Klątwa Aliusa II
Dochodziła dwudziesta. Za oknem słońce chyliło się ku zachodowi, podświetlając złotawym blaskiem firanki. Przez otwarte okno do niewielkiego pokoiku wpadał ciepły, wieczorny wiatr, poruszający plakatami, którymi obklejono ściany.
Tą sielankę przerwał nieoczekiwany dźwięk wibrującego telefonu. Zaczytany chłopak odłożył książkę na bok i sięgnął po urządzenie.
- Nieznany numer? - mruknął pod nosem. Chwilę się wahał, ale w końcu odebrał - Halo? Z tej strony Jordan Greenway.
***
Xavier niecierpliwie czekał pod budynkiem szkoły. Do lekcji zostało piętnaście minut, a jego przyjaciela ciągle nie było. Poprzedniego dnia umówili się, że przyjdą wcześniej. Xavier miał mu do powiedzenia coś ważnego.
W końcu dostrzegł w tłumie znajomą, podskakującą wesoło zieloną kitkę. Uśmiechnął się i ruszył w jej kierunku. Zamachał ręką, pragnąc zwrócić uwagę właściciela tejże kitki na siebie.
- Jordan! - krzyknął.
Chłopak odwrócił się do Xaviera, a jego usta rozszerzyły się w uroczym uśmiechu. Natychmiast podbiegł do czekającego na niego Fostera.
- Cześć! - zawołał radośnie.
- Co ty taki wesoły? - zdziwił się Xavier.
- Nie uwierzysz! - Jordan ledwo łapał oddech - Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Seymour Hillman! Zaprosił mnie na jakieś tajemnicze spotkanie za tydzień, które będzie w Raimonie!
Foster spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Serio? Mnie też zaprosił!
- Ale super, nie? - Greenway niemalże podskakiwał ze szczęścia. Znów przypominał tego małego, uśmiechniętego chłopca, którym był w przeszłości. Zachowywał się nieco dziecinnie, ale było to częścią jego charakteru.
- Ciekawe, o co chodzi? - zastanowił się Xavier.
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami jego kompan, po czym podniósł swój plecak i klepnął Fostera w ramię - Gonisz!
Xavier przewrócił oczami i ruszył za nim powoli.
***
Jordan dotarł na miejsce sporo wcześniej. To Gimnazjum nie kojarzyło mu się najlepiej. Ba! Kojarzyło mu się okropnie! Przecież to była szkoła, która zniszczyła mu życie! Przełknął niechęć, która mu towarzyszyła i zaszył się w kącie pokoju klubowego. Powoli zaczęły się zbierać także inne osoby, niektóre znane, niektóre nieznane, ale nikt go nie zauważał. Jedynie Xavier od razu zwrócił na niego uwagę, ale spełnił niemą prośbę jego oczu i zajął się rozmową z innymi.
Pojawienie się członków tak zwanego "starego" Raimona szczególnie ruszyło Greenwaya. Max, Kevin, Nathan, Jack, Todd, a nawet Axel... Ich wszystkich spotkał niewiele razy, a odcisnęli na nim spore piętno.
W końcu w drzwiach pojawił się Mark. Przywitał się z Darrenem, Scottem, Hurleyem i Shawnem.
- Jak zwykle, spóźniony - podszedł do niego Axel. Kapitan Raimona zauważył też Thora i Marvina Murdocka. Z zaskoczeniem obserwował popisy brata bliźniaka Willy'ego. Porozmawiał z Judem i Davidem. Cały Evans - przyjaciel wszystkich.
- Mamy też niespodziewanych gości! - oznajmił radośnie Blaze.
- Yo, Mark!
- Xavier! - ucieszył się bramkarz.
- Zdziwiłem się, gdy dostałem telefon od Hillmana, ale ty grasz w Raimonie i miałem nadzieję, że tym razem naprawdę zagramy w piłkę - oznajmił Foster - Jest tu też inna osoba - odwrócił się w lewo.
Z kąta pomieszczenia powolnym krokiem wyszedł Jordan. Rozglądał się czujnie, zachowując neutralny wyraz twarzy. W środku obawiał się reakcji "Raimonów", lecz zdecydował, by tego nie ukazywać. Roztaczał dosyć... Nietypową aurę, co zauważył Shadow. Mark spojrzał na Xaviera niepewnie.
- Yhm... Kto to jest?
