34
Yvaine
Trey dawał mi klapsy, pieszcząc moją łechtaczkę. Wsuwał we mnie dwa palce, aby mnie rozciągnąć. Jeśli chodziło o mnie, mógł odebrać mi dziewictwo już teraz, a nie czekać do wieczora. Musiałam jednak być posłuszna i wierzyć, że wieczorem będzie to najwspanialsze doznanie w moim życiu.
- Jęcz, dziecinko. Chcę usłyszeć twoje słodkie jęki.
Czułam na pośladkach twardego penisa mężczyzny. Ocierał się o mnie, a ja jęczałam coraz głośniej. Pragnęłam poczuć go w sobie, ale byłam zdana na jego łaskę.
- Kocham cię, Trey - wyjąkałam, będąc coraz bliżej szczytowania.
- Ja kocham ciebie, Yvaine.
Mężczyzna musnął kciukiem moją łechtaczkę, a ja się rozpadłam. Zacisnęłam na pościeli palce i kołysałam biodrami, chcąc przedłużyć euforyczne doznania. Ocierałam się przy tym o penisa Treya, a mężczyzna mruczał mi do ucha jak najprawdziwszy kociak.
Minęła dopiero połowa dnia, a ja już mogłam uznać te urodziny za najlepsze, jakie kiedykolwiek miałam. Trey traktował mnie niczym księżniczkę. Karmił mnie truskawkami w czekoladzie, całował po ramionach i masował je swoimi silnymi dłońmi. Uśmiech nie schodził z moich ust do chwili, kiedy wkroczyliśmy do piwnicy.
- Po co tutaj przyszliśmy?
Ostatnim razem, gdy tu gościłam, Trey na moich oczach torturował i zabił człowieka. Nie chciałam wierzyć w istnienie tak okrutnego miejsca w szaleńczo bogatym domu Treya. Jego posiadłość należała do jednej z najpiękniejszych, jakie widziałam. Ogród i palmiarnia były moimi ulubionymi miejscami, a piwnica przypominająca lochy była najstraszniejsza.
- W moim życiu jest miejsce na perwersję i śmierć. Pierwszą część już dzisiaj odhaczyliśmy, a teraz chcę zająć się drugą.
- Trey, nie chcę, abyś na moich oczach znów kogoś zabijał. Nie lubię, gdy to robisz.
- Aniele.
Mężczyzna zatrzymał się przed sądnymi drzwiami. Wiedziałam, że gdy wejdziemy do środka, zapewne zobaczę ofiarę mojego faceta.
Ach, właśnie nazwałam Treya moim facetem.
Brunet ujął w dłonie moją twarz. Musnął kciukami usta, a ja mimowolnie je rozchyliłam. Gdyby nie obecność ochroniarzy, zapewne pozwoliłabym, aby Trey wsunął mi swoje palce do ust, a ja zaczęłabym je ssać. Romero oraz Jericho widzieli już perwersyjną stronę mnie, ale nie chciałam nadwyrężać ich opinii o mnie.
- To nie jest zwykły facet. To specjalna ofiara. Jeszcze go nie widziałem, ale Jericho upewnił się, że to odpowiednia osoba. Wiesz, kto jest za tymi drzwiami?
Pokręciłam przecząco głową. Trey uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Za tymi drzwiami znajduje się człowiek, który poderżnął mi gardło. Zapewne zdziwi się, że powstałem z martwych. W jego oczach umarłem, dlatego nie mogę się doczekać, aby zobaczyć jego twarz, gdy mnie ujrzy. Przewidziałem dla niego najstraszniejsze tortury. Może nie jest to wymarzony prezent urodzinowy dla ciebie, ale to dla mnie ważne, abyś przy mnie była, gdy będę się nad nim znęcał. Ten facet chciał mnie zamordować, Yvaine. Nie chcę grać na twoich emocjach, ale wiem, że mnie kochasz i jeśli naprawdę to czujesz, będziesz ze mną. Nie zmuszę cię do tego, dziecinko, lecz bardzo mi na tym zależy.
Patrzyłam w oczy Treya pełne nadziei.
