54
Trey
Mimo potwornego zmęczenia, adrenalina buzowała w moich żyłach. Kiedy zabijałem i torturowałem, byłem w swoim świecie. Wolałem, aby wówczas wszyscy ci, na których mi zależało, trzymali się ode mnie z daleka. W morderczym szale mogłem nad sobą nie panować.
Żałowałem, że nie zrobiłem Hunterowi tego, co on robił mojej ukochanej Yvaine. Mogłem zaczekać, aż się obudzi i wtedy zacznie błagać mnie o śmierć. Z drugiej strony nie chciałem jednak tracić czasu, który mogłem spędzić z moją dziewczynką. Hunter niemniej jednak zasługiwał na długie i powolne tortury, a ja odebrałem mu tą możliwość, posyłając mu kulkę między oczy.
Kiedy usłyszałem męski krzyk dobiegający z góry, ruszyłem czym prędzej przed siebie. Usłyszałem za sobą bieg kilku egzekutorów Juliusa. Wiedziałem, że w grupie tkwiła siła i nikt ani nic nie mógł zrobić już Yvaine krzywdy, ale wolałem na własne oczy przekonać się, co było na rzeczy.
Gdy znalazłem się na górze, ujrzałem Jericha, który siedział okrakiem na powalonym na podłodze mężczyźnie. Mój ochroniarz obezwładnił tego człowieka, chwytając go za nadgarstki, a następnie skuwając je kajdankami. Obcy facet krzyczał, że powinniśmy zająć się Yvaine, a nie interesować nim.
Czułem napięcie w całym ciele, gdy do niego powoli podchodziłem. Gość o arabskiej urodzie szarpał się z Jerichem, ale dla mojego ochroniarza była to bułka z masłem. Facet wyglądał na pewnego siebie i nieustraszonego mordercę, ale patrząc na Yvaine znajdującą się w ramionach Christiana, ogłupiał.
Nie miałem pojęcia, że w sprawę porwania Yvaine wtajemniczony był ktoś oprócz Ryana, Huntera i Archiego. Myślałem, że został mi do zlikwidowania tylko jeden człowiek, a okazało się, że będę miał trochę więcej zabawy.
Ukucnąłem przed nieznajomym i chwyciłem jego włosy w pięść. Odchyliłem jego głowę do tyłu, aż ten boleśnie jęknął.
Cóż, pozory potrafiły mylić. Zakładałem, że będzie bardziej waleczny.
- Kim jesteś, skurwielu? - spytałem opanowanym głosem, choć wewnątrz buzowałem z nadmiaru emocji.
- A kim ty jesteś?
Zaśmiałem się oschle i uderzyłem twarzą mężczyzny o podłogę. Usłyszałem trzask łamanego nosa. Dlatego gdy znów podniosłem jego głowę, aby spojrzeć się w jego brązowe, pogrążone w rozpaczy oczy, zobaczyłem krew wypływającą z jego nosa.
- Odpowiedz na moje pytanie, albo zabiję tą dziewczynę, śmieciu.
Bolały mnie słowa, które wypowiedziałem. Nikt nie skrzywdziłbym mojej kochanej dziewczynki, ale trzeba było być idiotą, aby nie zauważyć, że temu facetowi na niej zależało. Miałem do niego wiele pytań, ale musiałem go podburzyć, aby zaczął śpiewać.
- Nazywam się Aslan Al-Churi. Jestem ochroniarzem pana Huntera. Pracuję od niego od kilku lat.
- Jesteś z Arabii Saudyjskiej?
- Nie, pochodzę z Turcji.
Aslan co chwila zerkał na trzymaną przez Christiana Yvaine. Szarpnięciem za czarne włosy przywołałem go jednak do porządku.
- Kim jesteście i po co tutaj przyszliście? Kto dał wam cynk, gdzie jest dziewczyna?
Zaśmiałem się, obserwując zakłopotanie Turka. Biedak stresował się, jakby był przed maturą. Błądził wzrokiem po nas wszystkich.
Nagle za moimi plecami pojawił się Julius. Nie musiałem na niego patrzeć, aby wyczuć jego obecność. Mój przyjaciel był pieprzonym bogiem, a kimkolwiek był ten Turek, już niebawem miał się przekonać, że zadarł z niewłaściwymi osobami.
Julius, jak to Julius, przejął kontrolę nad sytuacją.
- Tak się składa, że przylecieliśmy z Nowego Jorku, aby uratować tę oto niewiastę. Facet, który złamał ci nos, jest prawowitym właścicielem tej piękności. Twój szef leży w piwnicy z kulką w głowie. Niebawem podzielisz jego los, ale zanim to się wydarzy, wyśpiewasz nam wszystko, co działo się z dziewczyną, gdy nie mieliśmy jej na oku. Jeśli będziesz współpracował, śmierć będzie szybka i bezbolesna. Jeżeli jednak będziesz się stawiał, będziesz błagał na kolanach o śmierć, gdy będę przypalał twoje ciało kawałek po kawałku.
