❤ Rozdział 8 ❤
16 VI 2019 r.
POV Rosji
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, które zdołały przedostać się przez okno. Nie minęło parę sekund, a skapnąłem się, że nie dość, że nie byłem w swoim łóżku, to także nie miałem na sobie koszuli.
- O nie - przeraziłem się.
Rozejrzałem po pomieszczeniu. Byłem sam w jakimś pomieszczeniu, które do złudzenia przypominało coś w rodzaju pokoju gościnnego, lub bardziej składzika.
- Co jest do cholery? - zapytałem sam siebie.
Usiadłem na łóżku i złapałem się za skronie. Próbowałem ze wszystkich sił przypomnieć sobie, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, ale nie ważne jak bardzo się starałem, nic z tego nie wychodziło.
Gdy już miałem zrezygnować, nagle, jak trafiony piorunem, przypomniałem sobie wszystko. Dosłownie wszystko.
15 VI 2019 r. 20:00
Minęło dosłownie kilka minut, a ja nadal trzymałem USA w objęciach. Zacząłem nawet go gładzić po plecach. Na początku, gdy tak niespodziewanie się na mnie rzucił, czułem się naprawdę niezręcznie. Jednak teraz... z wielką niechęcią muszę przyznać, że było to nawet przyjemne... Wiedza, że tym go pocieszam... dawała mi jeszcze większą satysfakcję.
Powoli, Ameryka się ode mnie odkleił i spojrzał mi w oczy. Bez słów przyłożyłem mu swoją rękę do policzka i kciukiem zacząłem ocierać jego łzy. Chłopak na mój gest lekko się zarumienił i położył swoją rękę na mojej. Odwróciłem wzrok, czując się lekko zdezorientowany.
USA zaśmiał się cicho pod nosem, po czym delikatnie zabrał moją dłoń ze swojej twarzy.
- Dzięki - powiedział. - Ale lepiej przestań to robić, bo zaczyna to wyglądać trochę pedalsko.
- Racja - zgodziłem się. Mogłem go przytulić, ale to, jak zaczynałem go wycierać, faktycznie zaszło za daleko.
Wstałem z łóżka i podszedłem w kierunku biurka, by wziąć pudełko chusteczek, które potem podałem Ameryce.
Chłopak bez słowa wziął je i zaczął wycierać pozostałości łez, jak i wydmuchał nos. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz pokoju.
- Czekaj! - rzucił za mną USA. - Odprowadzę cię.
Skinąłem głową na znak, że nie mam nic przeciwko.
Podbiegł do mnie i przez kilka sekund szliśmy obok siebie w milczeniu.
- Słuchaj... - zagaiłem. - Na pewno nie potrzebujesz pomocy w sprzątaniu tego całego syfu? - spytałem uprzejmie.
- Nie, spoko dam radę - zaprzeczył. - W końcu nie jest tak źle. Ogarnięcie tego zajmie maksymalnie godzinę, a sam już i tak pomogłeś przygotowując to wszystko - stanął za mną przy drzwiach i westchnął. - Wiesz... naprawdę się cieszę, że nareszcie znalazłem osobę, która mnie w jakimś stopniu rozumie...
Spojrzałem na niego. Bawi mnie to jak łatwo mi zaufał po tym co się stało. Jednakże... przechodzi ostatnio o wiele więcej niż ja, a do tego nie ma się komu zwierzyć, a nawet odezwać bez żadnych podejrzeń. Myślę, że dobrze postąpiłem przychodząc tutaj. Sądziłem, że nic nie zyskam... a właściwie... Zyskałem coś w rodzaju kolegi...?, przyjaciela...? Dobrze, że skończyło się to tak, a nie inaczej. Poklepałem go po plecach i uśmiechnąłem się.
- Cała przyjemność po mojej stronie - stwierdziłem bez żadnego sarkazmu. - Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
Otworzyłem drzwi.
- Ale jeżeli pozwolisz, będę się już zbierał... - wyszedłem. - Jest już po 20-
Automatycznie, gdy to powiedziałem, lunęła na mnie woda.
- Co jest?!- - cofnąłem się z powrotem do środka wpadając przy tym na USA.
