3

Yvaine

Obcy mężczyzna przysunął skórzany fotel i ustawił go przede mną. Zasiadł na nim. Pochylił się w przód i palcami musnął moje nagie udo.

- Jestem prawdziwie zdumiony, że twój były chłopak cię nigdy nie dotknął. Masz cudowne ciało. Fakt, że jesteś dziewicą, jeszcze bardziej mnie podnieca. Nigdy nie miałem dziewicy, królewno. Będziesz moją pierwszą i ostatnią.

- Błagam, niech się pan nade mną zlituje...

- Pan? - spytał, unosząc głowę. Zaśmiał się głośno. - Mogę być twoim panem w łóżku, jeśli o to poprosisz. Możesz mówić mi po imieniu, kochanie. Nazywam się Trey.

Starałam się przypomnieć sobie jakiegokolwiek Treya, o którym mógłby wspomnieć Jake, ale żaden nie przychodził mi na myśl. Moje przemyślenia szybko jednak przerwał brunet, który przysunął się jeszcze bliżej mnie i czubkiem nosa dotknął mojej kobiecości, którą od jego skóry oddzielał tylko cienki materiał czarnej koronki.

- Błagam cię, Trey. Powiedz mi, o co w tym wszystkim chodzi. Proszę!

Załkałam żałośnie. Mężczyzna odsunął się ode mnie na tyle, aby mógł spojrzeć mi w oczy. Dłonie położył płasko na moich udach. Przeszedł mnie dreszcz. Nie sądziłam, że niewinny dotyk mógł wywołać takie odczucia. Jake nigdy nie dotknął mnie w taki sposób, w jaki dotykał mnie Trey.

- Jesteś taka grzeczna, że nie miałbym sumienia odmówić ci wyznania prawdy, skarbie.

Trey pocałował mnie w brzuch. Zadrżałam, co nie umknęło jego uwadze. Uśmiechnął się i zlitowawszy się nade mną, zaczął mówić.

- Chłopak, z którym chodziłaś przez ostatnie kilka miesięcy, wcale nie nazywa się Jake Rochester. Tak naprawdę to Ryan Suggs. Zajmuje się handlem narkotykami, bronią i kobietami. Nie byłaś jego pierwszą ofiarą, aniołku. Ryan lubi bawić się dziewczynami, zanim je sprzeda. Dlatego tkwiłaś u niego przez tyle czasu. Cóż, coś mu się należy za to, że tak dobrze wywiązuje się ze swojej roboty.

Nie chciałam wierzyć w słowa mężczyzny, ale szyderczy uśmieszek Jake'a, który zobaczyłam przez szybę samochodu, uzmysłowił mi, że on faktycznie mógł mnie okłamywać. Nie mogłam jednak pozwolić Treyowi się omamić i uwierzyć w każde jego słowo. Nie wiedziałam, jakie miał intencje, ale biorąc pod uwagę, że porwał mnie i związał, nie mogło wyniknąć z tego nic dobrego.

- Kazałem Ryanowi porwać młodą i piękną dziewczynę. Warunkiem jednak był uległy charakter. Mam dość pyskatych kobiet, które jedyne, co potrafią robić, to ssać mi pałę. Potrzebowałem kogoś delikatnego. Kogoś, komu mógłbym rozkazywać w łóżku. Dodatkowo to, że dalej jesteś dziewicą, jeszcze bardziej mnie nakręca.

- Trey, dlaczego...

- Nie uciekniesz ode mnie, Yvaine - wyznał, unosząc głowę tak, aby nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy nie były już figlarne. Patrzył się na mnie z powagą i mimo tego, że to ja patrzyłam na niego z góry, poczułam się mała i nic nie znacząca.

- Proszę, moja mama jest ciężko chora. Nie poradzi sobie bez pomocy finansowej Jake'a. To znaczy Ryana. Nie, to nie może dziać się naprawdę!

Odchyliłam głowę w tył i oparłam ją o drewniane koło, do którego zostałam przykuta. Włosy Treya musnęły mój brzuch, gdy mężczyzna całował mnie po nim. Starałam się nie skupiać na przyjemności, jaką mi dawał. Ten człowiek mnie porwał. Kupił mnie od chłopaka, w którym się zakochałam i z którym chciałam spędzić życie.

