10
Trey
Byłem gotów odstrzelić łeb tego skurwiela. Nigdy bym się nie spodziewał, że Ryan do mnie przyleci bez zapowiedzi. Doskonale wiedział, że pieniądze za uprowadzenie Yvaine przeleję mu w ciągu następnego tygodnia. Jeśli chodziło o interesy, byłem prawdomówny i zawsze dotrzymywałem terminów.
On nie przyleciał tutaj po kasę. Chciał jeszcze bardziej dobić moją ukochaną dziewczynkę.
Zaniosłem Yvaine do sypialni. Co prawda, miałem w mojej posiadłości kilka sypialni, ale tą lubiłem najbardziej. Byłem perwersyjny i tego nie ukrywałem. Kiedy byłem młodszy, uważałem to za zły nawyk i próbowałem się go pozbyć, ale nie mogłem ukrywać swoich upodobań. Yvaine nie dostała od swojego "byłego" tego, o co go prosiła, więc ja miałem zamiar jej to podarować.
Posadziłem dziewczynę na brzegu łóżka i zdjąłem taśmę izolacyjną krępującą jej nadgarstki. Byłem ciekaw, co wydarzyło się, zanim wróciłem do domu. Biorąc pod uwagę, że Jericho skrępował Yvaine ręce, musiało dojść do rękoczynów. Byłem z niej dumny, że mu przywaliła, choć przecież Ryan był jednym z moich ludzi. Nie należał do mojej organizacji, ale współpracowałem z nim na wielu polach swojej nielegalnej działalności.
Nie miałem sił patrzeć na jej łzy. Odkąd do mnie trafiła, płakała niemal przez cały czas. Z jednej strony mnie to pociągało, bo gdy płakała, mogłem się nią opiekować i poczuć jak samiec alfa. Nie mogłem jednak dłużej egoistycznie patrzeć na życie. Przygarniając Yvaine pod swój dach, zobowiązałem się dbać o nią należycie.
Uklęknąłem przed Yvaine i chwyciłem ją za ręce. Trzęsła się i płakała niemiłosiernie.
- Kochanie, strasznie cię przepraszam. Nie spodziewałem się, że Ryan tu przyleci. Umawialiśmy się, że przeleję mu pieniądze w tym tygodniu.
Dziewczyna ścisnęła mocno moje dłonie. Próbowała wyszarpać je z mojego uścisku, ale nie pozwoliłem na to. Była w amoku i mogła zrobić sobie krzywdę.
- Mówisz o tym, jakby to była jakaś transakcja. Jakbyś kupił paczkę piwa i miał przelać pieniądze na konto przyjaciela.
Wiedziałem, że myślała sobie o mnie same najgorsze rzeczy. Owszem, nie miałem duszy anioła i popełniałem przestępstwa na każdym kroku, ale za każdym razem sobie powtarzałem, że nie stało się to z mojej winy. Nie wylądowałem na ulicy, bo tego chciałem. Zostałem zmuszony do życia jako bezdomny i chcąc mieć czym zapełnić żołądek, wplątałem się do brudnego świata pełnego morderstw i nielegalnego handlu.
- Trey, puść mnie. Chcę zostać sama.
- Nie ma mowy.
Zabolało mnie jej smutne spojrzenie, jakie rzuciła w moim kierunku.
- Jesteś moja, a moim obowiązkiem jest dbanie o ciebie. Jesteś roztrzęsiona, więc z tobą zostanę, aby się tobą zaopiekować.
Yvaine spuściła głowę, aby nie musiała pokazywać mi kolejnych łez. Bolało mnie, że tak wstydziła się okazywać przy mnie swoją słabość, ale rozumiałem jej punkt widzenia. Mogłem wykorzystać jej uległość do swoich celów.
- Idź zapłać Ryanowi. Proszę, nie chcę, aby on dłużej tutaj był.
- Kurwa, nie pójdę teraz do tego sukinsyna - warknąłem, przez co dziewczyna zadrżała. - Jericho się nim zajmie. Ryan jest nieprzytomny, a gdy się obudzi, nie dostanie od razu swoich pieniędzy. Wtargnął na teren mojej posiadłości bez wcześniejszego uzgodnienia tego ze mną. Owszem, moi ludzie mają specjalne pozwolenie na wejście na mój teren, ale każdy jest lojalny i najpierw musi się ze mną umówić. Ryan poniesie konsekwencje tego, co zrobił. Musisz mi jednak powiedzieć, co stało się na korytarzu. Muszę wiedzieć, za co go ukarać.
Dziewczyna zacisnęła usta i pokiwała przecząco głową. Chciała wstać, ale przycisnąłem jej uda do materaca, za co zarobiłem kolejne nienawistne spojrzenie.
- Trey, błagam cię...
Wstałem, a wzrok Yvaine powędrował za moim spojrzeniem. Kiedy tak przede mną siedziała, czułem w sobie zwierzęcą dominację. Pragnąłem oznaczyć tą dziewczynę jako moją. Wiedziałem, że prędzej czy później tak się stanie, ale czekanie było niemożliwie denerwujące.