Sama najchętniej zabiłabym człowieka, przez którego mój ukochany leżał nieprzytomny w szpitalu i przez tydzień nie miał możliwości mówić, ale nie byłam taka. Na widok krwi robiło mi się słabo. I choć kochałam Treya całą sobą, nie wyobrażałam sobie patrzeć na śmierć człowieka.
- Proszę, aniele. Nie musisz zostać do końca. Jericho cię wyprowadzi, gdy dasz mu znak. Kiedy skończę, wrócę do ciebie. Wieczorem czeka nas ognisko z Christianem, a później zaopiekuję się tobą w najcudowniejszy znany mi sposób. Zrób to dla mnie, Yvaine. Proszę.
Dziwnie było słyszeć prośby z ust mojego oprawcy, niemniej jednak moje miękkie serce dało się we znaki. Skinęłam głową, a Trey uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie do swojego umięśnionego ciała.
- Dziękuję ci, dziecinko. Chodź, musimy umilić ostatnie chwile życia człowiekowi, który chciał mnie zabić.
Trey
Wszedłszy do sali tortur, w oczy rzucił mi się człowiek, przy którym stał Jericho. Mój ochroniarz skinął mi głową i podszedł do Yvaine. Chwycił ją za rękę i podprowadził w kąt sali. Na moje życzenie ustawiono tam krzesło, na którym usiadł Jericho. Posadził sobie moją dziewczynkę na kolanach. Gdyby nie moje bezgraniczne zaufanie do tego człowieka, nigdy bym mu nie pozwolił na taką bliskość z moją niewolnicą. Na szczęście Jericho był mi lojalny od chwili, w której zapewniłem mu lepsze życie i od tego czasu odwdzięczał mi się swoją sumienną pracą i lojalnością, którą ceniłem ponad wszystko.
Yvaine przylgnęła do Jericha. Ochroniarz położył swoją dłoń na jej karku w dominującym geście. Uśmiechnąłem się do niego i nie przeciągając dłużej chwili uniesienia, skierowałem się do ofiary.
Gość, który chciał mnie zabić, był półnagi. Miał na sobie tylko bokserki. Chciałem oszczędzić Yvaine widoku jego przyrodzenia, choć gdy tylko dziewczyna wyjdzie, co z pewnością prędzej czy później uczyni, zedrę z niego ostatnią część ubrania i w nieprzyjemny sposób zajmę się jego kutasem.
Facet był podwieszony za ręce pod sufitem. Jego stopy ledwo dotykały podłogi. Domyślałem się, że jego ramiona płonęły żywym ogniem z bólu, ale jeśli to stanowiło dla niego problem, gość nie chciał myśleć, co dla niego przygotowałem na później.
- Jak się masz, przyjacielu?
Celowo poklepałem mężczyznę po plecach. Były naznaczone licznymi śladami uderzeń. Jericho i Romero zajęli się nim wcześniej, aby go dla mnie przygotować. Łamanie ofiary krok po kroku było czystą przyjemnością, lecz zwracając uwagę na to, że dziś były urodziny mojej ukochanej, nie miałem czasu na grę wstępną.
- Myślałeś, że mnie zabiłeś? Sądziłeś, że podrzynając mi gardło jak świni się mnie pozbędziesz?
- Nie, proszę pana. Taki miałem rozkaz.
Mężczyzna splunął krwią, gdy nałożyłem kastet na dłoń i uderzyłem go z całej siły w pierś.
- Jesteś zwykłą marionetką, ale nawet tacy jak ty muszą ponieść konsekwencje swoich działań. Widzisz tą młodą kobietę w rogu?
Blondyn spojrzał w kierunku Yvaine. Szybko chwyciłem go za podbródek, nie pozwalając mu dłużej na nią patrzeć. Yvaine była moja, a taki skurwiel nie miał prawa patrzeć na nią dłużej, niż mu na to pozwoliłem.