- Tu pojawia się kolejna niespodzianka. Twoi rodzice otrzymali od Ryana pół miliona za milczenie. To wystarczająco dużo, aby pomóc twojej mamie w leczeniu, prawda?

- Co takiego? - spytałam, kołysząc biodrami, aby dać mężczyźnie znak, żeby mnie zostawił. On jednak uparcie gładził dłońmi moje boki, a ustami muskał skórę tuż nad pępkiem.

- Twoi rodzice nie będą cię szukać, dziecinko. Ryan dobrze to rozegrał. Ci ludzie poruszyliby niebo i ziemię, aby ich ukochana córeczka do nich wróciła. Nic jednak nie zrobią, bo wiedzą, że jeśli komukolwiek pisną słówko o twoim zaginięciu, zrobię ci krzywdę i wrócisz do nich w kawałkach.

- Nie, proszę!

Brunet wstał. Przysunął się do mnie tak, że naparł twardą erekcją na dół mojego brzucha. Nie mogłam się cofnąć ani uciec w bok. Musiałam przyjąć to, co dla mnie planował z godnością. Dopóki byłam przykuta do tego przeklętego mechanizmu, nie mogłam sobie pomóc.

- Nie skrzywdzę cię, kochanie. Musisz jednak poznać kilka zasad. Wiedz proszę, że jeśli złamiesz choć jedną z nich, zginie bliska ci osoba. Zacznę od twoich przyjaciół. Wiem o tobie wszystko, Yvaine. Stale obserwuję twój rodzinny dom. Nic mi nie umknie, więc lepiej będzie dla ciebie i dla twoich bliskich, abyś była mi posłuszna. Nie uśmiecha mi się urządzać pogrzebów, wiesz?

Trey nachylił się tak, że muskał ustami mój policzek. Dłonie położył na moich biodrach i przesuwał nimi w górę i w dół. Może próbował mnie w ten sposób uspokoić, ale ja byłam jedynie jeszcze bardziej zdenerwowana i wystraszona.

Jęknęłam bezwiednie, gdy mężczyzna docisnął do mnie swoją erekcję. Usłyszałam cichy śmiech opuszczający jego usta. Jake, to znaczy Ryan, musiał mu powiedzieć, że byłam chętna do zabaw łóżkowych, ale teraz już wiedziałam, dlaczego ich nie dostałam. Mój były chłopak musiał pozostawić mnie nietkniętą dla swojego klienta.

Odsuwałam głowę, jak mogłam, aby uciec od dotyku nieznajomego mężczyzny, ale Trey nie miał zamiaru odpuścić. Przygryzł płatek mojego ucha, ocierając się o mnie bezwstydnie.

- Należysz do mnie, dziecinko. Twoje życie jest w moich rękach. Nie uciekniesz ode mnie, rozumiesz? Jesteś daleko od domu. Moja posiadłość jest pilnie strzeżona nie tylko przez kamery, ale również wyszkolonych do zabijania strażników. Nikt nie wyjdzie stąd żywy bez mojego pozwolenia. Wiem, że będziesz próbowała walczyć, ale z uważnego obserwowania cię od trzech miesięcy wiem również, że w końcu i tak mi ulegniesz. Jesteś stworzona do posłuszeństwa, królewno.

- Nic o mnie nie wiesz! Odsuń się ode mnie!

Trey spełnił moje życzenie. Uśmiechnął się i oblizał językiem dolną wargę.

- W takim razie zabawimy się inaczej, koteczku.

Mężczyzna chwycił drewniane koło i odwrócił je tak, że zwisałam głową w dół. Zaczęłam szybko oddychać, panikując. Widziałam tylko nogi Treya. Brunet się śmiał, nie mając dla mnie litości.

- Skoro chcesz się stawiać, zobaczymy, jak długo wytrzymasz w takiej pozycji.

