodzi...
Znajdowaliśmy się właśnie przed wcześniej wspomnianym centrum handlowym. Powoli przeszliśmy przez drzwi obrotowe, gdy naszą uwagę zwróciły wielokolorowe przedmioty zaprezentowane przez właścicieli sklepów na wystawach. Robiło to na mnie niemałe wrażenie, bo ostatnio nie miałem zbytnio czasu, by wyjść gdziekolwiek do jakiegoś ciekawego miejsca. Spojrzałem kątem oka na USA. Chyba już był w swoim żywiole.
- To wygląda całkiem nieźle, to też, to w sumie też niegłupie - chodził od sklepu do sklepu.
- Nie zapominaj po co tu jesteśmy - przypomniałem mu i wszedłem na ruchome schody.
- Oj tak wiem - machnął ręką. - Ale możemy pójść chociaż coś teraz zjeść? Nie jadłem od rana nic oprócz kawy.
- W sumie nie widzę przeszkód - wzruszyłem ramionami.
Minąłem kilka sklepów, nawet się im nie przyglądając. Jednak Ameryka miał inne zamiary. Przy każdym zatrzymywał się chociaż na chwilę, trochę mnie spowalniając. Tak to jest jak weźmiesz "babę" na zakupy.
- Hej Amcia podejdziesz tu? Muszę cię o coś zapyt- - właśnie teraz do mnie dotarło w jak niedorzeczny sposób zdrobniłem jego imię. - Przepraszam.
Chłopak się tylko zaśmiał i od razu do mnie podszedł.
- Nic się nie stało. Przecież ja na ciebie cały czas mówiłem "Rosyjka", Rosyjko - uśmiechnął się i spojrzał na mnie znad okularów.
- Niby tak... Ale ja tak nie robię... - co było prawdą, nie używam zdrobnień. No dobra, przyznam się, mówię czasami na Serbię, "Serbuś", czy coś podobnego, ale tylko, by go trochę zdenerwować. Jednak to było, zupełnie coś przeciwnego. Nie próbowałem go zdenerwować, tylko żeby go... połechtać...? Potrząsnąłem głową. Nie, nie mogę myśleć w taki sposób.
- Okej - ruszył przed siebie. - A o co chciałeś zapytać? - zaczął iść tyłem.
Zastanowiłem się chwilę. Hmm... Jakby to ująć w słowa...
- Czego nie chciałeś mi powiedzieć przy Japonii? - zapytałem. - Bo ponoć ustaliliście coś na spotkaniu bez mojej zgody.
Chłopak podszedł do mnie i ewidentnie próbował jakoś zacząć mi to tłumaczyć, ale chyba miał spory problem ze sklecieniem jakiejś sensownej wypowiedzi.
- Po tym jak twój ojciec został zamordowany przez pewną osobę, ustaliliśmy, że zataimy to przed tobą.
Co takiego? Nie to jest chyba jakiś kiepski żart.
- Czyli chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że kryliście przede mną mordercę, bym nie mógł wymierzyć mu sprawiedliwości? Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to przeciwko prawu, tak?
- Tak, tak, wiem - zapewniał mnie. - Ale uwierz mi, został odpowiednio ukarany. Przecież sam tam byłem - położył mi rękę na ramieniu. - Zgadaliśmy się tak tylko, by uniknąć szoku i chęci zemsty przez ciebie na nim.
- Okej, niby rozumiem, ale... - już dochodziliśmy do tej strefy w centrum handlowym, w której znajdowały się restauracje. - to znaczy, że wszyscy wiecie, kto jest oprawcą, co jest oczywiste i nadal to przede mną ukrywacie, mimo iż powiedzieliście na spotkaniu, że zniszczyliście wszystkie papiery na temat zabójstwa mojego ojca. I gdybyście mi powiedzieli, to i tak wam bym nie uwierzył. Sam tak przecież powiedziałeś - spojrzałem lekko zdenerwowany. On coś ukrywa. - Ale jeżeli zniszczyliście wszystkie papiery, to jakim cudem podpisaliście i posiadacie umowę, która obowiązuje po dziś dzień?
Coś mi tu ostro śmierdziało. Na spotkaniu nikt nie chciał powiedzieć ani słowa, a gdy już prawie udało mi się wyciągnąć od nich cokolwiek, Ameryka wyjechał z tym "brakiem dokumentów". W co on się takiego bawi?
Chłopak jednak milczał. Nie powiedział ani słowa. Sam nie wytrzymałem i postanowiłem zmusić go do gadania.
- Słuchaj - złapałem go za ramię, tym samym go zatrzymując. - Dlaczego mnie okłamałeś? Kogo właściwie bronisz?
