Gimnazjum Raimona
| Dla nie wtajemniczonych pierwszy odcinek Inazumy Eleven ,, Zagrajmy w piłkę". |
Pisk opon... Co, proszę?... Niestety Wasi rodzice nie żyją... Sophie... Camilla... Zapłacisz za to... TO TWOJA WINA...
No tak znalazłam się w gimnazjum Raimona. Za sprawą rodziców. Zadowoleni jesteście? Pewnie tak... Mój pierwszy dzień w nowej szkole. Może tu zapomnę o wszystkim co kocham. To raczej nie możliwe, bo za bardzo Was kocham. Was i Rutha, i Sophie, i Cami. Nie jesteście źli, że mała zwie się Camilla? Mam nadzieję, że nie. O, oraz dziadków. I Free'ego. Jako jedyny mnie rozumie... Przeżyć ten dzień. Najważniejsze. Że co! Mundurek!?! Na szczęście wiedzą, że mam żałobę, więc mogę ubrać długą, czarną, fałdowaną spódnicę i białą koszulę z długim rękawem. Wyciągnęłam plecak spod łóżka. Niebieski plecak. W środku była piłka, notes technik hissatsu, zeszyt rysunków. Spakowałam to co potrzebne do szkoły i pierwotną zawartość. Poszłam do kuchni.
- Co Free? -spytałam pieska - Muszę iść do szkoły - pogłaskałam kundelka - Jak wrócę to się pobawimy.
Zabrałam kanapki ze stołu i butelkę wody. Wyszłam z domu. Po trzydziestu minutach jazdy dotarłam do szkoły. Lekcja matematyki. Poszłam pod klasę. Grono dzieczyn stało wokół jakiś chłopaków. No fajnie. Dzwonek. Wszyscy weszli do klasy. Nauczyciel skinął głową na mnie. Podeszłam do tablicy. Napisałam swoje imię i nazwisko. Gdy gwar opadł i uczniowie siedzieli spokojnie, nauczyciel powiedział.
- Przedstawiam Wam Ash Sandler, Waszą nową koleżankę - oczy wszystkich skierowały się na mnie - Usiądź z Nathanem - nauczyciel wskazał na chłopaka uczesanego w kitkę. Posłusznie poszłam usiąść we wskazane miejsce.
- Cześć! Jestem Nathan Swift - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Ash - przez przypadek wyciągnłam zeszyt hissatsu. Otworzyłam go na pierwszej stronie, a tam smok. Szybko schowałam go do plecaka. Oby gościu się nie skapnął co w nim jest. Wyciągnęłam matematykę. Otworzyłam go. Pusta strona. Uff.
- Śmiesznie piszesz - Nathan zwrócił się do mnie i głową wskazał tablicę. Nauczyciel zmazywał mój podpis. Spojrzałam pytająco na niego.
- Normalnie. O co Ci chodzi? - uśmiechnął się. Otworzył z tyłu zeszyt. Jego notatki były pisane od góry do dołu. Już rozumiem.
- Jakoś tak mi się zmieniło po podróży na zachód - powiedziałam bez wyrazu.
- Wyjechałaś na zachód? - spytał ze zdziwieniem i zaciekawieniem. O masz.
- Tak - patrzyłam na zadanie.
- A gdzie? - tak łatwo nie odpuścisz, Nathanie, prawda?
- W Anglii, Francji, Hiszpanii, Włoszech, Niemczech, Polsce, Norwegii, Islandii, Słowenii, Meksyku, Argentynie i Brazylii - wymieniłam bez zastanowienia. Spędziliśmy w każdym kraju aż dwa miesiące. To były piękne chwile. Wy i my.
- Wow! Dlaczego? - spytał. Nathan, wydawałeś się spoko, ale za wiele pytań zadajesz.
- Kariera siostry - skończ.
- A kim jest Twoja siostra? Gwiazdą filmową? Piosenkarką? Czy... - przerwałam mu.
- Baletnicą - Sophie, wybacz mi...
- Fajnie - oczy chłopaka pobłądziły na jego zeszyt. Potem spojrzał na moją książkę. Rysowałam ślaczki i kreski. Jeden obrazek ukazywał baletnicę z piłką.