Złapałem się za głowę i próbowałem z całych sił wyostrzyć kręcący się przede mną obraz. Kiedy mój wzrok zaczął powoli wracać do normy zauważyłem, że leżę na podłodze. A właściwie... nie tylko na podłodze.
- Jesus! How much do you weight!? - praktycznie to wykrzyczał próbując się z pode mnie wyczołgać.
Patrzyłem na niego przerażony. O kurde.
Szybko wstałem.
- Sory... Żyjesz...? - zapytałem zakłopotany.
Ameryka łapczywie wciągnął z powrotem powietrze. Nadal leżał na podłodze. I był tak samo jak ja przemoczony. Głupio mi się zrobiło, że tak wyszło. Mogłem wyjść szybciej, od razu gdybym z nim pogadał i wtedy ominęłaby mnie ta niechciana sytuacja.
- Nie, umarłem - powiedział z sarkazmem, po czym podniósł się do siadu. - Ale do tego dzięki tobie przeciekam wodą.
Westchnąłem i ponownie wyjrzałem zza drzwi. Tym razem nie dostałem wodą prosto w twarz. Przyjrzałem się dokładniej temu, co się działo na dworze. Rozpadało się. I to do tego całkiem mocno. Ściana wody przysłaniała praktyczniejsze cały mój widok. Jedyne co można było dostrzec, to światła oświetlające pustą drogę, na którą nawet typowe nocne marki nie odważyły się wyjść. W tle znajdowały się inne budynki, jednakże było widać tylko ich zarys, gdyż zakrywała je gęsta mgła spowodowana ulewą.
Ponownie zamknąłem drzwi wejściowe i obróciłem się w kierunku niższego. Faktycznie, przeze mnie był równie tak samo mokry. Tylko on w przeciwieństwie do mnie, miał jakieś ciuchy do przebrania.
- No to będę musiał jakoś szybko to przebiec... - zamyśliłem się i powoli obróciłem się w jego kierunku. - Chyba, że masz parasol...
Amerykańczyk zaśmiał się nerwowo i i kiwając głową zaprzeczył.
- Kanada ostatnio go zepsuł, gdy tu był - zaśmiał się nerwowo. - Sam nie wiem jak to zr-
Nagle jego wypowiedź przerwał ogłuszający trzask pioruna. W domu nagle z wielkim hukiem wysiadł prąd i zrobiło się całkowicie ciemno.
- Co tu się odjaniepawla? - to była jedyna rzecz, która mi w tej sytuacji przyszła do głowy.
Chłopak, który stał przede mną, a którego nie widziałem, westchnął i wyciągnął telefon włączając w nim latarkę. Sam zrobiłem to samo.
- Czy to normalne? - spytałem.
- Na pewno normalne, gdy w twój dom trzaśnie piorun - odpowiedział. - Zaczekaj tu. Pójdę sprawdzić korki w piwnicy.
Tak jak powiedział, tak też zrobiłem. Rozejrzałem się po przedpokoju. Gdy jedynym źródłem światła jest latarka w telefonie, wszystko wokół staje się 10 razy mroczniejsze. Ze strachu, że w ciemności może coś czyhać, zmysły człowieka się wyostrzają, co z kolei prowadzi do wytwarzanie przez umysł niestworzonych obrazów. Wymyślone stworzenie mogą stanowić potencjalne zagrożenie przez co organizm wpada w panikę. Wziąłem głęboki oddech i skierowałem się do salonu. Tam przynajmniej jest jaśniej...
POV USA
Zacząłem powoli schodzić po schodach. Każdemu mojemu krokowi towarzyszyło charakterystyczne skrzypienie. Poza moją latarką, nie było żadnego innego źródła światła. Wszędzie gdzie poświeciłem, widok zasłaniał stos gęstych pajęczyn.
- To miejsce zapewne pamięta jeszcze czasy George'a Washington'a...
Kiedy dotarłem na dół, skierowałem się na lewo w kierunku skrzynki rozdzielczej (bo z tego co pamiętałem, tam ostatnio ją widziałem).
Stanąłem przy niej i jednym pewnym ruchem ją otworzyłem.
- Cholera... - przeklnąłem pod nosem. - Wszystko przypalone... - zamknąłem ponownie urządzenie. - Trzeba będzie zadzwonić rano po naprawę, bo teraz podczas takiej burzy na pewno nie przyjadą.