- Obiję mu mordę, jeśli mi nie powiesz, co ci zrobił. I tak dowiem się prawdy od Jericha, ale chcę usłyszeć to od ciebie.
- Przecież i tak go pobijesz, prawda?
- Powiedz mi, co on ci, kurwa, zrobił!
- Nazwał mnie dziwką!
Żal ścisnął mi pierś. O Yvaine można było powiedzieć, że była dobra i uczynna, ale że jest dziwką? Jak ten kutas mógł ją tak obrazić? Wykonał swoją robotę i powinien spieprzać dalej, a nie mieszać się do mojego życia.
- Zaczekaj tutaj - warknąłem, celując w dziewczynę palcem, nakazując jej siedzieć. - Jeśli pod moją nieobecność wyjdziesz z łóżka, dam ci karę. Nie zranię ciebie, bo wiem, że cię to nie obejdzie, ale skrzywdzę twoich bliskich. Nie każ mi tego robić, Yvaine.
- Trey, proszę!
- O co mnie prosisz?! Chcesz oszczędzić skurwiela, który przez trzy miesiące cię uwodził? Może powinienem bronić Ryana, bo pracuje dla mnie od lat, ale ty jesteś dla mnie ważniejsza! Więc teraz proszę, siedź na tyłku i czekaj, aż wrócę.
Trzasnąłem drzwi i ruszyłem przed siebie. Spodziewałem się, gdzie Jericho zabierze Ryana. Nie była to sala tortur, w której nie tak dawno pozbawiłem życie Lincolna Whittarda, bo tam trafiali ludzie, którzy mieli wyjść stamtąd martwi. Ryana zabić nie mogłem. Ale skrzywdzić już tak.
Przez chwilę pożałowałem, że nie przywiązałem Yvaine do łóżka. Jakaś naiwna część mnie kazała mi wierzyć, że dziewczyna się nie ruszy, ale nie ufałem jej. Wiedziałem, że była wkurwiona na Ryana i nie dziwiłem się jej, ale nie mogła okazywać mu litości. Ja również nie. Wtargnął na mój teren bez mojej zgody i nazwał moją własność dziwką. Byłem szanującym się facetem i nie tolerowałem takiego szczeniackiego zachowania ze strony ludzi, którzy ze mną współpracowali i którym płaciłem horrendalne pieniądze za wykonane zadania.
Wyjąłem z kieszeni kastet i założyłem go na palce. Skinąłem głową Romero, który dał mi milczący znak, że moja ofiara była w środku.
Wszedłem do zacienionego pokoju i odnalazłem spojrzeniem Ryana. Mężczyzna miał kilka ciemniejących siniaków na twarzy, które zapewne były dziełem mojej dzielnej Yvaine. Uśmiechnąłem się jak bydlak.
Ryan przykuty był do łóżka kajdankami. Miał unieruchomioną jednak tylko jedną rękę. Nie zamierzałem go w końcu zabić, a jedynie postraszyć i ukarać za nieposłuszeństwo.
Blondyn spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
- Myślałem, że jesteś po mojej stronie, Braxton - warknął Ryan, celowo używając mojego nazwiska, aby jeszcze bardziej mnie podminować.
- Po twojej stronie? - spytałem, bawiąc się kastetem. Ryna spojrzał na niego z nieukrywanym zdziwieniem. - Ty tylko jesteś pionkiem w mojej grze, Suggs. Jesteś moim podwładnym. Płacę ci ciężkie pieniądze za dobrze wykonaną robotę. Powiedz mi, po cholerę tu przyjechałeś? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że po pieniądze.
Mężczyzna prychnął i potarł wolną dłonią obolałą szczękę.
- Kuźwa, co jest z tobą? Dlaczego pozwoliłeś, aby twoja dziwka uderzyła mnie w twarz? Mam nadzieję, że ją ukarałeś.
Zamachnąłem się i uderzyłem kastetem o policzek Ryana. Głowa blondyna została odrzucona w bok pod wpływem mojego uderzenia. Musiałem rozciąć mu dolną wargę, bo zobaczyłem, jak pluje krwią.
- Nie mów tak o mojej własności - warknąłem, uderzając go znów. - Nie wiem po chuj tu przyjechałeś, ale domyślam się, że chciałeś jeszcze bardziej zniszczyć tą biedną dziewczynę. Ona nic ci nie zrobiła, Ryan. Oddała ci swoje serce. Nie wiedziała, że to tylko gra. Dotychczas byłeś dobrym aktorem. Szanowałem cię za twoją sumienną pracę, ale straciłeś w moich oczach. Pozwolę ci odejść żywym, ale potrącę ci z sumy, którą zamierzałem zapłacić za Yvaine. Ciesz się, że poniesiesz tylko taką karę. Za to, co jej zrobiłeś, powinienem poderżnąć ci gardło.
- To dlaczego tego nie zrobisz, szefie?
Nie pozwoliłem jego manipulacjom na mnie wpłynąć. Uśmiechnąłem się jedynie i zdjąłem zakrwawiony kastet.
