❤ Rozdział 10 ❤
- Co cię tak bawi?
Powoli podniosłem wzrok znad telefonu i spojrzałem na mojego rozmówcę.
- Nie uwierzysz, co właśnie wykombinowałem... - powiedziałem tajemniczo, a mój uśmiech bardziej się poszerzył.
- Już się boję... - wyszeptał.
Powoli wstałem z krzesła i do niego podszedłem. Objąłem go ramieniem, na co on lekko zadrżał. Pokazałem mu ekran telefonu. Spojrzał zaciekawiony.
- Co to ma znaczyć? - zapytał.
Westchnąłem zawiedziony. Naprawdę to takie trudne?
- Jak to co? Ułatwiam Rosji śledztwo - wyjaśniłem mu.
Cały czas czytał moje wiadomości, po czym stwierdził z niesmakiem:
- Wiesz co? Przykro mi to mówić, ale spodziewałem się po tobie czegoś lepszego - odwrócił wzrok.
Przewróciłem oczami i z oburzenia wyrzuciłem ręce w powietrze.
- Daj spokój Lao. Sam wiesz, że mu się należy. Poza tym... - zrobiłem pauzę i wyszeptałam do jego ucha. - ...te 2 miliony bomb nie zrzuciły się na twój kraj same... Nie możesz go za to nie nienawidzić...
Wyższy lekko pobladł. Ha! Jak ja dobrze go znam~
- No może trochę... - wymamrotał pod nosem. - Ale nie zmienia to faktu, że mógłbyś zachować trochę szacunku i dać mu spokój.
Zaśmiałem się i złapałem kraj azjatycki za policzek.
- Oj Laoś~ Już nie bądź taki dobroduszny~ - powiedziałem przesłodzonym głosem.
Nagle poczułem jak cała moją rękę przeszył niewyobrażalny ból. Zanim się spostrzegłem, była cała wykręcona i trzymana tak, by jeszcze bardziej mnie dobić. Zgiąłem się w pół.
- NIGDY NIE BYŁEM - wysyczał wściekle przez zęby. - I dobrze to wiesz.
Czułem jak zaczynają mi się zbierać w oczach łzy. Mimo to, zaśmiałem się cicho i dodałem:
- Oczywiście... Panie "Groźny"~ - zakreśliłem cudzysłów w powietrzu wolną ręką.
Po tych słowach dostałem od niego kolanem w brzuch. Puścił mnie, a ja upadłem na podłogę, zwijając się z bólu.
- I-i tak wiem, że mnie u-uwielbiasz... - wyjęczłem z bólem.
Laos odwrócił wzrok i zdążył jeszcze wyszeptać, zanim poszedł:
- To się nie skończy dobrze, Kuba. Lepiej to zakończ, zanim jeszcze się zaczęło.
Powoli podniosłem się do siadu i spojrzałem na mojego "senpai'a".
- Normalnie bym tobie uległ Lao... Ale nie w przypadku Ameryki. Musi się nauczyć płacić za własne błędy.
POV Rosji
Byliśmy w drodze na stację kolejową, gdy poczułem, że atmosfera stała się niebezpiecznie gęsta. Po prostu wiedziałem, że coś było nie tak. Spacerowaliśmy obok siebie w ciszy, co było co najmniej dziwne. Ameryka szedł obok mnie i wyglądał jakby całkowicie stracił chęć do życia. Normalnie już dawno rzucałby tymi swoimi słabymi żartami, bądź tekstami. Szczerze... to trochę mi tego brakowało... Nie żebym jakoś uwielbiał, jak się ze mnie nabija, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Przygnębiony USA jest jeszcze gorszy niż uszczypliwy USA.
Postanowiłem to zmienić i zagadałem do niego:
- Więc... co tam u ciebie? - zadałem pytanie totalnie od czapy. - Bo nie gadamy tak normalnie, jeżeli nie chodzi o interesy, czy kłótnie.
- Hm? - spojrzał na mnie zdezorientowany. - Przepraszam, ale nie słuchałem. Mógłbyś powtórzyć?
Cicho westchnąłem i spełniłem jego prośbę:
- Co tam u ciebie?
USA chwilę pomyślał nad odpowiedzią, po czym powiedział:
- Wszystko dobrze. Nie narzekam - te zdania aż śmierdziały kłamstwem. - A ty?
