Rozdział 7 - „Tęsknisz za tymi znajomymi, prawda?"
Między rodzicielką a córką zapadła chwilowa, niezręczna cisza. Ava zdecydowanie nie była gotowa na wyznanie, które chodziło jej po głowie.
— Moi przyjaciele są w szkolnym klubie piłkarskim, stąd też dali mi piłkę z ich podpisami na poprawę humoru — wypaliła nagle, ale mimo to starała się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
Kobieta westchnęła ciężko, kładąc dłoń na ramieniu córki.
— Niech Ci będzie, ale coś mi się nie podobają Ci koledzy.
— Nie oceniaj ich przez pryzmat tego, czym się interesują. — powiedziała ostro Ava, jednak chwile potem skuliła się pod władczym spojrzeniem rodzicielki. Ta jednak nie odezwała się już, tylko skierowała najprawdopodobniej do swojego pokoju. Z dozą ulgi dziewczyna również wróciła do siebie. Położyła prezent obok łóżka, a sama się na nim położyła. Niedawno skończyłaby lekcje i teraz pewnie już byłaby na boisku z chłopakami. Mimowolnie spojrzała w okno i westchnęła ze smutkiem. Z chęcią znalazłaby się gdziekolwiek indziej niż w domu.
Niedługo po incydencie z mamą ta zajrzała do jej pokoju z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Mocny i aromatyczny zapach napoju rozproszył się po całym pokoju, na co Ava uśmiechnęła się delikatnie.
Matka dziewczyny usiadła na rogu łóżka, podając jej przy okazji kubek.
Ava wzięła od niej naczynie i podmuchała, aby móc wziąć pierwszy, niewielki łyk.
— Jak się czujesz? — zapytała z troską kobieta.
— O wiele lepiej. Leki mi pomogły — odpowiedziała jej córka, bawiąc się uszkiem od kubka — Będę mogła iść jutro do szkoły?
Kobieta uniosła jedną brew wyraźnie zdziwiona tym, o co zapytała młoda dziewczyna.
— Czy na pewno wszystko okej? — pytanie było poważne, jednak w oczach matki było widać nutkę rozbawienia.
Ava zachichotała i tylko skinęła głową.
Jej mama zastanowiła się chwilę nad tymi słowami.
— Tęsknisz za tymi znajomymi, prawda?
— Tak.
Kobieta w dalszym ciągu nie była do nich przekonana, jednak sama była kiedyś w jej wieku i rozumiała samotność córki, gdy przebywała sama w domu.
— Zobaczymy jak będziesz się czuła jutro — na twarzy mamy zagościł delikatny uśmiech. Podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju, przymykając przy tym drzwi.
Te słowa dodały dziewczynie otuchy. Była pełna nadziei, że już jutro pojawi się w szkole. Postanowiła się przespać, aby szybciej minął jej czas.
Następnego dnia Ava czuła się faktycznie dobrze, co zdiagnozowała jej mama przed wyjściem do pracy. Tym sposobem dziewczyna dostała finalnie pozwolenie na pójście do szkoły. Była tak zadowolona z tego, że nie mogła już zasnąć, poza tym spała jeszcze wczoraj w ciągu dnia. Położyła się znowu na łóżku i tylko wpatrywała w sufit z satysfakcją w oczach.
Mimo wczesnej godziny, promienie słońca już delikatnie ogrzewały jej twarz, na co ta przymknęła oczy.
Niedługo potem tak czy siak podniosła się z łóżka i z nudów zaczęła szykować. Swoją poranną rutynę zaczęła od obmycia twarzy, chociaż wcale nie trzeba było jej rozbudzać.
Nieodłączną częścią porannej toalety było umycie zębów. Podczas mycia rytmicznie kręciła biodrami i patrzyła się w lustro z rozbawieniem. Wyraźnie humor jej dopisywał.
Po wykonaniu czynności łazienkowych poszła wyprasować sobie mundurek jako, że nie miała wcześniej czasu na zrobienie tego. Żelazko było dla dziewczyny jednym z największych wrogów, jednak użycie go było dziś zbrodnią konieczną. Rozłożyła deskę do prasowania i ułożyła na niej koszulę. Zaczęła ją prasować, lecz nie sprawiło jej to wielkiego problemu.
