62
- Długo jeszcze będziesz siedzieć? - Herman był dość specyficzną osobą. Jego niski głos dawał każdemu słowu, które wypowiadał, odrobinkę grozy i pogardy. Był chyba jedyną osobą, której Ereina nie lubiła... nie wiedziała czemu. Po prostu jakoś nie przypadł jej do gustu... Za to był bardzo dobrym zawodnikiem... kimś, z kogo na prawdę warto było w większości brać przykład.
- Daj mi chwile... źle się czuję. - to akurat była prawda. Cała sprawa z Darkiem i jeszcze wędrówka w miejsce sporo oddalone od Akademii... I jeszcze powrót na trening, na który obiecywała, że nie pójdzie. Piłka przyciąga...
W każdej sytuacji...
- Mam nadzieję, że nie odpuszczasz. - odparł od razu. - to, że okazało się, iż jesteś całkiem dobra w footballu, nie oznacza, że masz przestać się starać. Z takim nastawieniem nie wygramy.
- Wyluzuj. - wzięła łyk wody. - przecież nie tylko wygrana się liczy w tym sporcie. Najważniejsza jest dobra zabawa. - jej słowa sprawiły, że chłopak odszedł od niej. Uraziła go? Najwidoczniej... Duży wpływ musiał tu mieć trener. W końcu to on mówił, że piłka polega tylko na wygrywaniu.
Dark...
Każde przypomnienie sobie o istnieniu takiej osoby... przepełniało strachem i obrzydzeniem.
Najlepsi tylko dzięki uszustwom...
- Ten zespół już zupełnie stracił swoją wartość, o ile ją kiedyś miał. - podniosła się i cicho westchnęła. Wcześniej to była jeszcze w miarę dobra zabawa, a teraz zaczęły się poważne problemy i niszczenie sensu footballu. Przez to czuła, że nie chce być w tej drużynie... mimo... iż miała tu przyjaciół. - ale czy na prawdę może dalej nazywać ich przyjaciółmi?
- Errie ćwiczymy strzały na bramkę!
- Już idę Jude. - cała atmosfera była jeszcze bardziej napięta prze ostatnią sytuację. Brunet unikał dłuższych rozmów z kuzynką. Znowu poruszyłaby ten temat, aż w końcu doszłoby do tego, że musiałby jej wszystko opowiedzieć ze szczegółami. Na razie skupił się na siłę jej strzałów.
- Jest postęp! - ale instruował ją jeszcze, co powinna zrobić, by były jeszcze lepsze. Mimo jej dziwnych domysłów, był dumny, zauważając u niej większe zaangażowanie i ciesząc się, że miał rację... co do jej ukrytego talentu.
Kolejny raz miała oddać strzał do bramki, jednak na rządanie kapitana od tyłu piłkę zabrał jej Herman. Jak zwykle wślizg... ale po takich zagraniach nastolatka najczęściej leciała w stronę ziemi. Teraz nie było inaczej... miała jednak szczęście, że Dave objął ją pod pachami i przytrzymał, by nie upadła.
Dziwny przechwyt, ale w piłce wszystko jest możliwe, prawda?
- Trzymaj się następnym razem, dobra? Bo kiedyś nie będzie mnie obok i na prawdę się wywrócisz. - słowa białowłosego brzmiały trochę żartobliwie, ale szarookiej rozgrzały serce.
Czyli wciąż się o nią martwił...
Miał rację... Musi się skupić. Jej myśli latały we wszystkie strony, ale musiała ustalić jedno.
Teraz... była na boisku i liczyło się tylko to, co działo się na nim. Nic innego. Oszustwa... i rodzinę zostawi na potem.
Akurat teraz jej przyjaciel ruszył do ataku... a z nim dwóch innych zawodników. Niesamowita precyzja i zgranie. Obracali się dokładnie tak samo... Ale kiedy zdążyli to opracować? Może była za bardzo skupiona na wszystkim innym i po prostu tego nie dostrzegła.
Zabójcza formacja...
- Errie idź do obrony! - kapitan jak dyrygent wskazał miejsce, w którym powinna się znaleźć. O dziwo miała dużo czasu na reakcję...
- Lodowa pułapka! - z ziemi wyrosła lodowa ściana, która od razu odczuła na sobie nacisk ataku chłopaków. Chęć zatrzymania tego była wielka, ale ich siła przewyższyła mroźny opór i obrona pokruszyła się na drobne kawałki. Na prawdę niesamowici!
