4
Zawodnicy od razu spojrzeli na tajemniczego osobnika, który pojawił się na boisku. Jeszcze chwilę się wahał, czy podejść bliżej, czy może nie odejść, ale Hillman dał znak, który sprawił, że chłopcy po chwili znajdowali się tuż obok niespodziewanego gościa. Spod kaptura wypadło parę jasnych kosmykow włosów, które od razu zostały pod niego schowane. To sprawiło, że zaczęły pojawiać się różne wymiany zdań na ten temat
Czy to Byron?
Co on tu robi?
To nie może być on...
I słusznie. Byron był wyższy conajmniej o pół głowy, a jego włosy były sporo dłuższe i znacznie ciemniejsze. Łączyła go tylko jedna rzecz z kapitanem Zeusa... Kevin wydał się tak samo zły jak wtedy, gdy Love zjawił się na ich boisku przed meczem finałowym.
- Uspokój się wielkoludzie. - powiedział dość spokojnie lider zespołu, wychodząc dwa kroki przed smoczego napastnika. - Jestem Mark Evans. - zwrócił się do osoby przed nim. - i jestem kapitanem tego zespołu. A ty? Kim jesteś i co tu robisz? - przez chwilę panowała cisza, aż w końcu, wraz z włożeniem rąk do czerwonawych kieszeni, usłyszeli cichy i spokojny ton głosu. Trudny do rozpoznania i widocznie starający się coś ukryć... Albo... Próbujący nie powiedzieć zbyt wiele.
- Chce dołączyć do zespołu. - chłopcy momentalnie zaczęli po sobie patrzeć. Co? Przecież eliminacje były wczoraj. - z tego, co widzę, macie tylko siedemnastu członków.
- Kevin nie jest w zespole. - zaznaczył jeden z chłopaków, na co Dragonfly spuścił głowę.
- Zagramy na moich zasadach, dobrze? - w tym głosie nie słychać było narzucania się... Anielski spokój...
- Co masz przez to na myśli?
- Już tłumaczę.
Trzy rozgrywki. Trzech różnych zawodników.
W każdej chodzi tylko o to, by trafić gola. Pierwsza z nich - wystarczy ominąć przeciwnika. W drugiej chodzi o spryt i siłę, która pomoże przebić się przez obronę, a trzecia rozgrywka? To starcie z samym bramkarzem.
- Jeśli wygram wszystko, to już mnie nie zobaczycie, jeśli jednak wy wygracie, to wstąpię do waszej drużyny.
- Co to za głupie zasady?! - krzyknął sfrustrowany różowowłosy.
- Zostały ustalone odgórnie.
- To nie ma sensu. Dlaczego ja nie mogę być w zespole tylko ten ktoś?!
- Musiałeś mieć trochę za mało si... - wtedy wszyscy dostrzegli, jak Kevin szybkim ruchem łapie za górną część bluzy przybysza i unosi rękę do góry, sprawiając, że sama postać była w ogromnym szoku. Gdyby podniósł ją trochę wyżej, jej stopy znalazłyby się nad ziemią.
- Nikt cię nie prosił o zdanie koleś!
- Dragonfly! - znów krzyk trenera, który spokojnie podszedł do reszty zespołu, zostając za menadżerkami, które w pośpiechu podbiegły do przyjaciół. Teraz spod kaptura nie trudno było dostrzec srebrne i dość cienkie oprawki okrągłych okularów, a także delikatny uśmiech.
Nie ma potrzeby, by zwracać się do mnie per pan.
Chłopak momentalnie odstawił dziewczynę na ziemię.
Dziewczynę? Tak... Dopiero teraz, gdy mówiła normalnie, dało się to zauważyć. Powoli ściągnęła kaptur, pokazując, kim jest. Jasna skóra i tak samo jasne włosy... Szare oczy skrywające się za szkiełkami okularów, drobne skazy na nosie i malutki uśmiech.
- Przedstawiam wam naszego gościa. - zaczął Hillman, kładąc dłoń na ramieniu jasnowłosej.