Najgorsze było dopiero przed nią.
Dół stroju był zdecydowanie większym wyzwaniem dla Avy jako, że spódniczka była plisowana i bała się, że zepsuje jej fałdy. Po długich męczarniach w końcu mogła ubrać się w komplet do szkoły.
Był jeszcze ciepły od żelazka.
Mając jeszcze sporo czasu do wyjścia dziewczyna zeszła na dół zrobić sobie śniadanie do szkoły i na teraz. W obydwóch przypadkach przygotowała kanapki z sałatą, szynką i serem. Dwie z nich wsadziła do śniadaniówki, a dwie pozostałe zjadła ze smakiem. Zanim wróciła na górę wstawiła wodę w czajniku na herbatę. Wtedy dopiero poszła do swojego pokoju i delikatnie się pomalowała.
Ze względu na delikatność makijażu zajęło jej to około pięciu minut.
Gdy wróciła do kuchni woda była już zagotowana. Wyjęła z szafki kubek i torebkę z herbatą. Zalała to wrzącą wodą. Dała herbacie chwilę, aby się zaparzyć, jednak nie za długo, bo nie była koneserką mocnych smaków. Wypicie ciepłego napoju było jedną z ostatnich rzeczy, jaką musiała wykonać przed wyjściem. Oprócz tego miała się jeszcze tylko spakować, no i oczywiście założyć buty. Piła jednak bez pośpiechu skoro miała jeszcze trochę czasu do wyjścia.
Podniesienie się rano bez problemów, a nawet zrobienie tego z chęcią było dla dziewczyny czymś rzadkim. Ostatnio taka przypadłość dopadła ją wtedy, gdy jechała nad morze jako mała dziewczynka. Wtedy zawsze wstawało się w środku nocy i spało w samochodzie podczas wielogodzinnej podróży. Teraz jej podróż będzie zajmowała zaledwie dziesięć minut jako, że tyle dzieli ją od gimnazjum Raimon'a.
Ava wypiła herbatę w spokoju, a kubek wsadziła do zmywarki.
Wróciła na górę w celu spakowania potrzebnych książek i innych rzeczy. Na koniec wsadziła do torby pudełko z kanapkami do szkoły, które zabrała z kuchni. Zamknęła torbę i przewiesiła ją przez ramię. Wzięła jeszcze tylko telefon oraz klucze z biurka i już finalnie skierowała się schodami na dół.
Na korytarzu blisko drzwi wyjściowych już czekały na nią jej buty. Przysiadła na podłodze, aby je założyć, a gdy wstała poprawiła tylko torbę, po czym wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
— Ava, wróciłaś! — krzyknął radośnie Mark, widząc jak dziewczyna wchodzi do sali lekcyjnej. Przy okazji zwrócił na nich wzrok większości uczniów, co ją wyjątkowo speszyło. Ava usiadła obok niego tak, jak zawsze na lekcji japońskiego.
W oczach chłopaka było tyle radości, że różowowłosa aż się wzruszyła. Nie sądziła, że jej więź z nim aż tak się zacieśni. Nie spodziewała się w sumie, że ta więź będzie w ogóle istnieć. Mimowolnie uśmiechnęła się w jego stronę przyjaźnie, ale kiedy nauczyciel pojawił się w sali wyprostowała się i już skupiła na lekcji. Zdziwił ją trochę fakt, że nauczyciel postanowił zrobił kartkówkę.
Czy przez ten jeden dzień aż tyle się wydarzyło?
Okazało się, że jest to najzwyklejsze w świecie podsumowanie wiedzy sprzed trzech lekcji i profesor pozwolił Avie go nie pisać, jednak ta czuła się pewnie z tego materiału i nie chciała pisać w późniejszym terminie. Chwyciła długopis w dłoń i zabrała się za pisanie. Jej ambicja nie udzieliła się sąsiadowi, który siedział i wpatrywał się w kartkę, jakby ta była przybyszem z innej planety.