Jordan nawinął kosmyk włosów na palca i zamknął oczy. Uśmiechnął się pod nosem, mimo, że wcale nie było mu do śmiechu.
- Cóż to za nieuprzejmość! - oznajmił swoim niskim, wyćwiczonym głosem - Ziemianie mają takie powiedzonko...
- P-Powiedzonko?! - zapytał zdezorientowany Jack.
- Już wiem! - dodał Todd.
- Janus! - Kevin ustawił się w pozycji bojowej.
- To kapitan Gemini Storm z Aliusa! - objaśnił oczywistość Shawn.
- Ludzie, dajcie spokój! - Jordan uniósł ręce. Czuł się osaczony - To było moje "obce" imię. Wiecie, mam moje prawdziwe! Jestem Jordan Greenway!
- Jordan?! No już to widzę! - odpalił się Murdock - Zniszczyłeś moją szkołę!
- O, tak... Naprawdę, bardzo, bardzo cię przepraszam! - chłopak wycofywał się pod naporem gracza z Kirkwood, nerwowo przepraszając - Tak pomiędzy nami, musiałem bardzo ciężko pracować, aby stworzyć moją kosmiczną postać!
Graczom Raimona zrzedły miny.
- Zachowuje się kompletnie inaczej - zauważył Nathan.
- Wiecie, wszystko dobre, co się dobrze kończy! Mówcie mi Jordan!
Greenway odetchnął z ulgą, gdy uwaga wszystkich skupiła się na Austinie. Te kilka chwil, podczas których musiał rozmawiać z tą grupą nieprzychylnie do niego nastawionych osób, naprawdę go zestresowały. Później z niewielkim ukłuciem żalu przyjął podział drużyn. Myślał, że będzie mógł grać z Xavierem, tak, jak w szkole. Ale nie. Znów grali do jednej bramki, będąc po przeciwnych stronach.
***
Nadszedł dzień meczu o kadrę.
Zawodnicy i kibice zgromadzili się na trybunach okalających boisko Gimnazjum Raimona. Każdy z nich miał nadzieję, ale wiedział, że może go czekać rozczarowanie. Przybyły delegacje z kilku szkół. Podzieleni na dwie drużyny przyszli zawodnicy Inazumy Japan czekali w napięciu na pierwszy gwizdek.
- Wybaczcie, że musieliście czekać! - Chester Horse nie dał o sobie zapomnieć i pojawił się tuż przed rozpoczęciem - Oglądamy właśnie zgromadzone tutaj największe gwiazdy młodzieżowej piłki nożnej! Ten mecz rozstrzygnie o składzie reprezentacji Japonii! Drużyna A, dowodzona przez Marka Evansa, kontra drużyna B, którą prowadzi Jude Sharp! To walka starć, przeciwieństwo przeznaczenia! - paplał, jak najęty, a słowa plątały mu się.
Rozpocząć miała drużyna A, grająca w niebieskich strojach. Rozległ się gwizdek.
- I mecz się zaczyna!
Shawn podał piłkę Kevinowi, ten kopnął do Xaviera.
- Foster rusza do przodu!
Piłka wróciła do Kevina, który sprawnie ominął Caleba. Nie miał jednak szans w starciu z Nathanem. Drużyna B przejęła. Axel już składał się do strzału, gdy zablokował go Thor.
- Blaze czysto omija obronę! Niespodziewana konfrontacja dwóch kolegów z Raimona! Evans wychodzi z niej zwycięsko!
Drużyna A rozpoczęła kontratak. Max przedarł się przez krycie Shadowa i podał do Xaviera, który widząc niebezpieczeństwo w postaci nadbiegającego Nathana, kopnął piłkę do Shawna. Ten z kolei asystował Kevinowi, który oddał szybki strzał. Darren pewnie obronił i wykopał daleko, do Jude'a.
- Piłka wędruje do środka pola i rozpoczyna się kolejny kotratak!
Kapitan "białych" szybko znalazł się pod presją, więc przełamując niechęć do Caleba, podał mu piłkę. Chłopak nie był uważny i od razu stracił ją na rzecz Davida, co wywołało niewielką sprzeczkę.
- Foster wchodzi głębiej na połowę rywala!
Wspomniany napastnik z łatwością wyminął Scotta i wykonał "Ostrze meteoru". Potężne uderzenie niczym miecz rozdarło obronę i wpadło do siatki.