Trey ukucnął tak, aby patrzeć mi w oczy. Czułam, jak krew spływa mi do głowy. Bałam się, że stracę przytomność. Próbowałam głęboko oddychać i zachować spokój, ale zaczęłam jeszcze mocniej szlochać. Mężczyzna pogładził mnie po policzku, a ja nawet nie próbowałam odwrócić głowy. Kontrolę nad moim ciałem przejął strach. Byłam przerażona, jak nigdy przedtem.

- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknęłam, dusząc się łzami.

- Posłuszeństwa, dziecinko. Tylko i wyłącznie posłuszeństwa.

- Nie będę twoją niewolnicą!

Nigdy nie krzyczałam na ludzi. Zawsze starałam się być pomocna i uprzejma dla każdego. Nawet na swojego oprawcę nie potrafiłam podnieść głosu, ale zmusił mnie do tego, odwracając dołem do góry.

- Właśnie, że będziesz - odparł spokojnie, jakby był już znudzony moim gniewem. - Yvaine, twoje życie należy od teraz do mnie. Od ciebie zależy, jak będzie ono wyglądać. Nie uśmiecha mi się przywiązywać cię do łóżka za każdym razem, gdy nie będzie mnie w pobliżu, abym mógł cię pilnować. Wolałbym, abyś była wolna tak, jak to tylko możliwe. Po co bronić się przed czymś, co nieuniknione?

- Mam swoją dumę...

Łkałam głośno, nie przejmując się tym, co pomyśli sobie o mnie mój oprawca. Skoro przez cały mój związek z Jakiem, który okazał się być Ryanem, śledził mnie, musiał wiedzieć, że byłam spolegliwa i delikatna.

- Duma potrafi zaprowadzić ludzi do piekła. Dalej, aniołku. Nie każ mi czekać. Twoja twarz jest już czerwona. Nie chcę, abyś straciła przytomność.

- To mnie odwróć! Błagam, Trey!

Mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę. Pokiwał przecząco głową, posyłając mi spojrzenie pełne litości, ale i zrozumienia.

- Odwrócę cię i rozkuję, jeśli powiesz, że należysz do mnie. Dodaj też, że będziesz mi zawsze posłuszna i nie spróbujesz uciec.

Zamknęłam oczy, starając się uspokoić po raz kolejny. Każda próba była bezsensowna, ale i tak uparcie starałam się sprawiać wrażenie twardej. Wychodziło mi to słabo, gdyż z każdą chwilą płakałam coraz mocniej. Płuca bolały mnie już od krzyku, a głowa od środka nasennego. To, że zwisałam głową w dół, nie pomagało naprawie sytuacji.

- Nie chcę być twoją niewolnicą - wyszeptałam, dalej mając zamknięte oczy.

Poczułam dłoń oprawcy na moim policzku. Gładził mnie delikatnie knykciami. Jake nigdy mnie tak nie dotknął. Jego uczucie do mnie było kłamstwem. Nawet jego tożsamość była nieprawdziwa. On tylko mnie uwiódł, aby mógł mnie sprzedać obcemu facetowi. Nie przejmował się moim losem. Oddałam mu serce, a on je zdeptał, jakby nic nie znaczyło.

- Twój los jest już przesądzony, aniołku. Obiecuję, że będę o ciebie dbał. Nie będę traktował cię jak dziwki, Yvaine. Jesteś zbyt delikatna, aby nią się stać. Proszę, nie każ mi wymusić z ciebie tych słów siłą.

- Co ja ci zrobiłam?! Dlaczego mnie tak karzesz?!

Zaszlochałam wniebogłosy. Trey wstał. Nie miałam pojęcia, co planuje, dopóki nie wsunął palców pod moje skąpe koronkowe majtki. Odnalazł moje wejście, które było już mokre. Byłam na siebie wściekła, że moje ciało tak reagowało na dotyk tego skurwiela, ale z drugiej strony rozumiałam je. Od dawna marzyłam o takim dotyku i gdy w końcu nadszedł, stałam się podniecona.

- Jesteś taka wilgotna, dziecinko. Wątpię, abyś kiedykolwiek była tak mokra dla Ryana. Dalej, Yvaine. Powiedz, że należysz do mnie, a ja odwrócę cię i nie wejdę w twoją cipkę palcami.