- Gościa?! - No trzeba przyznać, że chłopcy byli bardzo zaskoczeni całym zajściem... Dziewczyna grająca w piłkę?
Jednak nie wszyscy czuli się tacy wytrąceni z równowagi. Jude i David posyłali sobie znaczące spojrzenia. Poznali ją? Na pewno.
- To jest Ereina... I mam nadzieję, że przystaniecie na zasady, które ustaliłem.
- Trenerze prosimy o chwilę namysłu.
Udali się do domku klubowego, by omówić całą sprawę. Nic nie wiedzieli o tej zawodniczce, a ich główny strateg głęboko nad czymś myślał.
- To tylko zwykła dziewczyna! Spławmy ją i tyle. - mówił smoczy napastnik.
- Nie jest taka zwykła, jak ci się wydaje. - dopiero teraz głos zabrał Sharp, dając tym samym znak, że coś wie. - jest na prawdę całkiem dobra. Ręczę za to.
- Jude, ale skąd masz te pewność? Znasz ją? - wtrącił się Evans.
- Należała kiedyś do Królewskich. - Dave przymknął oczy, jakby chciał uciszyć okrzyki zdziwienia, które wywołały jego słowa.
- Powiemy wam wszystko potem... Zaufajcie nam.
- Biorę na siebie pierwszą rozgrywkę.
Dragonfly...
Widać, że jeszcze bardziej był przybity faktem, że jego miejsce miała zająć jakaś dziewczyna... Ale skoro już to miało się zdarzyć, to pomoże przyjaciołom. Dawny kapitan Akademii na pewno nie kłamał z tym, że jest dobra.
- W takim razie jeśli będzie potrzeba, rozegram drugie starcie. - rzekł brunet, poprawiając swoje gogle.
- A jeśli i to nie zadziała...
Tak, Mark...
Wtedy ty musisz wejść do akcji.
Dadzą radę.
Wybiegli znów na boisko, gdzie już czekała na nich przebrana zawodniczka. Faktycznie... Strój Akademii Królewskiej. Kevin stanął naprzeciw niej, przypominając sobie ten strach, który miał w sercu przy pierwszym starciu z tym zespołem.
- Powodzenia. - odezwała się nastolatka, z uśmiechem wyciągając rękę do przodu. Chłopak jednak zignorował ją i fuknął cicho pod nosem.
Tobie przyda się bardziej.
Staracie szybko się rozpoczęło, a zawodnicy uważnie obserwowali Kevina, którego od bramki dzieliła tylko dziewczyna. Myślał, co zrobić. Miał czas... Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
- Nie wierzę, że po tym wszystkim widzę ją na boisku. - skomentował Samford, przykrywając opaskę na oku dłonią.
- Ja też nie. Nie żebym w nią nie wierzył. - westchnął cicho. - ale Kevin to świetny zawodnik, a ona miała długą przerwę w sporcie.
- Co trener chce przez to osiągnąć?
- Sam chciałbym wiedzieć, Dave. Może wie, że wydarzy się coś niespodziewanego?
A może wiedział, że na takich zasadach na pewno wejdzie do drużyny?
Tak, Jude... Pewnie o to właśnie chodziło. Ale czemu się zgodziła?
- Kiedy wyszłaś ze szpitala? - zapytał jakby sam siebie. - Czemu mi o tym nie powiedziałaś, kuzynko? - zacisnął dłonie na ławce, czując jak jego oddech zamiera. Nie mógł uwierzyć.
Nikt nie był w stanie. Starcie zakończyło się...
- Jude. - David potrząsnął ramieniem przyjaciela, który oderwał wzrok od boiska.
- Niesamowite. - tylko to zdołał wydusić. - zaskoczyłaś mnie. - odrzekł, zerkając na Ereine. Podniósł się, a jego peleryna uniosła się na wietrze do góry.
Powoli zszedł na dół i spojrzał na przyjaciela.
Jaki wynik?
Kevin przegrał.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top