Nagle usłyszałam jakiś piskliwy dźwięk, który był poprzedzony dźwiękiem tłuczącego się szkła. Chwyciłem pierwszy lepszy klucz do naprawy na półce i krzyknąłem w ciemność:
- Kto tam?!
Nie otrzymawszy odpowiedzi, podniosłem głos jeszcze raz:
- Nie ukrywaj się! Wiem, że tam jesteś! Show yourself!
Jak na zawołanie, osoba, bądź stworzenie wkroczyło w zasięg mojej latarki, przy akompaniamencie dźwięku skrobania o podłogę. Trzęsąc się ze strachu, przełknąłem ślinę przygotowując się na to co zobaczę. Mam nadzieję, że nie jest to jakiś potwór rodem z horroru.
Stworzenie wkroczyło w snop bladego światła. A okazało się być...
...
Myszą.
Małą, białą myszką.
Zwierzaczek usiadł dosłownie metr ode mnie i ciekawsko przechylił główkę, wpatrując się we mnie czarnymi oczkami. Ruszało przy tym zabawnie noskiem, zapewne próbując zidentyfikować pochodzący ode mnie zapach. Siedziało tak, dosłownie parę sekund, by po chwili zacząć wycierać swój nosek łapkami.
- Aww... - ukląkłem przy gryzoniu. - Zgubiłeś się maluszku? - zapytałem z troską. - A pomyśleć, że miałem cię za jakiegoś piwnicowego potwora... - wyciągnąłem rękę i podrapałem stworzonko za uchem.
Zwierzę jak tylko je dotknąłem niebezpiecznie drgnęło. Jego źrenice zwężyły się i wyszczerzył swoje białe, ostre ząbki. A raczej kły.
- Co do choooo-!!
Mysz zwinnie wskoczyła mi na twarz i z wściekłością oraz przy charakterystycznym pisku, zaczęła wydrapywać mi liczne rany. Chwyciłem ją i z całej siły rzuciłem ją przed siebie w głąb piwnicy.
- Kuźwa...
Dotknąłem swojej twarzy. Bolało jak cholera.
- Mysz-hipokryta... Mam tylko nadzieję, że nie była czymś zarażona...
Zacząłem powoli wtaczać się po schodach. Straszne jest to, jak nawet małe, niewinne zwierzątko może okazać żądnym krwi zabójcą...
POV Rosji
Rozejrzałem się po salonie. Poza latarką oświetlającą przestrzeń przede mną, jedynym źródłem światła były okna znajdujące się w pomieszczeniu.
- Trzeba będzie to jakoś rozjaśnić - spojrzałem na telefon. - Poza tym mam tylko 5% baterii...
Podszedłem do pierwszej losowej szafki i zacząłem po omacku szukać czegoś, co przydało się do oświetlenia domu. Nic przydatnego.
Zajrzałem do kolejnej, ale znalazłem tylko parę prześcieradeł i... ręczników! Wyciągnąłem dwa. Chociaż będę miał się czym wytrzeć.
Spojrzałem do następnej. Trafiłem tam na kilka miękkich, nieokreślonych przedmiotów. Ale byłem pewny, że znajdowało się w niej coś więcej. Grzebałem w niej tak długo dopóki moją ręka nie natrafiła na coś podłużnego... i do tego mokrego...? A raczej woskowego...
Wyciągnąłem powoli ten przedmiot i oświetliłem go. Okazał się być świeczką. Rzuciłem okiem jeszcze raz do środka. Było ich tam co najmniej tuzin.
W sumie, nie ma nic innego, czym mógłbym oświetlić pomieszczenie...
POV USA
Będąc przy wyjściu z piwnicy zauważyłem blady snop światła pochodzący z salonu. Czyżby jednak prąd wrócił? A może Rusek znalazł coś, czym można by oświetlić pokój?
Stanąłem w korytarzu i zamurowało mnie. Praktycznie na każdej półce stało po jednej zapalonej świeczce. Od razu zrobiło się jaśniej i... niezręczniej.
Spojrzałem na Rosję. Ten jakby nigdy nic, nawet nie zwracając na mnie uwagi, wycierał się ręcznikiem i wykręcał koszulkę przesiąkniętą wodą.
Po chwili zwrócił na mnie uwagę.
