17
Yvaine
Po tym, jak Trey doprowadził mnie do kolejnego orgazmu na swoim biurku, coś się między nami zmieniło.
Mężczyzna pozwolił mi samodzielnie się umyć i wyszykować na wieczór. Nie wiedziałam, kim był Christian oprócz tego, że był przyjacielem mojego oprawcy, ale chciałam wywrzeć na nim dobre wrażenie. Postanowiłam znów o siebie zadbać i wybrać jedną z sukienek, które przygotował dla mnie mój właściciel.
Stojąc jednak przed szafą z uczesanymi włosami i lekkim makijażem poczułam, że oszukuję samą siebie.
Nigdy nie stroiłam się w wystawne sukienki. Nie tylko dlatego, że nie miałam pieniędzy, aby taką kupić. Gdy zamieszkałam z Ryanem, mężczyzna proponował mi pieniądze, ale wszystkie oszczędności pochodzące od niego przekazywałam schronisku dla zwierząt.
Przebiegłam wzrokiem po pięknych sukienkach, ale gdy tylko wszystkie obrzuciłam wzrokiem, zamknęłam szafę i usiadłam na łóżku.
Nienawidziłam tego, że przez większość czasu siedziałam w pokoju zabaw. Wiedziałam, że Trey robił wszystko, abym się przełamała i mu uległa, ale nie potrafiłam w pełni mu się poddać. Mój oprawca o tym wiedział, ale mimo to się nie poddawał. Gdy doszłam na jego biurku, ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju. Pierwszy raz poczułam, że zasługuję na karę za to, że pozwalam mu sobą tak pomiatać. Oczywiście nie była to całkowita prawda, gdyż Trey ustalił ze mną hasło bezpieczeństwa i w każdej chwili mogłam przerwać zainicjowaną przez niego zabawę.
Miałam dość. Chciałam zaszyć się gdzieś, gdzie mogłabym pobyć sama i uporządkować myśli. Starałam się zatrzymać serce przed uczuciem do Treya, które niewątpliwie się rodziło.
W końcu byłam słaba. Trey i ja wiedzieliśmy, że w końcu coś do niego poczuję.
Zbliżał się wieczór, więc musiałam wstać i zacząć się szykować. Postanowiłam ubrać ciemne dżinsy i zwykłą koszulkę. Miałam nadzieję, że mój oprawca nie będzie miał mi tego za złe. W końcu kupił dla mnie wiele pięknych i zapewne drogich strojów, ale nie czułabym się sobą, ubierając jeden z nich na kolację z Christianem i Treyem.
Kiedy byłam gotowa, wyszłam na korytarz. Na zewnątrz stał Romero. Skinął do mnie głową, co dało mi znak, abym podążała za nim.
Po tym, co zdarzyło się wcześniej, nie potrafiłam spojrzeć ochroniarzowi w oczy. Romero z pewnością domyślił się, że miałam w sobie działający wibrator, gdy rozmawiał z Treyem. Ochroniarz jednak nie dał po sobie poznać, że się tym przejął. Był tylko pracownikiem mojego oprawcy i musiał wykonywać polecenia.
Romero zaprowadził mnie do jadalni. Wcześniej w niej nie byłam, ale nie zdziwiło mnie to, gdyż posiadłość Treya Braxtona była ogromna i zapewne znajdowało się w niej mnóstwo pomieszczeń, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
W środku nie było nikogo. Romero zostawił mnie samą, ale wychodząc obrzucił spojrzeniem mój strój. Skuliłam się pod jego wzrokiem.
Nie odezwałam się do ochroniarza, choć jakaś część mnie chciała przełamać z nim lody. Nie liczyłam na przyjaźń z Romero, ale po tym, do czego nie tak dawno temu zmusił mnie Trey, nie byłam w stanie spojrzeć Jericho w oczy. Było mi wstyd, że widział mnie, gdy dogadzałam sobie palcami, ale nie mogłam cofnąć czasu. Nawet gdybym jakimś magicznym sposobem mogła to zrobić, pewnie wszystko potoczyłoby się tak samo.
Ktoś o tak uległym charakterze jak ja nie miał szans sprzeciwić się Treyowi Braxtonowi.
Podeszłam do ciągnącego się od podłogi do sufitu okna i wyjrzałam na zewnątrz. Ogród rozświetlony był wieloma lampkami, które nadawały temu miejscu klimat. Zapewne o tej porze dnia, gdy słońce już zaszło, staw wyglądał bardziej romantycznie. Chciałam się o tym przekonać, ale przy Treyu nie było miejsca na romantyczność.
Nagle drzwi do jadalni się otworzyły. Odwróciłam się przodem do nich i zobaczywszy w drzwiach dwóch ubranych elegancko mężczyzn, poczułam się okropnie. Mogłam jednak zmusić się do założenia jakiejkolwiek sukienki.