- Tak samo - wzruszyłem ramionami.
Miałem wielką ochotę spytać go o to co przeczytał w telefonie, ale w końcu stwierdziłem, że byłbym natrętny, bo on widocznie nie chciał o tym rozmawiać.
Szliśmy dalej w ciszy zbliżając się powoli do celu, gdy coś dostrzegłem; a raczej kogoś.
- Czy to...? - zmrużyłem oczy.
- To on potrafi chodzić? - spytał niższy z lekkim zaskoczeniem w głosie.
W naszą stronę zmierzał niższy, azjatycki, białoskóry kraj. Był o o kulach i miał jedną rękę w gipsie. Chyba już każdy wie, o kogo chodzi.
- Chłopaki! - krzyknął i podszedł tak szybko, na ile go było stać po urazie. - Dawno was nie wiedziałem! Jakoś z... 2-3 miesiące?
- Trudno by było szybciej, gdybyś wtedy się tak nie połamał - stwierdziłem.
- Oj nie bądź już taki pesymistyczny! - dał mi kuksańca w bok zdrową ręką. - Każdemu się zdarza.
- Skoczyć z balkonu z trzeciego piętra? - uniosłem brew, lekko rozbawiony.
Azjata przewrócił tylko oczkami i zapytał tym razem o coś innego:
- A co wy tu w ogóle robicie? Jedziecie gdzieś? Do tego razem? - podkreślił to słowo.
- Tak jak widzisz, Japonio - zabrał głos USA. - Ale tylko w interesach tej całej sprawy z zabójstwem. Ale ty chyba nie wiesz o c-
- JAKIM ZABÓJSTWEM?! KTOŚ UMARŁ?! - wykrzyczał zaskoczony.
- Tak, trzydzieści lat temu - zahamowałem jego zapał.
Kraj kwitnącej wiśni milczał przez chwilę, by potem wydać z siebie dźwięk zrozumienia.
- Aaaaa... Chodzi o twojego tatusia, tak? - zapytał wskazując na mnie, po czym pokiwał głową. - Właściwie ta sprawa jest bardzo prosta i oczywista. Każdy wie, że zabójcą jest-
Zanim Japonia zdążył dokończyć, Stany zakrył mu usta ręką i spiorunował go wzrokiem.
- Chyba o czymś zapomniałeś... - powiedział dość wolno.
Japonia uniósł jedną brew, po czym zabrał jego dłoń ze swoich ust.
- Chodzi o to co ustaliliśmy...?
- TAK - stwierdził zdenerwowany.
Byłem kompletnie skołowany.
- Halo, halo, ale o co chodzi? Czegoś mi nie powiedzieliście na zebraniu?
USA spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Później ci powiem. To nie jest takie istotne.
- Dobra... - nie byłem co do tego pewny.
Japonia zaczynał się już niecierpliwić. Prawdopodobnie się gdzieś spieszył.
- To jeszcze raz; gdzie idziecie? - zapytał.
- Idziemy szukać jakiś przydatnych rzeczy w centrum handlowym w sąsiednim mieście. Związanych z zabójstwem - stwierdził USA. - Ale tylko Russia wie co dokładnie.
- Powiem ci później - skopiowałem jego tekst.
- To ja wam już nie będę przeszkadzał - powiedział Japończyk na odchodnym. - Na razie!
- Pa! - krzyknąłem. - Nie oglądaj już tyle bajek, bo ci się mózg lansuje! - dodałem.
Ameryka zaśmiał się cicho pod nosem i ruszyłem z nim dalej, na stację kolejową.
Gdy byliśmy już na miejscu, wyczytaliśmy z rozkładu, że za około 20 minut nadjedzie odpowiedzi dla nas pociąg. Kupiłem bilety i próbowałem znaleźć Amerykę, bo zdołał już pójść na jeden z peronów. Nie było to łatwe zadanie, bo pomimo, że była dzisiaj niedziela, stacja była strasznie zatłoczona. Przeciskając się między ludźmi, starałem się wypatrzeć tego okularnika, ale nie było po nim ani śladu. Gdy już zrezygnowałem, zderzyłem się z jedną osobą. Przez przypadek upadłem, przewracając ją ze sobą.
