64
Dzisiejszy dzień nie należał do tych ciepłych dni, gdy miałeś ochotę spędzić go całkowicie na powietrzu. Ten był chłodniejszy niż na przykład ten wczorajszy, przez co znaczna większość ludzi wolała spędzić go w domu. Jedynie sportowcy dzielnie znosili mocne pokrywy wiatru, czując dzięki sporemu wisiłkowi ciepło, które dawało im chęci do pracy. Szczególnie ciężko pracowali zawodnicy drużyny Kirkwooda. Ci chłopcy nie mieli dnia bez ćwiczeń. Codziennie poświęcali całe swoje serca, wiedząc, że dzięki temu wygrają mecz... by potem stanąć naprzeciw Królewskich. Od tego wydarzenia dzieliły ich już tylko dwie rozgrywki, a dni do ich rozpoczęcia dłużyły się nie miłosiernie.
Eren dzielnie zagrzewał swoich kolegów do pracy. Wiedział, że Axel się spóźni, musiał zająć się młodszą siostrą. Przywykł wraz z resztą do tego, że białowłosemu często zdarzały się tak zwane...
Wielkie wejścia.
Żaden z nich nie miał mu jednak tego za złe, gdyż wszyscy dobrze wiedzieli, że chłopak pracował ciężej niż ktokolwiek inny i z pewnością nadrobi stracone minuty z treningu. Brunet zrobił sobie chwilę przerwy, by napić się cieplej herbaty, którą przygotował sobie specjalnie na trening. To był idealny napój na taką pogodę, zwłaszcza jeśli miało się zamiar zostać na zimnie trochę dłużej. Odsunął na chwilę termos od ust, zauważając kogoś znajomego. Krótkie spodenki, buty za kostkę i trochę za duża granatowa bluza. Zaśmiał się pod nosem, zauważając, jak dziewczyna nadciąga rękawy, by powietrze nie schłodziło jej dłoni.
- Kogo moje oczy widzą? - zagadnął, kiwając głową do nastolatki, która właśnie go zauważyła. - Axel wspominał, że proponował ci miejsce w naszej drużynie, ale nie sądziłem, że to nastąpi tak szybko! Nie jestem jeszcze gotowy na to! - żartował, robiąc przy tym dziwne miny, które miały wyrażać jego zakłopotanie. Całe zdarzenie miało miejsce dokładnie wczoraj, gdy trener... jak i oni sami dowiedzieli się, że takowa propozycja została złożona szarookiej. Nie było żadnych słów sprzeciwu. Chłopcom odpowiadała osoba, którą nie długo będą nazywać mianem
Członka swojego zespołu...
Wystarczył jeden mecz, w którym z nimi zagrała i to sprawiło, że zyskała ich zaufanie.
- Nie przyszłabym, gdyby wasz kapitan nie powiedział mi, że wie, z kim będzie grać mój zespół w następnym meczu. - rozglądnęła się w koło, zauważając tylko, jak trojaczki znowu rzucają przechwałkami na lewo i prawo. - nie ma go?
- Przyjdzie. Mówił, że musi chwilę zająć się Julią.
- Mógł mnie przynajmniej o tym poinformować... - zaczęła szybko pocierać o siebie zaciśniętymi piąstkami, czując przepływające po nogach zimno.
- Myślałem, że lubisz takie mroźne klimaty. W końcu wszystkie twoje techniki związane są z lodem. Masz szczęście... Właśnie idzie. - wskazał palcem na białowłosego, który jeszcze był ubrany w ciepły strój, a nie tak jak jego koledzy w strój piłkarski.
- Cześć. - przywitał się z przyjacielem. - Długo czekasz? - zwrócił się do dziewczyny stojącej obok.
- Nie, ale powoli zaczynałam się niecierpliwić. - lewy kącik jego ust delikatnie uniósł się do góry, przez co ukazał się dość tajemniczy uśmiech. Był na prawdę wyjątkowy i z pewnością wyróżniający chłopaka z tłumu. - więc, co to za informacja? Chce wiedzieć, bo nawet moi koledzy z zespołu nic nie wiedzą.
- Spokojnie. Nie spiesz się tak. - skinął głową do kolegi, dając znak, by jeszcze przez chwilę zajął się rozgrzewką, a on sam udał się do budynku, a za nim szybko ruszyła blondwłosa, która dogoniła go dopiero na szkolnym korytarzu. - pamiętasz zespół Czerwona Żmija? To z nimi macie następny mecz.
- Żartujesz. - odparła, nie bardzo mogąc uwierzyć w słowa kolegi. - zdobyli dziką kartę?
- Tak. - niesamowite. Errie pamiętała jeszcze technikę tej drużyny. Trzeba przyznać, że na prawdę byli niesamowici, a to... że udało im się wrócić do turnieju, potwierdzało, że są silni.
- Zapowiada się ciekawy mecz. - powiedziała do siebie, gdy brązowooki zniknął za drzwiami szatni. Ona sama oparła się o ścianę i zaczęła obejmować się rękami. - ciepło. - z chęcią by tu dłużej posiedziała i poczekala, aż słońce rozgrzeje ziemię. Nienawidziła mroźnych dni, bo nigdy nie potrafiła dobrze dopasować stroju do panującej pogody.
- Grasz z nami? - zapytał Blaze, wychodząc z szatni.
- Marzę o tym. - skitowała dość ironicznie. O nie... Dzisiaj nie miała ochoty biegać i się męczyć. Jedyne, na co miała ochotę, to wrócić do domu i schować się pod ciepłą kołdrę. - a zwłaszcza o ciepłej czekoladzie.
- Zawsze możesz iść. - odpowiedział, rozpinając swoją bluzę.
- Jeśli stawiasz, to z miłą chęcią.
- Nie ma problemu. - chłopak ruszył do reszty na boisko. Nie próbował dalej namawiać koleżanki na wspólną grę.
Chłód wygrał tę walkę.
Ona udała się znów do domu, zaszywając się po kocem i popijając ciepłe mleko.
- A więc Czerwona Żmija będzie naszym przeciwnikiem. - mruknęła, biorąc kolejny łyk napoju. Była ciekawa, czy poprawili się od ostatniego razu i czy będą w stanie ich zaskoczyć. Miała drobne obawy... co do osoby ich kapitana... Leo Ramzes... o ile dobrze zapamiętała jego nazwisko, rozmawiał z nią bardzo dawno temu i rozgryzł, że Ereina pomogła Kirkwood w rozszyfrowaniu ich taktyki.
Czy mógł to jakoś wykorzystać?
Mógł... Mógł komuś o tym powiedzieć...
Miał akurat idealną osobę do wygadania się. Alana. Dziwnym trafem okazało się, że są dobrymi przyjaciółmi z dzieciństwa... I to trochę martwiło nastolatkę, gdyż wolała, by wiadomości o jej kontaktach z Kirkwood zamykały się w jak najmniejszym gronie - miała wiedzieć tylko ona... I oni. Nikt więcej.
To najbardziej martwiło blondynkę. To, że Akademia się dowie i wtedy osądzą ją o coś. W odstawkę poszła nawet myśl, czy trener znów nie zaplanuje na ten mecz jakiegoś oczustwa. Cóż... Musi czekać i zobaczyć, co się stanie.
Żmije to jadowite węże i każdy wie, że lepiej z nimi nie zadzierać, bo nie skończy się to dobrze. Zwłaszcza jeśli mają czerwone oczy żądne zwycięstwa.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top