- O jesteś już! - powiedział entuzjastycznie. - To nie tak jak sądzisz, po prostu nie było czym innym oświetlić salonu, a widząc, że nie udało się tobie naprawić korków, to była to najlepsza... - jego twarz pobladła, a jego źrenice nagle się zwężyły. - Co ci się stało w twarz?
- To nic takiego, tylko... - dotknąłem wspomnianej przez niego części ciała i spojrzałem na rękę. Była cała we krwi. - ...małe zadrapanie...
Podbiegłem prędko do kuchennego zlewu i przemyłem się facjatę zimną wodą. Rosjanin już stał przy mnie i podał mi ręcznik, który wcześniej leżał na stole.
- Dzięki... - wytarłem się, wliczając w to resztę ciała, bo nadal byłem mokry. - I tak będę się musiał przebrać...
Zwinąłem przedmiot w kulkę i rzuciłem z całej siły na kanapę, stojącą nieopodal w salonie, który graniczył z kuchnią. Sam podszedłem do jednej z szafek i wyciągnąłem butelkę wody utlenionej i waciki, by zdezynfekować ranę, zanim doszłoby do infekcji. Namoczyłem kawałek waty i wtarłem to w twarz. Piekło, ale przynajmniej teraz jestem pewny, że nie nabawię się przez tego szczura/myszy jakiegoś choróbska. Odkładając first aid kit, czułem jak wyższy przyglądał się mi z ciekawością, jakby nigdy nie widział osoby poranionej.
- Czyli co? Nie przestało jeszcze padać? - zapytałem, kierując swoje kroki do salonu.
- Jak widzisz: nie. I mam takie pytanie... - Rusek podszedł do blatu w kuchni, podczas gdy starał się złożyć jedno (chyba) proste pytanie. - ...czy mógłbym tutaj zostać, póki nie przestanie lać?
- Spoko - odpowiedziałem wyciągając chleb. - Przecież nie mógłbym cię wywalić w taką pogodę. Jeszcze walnąłby cię piorun i wyszedłbym na jakiegoś sadystę... - uciąłem. - ...lub mordercę.
- Dzięki - powiedział i pokierował swoje kroki do łazienki. - To ja teraz pójdę wysuszyć koszulkę, jak pozwolisz, bo w przeciwieństwie do spodni... pogoda nie pozostawiła na niej suchej nitki.
- Mhm... - pokiwałem lekko głową, wyciągając masło.
Gdy już zostałem sam, zacząłem smarować chleb. Wyciągnąłem dodatkowo z lodówki parę innych rzeczy, typu ser, czy szynka. Może na imprezie było sporo jedzenia, ale nie "zdążyłem" nic skonsumować. A nie będę jeść tego śmieciowego żarcia, sama myśl o nim przyprawia mnie o mdłości. Można powiedzieć, że się odchudzam... ale nie zawsze to wychodzi.
Podszedłem do stołu i zacząłem jeść przygotowany posiłek. Muszę przyznać, że był nawet dobry.
Czułem się trochę nieswojo. Niecodzienne jest to, że jesz samemu kolację, w dodatku przy świecach i gdy w twoim domu znajduje się osoba, której do tej pory czułeś nic, poza nienawiścią i obrzydzeniem.
Minęło kilka minut, a ja nadal nie widziałem, żeby Rosja dał przez ten czas dał jakikolwiek znak życia. Nie mówiąc już o wyjściu z łazienki. Mam nadzieję, że niczego tam nie zepsuł, a teraz stara się po cichu naprawić sprawę.
POV Rosji
- Niech to szlag! - przeklnąłem pod nosem.
Podczas szukania czegoś do osuszenia materiału (nie licząc wcześniej znalezionych ręczników), znalazłem suszarkę. Niestety, gdy wziąłem ją do rąk wymsknęła mi się na podłogę i połamała w paru miejscach. Chyba mam jednak mam dziurawe ręce, jak twierdził Ukraina. Co ja takiego mam teraz zrobić?!
Starałem się pozbierać i poskładać kawałki przedmiotu z powrotem, ale kończyło się to jeszcze większym bałaganem. No cóż.. będę musiał mu ją odkupić.