- P-przepraszam! - powiedziałem szybko i wstałem. - Nie chciałem przewrócić... - spostrzegłem, że osoba, którą potrąciłem była kobietą. - ...pani...?
Podałem rękę dziewczynie i pomogłem jej wstać.
- Nic się nie stało, naprawdę! - potrząsnęła głową wstając. Spojrzała na mnie. - To moja win... - zaniemówiła.
Rozejrzałem się wokół siebie, próbując wyłapać wzrokiem kogo lub co zauważyła, ale wszystko wskazywało, że chodziło o mnie.
- Mam coś na twarzy? - wskazałem na siebie. - Czy to coś innego? - zaśmiałem się.
Kobieta kiwnęła przecząco głową.
- Nie o to chodzi... Po prostu... - zamyśliła się. - Nie często spotyka się jakieś uosobienie kraju. Bo jest was około...
- 200? - dokończyłem. - W sumie to mało na 7 i pół miliarda ludzi na świecie - uśmiechnąłem się.
- Tak... - poprawiła swoje kruczoczarno włosy. - Pewnie jest pan zajęty, a ja przeszkadzam... Bo niezbyt znam się na tych waszych "sprawach państwowych" - zrobiła cudzysłów rękoma.
- W sumie to tak. Wybieram się gdzieś z jednym państwem, ale nie mogę niestety powiedzieć pani z kim, bo nie chcę, by powstały jakieś niepotrzebne pogłoski.
Ona tylko kiwnęła potwierdzający głową.
- Rozumiem - po czym podała mi rękę. - A poza tym nazywam się Jennifer, bo chyba się nie przedstawiłam.
Uścisnąłem jej dłoń.
- Rosja - rzekłem. - Ale to chyba już wiesz.
- Tak - zaśmiała się. Miała piękny uśmiech. - To ja już będę lecieć, nie będę przeszkadzać! - prawdopodobnie śpieszyła się do pracy.
- Miło było poznać - stwierdziłem. - Może się jeszcze spotkamy.
- Może - rzuciła na odchodnym. - Do widzenia!
- Do zobaczenia! - uśmiechnąłem się pod nosem i powolnym krokiem poszedłem na wybrany peron.
Bardzo miła z niej kobieta. Fajnie było porozmawiać z kimś, kto nie był dla odmiany państwem. Jednak byłem świadomy tego, że osoby takie jak ja nie powinny kontaktować się za dużo z obywatelami, bo mogłoby to wywołać niepotrzebne kontrowersje. Chociaż każdy musi się czasami rozerwać.
Nagle dotarł do mnie piskliwy dźwięk zatrzymywania pociągu. Spojrzałem szybko w prawą stronę. O nie. To mój.
Jak poparzony pobiegłem specjalnym przejściem pod torami i wypadłem dokładnie na peronie czwartym. Spojrzałem jeszcze raz na bilet. Tak, to na pewno ten. Wpadłem szybko do środka i usiadłem zdyszany na losowe miejsce. Transport ruszył.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Ameryki. Gdzieś on przecież musi tu być! Minęło parę sekund nim odebrał i mógł wykrzyczeć do słuchawki:
- Gdzie ty jesteś do cholery?! Pociąg już odjechał!
- Wiem i nie krzycz tak! - sam podniosłem głos. - Gdzie jesteś?
- W drugim wagonie - rozłączył się.
Poszedłem przez wskazanym przez niego kierunku. Gdy się tak przeciskałem między pasażerami zdałem sobie z czegoś sprawę. Wszyscy, dosłownie wszyscy, mnie teraz obserwują.
Wtedy coś do mnie dotarło. Ludzie interesują się tą sprawą i to na poważnie. Nie myślałem o tym, aż do teraz. Pewnie tylko czekają, aż wydam sprawcę, by móc wysuwać teorie co do przeszłości i przyszłości mnie i innych państw. Taki już jest człowiek. Nic, ani nikt, nie jest w stanie zmniejszyć jego chęci do posiadania wiedzy i informacji. Jesteśmy tylko maszynami z mięsa do tworzenia pieniędzy oraz plotek.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Podobało mi się, jak to ująłem.
W końcu, z biegiem czasu, zauważyłem białoskórego okularnika siedzącego przy szybie i wpatrującego się bezdusznie w widok za oknem. Blade, poranne światło, oświetlało jego 13-paskową twarz i ładnie podkreślało jego rysy twarzy. Nie wyglądał źle, jak na tak wczesną porę.