- A Ty uprawiasz jakiś sport? - spytał z uśmiechem. Serce mi zamarzło.
- Nie - warknęłam.
- Myślałem, że tak - posmutniał - Fajnie by było zagrać razem w piłkę.
- Jaką? Siatkówkę, plażową, koszykówkę? - nie wierzę w Was, nie wierzę! Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- W nożną - dlaczego? Dlaczego? Co ja Wam zrobiłam? Dlaczego wystawiacie mnie na taką próbę? O nie! Już i tak Ruth jest zły za to, że chodzę do tej szkoły!
- Eee... - mruknęłam.
- Jestem obrońcą naszej szkolnej drużyny - uśmiechnął się - Słyszałaś o Strefie futbolu i o Inazumie?
- Nie interesuję się piłką - muszę, muszę, choć nie chcę ! - To głupota ganiać po boisku za piłeczką bez celu - dlaczego ja to mówię! Ash masz tak mówić! Koniec i kropka! Zerknęłam na Nathana. Widać, że posmutniał i to dość mocno. Uraziło go to, a nawet obraziło. Do końca lekcji nie odezwał się do mnie. Pierwszy znajomy, który wyciągnął rękę do mnie w geście zaprzyjaźnienia, a ty jak zawsze musisz go przeciwstawić sobie i uczynić siebie w jego wroga. Oto Ash Sandler - mistrzyni komplikacji! Zadzwonił dzwonek. Wyszłam z klasy. Udałam się pod klasę od biologii. Widziałam jak Nathan podchodził do grupki chłopaków otoczonych wianuszkiem dziewcząt. Tak to był ten Nathan Swift z Jedenastki Raimona. Jesteś super Ash! Genialna wręcz! Oparłam się o ścianę i usiadłam na ziemi. Z plecaka wyjęłam kanapkę. Dostałam tylko dwie kanapki! Babciu! Wiem, jem dużo, ale czy wyglądam jak pączek? Nie jestem szkieletem jak Sophie, ale nie jestem gruba! Trzeba jutro wstać wcześniej i zrobić sama sobie drugie śniadanie. Rozwinęłam kanapkę z papieru. Już miałam ją ugryść, gdy ktoś położył mi rękę na ramieniu. To był nauczyciel matematyki.
- Panienko Sandler, proszę ze mną - powiedział. Schowałam kanapkę. Wstałam, zabrałam plecak i poszłam za nauczycielem. Zaprowadził mnie do... PSYCHOLOGA!!! Za jakie grzechy! Psychologiem była kobieta, pani Arwendor. Miała chyba z 60 lat.
- Panienko Sandler, wiem o Twojej tragedii - tak akurat wiesz stara babo! - Wyrazy współczucia - mam ich dość. Każdy mówi :,, Współczuję Ci" lub ,, Tak mi przykro" . Na co mi wasze współczucie! - Chcę Ci pomóc - dzwonek na lekcję. Czy pani nie obchodzi, że się spóźnię na lekcję? Masakra - Dlatego codziennie na długiej przerwie będziesz przychodzić do mojego gabinetu. Będziemy rozmawiać o tamtym zdarzeniu - nie potrzebuję terapii. Już się z tym pogodziłam - Możesz iść na lekcję.
- Dziękuję - wstałam i podeszłam do drzwi.
- Panienko Sandler - stanęłam - słyszałam o Twoich wynikach - no to ekstra - Wiedzowych i sportowych. Mam nadzieję, że Raimon będzie miał z Ciebie pożytek. Do zobaczenia.
- Do widzenia - wyszłam. Minęło 15 minut lekcji. Stanęłam przed drzwiami. Wzięłam głęboki oddech. Weszłam. Oczy nauczyciela zwróciły się na mnie. Klasa też patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Przepraszam za spóźnienie - spóściłam głowę - Byłam u pani Arwendor - nauczyciel uśmiechnął się życzliwie.
- Aaa... To Ty jesteś Ash Sandler? - spytał.
- Tak - chcę zniknąć. Najlepiej zapaść się pod ziemię.
- To Ty masz szansę ominąć trzecią klasę i przejść do czwartej - proszę pana, niech pan nie mówi o tym.
