22
- Nie mogę uwierzyć! - radosny głos Marka słychać było w całym autokarze. W końcu znaleźli się w tym wspaniałym miejscu zwanym wyspą Liocott. Nikt raczej nie spodziewał się, że na takiej małej wysepce zobaczą praktycznie cały świat. Liocott dzieliło się na wiele mniejszych dzielnic, z których każda przypominała inne miejsce z kuli ziemskiej. Drużyna Japonii właśnie przejeżdżała przez włoską część, zauważając rozciągającą się z każdej strony dużą ilość wody, a po niej pływające gondole.
- Niesamowite - pierwszy odezwał się Jack, przyklejając twarz do szyby, a w jego oczach zaczęły tlić się małe iskierki.
- Nigdy nie myślałem, że istnieje takie wspaniałe miejsce! - dodał Todd, który również nie mógł powstrzymać swojego zachwytu, ignorując śmiech Scotty'ego.
Axel także spojrzał przez okno, przyglądając się przechodzącym ludziom, natrafiając też spojrzeniem na chłopców, którzy w najlepsze grali w piłkę nożną. Ostrożnie położył dłoń na ramieniu siedzącej przy oknie koleżanki i delikatnie nią potrząsnął. Ta tylko podkuliła kolana i bardziej przytuliła się do zwiniętej bluzy, która służyła jej za poduszkę.
- Jeszcze pięć minut, mamo - usłyszał w odpowiedzi. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na resztę przyjaciół, która w najlepsze snuła plany na przyszłe rozgrywki. W tym momencie przypominali trochę jego stary zespół. Zawsze pewni siebie i myślący tylko o wygranej. Fakt... przez chwilę mogli wydawać się niesamowicie podobni do drużyny Kirkwooda sprzed roku, ale Blaze wiedział, że Raimon nie mieli w zwyczaju nie doceniać przeciwników, ani wywyższać się nad nimi, osądzając cały świat za swoje błędy.
- Już nie mogę się doczekać! - w autokarze znów zabrzmiał głos kapitana. - Szkoda, że Kevin i reszta nie mogą tego zobaczyć.
Fakt. Reszta ich przyjaciół musiała niestety zostać w Japonii. Markowi cały czas było przykro, że nie mają takiej możliwości jak oni, by zwiedzić to wspaniałe miejsce i zmierzyć się z najlepszymi drużynami z całego świata.
Autokar przystanął przy pokaźnym budynku. Chłopcy swoim krzykiem radości obudzili śpiącą wcześniej nastolatkę, która momentalnie spojrzała przez okno z wielką ekscytacją.
Zabrali w pośpiechu swoje rzeczy i przechodząc przez wielkie drzwi, ruszyli w stronę pokoi, od razu wybierając te które im się najbardziej podobały. Sam ośrodek, w którym mieli pomieszkiwać, nie był największą niespodzianką. Trener zadecydował, że dzisiejszy dzień mogą poświęcić na zwiedzanie wyspy, a treningi rozpoczną od następnego dnia. Podzielili się na mniejsze grupy, ustalając plan swoich wycieczek. Tylko Evans postanowił zagospodarować swój czas na ćwiczenia.
- A co z Markiem? - zapytał Jude, zauważając, że Blaze odwraca się w stronę kapitana, przyglądając się, jak chłopak chodzi w kółko, zawzięcie o czymś myśląc.
- Wydaje mi się, że ma już zajęcie - kiwnął głową, na co strateg odpowiedział mu tym samym. Wszyscy rozeszli się, a bramkarz został sam ze swoim pytaniem.
- Gdzie ja na tej wyspie znajdę jakąś oponę? - rozglądnął się wkoło, mając malutką nadzieję na to, że gdzieś w pobliżu znajdzie się przedmiot, z którym tak uwielbiał trenować. Dziwny człowiek... komu sprawiałoby radość dostawanie prosto w twarz z ciężkiej, zabrudzonej gumy? - Cip, cip, oponko! - przebiegł kawałek, przez chwilę klaszcząc w dłonie. - Co ja robię? Przecież ona sama do mnie nie przyjdzie.