- GOOOOL! - zakrzyknął podekscytowany Chester - Drużyna Evansa pierwsza obejmuje prowadzenie!
Po wznowieniu gry Maxwell biegł w kierunku bramki. Caleb poprosił, a raczej rozkazał Nathanowi i Scottiemu, aby przeszli do przodu. Mimo protestów Jude'a, obrońcy wykonali to nietypowe polecenie. Murdock od razu dostrzegł swoją szansę i wbiegł w pole karne. Kiedy Max podawał mu piłkę, Stonewall podszedł leniwie bliżej środka boiska. Rozległ się gwizdek.
- SPALONY! - wykrzyknął rozemocjonowany Chester - Mecz wznawia drużyna B!
Podanie Scottiego bez problemu trafiło do Caleba, który przebiegł nieniepokojony przez całe boisko i przelobował wychodzących Marka i Archera.
- Kane wybija piłkę z linii bramkowej w ostatniej chwili!
Następne gole padły bardzo szybko: Po "Ognistej burzy" Axela i "Smoczym krachu" Kevina wynik nadal wskazywał na przewagę drużyny A.
- Napastnicy z obu drużyn wykorzystują swoje techniki hissatsu! Napięcie sięga zenitu! Tymczasem drużyna A pędzi na przód! Czy powiększą swoją przewagę do dwóch bramek?! Kto zdobędzie gola, Dragonfly czy Frost?!
Podanie Maxa do Kevina sprytnie zablokował młodszy z Glassów. Od niego piłka trafiła do Austina. Chłopiec ominął postawnego obrońcę i chciał podać do Axela. Gdy zobaczył, że napastnik jest kryty, zawahał się i... podał do tyłu, prosto do Shadowa!
Tym samym zakończyła się pierwsza połowa.
Jordan siedział na ławce, odpoczywając po ciężkich czterdziestu pięciu minutach. Mimo wielkich wysiłków, nie odegrał znaczącej roli ani w ataku, ani w obronie. Był sfrustrowany. Czuł lekką zazdrość w stosunku do Xaviera, którego strzał otworzył wynik tego meczu. Naprawdę chciał się dostać do Inazumy Japan! Wierzył, że mógł stać się częścią drużyny złożonej z najlepszych zawodników japońskich.
W drugiej połowie postanowił wziąć się w garść i za wszelką cenę pokazać swoje umiejętności.
- Po przerwie ten mecz staje się jeszcze intensywniejszy! - głos Chestera był zdecydowanie bardziej zachrypiały, niż zazwyczaj - Każdy z graczy chce się pokazać z jak najlepszej strony, aby zakwalifikować się do reprezentacji!
Tym razem akcję drużyny B zapoczątkował "Dobitny drybling" Todda. Piłka za pośrednictwem Jude'a trafiła do Axela, którego strzał odbił się od "Muru" Jacka. Ofiarnie przejął ją David. Niestety, po chwili odebrał mu ją Scotty, następnie trafiła do Austina i finalnie do Nathana. Defensor wyminął Hurleya z niesamowitą prędkością i strzelił z ostrego kąta, prosto w dolny róg bramki. Mark nie miał najmniejszych problemów z obroną.
- Sharp po raz kolejny rusza do ataku!
Jude zamarkował podanie do Axela, ale piłkę otrzymał Austin. Chłopiec za pomocą akrobatycznych uników zdołał utrzymać się przy piłce i rozpaczliwie kopnąć ją do Jordana.
"Teraz jest moja szansa" pomyślał Greenway. "Pokażę im!".
- Astro przełom!
Strzelił. Stojący na linii strzału Archer nie poradził sobie z zatrzymaniem tego pocisku. Jordanowi przypomniało się, jak przy pomocy tej samej techniki hissatsu niejednokrotnie rozrywał siatki bramek. Zmroziło go.
Mark nie zdążył zareagować i padł gol.
- PIŁKA WPADA DO SIATKI! DRUŻYNA B ZDOBYWA BRAMKĘ!
Greenway wyskoczył w radości. Tak bardzo pragnął zmienić wynik i udało mu się! Dzięki jego strzałowi drużyna remisowała!
- Drużyna B jest na fali, czy strzelą kolejną bramkę?
"Iluzja piłki" ostudziła zapały Maxa, a "Mroczne tornado" na chwilę podniosło ciśnienie drużyny A. Na szczęście dla nich, Archer niespodziewanie pozbawił piłkę impetu.
