48
Mecz z Orfeuszem to było z pewnością niezapomniane starcie. Oprócz siły zawodników, którą Japonia poznała już na samym początku, młodzi gracze musieli zmierzyć się z Rayem Darkiem - mężczyzną z ich najgorszych koszmarów. Jude od razu dostrzegł charakterystyczne elementy, które cechowały taktyki jego trenera. Nie rozumiał jednak, dlaczego pojawił się akurat tutaj i czego oczekiwał?
Dodatkową trudność sprawiał brak zagrania, który towarzyszył chłopcom już od wczorajszego dnia. Przez to właśnie stracili dość szybko pierwszy punkt, ku uciesze pana Darka.
Nie trudno domyślić się, że Sharp większość część gry poświęcał na myśleniu. Nie rozmyślał jednak o strategii. Jego głowę zaprzątały myśli związane z dawnym trenerem. Czuł, jak jego wzrok obciąża go z każdym krokiem, starając się, by popełnił jakiś błąd, który zaważy o losach spotkania.
Nie wiedział tylko, że Paolo także myślał o dziwnym mężczyźnie. Znał wszystkie plotki na jego temat, jednak jego treningi, a także zaskakująca historia dały mu inne spojrzenie na całą sprawę. Może chodziło głównie o pewną taktykę, której nie mogli się nauczyć?
Pamiętacie zapewne niepokonaną obronę Włoch - licznik Catenaccio.
Poraz pierwszy został on użyty właśnie w tym meczu...
Długo trwało zawodnikom rozgryzienie tego zagrania, aż w końcu król strateg ów, Jude Sharp, przebił się i zdobył pierwszą bramkę dla swojej drużyny, tym samym wyrównują wynik.
Taka kolej rzeczy nie trwała zbyt długo. Nieprzyjemne następnie japońskich graczy dawały o sobie znać w najgorszych możliwych momentach. Napastnicy tracili celność, pomocnicy dawali łatwo odbierać sobie piłki, a obrońcy nawet nie było w stanie postawić się atakom przeciwników.
To bardzo cieszyło włoskiego kapitana, który silnie działał na trzech zawodników. Chyba oni w tym meczu dawali z siebie najwięcej. To był najprawdopodobniej kolejny powód, dla którego mężczyzna z blond włosami wciąż się uśmiechał. Była jednak rzecz, która go denerwowała.
Paolo nie potrafił wykonać Licznika Catenaccio.
Minęło pierwsze czterdzieści pięć minut zakończone remisem. Mogło się wydawać, że mecz nie będzie należał do zbyt popisowych, a o wyniku zadecyduje tylko to, kto ostatni znajdzie się w posiadaniu piłki.
Losy zmieniły się jednak w drugiej połowie, kiedy po wykonaniu dziwnego ruchu Biały Meteor Włoch udał się na rozmowę z rozwścieczonym trenerem.
- On musi być na boisku. Bez niego ta taktyka nie ma sensu - powiedział wtedy chłopak.
Darka nie ucieszyło to, że chłopak używał stylu jego ojca, przez którego nienawidził piłki nożnej.
W końcu jednak przystał na to, co robił kapitan Orfeusza, czując, jak lód w jego sercu się topi.
Rzeczywiście ten chłopak był wyjątkowy...
Nie tylko pod względem umiejętności, ale udało mu się zrobić coś, czego nikt jeszcze nie osiągnął - dał mu cenną lekcje, dzięki której na nowo mógł zrozumieć piękno footballu.
Radość nie mogła jednak trwać zbyt długo.
- Tam jest! - usłyszał jakiś głos. Odwrócił głowę i zauważył, że w jego stronę zbliża się dwójka policjantów.
Mecz został momentalnie przerwany, a Orfeusz zebrał się przy pryz mężczyźnie, a wraz z nimi trójka dawnych zawodników Akademii Królewskiej.
- Zabieramy pana. Żadnych sztuczek - odparł mężczyzna w mundurze.
I kolejne ciąg wydarzeń, który zdziwił wsyzstkich...
Czy ktokolwiek spodziewał się, że dostrzeże Raya Darka w zupełnie innym świetle - jako kogoś, kto gotowy jest poświęcić swój majątek dla innych? Raczej nie...
To wywarło wrażenie nawet na Sharpie, który przed zabraniem dawnego trenera zamienił z nim parę znaczących słów.
- Jestem z ciebie dumny, Jude - usłyszał z jego ust, widząc, jak przygląda się jego czerwonym oczom, które zwykle zakrywał za goglami.
- To był zaszczyt, być pana uczniem - ukłonił się, dostrzegając unoszące się kąciki ust. Dark w końcu szczerze się uśmiechał.
- Cieszę się, że mogłem być twoim nauczycielem - kiwnął głową, czując dłonie policjantów, które mocno go złapały, a mężczyźni dali mu znak, że nie będą dłużej czekać. - Mam nadzieję, że pomimo tych złych rzeczy, które ostatnio wam wyrządziłem, będziesz mnie dobrze wspominać.
- Wybaczyłem Panu już dawno, trenerze - mina Darka trochę się zmieniła. Jakby chciał tym powiedzieć, że nie o to mu chodziło.
- Przekaż zespołowi przeprosiny ode mnie za wszystkie oszustwa - zatrzymał się jeszcze na chwilę. - A w szczególności twoja kuzynkę, bo pewnie zniszczyłem jej życie.
Wyprowadzili go i nikt go już więcej nie widział - może dlatego, że zginal w dziwnym i niewyjaśnionym wypadku.
Mecz musiał jednak trwać dalej.
Nastroje poprawiły się, chociaż i tak nie można było stwierdzić, że bylt idealne.
Kolejne bramki, obrony i udane, czy też nieudane próby przeprowadzenia skutecznej akcji.
Minęło czterdzieści pięć minut. Axel w ostatnich sekundach starał się jeszcze trafić decydującą bramkę, jednak czaus było zbyt mało i starcie zakończyło się remisem trzy do trzech.
Dla Orfeusza to i tak było bez znaczenia, bo mieli najwięcej punktów w całej grupie, ale dla Japonii znaczyło to bardzo wiele. Wiedzieli, że mogli spokojnie wygrać to starcie, ale dodatkowo nie mieli teraz pewności, że na pewno zagrają w półfinałach...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top