- Gdyby nie interwencja lekarzy, straciłaby chłopaka. Nie muszę mieć przed tobą sekretów, śmieciu. Yvaine jest moją ukochaną, ale i niewolnicą. Straciłaby swojego pana, gdyby udało ci się mnie zabić. Dziś odpokutujesz za swoje grzechy. Będziesz modlił się o śmierć, ale spokojnie. Śmierć byłaby dla ciebie wybawieniem. Czeka cię jeszcze dużo atrakcji, zanim pożegnasz się z tym brudnym światem.
Nie miałem zamiaru się patyczkować, dlatego od razu założyłem rękawicę i chwyciłem w dłoń rozżarzony pręt. Była to jedna z moich ulubionych zabaw do torturowania.
Przyłożyłem pręt do karku mężczyzny. Blondyn wierzgał się i krzyczał. Nie spojrzałem na Yvaine. Nie chciałem widzieć zawodu wypisanego na jej twarzy. Domyślałem się jednak, że w głębi serca chciała popatrzeć na powolną śmierć tej gnidy. Jeśli naprawdę mnie kochała, obserwowanie tego przedstawienia musiało być dla niej choć trochę satysfakcjonujące.
Obkładałem gorącym prętem ciało mężczyzny. Z jest ust wydostawały się niezrozumiałe dla mnie jęki.
W końcu odłożyłem narzędzie tortur na miejsce. Wziąłem obcęgi.
- Otwórz usta, śmieciu.
Mężczyzna na mnie splunął. Siłą rozwarłem mu szczękę i z precyzją obciąłem mu język. Usłyszałem w oddali jęk, który z pewnością wydawała Yvaine.
- Nie będzie ci już do niczego potrzebny. Już nigdy do nikogo nie przemówisz. Chyba, że do trupów. Jestem ciekaw, czy diabeł cię zechce w piekle. Jeśli tak, pewnego dnia znów się spotkamy. Lepiej zagrzej mi miejsce u boku Lucyfera.
Zdjąłem pasek i złożyłem go na pół. Wymierzyłem próbny cios w jego uda. Facet wydał z siebie zduszony dźwięk. Gdyby miał język, z pewnością by się odezwał.
Obijałem mężczyznę pasem do czasu, aż ręka zaczęła mnie rwać z bólu. Byłem zdyszany i zmęczony, ale osiągałem swój cel. Gość wykonywał tylko polecenia swojego szefa, ale ja nie miałem litości dla takich gnid. Gdyby wtedy mu się udało i podciąłby mi gardło, Yvaine zostałaby sama. Torturowałem tego śmiecia z myślą o niej. Moje życie było dla mnie niewiele warte, ale odkąd miałem Yvaine, żyłem dla niej.
- Jericho, zabierz proszę Yvaine do pokoju zabaw. Czekajcie tam na mnie i nie pozwól jej wyjść. Przyjdę do was, gdy skończę.
- Tak jest, szefie.
Kątem oka ujrzałem, jak Jericho niesie na rękach moją ukochaną dziewczynkę. Yvaine owinęła nogi wokół pasa mężczyzny. Ręce zarzuciła na jego szyję.
Gdy dostrzegłem jej twarz, zobaczyłem opaskę na oczach. Jericho musiał się nad nią zlitować i w porę zakrył jej oczy. Byłem mu wdzięczny, że gdy byłem w furii, tak czule zaopiekował się moim skarbem. Jericho był wart wszystkiego, co dla niego zrobiłem.
A właśnie dla niego zabiłem Ricka, Harrisona i resztę członków mojej pierwszej mafijnej rodziny.
Yvaine
Nie chciałam płakać w urodziny. Nie chciałam, aby Trey widział we mnie słabą dziewczynę. Pragnęłam, aby był ze mnie dumny, ale nie wytrzymałam psychicznie jego tortur. Dlatego poprosiłam Jericha, aby założył mi opaskę na oczy.
Westchnęłam z ulgą, gdy wyszliśmy z piwnicy. Znów płakałam w ramię Jericha, zupełnie jak poprzednim razem. Nie chciałam wracać do tego momentu. Wiedziałam, że gość, którego dziś torturował Trey na to zasłużył, ale cierpienie ludzkie było czymś odległym. Czymś, z czym nie chciałam mieć bezpośrednio do czynienia.