- Tak - nie mam zamiaru przeskoczyć klasy. Głupie dwa lata w obcych krajach. Co ja gadam były cudne.
- Młody geniusz - fajny nauczyciel, ale mam tego dość. Sandler powinno widnieć na mojej koszulce,a nie na liście laureatów konkursów przedmiotowych! - Usiądź - poszłam na sam tył zażenowana. Oby dzień minął mi szybko. Błagam! Możecie przyspieszyć czas i na przykład przenieść mnie po lekcjach? Mamusiu. Tatusiu.
Czy ja Wam już mówiłam jak bardzo Was kocham! Jest 14:30 . Koniec lekcji. Muszę teraz czekać pół godziny na autobus, ale to przeżyję. Przy szkole znajduje się boisko do piłki nożnej. Grupka chłopaków trenowała. To chyba Ci z Inazumy. Usiadłam pod drzewem. Nic się chyba nie stanie jeśli tu poczekam na mój dyliżans. Wyciągnęłam zeszyt do rysunków. Mam czas więc skończę mój ostatni rysunek. Była to baletnica.
Rysuję dla przyjemności. To mnie trochę odrywa od rzeczywistości. Uff... Skończony. Nie będę go kolorować bo jestem w tym kiepska. Nagle usłyszałam świst piłki.
- UWAŻAJ!!! - ktoś krzyknął. Spojrzałam w stronę głosu. Prosto we mnie leciała piłka. Kochani rodzice, dlaczego mi to robicie?!? Wyciągnęłam rękę przed siebie. Zatrzymałam strzał. Był dość silny, ale gorsze przyjmowałam bez użycia hissatsu bramkarza. Spojrzałam w stronę boiska. Ćwiczący chłopcy, spoglądali na mnie. Bramkarz, a zarazem kapitan krzyknął do mnie.
- Podasz? - spojrzałam na piłkę. Trzymam ją w prawej ręce. Odłożyłam zeszyt. Wstałam. Położyłam piłkę na ziemi. Uniosłam prawą nogę do strzału i uderzyłam z całej siły. Piłka poleciała. Minęła Nathana i trafiła do bramki, lecąc tuż obok głowy bramkarza. Sądzę, że to ten słynny Mark Evans. Piłka wirowała w siatce dość długą chwilę. Zawodnicy spojrzeli w stronę kapitana. Na twarzy zagościł mi uśmiech. Dawno nikt nie widział moich strzałów. 14:55! Mój autobus! Zabrałam plecak i pobiegłam na przystanek.
# oczami Marka #
Co za strzał!?! Nie miałem możliwość obronić! Jaką ma siłę?! Wow!!!
- Czy ona zatrzymała smoczy cios? - spytał Timmy, gdy otrząsł się z szoku. Wszyscy byliśmy w ogromnym szoku!
- Smoczy cios odbił się od słupka - powiedział Kevin - Stracił on przy tym trochę siły.
- Ale sam fakt, że dziewczyna zatrzymała uderzenie bez rękawic, to... - powiedział Jude.
- Ja ją znam - powiedział Nathan - Siedzę z nią na matmie. To Ash Sandler. Nowa uczennica.
- Jest nowa? - spytał Bobby.
- Tak - powtórzył Swift - Gadałem z nią na matmie. Jej siostra jest baletnicą i podróżowała do Europy i Ameryki.
- Była w USA? - spytał Erik.
- Nie - odpowiedział Nathan.
- Wiesz coś o niej więcej? - spytał Max.
- Czy coś trenuje? - spytał Tod.
- Czy lubi piłkę? - powiedziałem.
- Nie trenuje nic. A co do piłki... - Nathan przerwał, to nie wróży nic dobrego - Twierdzi, że to głupota. Że biegamy po boisku bez celu! - Nathan był zły.
- Osoba, która tak obcuje z piłką, nie może mówić o niej nienawistnie - powiedział Axel.
- Hej ! Jak Ci... - krzyknąłem w stronę dziewczyny, lecz jej już tam nie było. Wyparowała?
- Cześć, chłopcy! - przyszła Silvia.
- Silvio, mogłabyś...
| 1502 słowa! Rekord! Najdłuższy rozdział jaki napisałam na wattpadzie! Zapraszam do czytania kolejnego rozdziału|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top