Racja. Dlatego wybrał się na miasto, licząc na to, że znajdzie jakiegoś dobrego człowieka, który odstąpi mu jakąś starą oponę. Nie spodziewał się, że podczas swojej podróży spotka bruneta, który zaintryguje go zwykłym podbijaniem piłki i w tym samym momencie zauważy mężczyznę, który na swojej przyczepie miał akurat przedmiot, którego poszukiwał. Ruszył za nim biegiem, a za nim ten piłkarz, który okazał się niebywale szybki.
- Nazywam się Paolo Bianchi - przedstawił się, pokazując znak na swojej bluzie oznaczający, że jest on kapitanem włoskiego zespołu Orfeusza.
Markowi nie tylko udało się zawrzeć nową znajomość, ale i spotkał kogoś, kto w przyszłości z pewnością odmieni jego życie.
- To był Mark Evans - zaczął mężczyzna, śmiejąc się pod nosem z pomysłu chłopca, jakim był trening z oponą. Nastolatek jadący obok niego spojrzał w jego stronę i skinął głową.
- Kiedy będę miał okazję się z nim zmierzyć?
- Spokojnie Hector - poklepał go po ramieniu. - Musisz trochę poczekać, ale obiecuję ci, że nie pożałujesz.
Odjechali do siebie, a kapitan reprezentacji Japonii wrócił do ośrodka, od razu wieszając na drzewie obok boiska swoją zdobycz. Była o wiele większa niż ta, z którą zwykł trenować, ale dzięki temu z pewnością będzie o wiele silniejszy.
- Hej Mark - usłyszał, gdy wyrzucił oponę w górę.
- O hej Errie! - zaczął radośnie machać w stronę nastolatki, czując uderzenie opony w jego bok i upadając momentalnie na ziemię.
- Mark! Nic ci nie jest? - przy nim znalazła się zawodniczka, która od razu położyła dłoń na jego czole. Zdziwił ją śmiech bramkarza, który uśmiechnął się szeroko, powoli podnosząc się z ziemi.
- Spoko. Nic mi nie jest.
- Czy to aby na pewno jest bezpieczne? - nie była przekonana do sposobu jego treningów. Pierwszy raz widziała, że robił coś takiego. Dziwne, a także nieco zaskakujące.
Był tak przekonujący, że nawet sama Ereina postanowiła spróbować. Nie udało jej się do końca zatrzymać lecącej opony, ale mimo wszystko wydało się to ciekawym doświadczeniem.
- Chcesz spróbować jeszcze raz?
- Nie dzisiaj - uśmiechnęła się, kątem oka widząc małą grupkę zawodników, która wracała do ośrodka. - Jakby ktoś mnie szukał, jestem u siebie.
Wybrała sobie pokój na końcu korytarza. Całe szczęście, że nie mieszkała w nim sama. Dzieliła go ze swoją kuzynką, ciesząc się, że będą miały dodatkowy czas, który z pewnością spędzą razem. Dlatego właśnie wzięła swoją torbę, chcąc się jak najszybciej rozpakować. Gdy ją podniosła, wyleciały z niej dwie koszulki z bocznej kieszeni, a wraz z nimi zaklejona koperta. Odrzuciła ubrania na łóżko, siadając na materacu, w rękach obracając list i przypominając sobie moment, w którym go dostała.
- Powiedziałeś, że to ważne, tak? - powiedziała do siebie, mając w głowie głos niebieskowłosego nastolatka, który wypowiadał te słowa.
Powiedziała kuzynowi, że nie otworzy tego listu, ale teraz miała wątpliwości.
Czy powinna go przeczytać?
Co w nim takiego jest, że jest taki ważny?
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top