- Evans pewnie chwyta piłkę! Drużyna B nie zdobywa gola!
Na boisku do ostatnich chwil toczył się zażarty bój. Gracze niemal gryźli murawę, walczyli o każdy wolny centymetr. "Turbo tsunami" zostało odbite przez defensorów drużyny B, ale David uniemożliwił Jude'owi skuteczny odbiór, główkując do Xaviera. Na drodze byłego kapitana Genesis stanął Glass, ale nie poradził sobie z atakującym, który podał do Shawna. "Legendarny wilk" załatwił sprawę i po chwili drużyna A cieszyła się z trzeciego gola.
- I mecz się kończy! Drużyna Evansa wygrywa ten zaciekły mecz!
Rozległy się gromkie oklaski. Widownia była zachwycona. Właśnie taką piłkę chcieli oglądać, właśnie w taką piłkę chcieli grać zawodnicy. Czysta, nieskalana, spontaniczna piłka.
Kapitanowie obu drużyn podali sobie ręce. Zawodnicy dyszeli ciężko, bądź rozkładali się na murawie. Każdy dał z siebie sto procent, jak nie więcej. Jednak nadszedł czas na trudne decyzje. Tylko szesnastu z dwudziestu dwóch zawodników mogło dostać się do reprezentacji.
***
Kiedy gracze już odsapnęli, zarządzono zbiórkę. Stali w dwuszeregu, oczekując w napięciu. Mina trenera nie wyrażała absolutnie nic, oprócz skupienia.
- Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, kto zostanie moim kolegą z drużyny! - rozmarzył się Glass.
- Tylko najsilniejsi przetrwają - odparł filozoficznie Jordan - Taki jest naturalny porządek.
- Nikt jeszcze nie wie, kto przetrwa, a kto zginie! - zachichotał Scotty.
Obok trenera Hillmana pojawił się jakiś mężczyzna. Obserwował on surowym wzrokiem stojącą przed nim grupę. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie chciał tam być.
- Zanim ogłoszę listę zakwalifikowanych do reprezentacji zawodników, przedstawię wam nowego trenera Inazumy Japan - rozpoczął uroczyście Hillman.
Jordan, tak jak i inni, zdziwił się tą wiadomością. Jeżeli ten mężczyzna decydował o liście zakwalifikowanych, to stanowczo mieli kłopoty. To tylko dodatkowo zestresowało już i tak napiętego do granic możliwości chłopaka. Zawsze miał wysokie ambicje i chciał być przydatnym dla drużyny. Nie mógł sobie pozwolić na przegraną.
- Jestem Percival Travis - przedstawił się beznamiętnie nowy trener - Miło mi was poznać.
- Trenerze Hillman! - zaoponował Mark.
- Trener Travis wyniesie wasze umiejętności na najwyższy możliwy poziom - Seymour odpowiedział na wiszące w powietrzu pytanie "Dlaczego?".
- Teraz ogłoszę skład drużyny narodowej - oznajmił trener Travis.
Jordan wpatrywał się w twarz mężczyzny. Narastały w nim równocześnie nadzieja i strach, podekscytowanie i przerażenie. Brzuch ściskał go tak bardzo, że miał ochotę zwinąć się w kłębek, nakryć kocykiem i nigdy więcej nie wstawać z łóżka. Nie słuchał nazwisk, jakie padały po kolei, wychwycił tylko imię Xaviera. Zaciskał pięści, prawie przebijając paznokciami skórę.
- Thor Stoutberg, Darren LaChance, Jordan Greenway.
Chłopak odetchnął z ulgą. Rozluźnił się i uśmiechnął. Udało się! Udało się! Serce waliło mu jak szalone, a on wciąż nie wierzył. Dopiero gratulacje od Xaviera sprawiły, że dopuścił do siebie tę niewiarygodną nowinę.
- UDAŁO MI SIĘ! - wykrzyknął radośnie. Gdy zorientował się, że wszyscy na niego patrzą, zarumienił się i odwrócił tyłem, a Mark, jak to Mark, natychmiast zajął się czym innym.