Chłopak szybko zamrugał oczami i szybko przeleciał mnie wzrokiem. Nie wiedział kompletnie, jak się wybronić przed moimi oskarżeniami. Zamiast tego, zrobił coś, czego w ogóle bym się nie spodziewał.
Od tej pory stałem, w samym centrum galerii, z Ameryką wtulającym się w mój tors.
POV USA
- Przepraszam... - sam nie wiem, co mnie opętało, gdy się w niego tak wtuliłem. Chyba tego potrzebowałem.
Chłopak bez słowa odwzajemnił uścisk i zaczął mnie gładzić po plecach. Przeszedły mnie przyjemne dreszcze. Dałbym teraz wszystko, by tylko mnie nie puszczał i pozwolił pozostać w jego ramionach na zawsze. Czułem się tu tak miło i swobodnie.
Pozwolił mi jeszcze na chwilę rozkoszy, po czym z wielkim żalem zadecydowałem się go puścić. Uciekałem przed nim wzrokiem.
- Wybaczam ci, ale wiedz, że i tak będziesz mi to musiał wytłumaczyć - próbował zachować opanowanego, jednak było słychać jego drżący głos.
- Czy on też przeżywał to tak samo jak ja? - zadałem sobie to pytanie. Jednak po chwili stwierdziłem, że histeryzuję i zapewne jest to tylko moja wyobraźnia.
- Tak, tak, wiem - zacząłem. - A więc powiedziałem tak wtedy, bo... - próbowałem chociaż udawać opanowanego, jednak nadal myślałem o tym nieznajomym uczuciu, którego doznałem przed chwilą i które wywołało u mnie tak skrajne emocje. - ...bo chciałem kryć zabójcę, tak jak wszyscy i myślę, że inni zrobiliby tak samo. W przeciwnym razie, by mi zabronili, bo na tym polegała nasza ustawa.
Russia pokiwał głową. Po czym obrócił się i wszedł do jednej z restauracji. Czy on się na mnie obraził? Chyba nie... Ale tak, czy inaczej, powinienem pohamowywać swoje odruchy, jeżeli jeszcze zależy mi na utrzymywaniu z nim dobrych relacji.
Pobiegłem za nim i przysiadłem się do wybranego przez niego stolika. Wziąłem menu i spytałem:
- To... co chcesz jeść? - było strasznie niezręcznie.
- Nie wiem, wezmę cokolwiek, a ty?
Wzruszyłem ramionami.
Nie minęło sporo czasu, a podeszła do nas kelnerka. Rusek zamówił jakąś zupę, a ja shake'a pitajowego. Nie obyło się bez uwag wyższego chłopaka.
- Znowu shake? Myślałem, że byłeś głodny - uśmiechnął się.
- Noo... niby tak, ale to powinno mi wystarczyć, nie jestem aż tak wybredny - stwierdziłem i wyciągnąłem telefon.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przyglądał się moim poczynaniom.
Włączyłem komórkę i przeczytałem wiadomość.
K: Dokąd jedziesz?
Była wysłana prawie pół godziny temu. Niedobrze.
A: Nie twój interes.
Od razu otrzymałem odpowiedź.
K: Nieważne. I tak już wiem.
Nie wytrzymałem i napisałem:
A: Skąd? Śledzisz mnie czy co?
K: Nie myśl sobie, że jesteś tak trudny do wykrycia, USA. Amator by cię potrafił namierzyć.
Parsknąłem. Boże, gdyby zabijanie było legalne, dawno już bym go ukatrupił.
A: Czegoś chcesz?
K: Tak. Właściwie to mam już cel.
Przeraziłem się. Mam nadzieję, że tą osobą nie będzie mi nikt bliski, bo inaczej...
A: Kto to?
Dostałem odpowiedź:
K: Powiem ci tyle, że ta osoba znajduje się w tym samym miejscu co ty i najprawdopodobniej się na ciebie spogląda.
Spojrzałem na Ruska i się blado do niego uśmiechnąłem. Żeby on teraz wiedział, jakie ja piekło aktualnie przeżywam. Naprawdę nie chcę go krzywdzić. Po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Nie mogę na to pozwolić... ale też nie chcę, by Kuba zdradził mu zabójcę... Byłem w kompletnej rozterce.
Ale jednego byłem już pewny. Zabiję tego komunistę.
A: Dlaczego robisz to wszystko?
Teraz minęła chwila zanim uzyskałem odpowiedź.
K: Stwierdziłem, że skoro nie mogę popsuć ci relacji ze wszystkimi na raz, to zniszczę ci znajomość, która aktualnie znaczy dla ciebie najwięcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top