OVA #3

Nieprzyjemny, duszący zapach, unoszący się w powietrzu... Lekarze przechadzający się po korytarzach i pielęgniarki, które ciągle biegały od sali do sali. Był tu ostatnio... wczoraj. Jednak przez tłok i powagę sytuacji nie zdołał na dłużej zostać w szpitalu. Jego mała siostrzyczka...

Julia...

Była bezpieczna. Doktor mówił, że to tylko niegroźne rany, które z czasem znikną. To uspokoiło jego serce, ale niestety nie na długo. Ojciec przecież nie dzwonił tylko po to, by poinformować go o wypadku małej brunetki. Tuż obok niej wydarzył się przecież drugi wypadek. Axel zdołał tylko zerknął do sali, w której leżała druga z dziewczyn, a to, co zauważył, w żaden sposób nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Trójka lekarzy... pielęgniarki, które szybko odczytywały dane z maszyny i jego ojciec, który w pewnym momencie powiedział

Tracimy ją.

Wtedy jedna z kobiet, będących w sali, wyprowadziła go, mówiąc, że nie może wchodzić do środka. Zupełna bezsilność... Stało się najgorsze. Coś, czego nie spodziewał się nawet w najmniejszym stopniu. Czemu?

- Eren... nie miałeś racji. - powiedział do siebie, gdy opierając czoło o zimną ścianę, uderzył w nią pięścią. O co chodziło? Chyba pamiętasz, że przyjaciel Blaze'a mówił, że nie możliwe jest, że stanie się coś złego albo tym bardziej, że przegrają przez

Własnego kapitana...

Nie pozwolono im nawet zagrać, bo nie mieli pełnego składu. Zostali... upokorzeni. Gdyby tylko wiedzieli, co się święci... Że wcale nie jest bezpiecznie. Mógł pomyśleć. Wtedy wszyscy wyszliby bez szwanku. Julia... Ereina... Ale nie mógł przecież przewidzieć nieszczęśliwego wypadku. Nikt nie mógł... To się niestety zdarza. Szkoda tylko, że padło na bliskie mu osoby.

Dopiero następnego dnia dostał lepsza wiadomość... Że stan przyjaciółki jest stabilny, jednak jest w śpiączce i nie wiadomo, kiedy się obudzi. Ojciec pozwolił mu ją zobaczyć

Pierwszy raz po wypadku.

Sam nie wiedział, czemu jego nogi rzuciły się jakby biegiem w stronę łóżka. Oddech przyspieszył mu na chwilę, a oczy zaczęły delikatnie drżeć. Malutka maska na ustach, liczne kable odchodzące z jakiejś maszyny obok. Mógł przysiąc, że wyglądała, jakby spała. Widział, że jej brzuch unosi się nieznacznie do góry, by potem powoli opaść. Dotknął delikatnie jej ręki, od razu zabierając dłoń. Była bardzo zimna...
- Er.. Ereina... - złapał za oparcie stojącego obok krzesła i powoli usiadł na nim, chowając twarz w dłoniach. - gdybym nie grał w piłkę. - odpowiedział po chwili cichy. - Nic by się nie stało. - był zły... Ale czemu na siebie? Przecież to nawet w najmniejszym stopniu nie była jego wina. - przegrałem. - odpowiedział, gdy się namyślił. Znów położył rękę na jej dłoni, uściskując delikatnie jej palce, kciukiem gładząc jej skórę. - obudź się, proszę.

W jego oczach zebrały się łzy... Takie jak wtedy, gdy zobaczył Julie całą i zdrową. Teraz jednak spływająca po policzkach woda nie była oznaką radości, tylko smutku. Przecież finał miał zacząć... Można powiedzieć

Ich nowe życie...

I w pewnym sensie... To właśnie się stało. Jasnowłosa straciła w tym momencie wszystko, co kochała. Pozostali przy niej tylko kochający ludzie... Zrobiłby wszystko, by ją obudzić. Dosłownie wszystko. Gdy na nią patrzył, przypominał sobie, że mówiła, iż udowodni mu, że może na nią liczyć.
- Czy tak chciałaś to udowodnić? Zwariowałaś? - jego powieki zakryły brązowe tęczówki, sprawiając, że kolejne łzy zakreśliły linie na jego licach. Wziął głęboko wdech, czując, że powoli się uspokaja. Musiał... Jego emocje nic tu dobrego nie wniosą.

Jego przyjaciółka nieprzytomna w szpitalu... Przyjaciele, którzy już ani razu nie spojrzą na niego jak na jednego z nich - teraz będzie ich wrogiem...
Czy mogło być gorzej?
Trudno było odpowiedzieć na to pytanie...
Każde zdarzenie niesie za sobą konsekwencje. To, co się stało, również to zrobiło. Axel w końcu zgodził się na przeprowadzkę, która od wielu miesięcy planował ojciec, który chciał mieszkać bliżej miejsca pracy. Chłopak musiał też zmienić szkołę... Nie mógłby być w tym samym budynku z ludźmi, których zawiódł. Nie będzie się tłumaczyć. To nie ma sensu. To była przecież jego wina... I on teraz musiał przyjąć to, że został uznany za zdrajce.
Postanowił jeszcze jedną rzecz... Która z pewnością będzie miała duży wpływ na jego przyszłość.
- Ereina. - jego głos stał się trochę pewniejszy. Mimo wszystko... Widać było, że jeszcze w środku bije się z myślami

Czy aby na pewno robi dobrze?

Kiwnął głową i dodał.
- Dopóki się nie obudzisz... Nie zagram w piłkę. Nie mogę... Gdy ty tutaj cierpisz. - wstał z krzesła i spojrzał na spokojną i bladą twarz nastolatki. Zacisnął pięści i z trudem wypowiedział ostatnie słowa. - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin... Ereina...

Opuścił sale.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top