Nagle, niespodziewanie kichnąłem, starając się zasłonić usta ręką. Jedno jest pewne: nie mogę zostać w tym mokrym t-shirtcie, bo nabawię się jeszcze jakiegoś niechcianego choróbska i nie będę mógł wychodzić z domu i prowadzić dalej dochodzenia, co jednak było jednym z moich ważniejszych obowiązków. Będę musiał się przebrać... ale przecież nie mam ciuchów...
Westchnąłem. Więc będę musiał załatwić na staroświecki sposób, chociaż wiem, że nie spodoba się to gospodarzowi.
POV USA
Już powoli przysypiając, usłyszałem charakterystyczne skrzypienie drzwi, dochodzące z łazienki. Oho, ciekawe czy uporał się z suszeniem?
W korytarzu rozległy się powolne uderzenia stóp o posadzkę, tak jakby osoba je wydająca, bała się, że wpadnie na rzecz znajdują się spoza jej pola widzenia. Lub po prostu bardzo opóźniała swoje przyjście.
Powoli, w snop światła wstawił się kraj, który miał zamiar zostać dzisiaj tutaj na noc. Po chwili widziałem go już w pełnej okazałości.
Wszystko byłoby w stu procentach normalne, gdyby miał on na sobie koszulkę. Patrzenie na niego bez niej, w dodatku, gdy ma on, niespodziewanie, umięśniony tors, było co najmniej niezręczne. Sam chciałbym taki mieć... i poniekąd mu zazdrościłem. Posiadanie takiego ciała wymaga lata ćwiczeń, diety, dbania o nie...
Nagle poczułem jak pieką mnie policzki. W dodatku patrzyłem się na niego przez kilkanaście dobrych sekund, co mogło pogorszyć sytuację. Zakryłem usta, żeby nie było po mnie widać zakłopotania i rumieńców. Matko, Ameryka, weź się w garść! Przecież nie raz widziałeś mężczyznę bez bluzki! Na przykład na basenie, czy w lato... nie ma się co wstydzić.
Zaraz, zaraz. Co ja właściwie chcę sobie udowodnić? Chyba nie to, że...
Russia widząc, że patrzę na niego, odwrócił głowę zdezorientowany i zapytał cicho:
- To okej, jeżeli będę bez t-shirta? Bo suszarka... - zaczął niezręcznie.
- Mhm. T-tak. Pewnie. Nie mam nic przeciwko. Nic nie szkodzi. Tak jest dobrze. Nawet bardzo. Serio - szybko potwierdziłem pojedynczymi zdaniami. Kurwa, co?
- Hehe... Okej... - zaśmiał się niezręcznie i usiadł obok mnie. - Udam, że tego ostatniego nie słyszałem... - dodał szeptem. - Chciałem się na początku spytać, czy pożyczyłbyś mi jakąś na zmianę, ale wiedząc, że jesteś ode mnie mniejszy, to pewnie nic byś nie miał. Oraz pewnie i tak być mi nie dał, bo... powody. Jestem wdzięczny, że mogę u ciebie przenocować. Naprawdę uratowałeś mi tym dupę. Chciałem jeszcze spytać gdzie właaa... C-co ty robisz?
Podczas wylewu słów trójkolorowego, moja ręka niebezpiecznie powędrowała na jego umięśnioną klatkę piersiową. Zacząłem ją gładzić. Była tak dobrze wyrzeźbiona i do tego tak gładka i przyjemna w dotyku... Kurwa, co ja jestem? Jakimś jebanym pedofilem? Nie... Chociaż w sumie... jestem od niego jakoś pięć razy starszy... To naprawdę źle brzmi. Dobrze, że to chociaż tak nie działa. Ale to nadal nie wytłumacza, czemu nadal nie mogłem zabrać z niego ręki, dopóki nie zrobił tego sam. Dobrze, że mi przerwał, bo zaczęła zjeżdżać niebezpiecznie, powoli w dół. W takich sytuacjach naprawdę zastanawiam się nad swoją orientacją i nad tym, do czego jestem zdolny.
- T-to nie tak! - zacząłem się usprawiedliwiać. - J-ja tylko - jego wzrok mnie paraliżował. - jestem trochę zazdrosny... - skłamałem poniekąd.
Rusek się zaśmiał i dał mi kuksańca w bok.
- Trzeba było nie jeść tyle burgerów za młodu - zaśmiał się. - Chociaż teraz zastąpiłeś to czymś innym - wskazał na kanapkę.