Mój wzrok powędrował do wysokiego blondyna, który wzrostem górował nawet nad Treyem. Uśmiechnął się do mnie przyjacielsko, a wówczas ujrzałam dołeczki w policzkach. Blondyn miał krótki zarost i intensywnie niebieskie oczy. Pod jego marynarką zobaczyłam zarys broni. Nie zdziwiło mnie o to, ale mimowolnie drgnęłam. Chyba nigdy nie miałam przyzwyczaić się do tego, że mój oprawca zajmował się nielegalnymi rzeczami.
Mężczyzna podszedł do mnie i ku mojemu zaskoczeniu chwycił moją dłoń i przyciągnął ją sobie do ust. Złożył na niej pocałunek, patrząc mi w oczy.
- Mój przyjaciel miał rację. Jesteś piękna, Yvaine. Absolutnie czarująca.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i skinęłam głową, przyjmując komplement. Zastanawiałam się, jak wiele Trey naopowiadał Christianowi.
- Nazywam się Christian Lachlan. Miło mi cię poznać. Cieszę się, że Trey ma w końcu kobietę, która jest w stanie rzucić go na kolana.
Usłyszałam chrząknięcie Treya. Christian momentalnie puścił moją dłoń i odsunął się w tył. Gdy Trey do mnie podszedł, starałam się cofnąć. Mężczyzna jednak w porę chwycił mnie w pasie i przytulił, nie zważając na obecność przyjaciela.
- Przepraszam, że ubrałam się tak niestosownie - wyszeptałam, zaciskając palce na marynarce bruneta. Zamknęłam oczy, pragnąc stąd zniknąć. - Chciałam założyć sukienkę, ale nie miałam na to ochoty. Wybacz mi, Trey.
Mężczyzna odsunął się ode mnie na odległość ramion. Chwycił mnie za przedramiona i pogładził nagą skórę czule kciukami. Próbowałam wyczytać coś z jego pokerowej twarzy i niebeskich oczu, ale nie potrafiłam go rozszyfrować.
- Wyglądasz pięknie, dziecinko. Wcale nie musiałaś ubierać sukienki. Jesteśmy w garniturach, bo zawsze, gdy się spotykamy, tak się ubieramy. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie nam wyruszyć w akcję i kogoś zabić. Nie przejmuj się więc. Ciesz się kolacją i pozwól sobie się odprężyć.
Usiadłam przy długim stole. Trey zajął miejsce obok mnie, oczywiście uprzednio odsuwając dla mnie krzesło. Zachowywał się jak dżentelmen, co było miłą odmianą po tym, jak w sypialni dawał mi klapsy i zmuszał do orgazmów.
Nie, żeby mi się to nie podobało.
Ale nie o tym mowa.
Christian zajął miejsce na przeciwko nas i uśmiechnął się. Podwinął rękawy i moim oczom ukazał się złoty zegarek. W życiu nie widziałam czegoś tak eleganckiego i emanującego władzą. Był to zwykły zegarek, ale ja wiedziałam, że nie został kupiony za legalnie zarobione pieniądze. Sprawiało to, że zwykły przedmiot stał się czymś, od czego odciągałam wzrok.
- Jak podoba ci się ten dom, Yvaine? - spytał Christian, gdy do jadalni wszedł lokaj i nalał nam wszystkim wina. Wątpiłam, że je tknę, ale przyjęłam kieliszek z uśmiechem.
- Nie zważając na to, że to moje więzienie, jest tutaj pięknie.
- Kochanie... - wyszeptał Trey, przysuwając krzesło bliżej mnie. Mężczyzna objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
- Przyzwyczaisz się do takiego życia, Yvaine. Masz tu wszystko, czego ci potrzeba - kontynuował Christian, upijając łyk białego wina.
Nie odpowiedziałam. Nie było szans, abym wygrała z nimi tą dyskusję. Trey i Christian byli mężczyznami, którzy mieli poczucie władzy i ktoś taki jak ja był dla nich pionkiem na szachownicy.
Trey gładził mnie po kolanie, a drugą ręką obejmował mój kark. Czułam ciepło emanujące z jego ciała. Zrobiło mi się przykro, że Christian uważał, iż będzie mu tutaj dobrze. Dom mojego oprawcy mógłby być wysadzany złotem, ale jeśli nie miałam w nim zapewnionych podstawowych potrzeb emocjonalnych każdego człowieka, nie mogłam nazwać go prawdziwym domem.
- Nie mam tu wszystkiego, czego mi potrzeba - zaczęłam, kładąc dłoń na ręce Treya, którą gładził moje udo. Potrzebowałam jego bliskości, choć nie chciałam wyznać tego na głos. - Wy nigdy tego nie zrozumiecie, bo w waszym świecie wszystko można kupić, jeśli ma się wystarczającą ilość pieniędzy. Nawet człowieka. Ja musiałam szukać pracy i zarabiałam marne grosze. Pomagałam rodzicom, którzy byli chorzy. Moja mama jest umierająca, a ja nie mogę przy niej być. Zostałam zniewolona jak jakaś kryminalistka, choć nigdy nie zrobiłam nic złego. Starałam się, jak mogłam, aby innym wokół mnie żyło się lepiej.
Łzy cisnęły mi się do oczu. Trey zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, ale zanim zdołał mnie uciszyć, kontynuowałam.
