34

- Naprawdę widzieliście Raya Darka? - po pytaniu Nathana wszyscy zamilkli. Po ciałach ludzi, którzy znali tego mężczyznę, przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a ci którzy nie mieli okazji go poznać, czuli tylko zmieszanie, przypominając sobie wszystkie zdania wypowiedziane na jego temat przez przyjaciół. Z trudem przyjmowali, że słowa przyjaciół mogą być prawdą. Trener, o którym każdy chciał zapomnieć, by wyrzucić z siebie uczucie cierpienia i bezsilności, a on znów pojawił się tuż obok nich, jak postać z najgorszego koszmaru. Gdy wszyscy spoglądali w ziemię, tylko Ereina przyglądała się czwórce chłopaków, którzy stali i spoglądali na resztę zawodników. W końcu wiedziała, co było przyczyną tych dziwnych niepowodzeń Juda w ciągu ostatnich treningów. Rozumiała, czemu David i Calleb udawali tylko, że nic im się nie chce i to powód, dla którego ich gra wydaje się niedokładna, a Mark? On chyba pełnił rolę tego, który był dla pozostałej trójki duchowym wsparciem.
- Tak - odpowiedział dość pewnie Sharp po chwili namysłu.
- Czyli wrócił i znowu ma nas w garści - momentalnie skupili się na blondynce, która wstała z ławki. Dopiero teraz dało się dostrzec, że była jeszcze bardziej niepocieszona niż zwykle, wzrok wydawał się błądzić po zupełnie innym świecie, a jej serce tłumiło wiele emocji... Nie koniecznie pozytywnych.
- Spokojnie. Powstrzymał nas przed przyjściem na nasz mecz z Argentyną. To był jego główny cel.
- I serio myślisz, że na tym się skończy, Jude? - jej palce zaczęły delikatnie drżęć, a zamglone wcześniej oczy ukazały teraz pełne skupienie. - Znasz go nawet lepiej ode mnie.
- Wiem, Errie, ale jedyne, co może teraz zrobić, to wyszkolenie Włoch tak, byśmy nie mieli szans z nimi wygrać.
- Serio w to wierzysz? - podniosła głos, zaraz potem przełykając głośno ślinę i próbując uspokoić emocje. - A co jeśli znowu będziecie częścią jego planu? Albo spowoduje wypadek, z którego nie wyjdziecie tak szybko? - jej wyraz twarzy wyrażał zakłopotanie, a po jej policzku wpłynęła jedna kropla wody. - Jude, pomyśl o nas i naszych predyspozycjach. Ja... Ja nie mam tyle siły i wiedzy, by dać zwycięstwo zespołowi - wszyscy zebrani wstrzymali na chwilę oddechy, analizując słowa nastolatki. Ta tylko zamknęła mocno oczy, a potem przeszła obok kuzyna i wybiegła z szatni.
- Hej! Czy ona nas czasem nie obraziła!? - zaczął poirytowany Glass, poprawiając swoje okulary.
- Nie słuchałeś uważnie narcystyczny nerdzie?! - Kevin podniósł się, łapiąc za koszulkę Willy'ego i podnosząc go do góry. Wraz z nim wstała też reszta zawodników, która chciała w jakiś sposób rozdzielić awanturników. Tylko Axel stanął przez Sharpem, posyłając mu spokojne spojrzenie.
- Ereina pełniła dziś rolę stratega i jak widać obwinia się o naszą przegraną - zaczął, domyślając się, że pomocnik nie wie nic o sprawie. Po słowach płomiennego napastnika, ucichły krzyki, a drużyna poczuła się głupio, że wcześniej tego nie zauważyli.
- Axel chyba ma rację - potwierdził Xavier, stając niedaleko.
- Zaraz - wtrącił się kapitan. - Przecież dokładnie widzieliśmy całe starcie i taktyka, której użyliście w drugiej połowie była świetna.
- Też tak uważamy, Mark - stwierdził Blaze, przyglądając się każdemu zawodnikowi z osobna, zauważając że wszyscy zaczęli twierdząco kiwać głowami. - Ale - zawahał się przez chwilę. - Ereina zawsze była bardzo wrażliwa. Jak jeszcze byłem w Kirkwood, to obwiniała się nawet za oszustwa Raya Darka.
