Rozdział 2 - „Czyli jednak się martwisz?"

Wyjątkowo krótka gra w piłkę nożną wieczorem była dla Avy bardziej męcząca niż trzygodzinny trening siatkówki. Jej mama nie dowiedziała się o tym, jak ta się tamtego wieczoru obijała, co wyjątkowo ucieszyło dziewczynę jako, że i tak miała już problem przez późniejszy powrót. Kiedy wróciła do domu było chwilę przed dwudziestą drugą. Po krótkim kazaniu praktycznie od razu położyła się do łóżka i zasnęła. Skutkiem tego było to, że obudziła się aż godzinę przed budzikiem. Wiedząc doskonale, że już nie zmruży oka podniosła się niechętnie i spojrzała na telefon, który leżał na szafce obok łóżka. Żadne powiadomienia jej nie zaskoczyły podczas nocy, a jedynie jeden SMS od mamy, w którym uprzedzała ją, że musi wyjść wcześniej do pracy i, że w lodówce ma przygotowane śniadanie do szkoły. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl jaki był dziś dzień tygodnia. W piątki jej mama robiła jej do szkoły jej ulubione kanapki. Odłożyła telefon tam skąd go wzięła i poszła do łazienki wykonać swoją poranną pielęgnacje twarzy. Dopiero po zrobieniu tego założyła na siebie świeżo wyprasowany mundurek szkolny. Najmniej dla niej ważne zrobiła na koniec, czyli delikatnie pomalowała sobie oczy. Ava była młodą dziewczyną i czuła się zbyt ciężka, gdy nakładała dużo makijażu mimo, że dysponowała kosmetykami. Odłożywszy tusz do rzęs na swoje miejsce zeszła dół do kuchni, aby wyjąć z lodówki kanapki i przy okazji wziąć jakieś picie. Wróciła do pokoju, spakowała to do torby i już właściwie była gotowa do wyjścia, jednak było zbyt wcześnie. Dopiero chwilę później zadzwonił budzik, który informował ją, że została jej godzina do wyjścia z domu. Z ciężkim westchnieniem rzuciła torbę na łóżko, które również z nudów pościeliła. Nie mając nic lepszego do roboty usiadła przy biurku i odpaliła laptopa. Zamyśliła się chwile, gdy odpaliła przeglądarkę. Wpatrywała się w migający kursor w okienku do wyszukania i dopiero po paru, ciągnących się jakby w nieskończoność, minutach zaczęła wpisywać „Damska drużyna futbolowa". Ku jej zdziwieniu było wyjątkowo dużo ofert, ale oczywiście nie w jej mieście. Mimo to przeglądała sobie najróżniejsze strony i oglądała filmiki z nikłą nadzieją. W końcu zamknęła ze smutkiem laptopa, gdy zobaczyła godzinę w prawym dolnym rogu. Podniosła się z krzesła obrotowego, wzięła torbę z łóżka i skierowała się schodami na dół do drzwi frontowych. Teraz miała już prostą, dziesięciominutową trasę do szkoły.

Ava siedziała już w ławce na lekcji. Kiedy przekraczała teren szkoły zobaczyła Marka. Podszedł do niej i widać było, że chce coś powiedzieć, ale dziewczyna udawała, że go nie widzi. Chłopak wydawał się być miły i bezproblemowy, ale Ava czuła nagłą irytację, gdy ten coś mówił albo nawet, gdy go tylko widziała. Tak samo miała zeszłego wieczoru, kiedy Mark obronił jej strzał. Wyglądał na zdumionego jej siłą, co w głębi sprawiło jej satysfakcję, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Zagłębiona w swoich myślach nie zwracała uwagi na nic ani nikogo dookoła do czasu, gdy poczuła coś uderzającego w jej plecy. Odwróciła mozolnie głowę i rozglądała się przez chwile po sali. Obok jej nogi zobaczyła karteczkę zwinięta w kulkę. Podniosła ją i cicho rozwinęła, aby nauczycielka nie posądziła ją o przeszkadzanie na lekcji.
„Hej Ava! Wiem, że widziałaś mnie przed szkołą. Nie wiem co Ci zrobiłem, ale naprawdę chciałem z tobą pogadać. Spotkajmy się po lekcjach na boisku i zagramy. Dam Ci trzy szanse na trafienie. Jeśli chociaż raz przepuszczę piłkę to obiecuje, że dam Ci spokój. Nie musisz odpowiadać na liścik. Zrobisz, co uznasz za słuszne".
Autor nie musiał się podpisywać, aby dziewczyna wiedziała kto to napisał. Zwinęła karteczkę i schowała ją do piórnika jak gdyby nigdy nic. Zastanawiała się czy pójść na taki układ. Wizja świętego spokoju była dla niej niczym błogosławieństwo, ale z drugiej strony była szansa, że Mark obroni wszystkie jej strzały. To nie tak, że nie wierzyła w swoje umiejętności, ale zawsze jest druga strona medalu i właśnie tej drugiej strony się obawiała. Bezradna Ava położyła głowę na ławce i nawet nie zauważyła kiedy przysnęła.

