57

Film od Ereiny sprawił, że na całą sprawę zostało rzucone zupełnie inne światło. Już chyba każdy przyjął decyzję tancerki. Nawet Jordan i Shawn, którzy dopiero zapoznali się z całą sprawą, zgodnie stwierdzili, że skoro tak ma być lepiej, to muszą to zaakceptować. Chociaż rzekomy problem zniknął, jednego zawodnika martwiła jakaś sprawa. Mac wydał się fajnym gościem - Dobrze mu się z oczu patrzyło i po tonie jego głosu można było wywnioskować, że czuł lekkie zażenowanie swoimi słowami. Mark rozpatrywał wiele przypadków, dlaczego brazylijski nastolatek tak postąpił. Pierwszą myślą było to, że Roniejo nie chciał marnować na nich czasu, więc w taki sposób chciał oszczędzić im wstydu. Ten pomysł został jednak tak szybko wyparty z głowy Evansa, jak szybko się w niej pojawił. Innym powodem mógł być jakiś człowiek, który kazał mu to zrobić.
- Ich trener? - pytał sam siebie, prowadząc głębokie rozmyślania na ten temat. To jednak też nie było według bramkarza takie sensowne - w końcu jedynym człowiekiem, którego uważał za zdolnego do takich czynów, był Ray Dark, ale on odszedł po swojej wielkiej przemianie, a wraz z nim całe zło, które wyrządził. Co jednak mogło być powodem tego wszystkiego, Mark miał dowiedzieć się na boisku.

Albo nawet trochę wcześniej...

Jak zawsze, pierwszy opuścił szatnię, przypadkowo zauważając właśnie chłopaka o dziwnej fryzurze. Znów wydawał się taki zmieszany, ale ukrywał to - zwłaszcza wtedy, gdy mówił.
- Więc jednak postanowiliście grać - stwierdził ukazując nieznaczne rozczarowanie.
- Mac, powiedz mi - odpowiedział mu Evans. - Dlaczego prosiłeś nas, byśmy nie grali w tym meczu? Piłka nożna to świetna zabawa i wątpię, że zrobiłbyś to tylko dlatego, bo boisz się przegranej.
- Nic nie rozumiesz - skwitował. Rozglądnął się wokół, nie dostrzegając nikogo. Widocznie czuł, że i tak nie ma wyjścia i musi wygadać się chłopakowi, którego nawet nie zna. - Ja i moi koledzy z drużyny podchodzimy z biednych domów. Dzięki temu, że gramy, nasze rodziny mają domy, rodzice pracują i stać ich na utrzymanie, ale jest jeden warunek - wstrzymał się przez chwilę, mając jakby wrażenie, że powinien siedzieć cicho. - Musimy wygrywać mecze - wycedził przez zęby. - Bo inaczej stracimy wszystko i wylądujemy na ulicy.
- To jest przecież okrutne.

Mark nigdy nie spodziewał się, że przyjdzie mu spotkać się z takimi ludźmi. Dla niego bieda i ubóstwo były czymś zupełnie obcym. Miał kochających rodziców i nigdy nie brakowało im pieniędzy na utrzymanie, więc trudno było wyobrazić sobie, co przeżywali chłopcy z Brazylii. Mac jednak uśmiechnął się niespodziewanie, przerywając trwającą między nimi chwilową ciszę.
- Nie zrozum mnie źle. Ten pomysł z poproszeniem was o walkower był mój i bardzo się tego wstydzę, ale widziałem wasze mecze i jesteście bardzo silni.

Już zupełnie nie wiedział, co powinien myśleć o tym wszystkim, jednak starając się jak zawsze myśleć pozytywnie, ruszył wraz z zespołem na kolejne starcie, gdzie już czekali zniecierpliwieni widzowie. Chłopcy dostrzegli też swoje dwie koleżanki, Sue i Victorie, które radośnie ich dopingowały, trzymając wysoko jakiś transparent.
- Dalej chłopaki!
- Dacie rade! Pokażcie tym spalonym kolesiom, że ich miejsce jest w lasach deszczowych!
- Sue, czy ty trochę nie przesadzasz? - spytała zdegustowana Vanguard.
- No może, ale co z tego?
Jak zwykle gadała głupoty. Jednak jej nieśmieszne słowa nie były teraz ważne.

Rzut monetą zadecydował o tym, że mecz rozpocznie brazylijskie Królestwo. Gdy tylko zabrzmiał gwizdek, ruszyli z zawrotną prędkością na drugą połowę, mijając zawodników Japonii, którzy nie spodziewali się tak szybkiej akcji. Szybkie podania i powalająca technika - to były rzeczy, których spodziewali się po każdej drużynie, ale Brazylia miała w sobie coś innego niż wszyscy. W każdym ich kroku widoczna była wkładana w niego siła i coś na wzór bólu, który z pewnością był spowodowany zadaniem, które ciążyło na ich barkach. Mimo tej smutnej historii, Mark nie miał zamiaru się poddać. To był ważny mecz piłki nożnej, a football był po to, by dobrze się bawić, a nie po to, by ważył o czyimś losie - dlatego nie chciał oddawać tego meczu. Jednak następne sekundy były bardzo trudne. Mac Roniejo wyłożył wszystkie karty na stół, pokazując swoim przeciwnikom swoje popisowe zagranie. Uderzenie Samby nie tylko miało chwytliwą nazwę i urzekający wygląd, ale jego siła bez trudu rozbiła postawioną przez Evansa ścianę, która krusząc się na setki kawałków, wpuściła piłkę do siatki.
- Nie minęło dziesięć minut, a Brazylia już wychodzi na prowadzenie! Czy Inazuma odpowie?!

To znak, że to starcie nie będzie proste. Albo dadzą z siebie wszystko, albo stracą szansę na walkę w finale, a wraz z nią wejście na sam szczyt. Czy nasi chłopcy są na tyle silni, by przebić się przez siłę zawodników, którzy mają do stracenia o wiele więcej niż oni?

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top