- Heh... No w sumie... - rozbawiło mnie to.
Rosja uśmiechnął się i sięgnął na leżące po jego lewej stronie ciastka. Chyba był tak samo głodny jak ja.
Było to okropnie niezręczne. Właśnie siedziałem koło Rosji, którego przed chwilą dosłownie macałem, a teraz jem z nim kolację, do tego "przy świecach". Czasami się zastanawiam, czy moja egzystencja to jeden wielki wymysł jakiegoś chorego bóstwa.
Spojrzałem na chłopaka w ciszy, która stawała się powoli uciążliwa. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że podszedł do tego wszystkiego z kompletnym wyluzowaniem, ale gdzieś w środku czułem, że próbował tylko zamaskować przede mną swoje prawdziwe emocje, tak jak ja często to robiłem, ale teraz staram się to ograniczyć. Cóż, to było bardzo niezręczne (i tak, wiem, że mowę to drugi raz, ale jeden by nie wystarczył). Chciałbym się teraz zapaść pod ziemię.
Muszę jakoś przerwać ciszę.
- To gdzie mogę u ciebie spać? - zapytał się, a ja się zamyśliłem. - Tylko nie mów, że masz jedno łóżko, bo naprawdę wyszłoby na to, że jesteśmy w fanfiku jakiejś napalonej nastolatki.
Boże dziękuję! Chyba musiał mi czytać w myślach.
- Właściwie mam pokój gościnny - zdałem się na słaby uśmiech. - Do końca korytarza i w lewo - wskazałem.
- Okej. Dzięki - wstał i poszedł w tamtym kierunku.
Co? Tak po prostu pójdzie spać? Po tym co się stało?
- Idziesz już? - spytałem z wahaniem.
Wyższy odwrócił się w moją stronę i spojrzał z uśmiechem na twarzy.
- Tak muszę się jakoś... odstresować... Chyba wiesz czemu... - starał się sklecić zdanie.
- Tak. Ha... ha... przepraszam...
- Spoko... Nic się nie stało... - wszedł do wskazanego przeze mnie pomieszczenia.
Wow. To było szybkie.
Minęło parę sekund, odkąd on znikł, gdy ja udałem się do siebie.
Po chwili leżałem na łóżku i rozmyślałem nad sensem życia i czy rzeczy, które dzisiaj zrobiłem nie odbiją się na mnie jakoś gorzej w przyszłości.
Odwaliłem dzisiaj całkiem dobrą robotę (nie licząc tego przed chwilą). Jestem poniekąd z siebie dumny, że poprawiłem relacje z paroma osobami. Muszę jeszcze ustabilizować relacje z Ruskiem, ale to zrobię już jutro... Jestem już zmęczony...
Oczy powoli same mi się zamykały i zanim się skapnąłem, urwał mi się film.
POV Rosji
Walnąłem się z całej siły na łóżko w pokoju gościnnym i zagrzebałem twarz w poduszce. Co tu się odwaliło?! Okej, rozumiem, Ameryka jest zazdrosny takich mięśni, ale żeby od razu mnie macać?! Mógłby chociaż zapytać... I jeszcze ta kolacja... Mogłem już siedzieć po ciemku!
Westchnąłem. Fajna była dzisiaj ta impreza. Mimo iż skończyła, jak się skończyła, to i tak wiele zyskałem. Porozmawiałem z paroma dawno niewidzianymi mi osobami i polepszyłem relacje z Ameryką. To wszystko tylko poprawi warunki pracy z nim, jakie będę miał podczas rozwiązywania tej zagadki. Trzeba zająć się tym na poważnie.
Jednak na to przyjdzie czas jutro. Teraz powinienem uspokoić myśli i pozwolić sobie na odpoczynek przed pracą.
Powoli zamknąłem oczy i oddałem się w objęcia Morfeusza.
~~~
Wiem, wiem, że krótszy i nudniejszy rozdział, ale postaram się, żeby akcja od tego miejsca zaczęła się rozkręcać. Chyba jednak ta książka będzie miała więcej niż te 12 części... Well...
Międzyczasie łapcie ten piękny rysunek wykonany przez XmaseloX specjalnie do tego rozdziału.
Cudowność sama w sobie xD
Lov <3
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top