Po tej drzemce przez wszystkie pozostałe lekcje była bardzo śpiąca, jednak nie pozwoliła już sobie więcej na zaśnięcie. Kiedy wyszła ze szkoły, sama nie wierząc, że to robi, skierowała się w stronę boiska. Tam czekał już na nią kolega z klasy, który akurat zakładał rękawice.
- A jednak przyszłaś. Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy - uśmiechnął się do niej, nie wymagając nawet odwzajemnienia. Ava zdawała sobie sprawę, że Mark widzi jej niechęć do niego.
- Masz piłkę? - odezwała się nagle. Mimo wszystko różowowłosa nie była nierozłączna ze swoją piłką. Upychanie jej do szkolnej torby byłoby głupie, w końcu zajmowałaby praktycznie całą przestrzeń. Mark nie odpowiedział jej na pytanie słownie, ale za to pokazał jej piłkę. Podał jej ją, a ona poszła od razu na pole karne, żeby mieć to z głowy. Postawiła ją na ziemi, patrząc na chłopaka pytająco. On stał już na bramce zwarty i gotowy. Gestem dłoni pokazał jej, że może zaczynać. Ava po prostu kopnęła piłkę, ale starała się jak najmocniej. Mark bez żadnego problemu zatrzymał ją zanim wpadła do bramki. Mimo to poczuł z jaką siłą leciała piłka, co można było wyczytać z jego twarzy. Chwile później na jego twarzy namalował się uśmiech i znowu podał jej piłkę. Dziewczyna odczekała aż ten się przygotuje i znowu kopnęła piłkę, celując w lewy górny róg i to z jeszcze większą mocą. Mark musiał działać szybko i dość wysoko wyskoczyć, aby przechwycić piłkę, ale udało mu się to.
- Całkiem nieźle, ale musisz się postarać bardziej, aby trafić - podał jej znowu piłkę i patrzył na nią prowokująco. Oburzona Ava wzięła piłkę i odeszła dalej. Przez chwile szatyn pomyślał, że powiedział coś nie tak, ale dziewczyna po prostu musiała się dalej odsunąć, co sugerowało, że musi się rozpędzić.
- No w końcu robi się ciekawie - zatarł ręce podekscytowany tym, co ma się zaraz stać.
Kiedy piłka znalazła się już przed jej nogami to zaczęła z nią biec, przeskakując po czasie z nogi na nogę. Kiedy była trochę poza połową boiska podbiła piłkę wysoko, a Ava podskakując mniej więcej na jej poziom z całej siły ją kopnęła.
- Wilczy Zew! - krzyknęła, gdy okrągły przedmiot zaczął z duża prędkością zmierzać do bramki. Wokół piłki pojawiła się poświata przypominająca mgłe i układająca się w coś na wzór morderczych szczęk. Mark również użył techniki, aby obronić.
- Boska ręka! - krzyknął, aby chwile później wielka, złota dłoń stanęła naprzeciw rozpędzonej piłce. Przez ułamek sekundy ją przytrzymała, ale potem przeleciała tuż obok, lekko przestraszonego, Evansa i wpadła do siatki, przy okazji przewracając bramkę. Chłopak odskoczył w ostatniej chwili. Równie przestraszona Ava podbiegła do niego.
- Wszystko dobrze?! - spojrzała na niego w końcu z jakimiś konkretnymi emocjami. Szatyn wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami.
- To było świetne, gdzie się tego nauczyłaś? - jego oczy błysnęły w podekscytowaniu.
- Żartujesz sobie? - patrzyła na niego teraz niedowierzając. Później przeniosła wzrok na przewróconą bramkę - To jest dla ciebie świetne? Mogłam Cię zabić!
- Czyli jednak się martwisz? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Nie, po prostu nie chce mieć śmierci człowieka na swoim koncie? Nie popisuj się tylko pomóż mi ją podnieść - już bez zbędnego gadania podeszła do bramki i z całej siły próbowała ją podnieść. Chłopak zachichotał i po chwili do niej dołączył. Zastanawiał się podczas tego, czy właśnie w taki sposób zaczynają się przyjaźnie na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top