- Ponieważ śmierć byłaby ucieczką. Musisz żyć z krwią ofiar na rękach tak, jak ja. Dłużej już dla mnie nie pracujesz, Suggs. Zwalniam cię i wywalam na zbity pysk. Pieniądze niemniej jednak ci przeleję, ale na twoim koncie znajdzie się o wiele mniej, niż powinieneś dostać.
Ryan zaśmiał się i potrząsnął teatralnie kajdankami.
- To jak będzie? Uwolnisz mnie w końcu?
Uderzyłem mężczyznę w krocze, co wywołało prawdziwy grymas bólu na jego twarzy. Zaśmiałem się, obserwując jego cierpienie.
- Owszem, Ryan. Uwolnię cię. Najchętniej zawlókłbym cię do mojej bogini, abyś padł przed nią na kolana i całując jej stopy, przeprosił ją za wszystko. Zważając jednak na mój szacunek i lojalność do niej, a także fakt, że nigdy więcej nie chce cię widzieć, nie zrobię jej tego.
- Nie wierzę, że dałeś się jej omamić w lekko ponad dobę, Braxton. To do ciebie niepodobne. Mówisz o niej, jakbyś chciał oddawać jej cześć i szacunek, ale wcale jej nie znasz. Może i jest delikatna i do bólu uległa, ale szybko się nie znudzisz. Nie da ci tego, co powinna dać mężczyźnie.
- Och, doprawdy? - spytałem, nachylając się nad nim. - Nie da mi tego, czego pragnę? To może pokazać ci nagranie z monitoringu z mojego pokoju zabaw, w którym Yvaine ssała mi pałę? Nie zrobię tego z szacunku dla niej, ale wierz mi na słowo, że straciłeś dobrą zabawę. Jej usta są jak niebo. Teraz wypierdalaj z mojego życia i nigdy do niego nie wracaj, skurwielu.
Yvaine
Gdy Trey zostawił mnie samą w pokoju zabaw, walczyłam ze sobą. Chciałam wyjść i za nim pobiec, ale zmusiłam się do posłuszeństwa i zostania na miejscu.
Położyłam się na boku i przyciągnęłam nogi do piersi. Objęłam je rękami i czekałam na powrót Treya.
Nie wiedziałam, jak miałam wyjaśnić to, co czułam, gdy był blisko mnie. Może i rano dał mi karę, ale moje ciało do niego lgnęło. Gdy trzymał mnie za ręce, chciałam, aby trzymał je tak na zawsze. Gdy mnie przytulał, pragnęłam zasnąć w jego ramionach i otulić się ciepłem jego ciała. Gdy na mnie patrzył, czułam się kochana i bezpieczna.
Jak mogłam myśleć tak o człowieku, który zlecił uprowadzenie mnie? Jak mogłam podporządkować się komuś, kogo znałam kilkadziesiąt godzin? Jak mogłam być tak słaba?
Kiedy na korytarzu zobaczyłam Ryana, coś we mnie pękło. Widząc złośliwy uśmieszek na jego twarzy, straciłam panowanie nad sobą. Nigdy wcześniej nikogo nie uderzyłam. Ręka dalej mnie piekła od ciosów zadanych Ryanowi, ale było warto. Musiałam pokazać mu, jak mnie skrzywdził. Dla niego to było tylko kilka dodatkowych siniaków, które za kilka dni zbledną, a ja resztę życia miałam spędzić w niewoli.
Nie miałam już sił na płacz. Ostatnimi godzinami wypłakałam chyba wszystko, co w sobie miałam.
Martwiłam się o to, co Trey zrobi Ryanowi. Wierzyłam mu na słowo, że go nie zabije, ale nie chciałam mieć na sumieniu czyjejś krzywdy. Nawet takiej gnidy, jaką był Ryan.
Słowo, którym rzucił w moim kierunku, cały czas rozbrzmiewało w mojej głowie.
Dziwka.
Nic nigdy nie bolało mnie tak, jak bycie nazwaną w tak pogardliwy sposób. Może to była kara za to, że pozwoliłam Treyowi się ukarać? Może wzięcie jego penisa do ust kwalifikowało mnie do bycia zdzirą?
Najbardziej jednak bolało mnie to, że Ryan wiedział o mnie wszystko. Zwierzałam mu się ze swoich problemów i szukałam pocieszenia w jego ramionach. Próbowałam zrzucić winę na karb ciężkiej pracy Ryana, ale on nigdy, nawet gdy był w domu, się mną nie zajmował. Dawał mi pieniądze, abym wierzyła w jego uczucie. Miał ich w nadmiarze, więc wydawanie nie stanowiło dla niego dużej różnicy. Bawił się mną, przygotowując mnie dla mojego nowego właściciela. Czułam do niego wdzięczność za pomoc, jaką ofiarował mi po przeprowadzce do Nowego Jorku, a koniec końców zostałam potraktowana tak, jak chciał, aby została potraktowana.
Jak dziwka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top