Kiedy skapnąłem się, o czym właśnie pomyślałem, zasłoniłem twarz ręką, z obawy przed rumieńcami. Usiadłem obok niego.
POV USA
Siedziałem już jakiś czas w pociągu, czekając na Rosję. Co on odwala? Najpierw puszcza mnie pierwszego na peron, potem się spóźnia. Będę musiał się go dopytać, co go tak zatrzymało.
Międzyczasie zastanowiłem się co takiego mam zrobić z tą sprawą z Kubą. Może to zgłosić do rządu...? Lepiej nie... Wiem, na co go stać. W końcu był dobrym znajomym ZSRR. Po prostu poczekam na rozwój akcji, wymyślę coś potem.
Nagle, kompletnie się tego nie spodziewając, ktoś koło mnie usiadł. Podskoczyłem ze strachu i szybko stwierdziłem, że był to Rosja.
- Boże! Już myślałem, że to ZSRR... - wymsknęło mi się. Zasłoniłem usta dłonią. Ja to umiem spieprzyć sytuację. - Sorki...
Wyższy lekko się zaśmiał.
- Jestem do niego aż taki podobny? - zapytał.
Pokręciłem głową.
- No co ty! - stwierdziłem. - Jesteś bardziej... - szukałem odpowiednich słów. Trudno jest powiedzieć jakiś komplement, niedawno zaprzyjaźnionej osobie. - milszy...? Oczywiście tylko z charakteru...? - odwróciłem szybko głowę zażenowany. - Co takiego?
- To oznacza, że naprawdę musiałeś nienawidzić mojego ojca - stwierdził.
Zamarłem.
- Wszystko przez wojnę nuklearną... - określiłem jak najprościej.
Rusek pokiwał głową, a ja nadal wpatrywałem się w szybę. Po czym on nagle wypalił:
- A jak go przypominam z wyglądu?
Parsknąłem cicho.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - spytałem. - Nigdy się tobie tak nie przyglądałem.
Chwilę później stała się rzecz, która na stałe zmieniła moje postrzeżenie o Rusku. Chłopak delikatnie złapał mnie za podbródek i odwrócił moją głowę w swoją stronę. Jednocześnie tym gestem zmusił mnie do patrzenia wprost na niego.
- To teraz masz szansę - wyszeptał.
Jednocześnie, gdy to powiedział, moją twarz zalała czerwień. Patrzył się ze spokojem, nadal mnie trzymając. Cz-czemu ja się tak zachowuję w jego towarzystwie? Za każdym razem, gdy wykona jakiś "kontrowersyjny" gest, mój mózg jakby się zawiesza i nie potrafię myśleć o niczym innym, niż tylko o nim. W pewnym sensie mnie to podnieca, ale jednocześnie wywołuje u mnie niepokój. Niepokój, że prawdopodobnie się w nim zauroczyłem.
- J-ja myślę... - przełknąłem ślinę. - ...że wyglądasz... - ściszyłem głos. - ... przystojnie...
Rusek powoli zabrał rękę i podrapał się w tył głowy lekko się rumieniąc.
- Dz-dzięki... - szepnął. - Ty też nie wyglądasz źle.
Westchnąłem. Ale to było niezręczne. Czasami żałuję, że posiadam jakiekolwiek uczucia, w przeciwieństwie do Wietnamu.
Próbowałem wznowić rozmowę.
- To... Po co dokładnie jedziemy...? - spytałem go.
Jednak on już się nie odezwał. Pogrążył się w swoich myślach.
POV Rosji
- On... on naprawdę tak uważa?
Spojrzałem kątem oka na Amerykę. Właśnie, jeden z moich odwiecznych wrogów, z którym dopiero niedawno się dogadałem, stwierdził, że wyglądam przystojnie. Jeżeli dodać do tego jeszcze jego wczorajsze zachowanie, to osoba trzecia, już dawno by stwierdziła, że jesteśmy czymś więcej niż tylko kumplami. "Kumplami".
Szczerze, kilka dni temu bym sądził, że on tylko się wygłupia i stara się mnie zdenerwować. Jednak... teraz... nie jestem już tego taki pewny.
...
A najgorsze jest to, że mi się to podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top