11

Znasz ten moment, gdy uparcie starasz się ukryć przed światem jakąś tajemnicę, a ludzie mimo twoich ogromnych starań dochodzą do sedna sprawy? Można rzec... że czuje się wtedy frustracje i czuje się tak, jakby było się za słabym, by cokolwiek zdziałać. W tym przypadku było jednak zupełnie inaczej.

Austin Hobbes...

Jeden z tych zawodników, o których nie było zbyt wielu informacji w bazie danych. Ten, który często opuszczał obóz i wracał następnego dnia, powtarzając poprzednią historie. Nie przypuszczał, że jego przyjaciele, a w tym i sam Axel Blaze, który był idolem chłopaka, przyjdą aż do restauracji jego mamy i zaoferują mu swoją pomoc... 

Prawdziwych przyjaciół poznaje się przecież w biedzie.

Tak załatwili sprawę jego ucieczek... Pozostała kwestia dziwnych i nieprzemyślanych podań, które bardzo martwiły białowłosego. Co takiego mogło się stać, że tak postępował? Jego przyjaciółka parę razy próbowała go uspokoić, aż w końcu sama zaczęła uważniej przyglądać się młodemu chłopakowi... zwłaszcza wtedy, gdy wyszedł na boisko. Padali jeden po drugim, a on wniósł na boisko świeżą grę. To zmieniło trochę przebieg gry, ale potem... stało się to co zwykle...

Podał piłkę do tyłu...

Niby nic... ale gdy zabrzmiał gwizdek sędziego, nawet zetknięcie brązowych oczu ze spojrzeniem przypatrującej się blondynki nie powstrzymało napastnika przed skierowaniem silnego ataku w stronę ciemnowłosego. Zaskakujące... przecież tego samego użył, gdy Mark za bardzo przejął się sprawą Juda. Podziałało wtedy... podziałało i tym razem. Cała historia o zazdrosnych kolegach z drużyny... Wszystko miało coraz większy sens. 

- Przyjaciele będą się cieszyć z twojego sukcesu. - mówili zawodnicy, uświadamiając tym samym to, czego Austin od dawna nie widział... W reprezentacji Japonii znalazł prawdziwych przyjaciół, dzięki czemu swoją Tygrysią Energią zdobył znaczące dla całego spotkania punkty.

Czujesz mój oddech na karku, Axel? Na twoim miejscu zacząłbym się martwić o swoje miejsce.

- Hej, stało się coś? - jasnowłosy kucnął przed dziewczyną siedzącą na ławce. Jeszcze chwilę temu jej twarz zakrywały dłonie, a włosy dodatkowo przysłaniały jej oblicze. Uniosła delikatnie głowę, skupiając się na koledze. Uśmiechnęła się lekko i rzuciła.
- Wszystko dobrze... boli mnie tylko głowa. - Blaze wyciągnął dłoń do przodu, ostrożnie przykładając ją do czoła. Na szczęście... nie była ciepła. - masz przyjemnie zimną rękę. - kąciki jej ust uniosły się trochę wyżej. Poczuła wtedy, jak zamiast całej dłoni, jej czoło dotykają tylko opuszki palców nastolatka, które powoli przesunęły się w bok, by potem przejechać po jasnym policzku zawodniczki, zatrzymując się od jej brodą. Wtedy napastnik podniósł się, palcami unosząc podbródek Ereiny do góry, by na niego spojrzała.
- Jeśli coś będzie się działo... powiedz. - skinęła głową, a chłopak pobiegł do kapitana, który już niecierpliwie czekał na jeden z ognistych strzałów przyjaciela.
 - Jeśli coś będzie się działo... powiedz. - ten sarkastyczny ton... Caleb Stonewall. Stał obok ławki i z szyderczym spojrzeniem i cynicznym uśmieszkiem przypatrywał się jasnowłosej. Gdy ona postanowiła go zignorować, zaśmiał się i znów przemówił. - widziałem, jaka byłaś zmarnowana, gdy nie udał się wam ten śmieszny atak. - machnął ręką. - po prostu jesteś za słaba i tyle. - prychnął.
- Z tego, co wiem, ty nie masz żadnej taktyki. - Xavier, który słyszał słowa ciemnowłosego, zatrzymał się na chwilę i posłał chłopakowi wrogie spojrzenie.  - lepiej wracaj do ćwiczeń.

- Już biegnę. Tylko nie nasyłaj na mnie swojej bandy kosmitów. - Foster uśmiechnął się i też wrócił na trening. Mimo tego... iż Caleb często szukał zaczepki, to teraz sprawił, że jego słowa zajmowały całe myśli zawodniczki. 

Była... słaba?

To samo mówił przecież Dark... że jest słaba. Czy to prawda? Czy na prawdę tak było? Jeśli tak, to po co miała być w zespole... jaki był w tym wszystkim cel?
- Senter, dlaczego nie trenujesz z innymi? - Trener nagle znalazł się obok niej, patrząc jak zwykle na wszystkich poważnym spojrzeniem.

- A jest sens?
- Jeśli nie zaczniesz ćwiczyć, to się tego nie dowiesz. - na te słowa podniosła się, ruszając do gry.
- Ereina Senter... - mruknął pod nosem Travis.

Co on w niej takiego widział? To był pomysł Hillmana, by sprowadzić ją tutaj jako zawodniczkę, ale do Percivala należało ostatnie słowo. Miała coś w sobie? Czy to była kolejna nieodkryta karta trenera Japonii?
- Zaczynamy! - i proszę. Nie minęła długa chwila od jej wejścia na boisko, a już zaczyna się robić ciekawie. Trójka dawnych Królewskich, która pierwszy raz próbowała wykonać Królewskiego Pingwina numer dwa. Jude żałował, że nie udało mu się dopracować tego ruchu przed tym całym wypadkiem. Wymyślił go dla swojej kuzynki, by ta mogła zapomnieć o jego poprzedniej wersji. Wytłumaczył, na czym polega atak, a potem patrzył, jak stado pingwinów szybuje do rąk bramkarza. Tak właśnie powinien wyglądać ten atak...

I tak powinny wyglądać kiedyś twarze zawodników Akademii...

Uśmiechnięte, a entuzjazm winien bić z każdego najmniejszego ruchu. Dziwne, że wtedy nie potrafili dostrzec, ile radości sprawia piłka... Niestety za nimi stał jeden człowiek...
- Wiesz, że on...
- Jest odpowiedzialny za mój wypadek? Tak... wiem. - odpowiedziała pare dni temu chłopcom, którzy jeszcze wcześniej szukali dobrych słów, by jej to przekazać.

Ray Dark...

Dający siłę, a oczekujący bólu i cierpienia przeciwników... Dziwnę, że gdy jasnowłosa spoglądała na ciemne niebo, przypominała sobie, jakie słowa kierował w jej stronę. Często były to wyrazy motywacji, czasem niejakiej pogardy, ale zdarzały się też pochwały. Zwłaszcza dziś nie mogła wyrzucić z głowy jego uśmiechu i strasznej postury... nie dziś, gdy słowa Stonewalla pokrywały się z tym, co usłyszała na końcu swojej smutnej przygody z nim. Wtedy uniosła rękę do góry, poprawiając zsuwające się z nosa okulary, po czym wyciągnęła dłoń przed siebie, jakby chcąc złapać w nią niewidoczne spadające gwiazdy, w głowie słysząc tylko...

Jesteś słaba...

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top