OVA #2
Powrót do rzeczywistości część II
Każdy dzień dawał nową energię i nadzieję na lepsze jutro. Rehabilitacja przebiegała pomyślnie, a Errie uparcie dążyła po jeszcze więcej. We wszystko wkładała całą swoją siłę, dzięki czemu lekarze bez wahania mogli stwierdzić, że pacjentka wróci do dawnej sprawności szybciej niż się spodziewali. Gdy nie była na ćwiczeniach, przesiadywała na szpitalnym łóżku, dokładnie oglądając swój pokój. Codziennie na nowo zaskakiwał ją kolor kwiatów w wazonie, wiatr który wlatywał przez uchylone okno, czy ptaki, które swym śpiewem umilały jej czas. Smak herbaty za każdym razem wydawał się wyjątkowy, przywołując niekiedy przyjemne wspomnienia.
Tego dnia pogoda nie należała do najlepszych, jednak Errie w stukających o parapet kroplach odnajdywała muzykę, której często lubiła słuchać. Dodatkowo personel zgodził się, by zamiast parzonego naparu wypiła gorącą czekoladę z odrobiną śmietany.
Codziennie odwiedzała ją mama... Więc i dzisiaj tak było. Weszła do sali, zwracając na siebie uwagę nastolatki, widząc, że ręką stara się odnaleźć swoje okulary.
- To ty - przywitała kobietę tymi słowami, ostrożnie unosząc kąciki ust, by obdarzyć matkę uśmiechem, którego nie widziała tak długo.
- Jak się czujesz? Słyszałam, że wczoraj znowu nie do końca słuchałaś lekarzy - ton jej głosu był nieco poważniejszy, ale Ereina i tak krótko się zaśmiała, słysząc słowa matki.
- Czuje się dobrze i właśnie dlatego chcę sięgać po więcej. Nie mogę kończyć tylko na chodzeniu.
- Ale pan Blaze powtarzał ci tyle razy, że jeśli będziesz biegać bez wcześniejszego przygotowania to sobie coś zrobisz - wskazała palcem na kolano nastolatki, na którym widniał siny znak.
- Oj mamo. Żeby coś osiągnąć trzeba wpierw porządnie upaść, a potem, gdy wstaniesz, będziesz silniejszy.
- Bez takich żartów, Ereina - skarciła ją. - Nie miałabym nic przeciwko twoim szalonym pomysłom, gdybym wiedziała, że pielęgniarki nie muszą cię kontrolować podczas chodzenia.
- To nie moja wina, że czasami kręci mi się w głowie - odparła spokojniej, odwracając wzrok. - A ja nawet nie rozumiem, czemu tak się dzieje.
Kobieta zamilkł na chwilę zerkając na stół stojący nieopodal łóżka. Stało na nim wiele prezentów i kartek, w których znajomi życzyli Errie szybkiego powrotu do zdrowia. Żadna rzecz nie była jednak ruszona.
- Nie otwierałaś ich? - skinęła głowę w stronę stolika.
- Czekam na odpowiedni moment.
- Odpowiedni moment - powtórzyła nieco zdegustowana. - Wyglądasz raczej tak, jakby coś cię trapiło. Jesli coś się stało, wiesz, że możesz mi powiedzieć.
- Po prostu, boję się, co tam zobaczę.
- No bez przesady. Nikt ci przecież nie dla bomby.
- Nic nie rozumiesz - zmarkotniała.
- To mi wytłumacz - pacjentka podkuliła kolana, obejmując je rękami.
- Boję się, że zobaczę tam coś, co mnie jeszcze bardziej złamie - lekarka podała jej jedną z toreb.
Ereina dość niechętnie zagadnęła do środka, wyciągając z niej ramkę ze zdjęciem, na którym była ona i Celia z dopiskiem - wracaj do zdrowia.
- Jak ma się Celia?
- Dobrze. Jest zdolną uczennicą i w końcu ma jakiś dobry kontakt z Judem - podała jej kolejną torbę, w której tym razem znalazł się srebrny zegarek na rękę.
- Nigdy nie rób niczego za późno. Obudź się jak najwcześniej, bo później może ominąć cię wiele rzeczy - zaśmiała się, odczytując treść krótkiego liściku. - To od Davida. Co u niego?
- Był tu parę razy i widać było, że ma się całkiem nieźle.
- Dzięki tobie chyba wiem już wszystko o swoich przyjaciołach.
- Zapomniałaś o jednej osobie - zaznaczyła kobieta, widząc natychmiastowe zmieszanie na twarzy córki. - Ereina, co jest nie tak? Nie mogę nawet zrozumieć, czemu nie chciałaś, żebym mówiła innym niż twojemu rodzeństwu, że się obudziłaś. Przymknęłabym oko na tych z Akademii, ale Axelowi przydałoby się powiedzieć.
- Mówiłam ci już, że chce im się pokazać osobiście i zrobić im niespodziankę, a co do Axela - zwróciła wzrok w stronę okna, zauważając, że wiatr poruszył zasłony. - Mówiłaś, że minął rok, a ja boję się, że mój wypadek wszystko przekreślił. Może pomyślał, że specjalnie nie przyszłam na mecz albo coś innego. Mieliśmy tyle trudnosci, że nie wiem, czy nasza przyjaźń jeszcze trwa. Czy on o mnie pamięta?
- Wiem, że nie powinnam mówić głupich żartów, ale córeczko... Musiałaś naprawdę mocno uderzyć się w głowę, skoro teraz pleciesz takie głupoty - Ereina mruknęła tylko coś pod nosem, zauważając, że mama podaję jej małe pudełeczko.
- Akurat ten prezent jest od Axela. No już. Migusiem go otwieraj.
- Nie, mamo. Nie mogę.
- Nie pleć głupot, tylko otwieraj - nastolatka przemogła się i ostrożnie ściągnęła pokrywkę pudełeczka, zauważając na samym wierzchu list. Zabrała go, wpierw przyglądając się prezentowi. Wisiorek z zawieszką w kształcie ważki. Bez wahania stwierdziła, że jest bardzo piękny. - Axel się postaram - podsumowała pani doktor. - A co tam napisał? - Errie podniosła karteczkę i dość cicho odczytała zawarte na niej słowa.
- Wracaj do zdrowia. Czekam na boisku. Axel Blaze - opuściła dłoń, czując, że nie może wydusić z siebie ani słowa.
- Wazka to chyba symbol nieśmiertelności - kobieta spojrzała na swoją córkę, zauważając momentalną zmianę nastroju. Oddech stał się krótki, a oczy zalały się czerwonym kolorem, który zlewał się wraz z bielą dzięki szklistym łzom, które z początku zaczęły wypływać pojedynczo, a potem razem, formując mokre linie na policzkach pacjentki. Wyciągnęła dłonie w stronę matki, starając się jakoś przestać płakać, jednak zamiast tego wzmagał się jej szloch i po ciągnięcia nosem.
- Mamo... - wydusiła z siebie niczym małe dziecko, które potrzebowało odrobiny miłości. Kobieta szybko przytuliła ją, gładząc ją po plecach, by tak dodać jej choć trochę otuchy. - On na mnie czeka... On nie zapomniał.
- Jak mógłby zapomnieć, Ereina? O przyjaciołach się nie zapomina - Errie mocniej uścisnęła mamę, na koniec zdobywając się na kilka słów.
- Muszę tam jak najszybciej wrócić...
To była dodatkowa motywacja dla niej, dzięki której po paru dniach w końcu mogła wrócić do domu...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top