61
Jeśli chcesz mieć siłę, musisz sam nauczyć się wygrywać swoje walki.
Tak teraz jej się przypomniało. Jej trenerka zawsze powtarzała to Mattowi, gdy byli o wiele młodsi, a on często rezygnował z tańców solowych. To stwierdzenie miało w sobie sporo prawdy... dlatego było idealnym argumentem na to, że to, co działo się podczas Strefy Footballu, nie powinno w ogóle zaistnieć. Ale o tym wspomni przy okazji, jeśli jeszcze zostanie jej czas i chęci do rozmowy. Na razie sprawa Juda była na pierwszym miejscu. On ufał trenerowi praktycznie bezgranicznie, więc nie zdziwiłaby się, gdyby jemu mówił o wszystkich problemach i trudnych decyzjach.
Miała zapukać, ale na szczęście nie zrobiła tego... W przeciwnym razie nie usłyszałaby rozmowy trenera z panem Blackiem.
- Poprzedni mecz odbył się według pana oczekiwań. Jakieś plany na następny raz?
- Nie. Wszystko idzie zgodnie z moim zamysłem. - dopiero wtedy rozległo się pukanie, a po nim skrzypienie drzwi. Ereina weszła z dość poważną miną do środka, a Dark jak zwykle uśmiechnął się szyderczo... Być może żeby trochę przestraszyć dziewczynę. Niższy mężczyzna wyszedł z gabinetu, śmiejąc się pod nosem. Szalony człowiek... i do tego tak samo fałszywy jak Ray.
- Nic pan nie wiedział, tak? - Nie poczekała nawet na jego najmniejsze słowo. Zniknęło zmartwienie zachowaniem kuzyna... Za to wraz z odkryciem tajemnicy wygranych meczów... pojawiła się złość i niechęć do osoby trenera. Jak on mógł? Oszukiwał nie tylko zespół, którym się opiekował, ale także inne drużyny i wszystkich ludzi zainteresowanych mistrzostwami. - okłamywał nas Pan przez cały czas! Jak Pan może spokojnie spojrzeć w lustro!?! - zaśmiał się. Tak po prostu śmiał się... bez żadnych skrupułów.
- Prawdziwy trener zapewnia swojej drużynie zwycięstwo jeszcze przed rozpoczęciem meczu.
- Ale chyba nie w taki sposób! - wyglądał tak, jakby wiedział, że Ereina domysli się wszystkiego prędzej... czy później.
- Każdy sposób jest dobry. A ty? Co masz zamiar zrobić z tą informacją? - mówił tak kpiąco, gdy siadał na obrotowym krześle. Czy to znaczyło... że trzymał ją w garści?
Opuściła jego gabinet... wiedząc, że słowa Darka znaczyły jedno.
Nie może nic zrobić, bo nikt jej nie uwierzy bez dowodów...
To, że nie uwierzą jej obcy ludzie, to jedno... ale ci, na których zawsze mogła liczyć, także uznali jej słowa za szaleństwo.
David... Jude...
- Czemu nikt mi nie wierzy? - zrezygnowała z dzisiejszego treningu. Po tym... czego się dowiedziała, sama nie mogła spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Należała do drużyny oszustów i nic z tym nie robiła. Czyli... była współwinna wszystkiego. Łzy teraz na prawde napłynęły do jej oczu. Była wrażliwa... ale starała się jak najmniej płakać... bo to był dla niej znak, że jest słaba... za słaba, by zmierzyć się z problemami.
Szare... mokre oczy... dziewczyny, która teraz kompletnie nie wiedziała, co robić. Kolejny raz... Kolejny raz była do niczego. Złapała pierwszego lepszego taksówkarza i podała mu kierunek miejsca, w które miał się udać. Chciała odjechać jak najdalej... Najlepiej w miejsce, którego w ogóle nie znała... Coś jednak ciągnęło pojechać te parę kilometrów bliżej szkoły Kirkwood. Właśnie... nie dawno zyskała ich zaufanie, a teraz... Nie nie powie... nie zrobi tego. Wtedy już na prawdę wszyscy przestaną uważać ją za wartościowego człowieka. Ale czego spodziewała się... po siedzeniu pod ogrodzeniem w dość widocznym miejscu. W końcu za nim była szkoła.
Szansa na zostanie niezauważonym? Żadna.
- Hej, stało się coś? - znajomy, dość niski głos. Chłopak kucnął przed dziewczyną, która mocno przytula a swoje kolana, ale mimo to... uniosła głowę do góry. - to ty? Co ty tu robisz? - to na prawdę było spore zdziwienie. Zwłaszcza, że oboje mieszkali bardzo daleko od siebie... Zupełnie inna strefa.
- Ja... nie wiem... Po prostu... ja... Chciałam być... jak najdalej do domu... I jakoś tak... Chciałam, by akurat tutaj mnie przywieźli.
- Co się stało? - odgarnął jej włosy za ucho. Nie wyglądała dobrze... oczy, które już zdążyły stać się czerwone i lekko sina skóra. Zawsze przejmował się krzywdą innych ludzi... ale jakoś nie spodziewał się, że przyjdzie mu właśnie pocieszać jasnowłosą... A do tego...
Był spóźniony na trening...
- Powiesz mi? - zapytał jeszcze raz, czując w końcu nagły uścisk. Dziewczyna wysunęła się do przodu, obejmując jego szyję. Teraz słyszał jej cichutkie szlochanie i czuł jak cała drży... całe szczęście, że nie z zimna. Nie objął jej, chociaż czuł, że może jednak powinien... ale chciał tym dać jej czas na namysł i pozbieranie myśli.
- Axel... - odezwała się półszeptem. - jeśli ci powiem... znienawidzisz mnie. - odsunął się od niej, łapiąc za jej ramiona. Mimo jej słów... był spokojny, ale nie ukrywał swojej powagi w tej sprawie. Nie odezwał się... czekał na dalsze wyjaśnienie. - za tymi wszystkimi... zamianami... i walkowerami... stoi mój trener. - nie wierzył. Czyli to wszystko na prawdę było ukartowane. Nie stało się jednak tak, jak mówiła Errie... Nie znienawidził jej. Przecież nie miała z tym nic wspólnego. Położył dłoń na jej ramieniu... momentalnie słysząc głos nastolatki. - Jeśli tak ma wyglądać piłka nożna... to ja nie chcę... nie chcę już w nią grać... Nie chcę patrzeć na te wszystkie oszustwa. - teraz on ją przytulił. Mocno... Tak... jakby przytulał swoją młodszą siostrę, która płakałaby, siedząc na jego kolanach.
- Nawet tak nie mów... To nie twoja wina.
Może dobrze się stało, że wybrała to miejsce... i że Blaze akurat spóźnił się na trening. Jego słowa miały... magiczną moc. Wytłumaczy później... kolegom i trenerowi, że miał coś ważnego do załatwienia. Teraz zależało mu na tym... by zabrać te myśli od koleżanki.
Wspólny trening?
Może to pomoże... Chociaż wiedział, że dziewczynę czeka jeszcze, czy tego chciała... czy nie, jej własna seria ćwiczeń wraz ze swoim zespołem. Jeśli będzie chciała, to zaczeka i przy okazji przyjrzy się tej całej sprawie z bliska.
Jeśli chcesz mieć siłę, musisz sam nauczyć się wygrywać swoje walki.
Ale jak ma je wygrać ktoś, za kogo trener wygrywa je za pomocą oszustwa?
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top