Rozdział 8 - „Dzień dobry, pani Smith"
Czasami ludzie robią różne nieprzemyślane rzeczy w ramach tego, co kochają. Jedni robią to dla ukochanej osoby, a inni dla bezcennego przedmiotu.
Ava na pewno działała bez żadnego przemyślenia sytuacji. Wbiegła bez zastanowienia do płonącego budynku, aby ocalić podarunek od jej przyjaciół. Udowodniła tym jak cenne są dla niej te znajomosci, ale dla innych będzie to po prostu akt bezgranicznej głupoty.
Finalnie nie udało się jej dopełnić misji i padła nieprzytomna na ziemię, skazując siebie na prawie nieuniknioną smierć.
Kiedy jej oczy się zamknęły, a jej uszy coraz słabiej słyszały skwierczenie płomieni, wiadomym było, że prawdopodobnie już nigdy się nie obudzi.
Jej oczy jednak otworzyły się. Przez chwile różowowłosa spoglądała w sufit ze zdezorientowaniem, a dopiero potem doszło do niej, że nie zna miejsca, w którym się znajduję. Stwierdziła, że musi znajdować się w szpitalu, co można było ocenić po panującej tam bieli.
Podniosła się do siadu i zaczęła rozglądać, a raczej próbowała, bo od razu, gdy usiadła ktoś mocno ją przytulił. Odwróciła się w tamtą stronę, aby zobaczyć jej mamę zalaną łzami. Ten widok złamał dziewczynie serce. Rodzicielka tak się o nią martwiła, a ta jeszcze na jej oczach bezmyślnie pobiegła prosto na smierć.
Żadna z nich się nie odezwała. Nawet mama nie robiła Avie problemów o jej głupotę. Po prostu siedziały w ciszy wtulone w siebie. Dziewczyna gładziła matkę po plecach z nadzieją, że trochę ją uspokoi.
— Lekarz mówił, że miałaś wielkie szczęście. — powiedziała cicho kobieta, jednak na tyle głośno, aby jej córka ją usłyszała - Strażacy w miarę szybko zareagowali.
— Przepraszam, byłam głupia. — powiedziała Ava z wielkim wyrzutem.
— Najważniejsze, że żyjesz.
Jeszcze przez chwilę się tak ściskały aż drzwi sali, w której leżała dziewczyna, otworzyły się. Obie spodziewały się, że to lekarz lub pielęgniarka, jednak były w błędzie.
W pomieszczeniu zagościli Mark i Jude, którzy zabrali ze sobą również Nathan'a i Axel'a.
Różowowłosa rozpromieniała na widok przyjaciół.
— Ava! - zawył żałośnie Mark.
Matka dziewczyny odsunęła się widząc szatyna pędzącego szaleńczo w stronę jej córki. Chłopak wyściskał ją nawet mocniej niż jej własna rodzicielka, jednak kobieta tylko się uśmiechnęła na ten widok. Przeniosła wzrok na Jude'a. Był to pierwszy raz, gdy go widziała od dłuższego czasu, jednak praktycznie od razu go poznała.
— Witaj Jude. — mama Avy uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Dzień dobry, pani Smith. — chłopak nie był w stanie ukryć zawstydzenia. Domyślał się, że ją tu spotka, jednak najwyraźniej nie był jeszcze gotowy na to spotkanie.
Zamienili parę słów ze sobą, po czym Jude zwrócił się do swojej przyjaciółki.
— A teraz powiedz mi co ci strzeliło do głowy? — popatrzył z wyrzutem na dziewczynę. Kątem oka spojrzał na rozbawioną minę jej mamy.
— Musiałam się cofnąć po prezent od was, nie przemyślałam tego. — spuściła głowę, po czym zrozumiała, że przecież nie udało się jej go wynieść. Na jej twarzy pojawił się zawód.
— O tym prezencie mówisz? — zapytał Nathan wystawiając przed siebie piłkę.
Ava rozchmurzyła się i wzięła od niego podarunek.
— Skąd ją macie?
— Podobno jak znaleźli Cię w pokoju to leżałaś wtulona w nią. — wyjaśniła jej mama — Aż tak kochasz piłkę nożną?
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy.
Dowiedziała się.
Zapewne Mark jej powiedział, ewentualnie Jude, jednak stawiała na rozgadanego szatyna.
Dziewczyna już miała coś powiedzieć, ale Jude ją wyprzedził.
— Kocha od dziecka. — zaczął z pewnością — To w sumie moja wina. Graliśmy razem i spodobało jej się to. Wiem, że pani nie chciałaby, aby Ava poszła tą ścieżką, ale wystarczy zobaczyć jak dobrze gra i z jaką pasją to robi. Nie może jej pani tego odebrać.
Ava patrzyła na chłopaka z osłupieniem. Była pełna podziwu, że to powiedział i nie ugiął się pod spojrzeniem jej matki.
— Czy to prawda? — kobieta zwróciła się ponownie do córki.
Dziewczyna nie miała takiej odwagi jak Jude, więc tylko skinęła głową.
Rodzicielka westchnęła.
— Nie będę Ci zabraniać. Jeśli masz robić takie głupie rzeczy dla piłki to już wolę Ci pozwolić grać — uśmiechnęła się lekko.
Ava i Jude spojrzeli na siebie, po czym uśmiechnęli się. Ich humor najwidoczniej udzielił się reszcie. W końcu spojrzenia Avy i Mark'a spotkały się. Kapitan uśmiechał się do niej szeroko, przez co ciało dziewczyny zalał gorąc.
— Dziękuje wam wszystkim, że jesteście. — Ava odezwała się w końcu, jednak brakło jej słów, aby opisać euforię, jaką odczuwała.
— Ale już powinniście iść. Zaraz przyjdzie lekarz — powiedziała łagodnie, aczkolwiek stanowczo mama różowowłosej.
Wszyscy skinęli głowami i skierowali się do wyjścia z sali, zostawiając Avę samą z matką.
— A co z nami będzie? Gdzie się teraz podziejemy? — zapytała dziewczyna ze zmartwieniem. Nie chciała poruszać takiego przykrego tematu przy przyjaciołach, więc czekała aż pójdą, aby móc się zapytać.
— Narazie zatrzymamy się w pobliskim hotelu, ale już zaczęłam szukać nowego mieszkania.
— Ale zostaniemy blisko, prawda? — odezwała się z lekko drżącym głosem.
— Nie mogę Ci tego obiecać..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top