- Wiem, że dla Treya jestem tylko zabawką i w każdej chwili może się mnie pozbyć, jeśli będę mu nieposłuszna lub jeśli się mną znudzi. Nie mogę oddać mu swojego serca, choć codziennie walczę ze sobą. Chciałabym, aby ktoś mnie szczerze pokochał. Ryan mnie podle oszukał, a ja mu na to pozwoliłam. Boję się, że zatracę się w tym wszystkim i...
Wstałam od stołu. Ruszyłam do drzwi, nie chcąc robić sceny przy nieznajomym. Miałam wywrzeć dobre pierwsze wrażenie na Christianie, a zrobiłam to, co zwykle.
Znów wszystko zniszczyłam.
Gdy biegłam do drzwi, poczułam silne ramiona oplatające mnie w pasie. Trey przycisnął mnie plecami do swojej twardej piersi. Chwycił mnie za nadgarstki i skrzyżował mi ręce na piersi. Przez chwilę się szarpałam i z nim walczyłam, ale oboje wiedzieliśmy, że moje starania z góry były skazane na niepowodzenie, dlatego szybko odpuściłam.
- Przepraszam! - krzyknęłam, gdy łzy płynęły mi niemiłosiernie po policzkach.
- Nie masz za co przepraszać, kochanie - wyszeptał Trey do mojego ucha. Bujał mnie w objęciach, abym się uspokoiła.
- Chciałam, aby było miło. Chciałam, aby twój przyjaciel mnie polubił.
- Aniołku, nie masz racji. To, co wcześniej powiedziałaś, nie jest prawdą. Nie traktuję cię jak zabawki. Gdyby tak było, nie troszczyłbym się o twoje potrzeby. Związałbym cię jak dziwkę i zmuszał do seksu, a jak na razie nawet w ciebie nie wszedłem. Może ci się wydawać, że jestem podłym i egoistycznym dupkiem, ale zależy mi na tobie. Nie wyżywaj się na sobie, dziecinko. Jesteś cudowną osobą, ale tego nie dostrzegasz.
Nie wierzyłam w słowa Treya, ale uspokajałam się w jego ramionach. Czułam jego zarost drapiący mnie w szyję, co skutecznie ściągnęło moje myśli na ziemię.
Gdy trochę ochłonęłam, mężczyzna mnie puścił. Odwróciłam się do niego i starłam łzy z policzków.
- Jeszcze raz przepraszam. Nienawidzę tego, że tak często wybucham, ale potrzebuję czasu.
- Mamy tyle czasu, ile ci potrzeba, aniołku - odrzekł brunet, chwytając mnie za obie ręce. Przybliżył się i pocałował mnie w czoło.
Kiedy podeszłam do stołu, zatrzymałam się przed Christianem. Mężczyzna jak na dżentelmena przystało, wstał. Musiałam zadrzeć głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Był cholernie wysoki.
- Przepraszam za mój wybuch. Nie chciałam, abyś mnie znienawidził.
Między oczami blondyna pojawiła się prawie niewidoczna zmarszczka.
- Wcale cię nie znienawidziłem, Yvaine. Rozumiem, że jest ci ciężko i nie mam za złe słów, które do mnie skierowałaś. Wiem, że widzisz w nas zakochanych w pieniądzach dupków, ale uwierz mi, że się mylisz. Nie mam pojęcia, do czego między wami dochodzi, ale do diabła, Trey by cię nie skrzywdził.
Skinęłam głową, próbując przyswoić jego słowa. Uśmiechnęłam się i wróciłam na swoje miejsce.
W tym czasie lokaj przyniósł nam jedzenie. Sięgnęłam po kieliszek wina i wypiłam łyk.
- Nie smakuje ci? - spytał Trey, gładząc mnie czule po plecach. Nawet nie zwrócił uwagi na zaserwowane nam danie.
- Boję się upić, dlatego nigdy nie piję dużej ilości alkoholu.
Spojrzałam na pyszne jedzenie i od razu zaburczało mi w brzuchu. Nigdy nie widziałam tak wykwintnie przyrządzonego posiłku. Zazdrościłam Treyowi, że gdy ja z rodzicami liczyliśmy grosz do grosza, on pławił się w luksusach.
- Możesz się przy mnie upić, skarbie. Zaopiekuję się tobą.
Posłałam mu błagalne spojrzenie.
- Nie potrafiłbyś trzymać rąk przy sobie.
Trey podniósł ręce w górę w geście obronnym.
- Uwierz mi na słowo, że nigdy nie tknąłem nietrzeźwej kobiety. Może znów zabrzmię jak dupek bez serca, ale chciałbym cię upić nie dlatego abyś czuła się źle, ale dlatego, abym mógł ci pokazać, że potrafię się tobą zaopiekować nawet, gdy jesteś nieprzytomna. Dziś tego nie zrobię, bo jutro czeka mnie trudna akcja i nie zostawię cię pijanej przy moich ochroniarzach, ale pewnego dnia to zrobię. Udowodnię ci wówczas, że oddając mi pełnię kontroli nad sobą, nie popełniasz błędu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top