Rozdział 6 - „Skąd to masz?"
Wielkie plany Avy zostały pokrzyżowane przez przeziębienie.
Dziewczyna liczyła na to, że spotka się w szkole z Mark'iem i wszystko sobie wyjaśnią, jednak mama kazała zostać jej w domu widząc w jakim jest stanie.
Ava podniosła się do siadu, patrząc zirytowanym spojrzeniem przed siebie.
Chwile tak spoglądała, po czym podniosła się całkiem z łóżka, wyszła z pokoju i schodami skierowała się na dół do kuchni, gdzie czekało na nią śniadanie składające się z tostów i ciepłej herbaty z cytryną.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach przypieczonego chleba. Wzięła tackę i powoli ruszyła
do swojego pokoju, aby nie wylać herbaty. Kiedy już znalazła się w swoim królestwie usiadła na łóżku i zabrała się za jedzenie, smakowicie wyglądających, tostów.
Dziewczyna dalej ubolewała, że nie może pójść do szkoły, bo chociaż mogłaby się czymś zająć. Wyobrażała już sobie ile niemiłych myśli przejdzie jej przez głowę podczas tego jednorazowego pobytu w domu zamiast
w szkole.
Postanowiła włączyć sobie coś na Netflixie
z nadzieją, że znajdzie coś ciekawego
i nie będzie sobie zaprzątać głowy kłótnią
z bramkarzem Raimon'a, która miała miejsce dwa dni temu.
Do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi akurat wtedy, gdy chwytała za pilota.
Z westchnieniem podniosła się z łóżka.
Na całe szczęście zdążyła zjeść tosty, ponieważ byłaby bardzo niepocieszona, że musi odchodzić od cieplutkiego śniadania.
W dalszym ciągu niechętnie zeszła ponownie na dół w celu otworzenia drzwi.
Jej mamy nie było w domu, dlatego to zadanie należało teraz do niej.
Otworzyła drzwi, a wtedy zirytowanie z jej twarzy zniknęło i zastąpiło je zdziwienie. Zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy jakby nie dowierzając na kogo właśnie spogląda.
— Hej Ava — odezwał się dobrze jej znany głos kapitana szkolnej drużyny futbolowej.
Jego głos znowu był ciepły i przyjazny, czyli taki do jakiego przywykła. Mimo to widać było zdenerwowanie chłopaka. Za nim jednak stał Jude i Nathan, aby dodać mu otuchy.
— Hej, co tu robicie? — odpowiedziała niepewnie, w tym samym czasie zadając również pytanie do ich trójki.
Odsunęła się, aby mogli wejść do środka jako, że zrobiło się trochę dziwnie, gdy tak wszyscy tak stali w drzwiach i wpatrywali się w siebie z zakłopotaniem. Jedynie Jude uśmiechał się przyjaźnie do Avy, zapewne ze względu na poprzedni dzień.
Cała trójka weszła do środka i wszyscy poszli do salonu usiąść na sofie.
— A więc? — Ava ponowiła pytanie, jednak tak, aby nie zabrzmieć niemiło.
Widać było, że Mark wcale nie przyszedł, aby się kłócić.
— Chciałem Cię przeprosić za to dwa dni temu — szatyn podrapał się z zakłopotaniem po karku — To, co mówiłem było nie na miejscu, wybacz mi.
Chłopak spuścił głowę, aby okazać skruchę. Dziewczyna również wpatrywała się w dół dopóki ten na nią nie spojrzał.
— Ja też przesadziłam. Chciałam to z tobą dziś wyjaśnić, ale niestety się przeziębiłam.
— Rozumiem — Mark uśmiechnął się nieśmiało — Czyli zgoda?
— Zgoda.
Uścisnęli się na zgodę, a na twarzach ich obu wymalowały się uśmiechy.
— Tylko bez całowania, bo kapitan się pochoruje — podśmiechiwał Nathan, co wyraźnie nie spodobało się przyjacielowi z dzieciństwa Avy. Odchrząknął, aby zwrócić
na siebie ich uwagę. Ava i Mark odsunęli się
od siebie i spojrzeli pytająco.
— Przyszliśmy tu jeszcze po coś, prawda? - Jude skrzyżował ręce na klatce piersiowej w udawanej pretensji do kapitana.
— No tak, zapomniałbym — Mark podniósł się z kanapy i podszedł do swojej torby, w której po chwili zaczął szperać.
Ava patrzyła na niego z uniesioną brwią, za to Nathan i Jude lekko się uśmiechali. W końcu zadowolony z siebie bramkarz stanął nad, siedzącą na sofie, dziewczyną i wręczył jej piłkę.
— Dla mnie? — Ava wzięła okrągły przedmiot do ręki i zaczęła się mu przyglądać. Nie była to taka zwyczajna piłka do futbolu, a taka, na której widniały podpisy wszystkich zawodników drużyny Raimon'a - Z jakiej to okazji?
— Musi być jakaś okazja? — Nathan wzruszył ramionami, zachowując pogodny wyraz twarzy.
— Chcieliśmy poprawić nastrój schorowanej przyjaciółce — dodał po chwili Jude.
Te słowa sprawiły, że dziewczynie zrobiło się niewyobrażalnie ciepło. Nie sądziła, że Jude nazwie ją jeszcze kiedykolwiek przyjaciółką.
Z trudnem powstrzymując łzy, Ava wtuliła się w ich trójkę. Wzruszeni tym chłopcy odwzajemnili uścisk.
Niedługo potem musieli już wychodzić ze względu na zbliżające się lekcje. Odprowadziła ich do drzwi i pożegnała.
Wróciła tylko do salonu po piłkę i dziarskim krokiem skierowała się ponownie do swojego pokoju.
— Co to ma znaczyć?! — krzyknęła mama Avy widząc piłkę w dłoniach dziewczyny. Dopiero niedawno wróciła z pracy i Ava nie spodziewała się, że zamiast odpoczywać postanowi zrobić jej awanturę o byle co.
— No piłka — odpowiedziała spokojnie dziewczyna. Nie rozumiała oburzenia matki. Zdawała sobie sprawę z niechęci, jaką darzyła piłkę nożną, jednak czepianie się o coś takiego było jej zdaniem bzdurą.
— Wyrzuć to — zarządziła ze stanowczością.
— Nie! Oszalałaś?! — w tej chwili Ava nie mogła być już spokojna. Przysunęła prezent bliżej siebie, a matkę zmierzyła zdenerwowanym spojrzeniem.
— Skąd to masz?
Ave już irytowało to przesłuchanie, jednak wiedziała, że bardziej opłacalnym będzie powiedzieć jej prawdę, bo ta nie odpuściłaby.
— To prezent moich przyjaciół. Bardzo ważny prezent — pogładziła przedmiot dłonią.
— To słabi z nich przyjaciele skoro nie wiedzą, że wolisz siatkówkę.
________________________________
BUM, KOLEJNY ROZDZIAŁ.
Krótki i niezbyt wybitny, ale jest i ma się całkiem dobrze.
Chciałabym was tylko spytać czy Ava podoba wam się bardziej z Mark'iem czy Jude'm, bo obmyślam jeszcze fabułe trzeciego tomu i mam trochę problem. Z góry dziękuje, całuski!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top