Twarz Turka pobladła. Mężczyzna wypluł krew na podłogę.
- Jesteś Trey Braxton - wycharczał brunet, uśmiechając się do mnie nieznacznie. - Nie masz pojęcia, jak zakochałem się w twojej kobiecie. To taka dobra osoba. Nie będę z wami walczył, bo wiem, jak Yvaine bardzo cię kocha. Jest mi jednak kurewsko przykro, że nie będzie mi dane z nią być.
- Co ty pierdolisz?! - spytałem, uderzając jego głową ponownie o ziemię. - Jak możesz mówić, że się w niej, kurwa, zakochałeś?!
- Trey, ochłoń - poprosił Julius, kładąc dłoń na moich plecach. Miałem ochotę go odtrącić, ale z tyłu głowy miałem, że gdyby nie on, nie uratowałbym Yvaine z rąk tych ludzkich gnid.
Wstałem i odszedłem na bok. Musiałem podejść do Christiana, aby nie zatracić się w gniewie. Pochyliłem się nad nagą Yvaine i ucałowałem ją w czoło.
- Wyjaśnij nam wszystko i będzie po sprawie - poprosił Julius, przemawiając do naszej ofiary nadzwyczaj spokojnie.
- Yvaine została sprzedana panu Hunterowi kilka dni temu przez Ryana Suggsa - zaczął Turek, opierając policzek na podłodze. Patrzył z uznaniem na Juliusa, darząc go szacunkiem ostatnie chwile przed odejściem z tego świata. - Jestem ochroniarzem Huntera od kilku lat. Uratował mnie, gdy moje życie się waliło. Postanowiłem poświęcić swoje istnienie jemu z ramach wdzięczności za ratunek. Miałem tylko chronić Yvaine i dbać o to, aby nie uciekła, ale szef pozwolił mi się z nią zabawiać. Niedawno przyjechał Archie i razem pieprzyliśmy dziewczynę.
Uderzyłem w ścianę. Christian odsunął się ode mnie. Musiał bronić Yvaine przede mną. Bolało mnie to, że nawet mój najlepszy przyjaciel widział, że nie można mi ufać. Byłem w cholernej rozsypce, a to był dopiero początek.
- Nie chciałem tego robić, ale nie pieprzyłem kobiety od kilku tygodni. Ona mi się spodobała. Dwie godziny temu szef wysłał mnie do miasta, abym przywiózł mu narkotyki. Nie chciałem zostawiać go samego z Yvaine, bo był naćpany i pijany. Zagroził jednak, że zrobi jej krzywdę, jeśli go nie posłucham. Uwierzcie mi, że nie chciałem jej skrzywdzić. To taka dobra dziewczyna...
Turek był popierdolony.
Gdy skończył wywód, rozpłakał się jak małe dziecko. Zaśmiałem się szyderczo, nie zważając na to, że wszyscy zgromadzeni uznają mnie za chorego psychicznie.
- Zabij go, Julius. Zapierdol go, błagam.
Mój przyjaciel do mnie podszedł. Poczułem jego dłoń na swoim karku. Żyłem w mafii od lat i wiedziałem, że był to gest wyrażający dominację.
Spojrzałem w oczy Juliusa i zobaczyłem w nich współczucie.
- Wiem, że chciałbyś go zamordować, Trey - zaczął, gładząc mnie po karku jak płaczące dziecko. - Nie widzisz jednak, że jest chory psychicznie? On potrzebuje pomoc. Wiesz, że nie daruję szumowinom, które gwałcą kobiety, ale on nie kłamie. Gość zakochał się w twojej kobiecie, przyjacielu. Jego łzy nie są fałszywe. Pomóżmy mu.
Zaśmiałem się prosto w jego twarz. Julius mocniej nacisnął mój kark, co przywołało mnie do porządku.
- Uważasz, że puszczę wolno człowieka, który zgwałcił moją Yvaine? Mam oddać wolność komuś, kto twierdzi, że jest w niej zakochany? O co ci, kurwa, chodzi? Od kiedy stałeś się taki dobroduszny?
- Znam go, Trey.
Wybałuszyłem oczy.
Czy to możliwe, aby mój przyjaciel sprzed lat mnie oszukał?
Czy Julius był naprawdę tak podstępną szumowiną?
- Znasz go, kurwa?! - spytałem, odpychając Juliusa od siebie. - Czy to ty wpakowałeś Yvaine w to bagno?! Może sam ją sprzedałeś, co?!
Natarłem z pięściami na Juliusa, jednak ten w mgnieniu oka mnie obezwładnił. Rzucił mnie na podłogę i położył się na mnie, przygważdżając mnie całym ciężarem ciała do podłogi. Chwycił moje nadgarstki w stalowy uścisk. Wrzeszczałem jak opętany, każąc Jerichowi lub Christianowi go postrzelić, ale żaden mnie nie słuchał. Jeśli się okaże, że oni wszyscy byli w konspiracji przeciwko mnie, zajmę im miejsce w piekle. Będę czekał z diabłem na sądny dzień, a gdy nadejdzie, powyrywam nogi z dupy wszystkim, którzy fałszowali lojalność wobec mnie.