Mimo tej niezapowiedzianej kartkówki reszta dnia minęła naprawdę miło. Mark i Ava wszystkie przerwy, a nawet niektóre lekcje, praktycznie przegadali. Po lekcjach doszli do nich Jude, Axel i Nathan mimo, że wszyscy byli przecież w tej samej klasie.
Cała piątka poszła na boisko, gdzie czekała już reszta członków drużyny.
Ava jak zawsze siedziała na ławce i przyglądała się treningowi ze skupieniem. Analizowała każdy ruch każdego zawodnika, oczywiście w granicach jej możliwości, do czasu, gdy jej telefon zadzwonił. Dziewczyna wyjęła go z torby i spojrzała na wyświetlacz dochodząc do wniosku, że była to jej mama. Ava odeszła kawałek dalej i odebrała telefon.
— Halo?
Różowowłosa wysłuchała, co ma do powiedzenia jej rodzicielka, jednak nie było to nic, czego mogłaby się spodziewać. Otworzyła szeroko oczy na wieści, które usłyszała przez telefon. Rozłączyła się, zapewne zostawiając mamę z zakłopotaniem, chwyciła torbę i zaczęła biec w stronę domu.
— Ava, gdzie ty biegniesz? — krzyknął za nią Jude, który akurat był przy piłce i przez brak skupienia potknął się o nią i padł z hukiem na ziemię. Reszta drużyny, przynajmniej większość, obrzuciła go śmiechem.
Mimo tego chłopak podniósł się szybko z ziemi i pognał za nią, podejrzewając, że jest coś nie tak. Można to było wyczuć po tym, że od Avy waliło strachem na kilometr.
— Jude, czekaj! — Mark również rzucił się w pogoń, a reszta patrzyła na znikających za drzewami graczy ze zdezorientowaniem.
Dziewczynie za to została już właściwie ostatnia prosta do domu. Z tej odległości mogła już zobaczyć dym unoszący się w wysoko nad budynkami i okropny smród. Podbiegła pod dom, a tam stała jej mama. Tak przerażonej jej jeszcze nie widziała.
— Ava, zmartwiłam się, gdy się tak nagle rozłączyłaś. — zaczęła matka, jednak jej córka była już zajęta czymś innym. Nie zważając na konsekwencje wbiegła do palącego się budynku. Usłyszała za sobą jedynie, stłumione przez skwierczenie, krzyki matki i strażaków.
W jej głowie w tamtej chwili była tylko desperacka chęć uratowania ważnych dla niej rzeczy, szczególnie miała na myśli podarunek od drużyny Raimon'a. Do domu dostała się bez problemu, nie licząc piekącego w oczy dymu i niewyobrażalnego gorąca, które ją otaczało. Dostanie się do jej pokoju jednak było już
zupełnie inną bajką. We wcześniej wspomnianym pomieszczeniu, tuż przy drzwiach leżała masa desek, które uniemożliwiały przedostanie się. Mimo to dziewczyna nie chciała się poddać. Wzięła rozbieg i uderzyła bokiem w drzwi, co sprawiło jej ból, ale mimo to spróbowała jeszcze pare razy i w końcu dostała się do środka. Chwyciła piłkę i ją otrzepała. Czuła się coraz słabiej, ponieważ do jej nozdrzy dostało się zbyt wiele dymu. Dziewczyna powolnym krokiem podeszła do okna, aby móc choć na chwile odetchnąć i potem szybko wrócić na zewnątrz. Nie danym jej było jednak dotrzeć do okna, bo tuż przed parapetem upadła na ziemie i straciła przytomność. Jeszcze przez chwile słyszała dźwięki wokół, ale jej oczy widziały już tylko ciemność.
________________________________
Dodam jeszcze jednak małą dopiskę. Może zauważyliście, że przy obu tomach zmieniłam nazwę książki na bardziej spolszczoną. Jedynie na okładce zostawiłam oryginalną, angielską nazwę. Nie wiem czy tak jest lepiej w sumie, więc zdaję się na was - powinnam zostawić polskie czy wrócić do oryginału?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top