- Hej, słyszysz mnie? - po upadku Ereina siedziała na ziemi i gdzieś wpatrywała się z uwagą. Sama dziwiła się, że z takiej odległości udało jej się dostrzec trenera, który wchodził do swojego gabinetu. Znowu chciała z nim porozmawiać... by udowodnić mu, że nie potrzebują bazować na krzywdzie innych, by zdobyć zwycięstwo. Liczyła się z tym, że jej słowa mogą nic nie zdziałać, ale zawsze trzeba próbować, jeśli widzi się małe światełko możliwości.
Nadzieja w końcu umiera ostatnia.
- Tak... Tak... - wstała od razu, ignorując pomoc przyjaciela. Miała szczęście, że czas minął rąk szybko i trening skończył się minute temu. Przebrała się i wyszła z budynku bocznym wyjściem. - dziwię się, że jeszcze na mnie czekasz. - chłopak poprawił pomarańczową bluzę i uśmiechnął się.
- Obiecałem, że zaczekam. - mieli iść na wspólny trening. Blaze wiedział, że cała akcja z trenerem bardzo zestresowała jego koleżankę, przez co widocznie traciła wiarę w siebie i swoje intencje, więc chciał jakoś odciągnąć ją od tego wszystkiego i pokazać, że nie jest niczemu winna. Zdziwił się, gdy jasnowłosa podała mu torbę i znów złapała otworzyła drzwi. - Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - spytał, gdy dowiedział się, po co się jeszcze wracała.
- Tak... Czuję, że muszę to zrobić. - nie zatrzymywał jej. W jakim stopniu była to rozsądna decyzja.
Oby skończyło się dobrze...
- Errie. - jak zwykle, gdy miała już pukać do Darka, ktoś musiał ją zaczepia. - Dobrze, że cię znalazłem. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy razem. Może poszlibyśmy do kina? - zaproponował.
To całkiem urocze z jego strony.
- Wybacz... Nie mam czasu. - otworzyła drzwi.
- Znowu będziesz o tym z nim rozmawiać? - mówił troszkę z pogardą. Miał dość tej całej sytuacji.
- Nie wtrącaj się.
- Znowu ty. - nie wydawał się zły, ale rozbawiony całą sytuacją. Mała zawodniczka... starająca się walczyć z tym kimś, kto był o wiele wyżej od niej.
- Chce, żeby skończyły się te oszustwa. Będziemy sami wygrywać swoje mecze. - wstał i uśmiechnął się, pokazując swoje zęby.
Przerażający uśmiech.
- A jesteś skora postawić coś w zamian, jeśli jednak byście przegrali? - O czym on mówił. - lepiej nie rzucaj słów na wiatr... Bo komuś może się coś stać. - czy on jej groził? Jeszcze perfidnie się śmiał...
- Chyba nie ma pan zamiaru podnieść na kogoś ręki. - powiększone źrenice... uchylone usta i poczucie, że wszystko zamiast się ułożyć, rozlatuje się na jeszcze więcej drobnych kawałków. Jego miną mówiła wyraźnie, że jest gotowy zrobić komuś krzywdę. Wyprowadził ją ze swojego gabinetu.
Wygrał...
- Jude... - wypowiedziała szeptem, opierając się o ścianę. - David... Dlaczego mi nie wierzycie? Co ja mam zrobić? Martwię się o was...
Trener okazał się potworem w ludzkiej skórze... Ale w jednym miał rację. Nikt nie uwierzy w jej słowa, zwłaszcza, że ostatnio chłopacy amai zaczęli uważać, że zachowuje się dziwnie i wymyśla nie stworzone rzeczy.
Przyłożyła dłoń do ust, myśląc, że to uspokoi jej oddech... I powstrzyma napływ łez. Kolejny... kolejny raz dzisiejszego dnia.
Ruszyła biegiem w stronę wyjścia, mocno pchając drzwi. Nie oglądnęła się za siebie... ale poczuła uścisk na nadgarstku i mocne pociągnięcie do tyłu, a potem jak czyjeś ręce mocno ją obejmują. Jej torba leżała na ziemi. Musiała zsunąć się chłopakowi z ramienia, gdy ruszył się, by zatrzymać koleżankę. Domyślał się, że nie jest najlepiej...
Znowu płacz... Bezsilność i problem.
Ray Dark.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top