***
- Jeszcze raz... - przekonywał sam siebie Jordan. Biegał po boisku już parę godzin, a jego treningi wciąż nie dawały rezultatu. Mecze w eliminacjach uświadomiły mu, jak bardzo odstaje poziomem. Zazwyczaj wychodził w podstawowym składzie, ale bardzo szybko schodził z boiska. Przez to miał wrażenie, że jest najsłabszym ogniwem całego zespołu. Ciągle dążył do bycia jeszcze lepszym, do udowodnienia swojej wartości, do zdjęcia z siebie klątwy Aliusa...
Oddalił się od Xaviera. Czuł się zazdrosny o jego wyniki - Foster strzelał tyle pięknych bramek! W dodatku chciał przeznaczyć więcej czasu na wieczorne i nocne treningi, co skracało czas, który mógł spędzić z przyjacielem. Sądził też, że napastnik nie będzie chciał się zadawać z kimś takim. Takim, który nie potrafi nawet wyminąć przeciwnika!
Zacisnął pięści i otrzepał się z kurzu. Ostatnia próba, pomyślał. Podniósł się z murawy. Stanął na drżących nogach i ustawił piłkę. Odszedł parę kroków do tyłu. Zaczął rozbieg. Przy każdym ruchu odczuwał ból mięśni. Spojrzał na piłkę, do której zbliżał się z każdą chwilą. Zaczął ją prowadzić, starając się nie dotknąć żadnej z tyczek. Strzelił. Wydawało mu się, że w końcu wyjdzie, ale chybił.
- Dlaczego? - zapytał sam siebie - Dlaczego ciągle się nie udaje...? Przecież trenuję od kilku tygodni, dzień w dzień po kilkanaście godzin...
Wpatrywał się z zawodem w porozrzucane dookoła piłki. Siadł na boisku. Nie miał już siły.
Z przerażeniem stwierdził, że niebo nad horyzontem szarzeje. Niemożliwe! Czyżby przetrenował całą noc?! Nikt nie może go tu zobaczyć! Zebrał czym prędzej tyczki i piłki, schował wszystko do magazynu, po czym na paluszkach przemknął do swojego pokoju. Najciszej, jak tylko umiał, wziął prysznic i runął na łóżko. Chciał zasnąć, aby rano nie wyglądać jak trup. Przecież do finałowego meczu z Koreą nie pozostało dużo czasu, a czekało ich jeszcze mnóstwo ciężkich treningów! Trzeba było się przespać chociaż te trzy godziny, żeby móc później bie...
***
Jordan zwlekł się na śniadanie jako jeden z ostatnich. Ledwo zdążył rozczesać włosy i związać je, tradycyjnie, w kucyka. Musiał też jakoś uporać się z problemem gigantycznych worów pod oczami. Poprzedniego dnia wymknął się do sklepu i zakupił serum pod oczy, które poleciła mu kiedyś koleżanka z Gemini. Używał go już za czasów Akademii Aliusa, gdy po nocnych treningach musiał stawiać się na zebraniach kapitanów.
Jadł ze ściśniętym żołądkiem. Był zestresowany, niewyspany, rozdrażniony brakiem postępów. Oczy zamykały mu się same i najchętniej zamknąłby się w pokoju. Niestety, nie mógł i nie chciał.
Odłożył lekko nadgryzioną bułkę na tacę i wstał od stołu. Do porannego treningu miał godzinę, którą postanowił przeznaczyć na sen. Poczłapał w kierunku wyjścia, ledwo powłócząc nogami. Czuł się opuszczony i odizolowany.
Nie wiedział, że cały czas czujnie przyglądają mu się pewne szafirowe oczy...
***
Trening się zaczął. Kilka osób opracowywało nowe techniki hissatsu, reszta rozgrywała mecz.
Jordan stanął z piłką na przeciw Austina. Przypomniał sobie wszystkie chwile spędzone na nocnych ćwiczeniach i zwodził go. Gdy chciał przebiec dalej, chłopiec odebrał mu piłkę.
- Dobra robota, Austin! - wykrzyknął Jude.
Oczy Greenwaya zalśniły łzami, które zostały natychmiast osuszone. Chłopak rzucił się w pogoń za młodszym kolegą i bezskutecznymi wślizgami usiłował odebrać mu futbolówkę. Pomocnik miał wrażenie, jakby cofnął się w rozwoju. "Co jest nie tak?!", myślał gorączkowo, usiłując dalej radośnie się uśmiechać. Wiadomo, musi być sobą. Musi być uroczy i wiecznie uśmiechnięty.