- Nie oskarżaj mnie o coś, co jest absolutnym kłamstwem - wyszeptał mi do ucha Julius kojącym głosem. Kuźwa, pieprzony terapeuta się znalazł. - Znam tego człowieka z życia na ulicy. Ma dwie osobowości. Poznałem go jako Zahira Malufa. Przyszedł do mojego klubu po narkotyki dla swojego właściciela. Był wygłodzonym i wiecznie pobitym dzieciakiem. Było mi go żal i zaproponowałem, że odkupię go od jego pana. Dowiedziałem się, że Zahir pracuje dla niejakiego Haririego. Arab przyszedł do mnie i zagroził, że jeśli jeszcze raz spróbuję pomóc Zahirowi, odstrzeli mi łeb. Nie mogłem z nim pogrywać, ale nie zostawiłem dzieciaka na pastwę losu. Chłopak potrzebował pomocy. Załatwiłem mu studia, ale tam zachorował. Czasami widzi świat jako Aslan, a czasami jako Zahir. Pod wpływem chwili zabił swoją partnerkę, bo myślał, że go zdradzała. Dziewczyna była niewinna, Trey. Zabił ją Aslan, który myślał, że spała z innym facetem, a w rzeczywistości był to Zahir. Była mu wierna, a zabiła ją choroba jej faceta.
Musiałem ochłonąć po tym, co usłyszałem. Nie mogłem w pełni skupić się na sytuacji, gdyż płacz i krzyk Turka sprawiał, że napierdalała mi głowa.
Bolało mnie, że kolejny niewinny dzieciak został zmuszony do takiego, a nie innego życia. Nie mogłem jednak zbawić całego świata. Było mi żal Aslana i tego, że zakochał się w Yvaine, ale nie mogłem mu odpuścić. Zgwałcił moją ukochaną i musiał ponieść tego konsekwencje.
- Zanim cokolwiek powiesz, zobowiązuję się do chronienia tego człowieka. Zamknę go w bezpiecznym miejscu, gdzie będzie mógł przejść leczenie. Nie mam pewności, czy się powiedzie, ale nie zostawię tego chłopaka na pastwę losu. Co innego, gdybym go nie znał, ale jego historia to piekło. Pozwól mi mu pomóc, Trey. Obiecuję, że nigdy nie zagrozi twojej Yvaine, ale błagam. Nie każ mi zabijać chłopca, który przeszedł gorsze piekło niż ty.
Leżąc na podłodze, przygniatany przez Juliusa, odwróciłem głowę. Spojrzałem na zmarnowanego bruneta, który szarpał się z Jerichem i płakał wniebogłosy. Mój ochroniarz posłał mi proszące spojrzenie, abym jak najszybciej podjął decyzję.
- Jaką mam pewność, że mnie nie oszukujesz, Juliusie?
Mój przyjaciel westchnął. Wstał i podał mi ręce, abym mógł podciągnąć się i stanąć na nogi. Obrzuciłem go nienawistnym spojrzeniem, ale pozwoliłem, aby mi pomógł.
- Jesteś moim bratem, Trey. Lata temu pomagałem ci, gdy byłeś w mafii. Zapadłeś się pod ziemię, ale wróciłeś i nie mam zamiaru znów pozwolić ci odejść. W jednej chwili zorganizowałem wyprawę do Nowego Meksyku, aby odzyskać Yvaine. Nie okłamuję cię, przyjacielu. Nigdy cię nie okłamałem.
Przytuliłem Juliusa.
- Przepraszam, że oskarżyłem cię o zdradę. Nigdy więcej tego nie zrobię, Juliusie. Zabierz stąd tego Aslana, Zahira czy jak go tam zwał. Muszę jechać z Yvaine do szpitala. Nie wiem, czy nie jest pod wpływem jakichś środków. Muszę kazać ją przebadać i jak najszybciej wrócić do domu.
Julius odsunął się ode mnie na długość ramion. Uśmiechnął się do mnie, jak ojciec dumny ze swojego syna. Był ode mnie tylko kilka lat starszy, ale jeśli chodziło o doświadczenie w pracy, dzieliły nas lata świetlne.
- Kiedy będziecie gotowi wracać do domu, skontaktuj się ze mną. Podstawię na lotnisko stanowe prywatny samolot. Gdy będziecie na miejscu, dajcie mi znać. Muszę poznać szczegóły tego, co zdarzyło się tamtej nocy w magazynie.
Skinąłem pochmurnie głową. Wspomnienia najgorszej nocy mojego życia powróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Nie chciałem pozwolić im przejąć nad sobą kontroli, ale choćby nie wiem co się wydarzyło, nigdy nie zapomnę wydarzeń, które odmieniły moje życie raz na zawsze.
- Dziękuję, Juliusie. Za wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top