Trey był mordercą, handlował narkotykami i znajdował się na czele mafii, lecz potrafiłam oddzielić Treya, którego miałam w domu od tego, który zajmował się nielegalnymi interesami. W tym człowieku tliła się iskra dobroci. Przeszedł w życiu wiele. Gdyby nie to, że żył w skrajnej biedzie, nie zacząłby zabijać dla pieniędzy. Życie zmusiło go do takiego kroku, a ja musiałam go zaakceptować.
Skoro go kochałam, musiałam go zaakceptować.
Jericho, zgodnie z prośbą Treya, zaniósł mnie do pokoju zabaw. Uczepiłam się ochroniarza i za nic nie chciałam go puścić.
- Mogę posadzić cię na łóżku, skarbie?
- Nie zostawiaj mnie samej. Proszę.
Mój głos brzmiał żałośnie. Próbowałam powstrzymać szloch, ale bezskutecznie.
Brunet posadził mnie na parapecie. Na szczęście był tak wysoki, że dalej oplatałam go nogami, mogąc spokojnie siedzieć. Trey z pewnością zażądał takiej, a nie innej wysokości, na której znajdowałby się parapet, aby z łatwością uprawiać seks z partnerką.
Jericho gładził mnie po plecach. Zsunął mi opaskę z oczu. Nie rozwiązał jej jednak, przez co spuścił ją na moją szyję.
- Nie płacz, skarbie. To twoje urodziny. Ten człowiek mógł zabić Treya. Nie musisz go żałować.
- Nie żałuję go - odrzekłam, mocząc łzami drogą marynarkę bruneta. - Wiem, że ten facet zasłużył na karę i cieszę się, że go złapaliście, ale boli mnie patrzenie na Treya, gdy mści się na innych. Jericho, zrozum mnie. Nigdy nie będzie mi dane wyjść z tego domu. Trey zawsze będzie przy mnie. Nie mogę na to narzekać, bo go kocham, ale staram się nie myśleć o nim jak o mordercy.
- To jego praca, Yvaine. Zabijanie płynie w jego krwi.
- Wiem, ale nie chcę, aby zmuszał mnie do patrzenia na tortury. To mnie boli, Jericho. Boli mnie, bo chciałabym, aby świat był lepszym miejscem. Kiedy Trey podarował mi rano czek na schronisko dla zwierząt, byłam szczęśliwa. Miałam nadzieję, że może go nawrócę, ale to się nie wydarzy.
Wtuliłam twarz w ramię ochroniarza. Jericho gładził mnie uspokajająco po plecach.
- Yvaine, darzę cię niezwykłym szacunkiem. Jesteś pierwszą kobietą, jaką poznałem, która ma tak dobre serce. Nie będę cię łudził i mówił ci, że Trey ma szansę się zmienić. Odkąd u nas jesteś, stał się lepszy. Nigdy jednak nie zrezygnuje z zabijania. Mafia to jego życie. Nie wiem, czy byłby w stanie poświęcić mafię dla miłości, ale biorąc pod uwagę, że znam go od lat, nigdy by tego nie zrobił. Dlatego bierz to, co ci daje. Ciesz się z tego, co masz.
Słowa Jericha zabolały, ale były prawdziwe. Nie miałam szansy, aby zmienić priorytety Treya, ale mogłam mu pomóc stać się lepszym człowiekiem.
Minęła długa chwila, zanim Trey wrócił. Na koszulce nie miał krwi, a jego ręce były czyste.
Patrząc na niego teraz, nie widziałam w nim mordercy. Był przystojnym młodym facetem, ale nie był mordercą.
Moje rozmyślania przerwał sam Trey. Moją uwagę przykuła jego mina. Nie widziałam jeszcze, aby Trey był jednocześnie tak podminowany i smutny.
- Coś się stało?
Jericho odsunął się, a Trey zajął jego miejsce. Mężczyzna chwycił moją twarz w dłonie i zbliżył czoło do mojego czoła.
- Dostałem telefon z nowojorskiego szpitala, aniołku. Przykro mi to powiedzieć, ale twoja mama zmarła dwie godziny temu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top