Po półgodzinie treningu był już cały zlany potem. Podszedł do ławki i wziął z niej jeden z bidonów. Wypił całą wodę naraz i uspokoił na siłę oddech. Potem wrócił na boisko, pogrążając się coraz bardziej w poczuciu beznadziei.
To wszystko z niepokojem i smutkiem obserwował Xavier.
***
Na kolacji jak zwykle panował gwar. Jude rozmawiał z graczami, którzy mieli stworzyć nowe techniki, Mark motywował swoich najbliższych przyjaciół. Jordan siedział przy stole z Thorem i Scottem, ale ich towarzystwo niewiele mu pomagało. Prawdę mówiąc, każdy z nich był we własnym świecie i nie przejmował się resztą. W pewnym momencie Stoutberg i Banyan przesiedli się do innych.
- Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli tu usiądę? - Greenway usłyszał pytanie. Spojrzał w bok i z zaskoczeniem zorientował się, że było ono skierowane do niego.
- Xavier? - wydusił z siebie.
Łagodny uśmiech przyjaciela sprawił, że natychmiast zaprosił go na miejsce obok. Zdziwił się, że odtrącony Foster zechce z nim porozmawiać. Chwilę grzebał widelcem w talerzu.
- Dzisiaj też będziesz trenować? - Xavier przerwał ciszę.
- Widziałeś to?
- Oczywiście! - chłopak zapatrzył się w szklankę wody - Widziałem też twoje zmęczenie i determinację.
- Aha... - mruknął Greenway - Będę trenować.
***
Stali na boisku. Xavier pewnie, on ledwo żywy. Między nimi leżała piłka.
- Jordan, co jest? Już jesteś zmęczony? - nie dowierzał Foster.
Z brody pomocnika skapnęła kropelka potu. Włosy już dawno straciły jakikolwiek ład.
- A kogo to jeszcze obchodzi?! - wykrzyczał chłopak - Ktoś taki, jak ja, nigdy nie da rady... Trener nie powinien wybierać gracza z aliuskiej drużyny drugiego sortu!
- Nie powinien? - zapytał Xavier - Nie jestem pewny.
Jordan spojrzał na przyjaciela. Czego on nie był pewny?! Sprawa była jasna: Odstawał poziomem i nic nie było w stanie tego zmienić!
- Czy po tym, jak Akademia Aliusa poniosła klęskę, a ty mogłeś znowu cieszyć się piłką ze wszystkimi, nie zmieniłeś się? Czy twój styl się nie zmienił?
- Mój... Styl...?
- Kiedy grałeś w Gemini Storm, ciągle się przemęczałeś. Teraz możesz grać w piłkę z całego serca, bez presji - ciągnął Xavier, patrząc w oczy przyjaciela - Dzięki temu, że nie poddawałeś się i ciągle trenowałeś, mogłeś grać jak równy z równym z zawodnikami z Epsilonu, czy Gai. I przez to zostałeś wybrany. Dasz sobie radę, Jordan, tylko uwierz w siebie i swoją piłkę!
Oczy Greenwaya zalśniły nadzieją. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mu, że da sobie radę. Czy na pewno? Czy on ma jakiekolwiek szanse w starciu z innymi?
"Uwierz w siebie i swoją piłkę"... Uśmiechnął się, odrzucił na bok wszelkie wahania i ruszył z piłką na Xaviera.
***
- "Uwierz w siebie i swoją piłkę", dobre sobie - Jordan opuszczał lotnisko w podłym nastroju. Z powodu przemęczenia organizmu musiał zostać w Japonii, kiedy reszta jego drużyny poleciała na mistrzostwa. Ciężka harówka nie zaowocowała tym, czym miała. Nic nie wyszło!
Niby miał jeszcze jakieś szanse na to, że dojedzie później, ale wiedział, że raczej się to nie wydarzy. Zastąpił go genialny pomocnik Akademii Królewskiej, David Samford. Walka o skład była bezsensowna, zwłaszcza, że trener nakazał mu odpoczywać. Chciał się poddać, po prostu nie miał więcej siły, ani zacięcia. Przecież trenował o wiele więcej, niż inni, więc dlaczego to oni mogą pojechać na turniej?! To było jakieś nieporozumienie!
W jego głowie panował chaos. Nie wiedział, co robić: Przestać grać i wykurować się, czy wziąć się do pracy i, ryzykując zdrowiem, powrócić do drużyny? A co, jeśli zacznie ostro trenować, a i tak go nie wezmą? Tyle wątpliwości...