- Muszę niestety przyznać Axelowi rację - zaczął Sharp. - Chociaż jestem pewien, że nikt z nas - kiwnal głową w stronę płomiennego napastnika i Davida. - Nie przewidział tego. Po wypadku wydawała się o wiele doroślejsza niż kiedyś.
- Zbagatelizowaliśmy to - skwitował Samford.
Mimo wszystko, to nie był koniec dla zespołu Inazumy. To tylko jeden mecz, który mogli z łatwością nadrobić. Mieli szczęście, że uświadomił im to pan Travis, który pojawił się parę chwil później wraz z trenerem Hillmanem. Wszyscy wrócili do autokaru, o dziwo znajdując tam dziewczynę, która zawsze stała na pozycji obronnej. Nie zaczynali jednak żadnego tematu, gdyż widocznie była pogrążona w swoich myślach. Axel, który siedział obok, przyglądał jej się uważnie, aż dotarli na miejsce, a oni wrócili do swoich pokoi. Nie wrócili jednak wszyscy. Pod rozgwierzdżonym niebem na ławce siedziała jedna osoba, jakby oczekując, że któraś gwiazda spadnie na ziemię, spełniając jej najskrytsze marzenie i zmywając z twarzy łzy.
- Jestem beznadziejna - podkuliła kolana, oplatając je rękami i chowając swoją twarz.
- Wiesz przecież, że to nie jest prawda - podniosła szybko głowę, a gdy dostrzegła osobę, która wypowiedziała te słowa, podniosła szybko okulary, przecierając oczy i odwracając się w drugą stronę.
- Axel? Co ty tu robisz? - zająkała się, widząc, że chłopak siada naprzeciw niej.
- Martwię się - stwierdził krótko, kładąc dłoń na jej łokciu, który opierał się o kolano.
- A jest sens? Powinieneś się martwić następnymi meczami, bo jeśli przegramy... - przyłożył palec do jej ust.
- Nie przegramy. Spisałaś się dzisiaj świetnie. Przecież udało nam się przebić obronę Argentyny.
- Ale gdybym była jak Jude, to mielibyśmy przynajmniej remis.
- Ale nie jesteś jak on - rzucił pewnie, unosząc wzrok na chwilę do góry. - Jesteś Ereina Senter. Jesteś osobą, która potrafi zupełnie zmienić bieg wydarzeń. Zawsze jesteś pierwszą do pomocy innym i każdy może na ciebie liczyć.
- Kiedy słucham tych słów, mam wrażenie, że mówisz o zupełnie innej osobie - jej usta uchyliły się lekko, a oczy stały się większe, gdy odczuła, jak ramię chłopaka obejmuje ją, a po jej ciele przechodzi delikatny dreszcz.
- Mówię o tobie - uśmiechnął się delikatnie. - Wniosłaś wiele dobrego w moje życie, ale nie tylko w moje. Inni też zapewne do czują - nastolatka odwróciła głowę w stronę przyjaciela.
- Axel... Doceniam to, że chcesz mnie podnieść na duchu, ale to nie zmieni tego, iż codziennie czuję się coraz słabsza - przyciągnął ją trochę bliżej siebie. Ona po chwili namysłu wtuliła się w jego ramię.
- Dlaczego czujesz się słabsza? - zapytał, przyglądając się niebu.
- Bo mam wrażenie, że ktoś inny lepiej sprawdziłby się na moim miejscu w zespole - Blaze poczuł przez chwilę, jak staje mu serce, a jego oddech zamiera. Otrząsnął się jednak po sekundzie i znów przemówił.
- Każdy z nas jest ważny. Nieistotne, czy ma większą, czy mniejszą siłę. Wszyscy tworzymy jedną całość - zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się, jak dobrać słowa. - Wiesz, drużyna jest jak puzzle, które układają się w jedną całość. Jeśli zabraknie chociaż jednego, wtedy układanka traci cały swój sens i jest skazana na rozpad, bo reszta nie może funkcjonować, gdy nie ma całości.

Drużyna jest jak puzzle. Oba bez całości nie mogą funkcjonować, bo razem stanowią jedno ciało...

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top