Mężczyzna bawił się moją łechtaczką. Mimowolnie jęknęłam, co go wyraźnie zadowoliło. Wydał z siebie pomruk i kontynuował zabawę moją kobiecością.

Nie chciałam, aby jego dotyk przyprawiał mnie o takie podniecenie. Nienawidziłam swojego ciała za to, że nie słuchało się umysłu.

- Kochanie, jeśli zaraz mi się nie poddasz, każę zabić twoją serdeczną przyjaciółkę z liceum. Chloe Matterson, zgadza się?

Jak wiele czasu ten człowiek musiał poświęcić, aby dojść do tego, z kim się przyjaźniłam? Jak wiele o mnie wiedział? Czy jakikolwiek mój sekret był bezpieczny?

- Trey, błagam! Nie rób jej krzywdy!

- Masz dziesięć sekund, dziecinko. Później wykonam telefon, który będzie kosztował Chloe życie.

Nie rozumiałam motywów tego człowieka. Nie wiedziałam o nim nic, ale fakt, że mnie kupił, nie świadczył o nim najlepiej. Trey był przystojnym, zadbanym młodym facetem. Mógłby bez problemu związać się nawet z piękną modelką. Dlaczego więc jego wybór padł na mnie?

Nie miałam czasu na zastanawianie się nad takimi bzdurami. Życie mojej przyjaciółki leżało w moich rękach. Nie chciałam wierzyć, że Trey byłby zdolny odebrać jej życie jednym telefonem, ale nie potrzebowałam zyskać dowodu.

- Błagam cię o jedno, Trey - zaczęłam, gdy on sprawiał, że byłam coraz bliżej osiągnięcia orgazmu. - Nie krzywdź nikogo, na kim mi zależy. Będę ci posłuszna. Zrobię wszystko, co zechcesz. Nie ucieknę. Będę grzeczna, Trey, tylko błagam... Nie rób im krzywdy.

Mój oprawca zsunął materiał moich majtek i złożył pocałunek na łechtaczce. Moim ciałem wstrząsnął orgazm. Nie tak wyobrażałam sobie swoje pierwsze zbliżenie z mężczyzną, ale musiałam przyznać, że uczucie było zniewalające.

Odetchnęłam z ulgą, gdy mężczyzna odwrócił koło tak, że moje ciało znów było w naturalnej dla niego pozycji.

Trey uwolnił moje kostki i nadgarstki. Wziął mnie półnagą w ramiona. Musiałam objąć go drżącymi nogami w pasie, a ręce zarzucić na szyję, aby nie spaść. Uderzył mnie jego mocny, męski zapach.

Wtuliłam twarz w zagłębienie między jego ramieniem a szyją. Moczyłam łzami jego koszulkę, ale mężczyzna zdawał się nie zwracać na to uwagi.

Usiadł na fotelu znajdującym się w rogu pokoju tortur i posadził mnie na sobie tak, że musiałam siedzieć na nim okrakiem. Dalej czułam jego niesłabnącą erekcję, która się do mnie przyciskała. Myślałam, że Trey każe mi odwdzięczyć mu się z orgazm, jaki mi podarował, ale gdy zaczął zataczać leniwie koła na moich plecach, całkowicie się rozsypałam.

Płakałam w jego ramię, tuląc się do niego tak, jakby był moim jedynym ratunkiem. Jakby nie zmusił mnie do tego, abym stała się jego niewolnicą.

Głowa bolała mnie niemiłosiernie od nadmiaru tragedii, jaka mnie spotkała. Zaciskałam palce na ciemnych włoskach Treya znajdujących się na jego karku. Gładziłam go delikatnie po skórze. Nie potrafiłam zdobyć się na to, aby go uderzyć lub skrzywdzić w jakikolwiek inny sposób. Próbowałam znaleźć pocieszenie w jego ramionach, choć mogło być to ulotne uczucie.

- Nie bój się, dziecinko. Zaopiekuję się tobą. Wystarczy, że będziesz mi posłuszna, a zobaczysz, że nie jestem takim złym człowiekiem. Zaufaj mi, Yvaine. Rozumiem, że to dla ciebie trudne, ale przekonasz się, że wyjdziesz na tym dobrze. Tylko mi zaufaj, królewno.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top