Poczuł, że jego telefon wibruje. Ktoś do niego napisał. Rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Nie rób nic głupiego - przeczytał na głos wiadomość od Xaviera.
***
Dni mijały, a Jordan siedział w sierocińcu. Codziennie urządzał sobie lekkie treningi, aby nie wypaść z formy, ale poza tym - odpoczywał. Nie miał wyboru, Lina go zmusiła. Z wypiekami na twarzy śledził wszystkie mecze reprezentacji. Obserwował wspaniałe parady Marka, czy zachwycał się kolejnymi bramkami napastników. Czasami czuł lekką zazdrość, ale szybko ją od siebie odganiał. Nie chciał psuć sobie tych pięknych dni. Nie musiał chodzić do szkoły, a to już wystarczająco umilało czas.
Dopóki drużyna Inazumy Japan nie wracała z wyspy Liocott, musiał cały czas być do dyspozycji trenera. W razie kontuzji jednego z pomocników, miał wskoczyć na jego miejsce. W związku z tym uczył się w domu.
Wygrany przez japończyków półfinał i awans do finału utwierdziły go jednak w przekonaniu, że na poziomie światowym nie zagra.
***
Jordan chwycił plecak i nieśmiało ruszył w kierunku szkoły. Pierwszy dzień w Gimnazjum Astronomicznym po długiej przerwie nieco go stresował. Pchnął ciężkie drzwi i stanął w ciemnym hallu. Uczniowie biegali, jak szaleni, ale od razu spostrzegł czerwone włosy po drugiej stronie korytarza. Przedarł się przez tłum i podszedł do Xaviera.
- Cześć! - przywitał się z typowym dla siebie, trochę niepewnym, uśmiechem.
- Jordan! - Foster ucieszył się na jego widok - W końcu jesteś! Już myślałem, że nie przyjdziesz, albo że się spóźnisz... Chodź, mamy chemię w 210.
Ruszyli korytarzem. Dużo osób przyglądało im się z zaciekawieniem, albo niedowierzaniem. Kiedy już prawie dotarli pod salę chemiczną, zostali osaczeni przez grupkę dziewczyn.
- Jordan! - piszczała jedna z nich - Jesteś niesamowity, mogę autograf? - podsunęła mu pod nos jakiś zeszyt.
- Twoje "Ostrze meteoru" jest genialne, Xavier! - krzyczała inna.
- Mogę zdjęcie?
- A ja mogę?
- No nie dajcie się prosić!
Ledwo uwolnili się z tego tłumku, podeszli do nich uczniowie ze starszych klas. Mieli poważne miny i mierzyli wzrokiem obydwu młodszych.
- Xavier Foster i Jordan Greenway, tak? - zapytał w końcu najwyższy z nich. Kiedy kiwnęli głowami, przedstawił się - Jestem kapitanem szkolnego klubu piłkarskiego. Chcielibyście do nas dołączyć?
Jordan z satysfakcją zauważył, że gdzieś po drugiej stronie korytarza "szef gangu" i gruby blondyn przyglądali mu się z zazdrością.
Łzy wzruszenia zalśniły w jego oczach. Teraz dla nikogo nie był już Janusem, czy kosmitą. Był Jordanem Greenwayem, reprezentantem kraju. Miał fanki (chociaż czuł naprawdę wielkie zażenowanie, gdy o tym myślał) i mógł grać w szkolnej drużynie piłkarskiej!
"Miałeś rację", pomyślał, patrząc na Xaviera. "Będzie dobrze".
Klątwa Aliusa została z nich zdjęta na dobre.
***
3451 słów...
Wszystkiego najlepszego, Jordan!
Przedstawiam drugą (i ostatnią) część "Klątwy Aliusa", czyli oneshota, który zebrał chyba najwięcej pozytywnych recenzji. Trochę się rozpisałam, ale byłoby jeszcze dłużej, gdybym zebrała swój leniwy tyłek wcześniej. Ale cóż, wczoraj musiałam robić prezentację na geografię. Trochę się stresowałam, że nie zdążę na dziś. Na szczęście jakoś się wyrobiłam.
Pomysł podsunęła mi @Puchonka05.
Jak się państwu podoba?
Jeżeli macie jakieś zamówienia, chętnie przyjmę!
Pozdrawiam,
BiBiankaPL
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top